Tomasz Szatan:
- W pierwszej połowie brakowało nam skuteczności. Sam miałem dwie dobre sytuacje. Najpierw uderzałem z głowy, później poszła dobra piłka wzdłuż linii bramkowej, ale dostała poślizgu. Nie spodziewałem się tego i nie zdążyłem do niej. Na szczęście, koniec końców, wszystko się dobrze skończyło.

- Były już mecze, w których przeważaliśmy, graliśmy dobrze, ale dostawaliśmy przypadkową bramkę i przegrywaliśmy. Jak Oława strzeliła na 1:0, to miałem uczucie deja vu. Kolejny raz my ciśniemy, atakujemy, a rywal robi jedną akcję, którą nawet ciężko nazwać groźną, bo to był strzał z 30 metrów i przegrywamy. Szacunek dla kolegów, którzy grali do końca za to, że pokazali charakter.

- Po meczu w Kaliszu, gdzie tak naprawdę graliśmy na bagnie, ważne było, żeby zmiennicy pociągnęli grę, bo ci, którzy grali z Calisią 90 minut, mieli dzisiaj ciężkie nogi. I super to wyszło. Przy pierwszej bramce nie ma co ukrywać, że w 99 procentach jest zasługą bramkarza rywali, ale nie można zapominać, że z rożnego dośrodkował Michał Cyganek, który potem strzelił też zwycięską bramkę.