Zagłębie Sosnowiec wygrało w wyjazdowym meczu z Górnikiem Wałbrzych 1:0. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył w 17. minucie Paweł Posmyk, chociaż gol był uznany niesłusznie, bo padł po spalonym.

Do meczu w Wałbrzychu Zagłębie przystępowało z aż czterema zmianami w składzie - po raz pierwszy w wyjściowym zestawieniu znalazł się Adrian Jeremicz, pierwszy raz tej wiosny wystąpił Sebastian Białas, a Michał Żółtowski i Wojciech Białek powrócili do pierwszej jedenastki.

W poprzednich pięciu spotkaniach sosnowiczanie od początku atakowali rywali zdobywali gole najpóźniej w 11. minucie. Górnik najwyraźniej wziął to pod uwagę i w pierwszych minutach nie pozwolił na rozwinięcie Zagłębiu skrzydeł i sam od początku ostro natarł na sosnowiecką bramkę, czego efektem było kilka groźnych akcji strzeleckich. Na bramkę Ołeksija Szlakotina nacierali Daniel Zinke, Jan Rytko i Adrian Moszyk, ale w decydujących chwilach brakował im precyzji i zimej krwi i marnowali dogodne sytuacje.

Zagłębie na pierwszą dogodną sytuację czekało aż do 17. minuty i dała ona nam prowadzenie, a jak się później okazało także zwycięstwo. Szkoda tylko, że pozostaje pewien niesmak, gdyż gol ten w żadnym wypadku nie powinien zostać uznany. Piłkę z własnej połowy zagrał Vladimir Bednar, podanie już na połowie wałbrzyszan przedłużył Marcin Lachowski, do piłki ruszył Paweł Posmyk, wpadł w pole karne i strzelił po ziemi w długi róg. Gospodarze od razu protestowali u sędziego, że był spalony. Biegający pod słońce sędzia liniowy nie podniósł choragięwki, główny arbiter też niczego złego nie dostrzegł, więc bramka została uznana, ale zapis video okazał się bezlitosny - gołym okiem, bez żadnych programów do analizy znanych z Canal+, dało się dostrzec, że zdobywca bramki był na wyraźnym spalonym.

Ta bramka nieco podłamała drużynę Górnika i jej ataki już nie były tak ciągłe jak w pierwszym kwadransie spotkania. Na boisku zrobiło się za to bardzo ostro i nerwowo. Piłkarze się faulowali, a sędzia sięgał do kieszonki po kartki. Wałbrzyszanie najbliżsi strzelenia gola byli w 39. minucie, gdy  po dośrodkowaniui Jana Rytki strzelał Jacek Fojna, a piłkę zablokował Vladimir Bednar.

Zaraz na początku drugiej połowy mogło być 2:0. Po strzale Pawła Posmyka interweniował Damian Jaroszewski. Wybita piłka trafiła do Vladimira Bednara, który odegrał do Patryka Stefańskiego, a ten strzelił prawą nogą w spojenie słupka z poprzeczką. W 57. minucie po kontrze i podaniu Vladimira Bednara poza polem karnym efektownym szczupakiem interweniował Damian Jaroszewski,  a minutę później golkiper Górnika obronił strzał Pawła Posmyka.

Sosnowiczanie wraz z upływem czasu cofnęli się i liczyli na to, że zmuszony do ataków Górnik będzie zostawiał coraz więcej miejsca na kontry. Gospodarze natomiast próbowali wielu dośrodkowań, ale rośli gracze Zagłębia nie pozwolili zawodnikom Górnika na wygranie pojedynków powietrznych, a gdy trzeba było strzelać z dystansu, to także sobie nasi gracze z tym radzili, blokując uderzenia. Szczególnie zapamięta to Michał Filipowicz, który przyjął na podbrzusze piłkę po strzale Marcina Morawskiego.

W końcówce Zagłębie miało dwie dobre sytuacje po kontrach, gdy Górnik już bardzo rozluźnił szyki defensywne, ale brakowało dobrego podania - w 87. minucie Krzysztof Napora wchodził z piłką w pole karne, zamiast podawać do Michała Filipowicza, a w drugiej z sześciu doliczonych minut źle zagrał Patryk Stefański.

Górnik zdobył w poprzednich meczach aż 9 bramek po 88. minucie spotkania, ale na szczęście tym razem ta sztuka się nie udała. Zagłębie wywozi więc z Wałbrzycha trzy punkty, choć nie można ukrywać tego, że bramka na wagę zwycięstwa padła po spalonym.