Krzysztof Markowski: - To nie jest Zagłębie, które widzieliście jesienią. Sami musimy sobie odpowiedzieć, co jest tego przyczyną. Ja na tą chwilę nie wiem. Od kiedy tu jestem nie przegraliśmy czterech meczów z rzędu. Pół żartem, pół serio, to jesteśmy przyzwyczajeni do częstych zmian trenerów, bo na przykład Mirosław Smyła został zwolniony po jednym meczu rundy wiosennej. Sztab został ten sam, jest tylko inny podział ról, ale nie mi to oceniać. My to przyjęliśmy ze spokojem, pracujemy z trenerem Stankiem.

Wiem, że kibice są tu przyzwyczajeni do spektakli, ale przed meczem z Miedzią postanowiliśmy coś zmienić. Może nie było to miłe dla oka, ale mieliśmy wyczekać Miedź i brutalnie skontrować. Mecz na 1:0, ale bramkę strzeliła Miedź, a nie my. Sądzę, że gdybyśmy to my zdobyli bramkę, to byśmy wygrali, bo przeciwnik nie miał wielu sytuacji. Zagrali bardzo skutecznie i o to w piłce chodzi.

Wiem, że lubicie oczerniać defensywę, ale na tę chwilę nie istniejemy w żadnej formacji: począwszy od bramkarza, kończąc na napastnikach. Poza meczem w Suwałkach i drugimi połowami meczów w Gdyni i Poznaniu, nasze występy były dalekie od tego, jak powinniśmy grać. Broni zespół i atakuje zespół. W Siedlcach dwie bramki zdobyliśmy po akcjach obrońców. Trzeba pisać szerzej i obiektywniej, ale nie chcę spychać odpowiedzialności. We wszystkich formacjach gramy słabo.

Nie wygląda to optymistycznie, a przed nami najważniejszy dla klubu mecz od trzydziestu lat. Przyjeżdża mistrz Polski, mamy stratę do odrobienia, będzie pełen stadion i postaramy się nie zawieść. Byliśmy już w cięższych sytuacjach i z nich wychodziliśmy. To będzie taki mecz, że nikogo nie trzeba mobilizować. Nikt na nas nie liczy, jesteśmy na straconej pozycji. Ja nie boję się o zespół, bo wiem, że potrafimy grać w piłkę. Musimy tylko znaleźć jak najszybciej przyczyny.