(Na zdjęciu: Agnieszka Czechowska-Kopeć oklaskiwała piłkarzy Zagłębia podczas wiosennego meczu z Bałtykiem Gdynia)

- Marcin Lachowski na łamach "Sportu" zasugerował, że to pani stoi za rozwiązaniem jego kontraktu.

- Nie będę się do tego odnosiła, bo ja z panem Lachowskim osobiście nie rozmawiałam, widziałam go tylko na boisku. Jeżeli ktoś wypowiada się w ten sposób, nie mając żadnych dowodów, to jest to bardzo odważne z jego strony. Poza tym spółka Zagłębie ma prezesa, który podejmuje takie decyzje, jakie uważa za słuszne. Dlatego nawet nie wypada mi się odnosić do słów pana Lachowskiego.

- Mam rozumieć, że ze strony Miasta nie było nacisków na rozwiązanie umowy z Marcinem Lachowskim?

- Chyba pan żartuje. Nie było żadnych nacisków. Trzeba by zapytać pana Baczyńskiego, ale jeżeli dzieją się pewne rzeczy, które niekoniecznie muszą PR-owo dobrze funkcjonować, to prezes podejmuje działania. Wiemy też, jaka jest sytuacja finansowa Spółki. Potrzebna jest reorganizacja jej funkcjonowania i pan prezes takiej reorganizacji się podejmuje, wykonując pewne działania. Jakby to wyglądało, gdyby przedstawiciel właściciela naciskał na prezesa, który osobiście odpowiada za funkcjonowanie Spółki?

- Prezes milczy na temat motywów swojej decyzji, uzasadniając to dobrem klubu.

- To są jego decyzje. Ta drużyna nie odniosła jakichś spektakularnych sukcesów, a każdy ich oczekuje, bo taki jest sens rozgrywania zawodów sportowych. Być może ta decyzja była też spowodowana chęcią wywołania pewnych zmian w drużynie. Nie mam takiego stylu pracy, że nakazuję coś prezesowi, czy wydaję polecenia. Wygląda to raczej w ten sposób, że prezes, jeśli ma jakieś pomysły, czy pytania, to przychodzi i dyskutujemy na zasadzie zwykłej rozmowy. Natomiast jeżeli chodzi o sprawy kadrowe, to leżą w gestii trenera oraz prezesa i ja bym sobie takiej władzy nawet nie przypisywała, żeby nakazywać prezesowi, kogo ma zatrudnić, czy zwolnić.

- Na spotkaniu w Urzędzie Miasta przedstawiciele kibiców usłyszeli od Kazimierza Górskiego, że nie ma dla kogo budować stadionu, skoro mieścimy się na jednej trybunie. Pani się zgadza ze słowami prezydenta?

- Wiemy, jakie są w tej chwili realia budżetowe, ale nie chciałabym się odnosić do tych konkretnych słów, bo nie przypominam sobie, czy padły. Rozmowa z kibicami była bardzo ożywiona, dyskutowaliśmy między innymi o sensie otwierania drugiej trybuny, czekam jeszcze na pytania, które Stowarzyszenie miało wystosować drogą pisemną. Natomiast tych słów prezydenta naprawdę w tej chwili sobie nie przypominam.  

- W klubie miała miejsce kontrola Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Jakie są jej efekty?

- Nie wiem, czy już się zakończyła. Protokół powinien dostać prezes Baczyński. Widziałam się z nim przed kilkoma dniami i z informacji, jakie uzyskałam wynika, że tego protokołu jeszcze nie ma. 

- Pojawiają się informacje, że klubowi może grozić wysoka kara finansowa. Mówi się o kwocie rzędu 1,5 miliona złotych.

- Potwierdzam, że jest takie niebezpieczeństwo. Chodzi o interpretacje ustawy o ubezpieczeniach społecznych w kwestii umów wizerunkowych zawieranych z piłkarzami. Mieliśmy już wyrok Sądu Najwyższego w tej sprawie. Natomiast podobny problem ma większość polskich klubów. Jeżeli zapadnie niekorzystna dla klubu decyzja, to prezes będzie bronił interesów Spółki, odwołując się do Sądu Administracyjnego.

- Kilka miesięcy temu powstał przy Radzie Miasta zespół, który miał debatować nad przyszłością Zagłębia...

- Zespołu już nie ma. To były trzy spotkania, chodziło o określenie zasad finansowania Spółki i na tym temat się skończył. Opracowane przez zespół założenia znalazły się w budżecie. Kluby otrzymają po 1,5 miliona złotych.

- Miasto ma scenariusz na wypadek, gdyby okazało się, że klubom te środki nie wystarczą?

- Oba kluby otrzymają po półtora miliona złotych. Jeżeli okaże się, że po rozliczeniu pierwszego kwartału jest jakaś nadwyżka w budżecie, to ewentualnie będzie dodatkowe pół miliona dla piłki, czyli piłkarskie Zagłębie może otrzymać maksymalnie dwa miliony. Prezesi zobligowali się, że resztę potrzebnych pieniędzy uzyskają ze środków zewnętrznych.

- Czy właściciel, czyli Miasto, jest usatysfakcjonowane działaniami prezesów obu klubów w kwestii pozyskiwania sponsorów?

- Powiem szczerze, że mogłoby to wyglądać zdecydowanie lepiej. Prezesi tłumaczą się między innymi trudną sytuacją gospodarczą. Prezes Baczyński stara się pozyskiwać mniejszych sponsorów, bo jak wiadomo każda złotówka się liczy. To samo stara się robić prezes Drążkiewicz. Trudno jest znaleźć sponsora, który wyłoży na przykład milion złotych. Mimo wszystko wiemy, że są kluby w naszej lidze, takie jak Chojniczanka, która połowę swojego budżetu otrzymuje ze środków zewnętrznych. Chodzą od sklepu do sklepu, od przedsiębiorcy do przedsiębiorcy i proszą o każdą złotówkę.

- W Sosnowcu prezesi nie próbują w ten sposób pozyskać sponsorów?

- Powiem szczerze, że nie wiem. Ja chcę mieć przygotowane informacje o tym, ile uzyskali ze środków zewnętrznych i pod tym kątem będziemy analizować sytuację Spółek. 

Dysponuje pani takimi danymi?

- Tak, z tym że w tej chwili nie mam tych danych przed sobą. Wiadomo, że potrzeby klubów są duże, więc te dochody nie są do potrzeb proporcjonalne. I to jest też problem. W niższych ligach kluby zapewne bardzo by się cieszyły z 10 tysięcy złotych uzyskanych od sponsora. W przypadku obu naszych Spółek miesięczne przychody rzędu 20-40 tysięcy, bo o takich kwotach mówimy, nie są w stanie pokryć ich potrzeb. 

- Są w Spółkach sponsorzy, którzy dają powyżej 10 tysięcy złotych?

- Nie chciałabym w tej chwili wprowadzać w błąd, bo nie jestem tego pewna w przypadku piłki. Jeśli chodzi o hokej, to na pewno jest dwóch, albo trzech większych, strategicznych sponsorów. Maksymalne miesięczne wsparcie wszystkich sponsorów oscyluje około 40-50 tysięcy, zarówno w hokeju, jak i w piłce. 

- Miasto włącza się aktywnie w poszukiwanie sponsorów?

- Oczywiście, że tak. Z naszej strony kierujemy prośby o pomoc do firm. Staramy się wystosowywać listy i uczestniczyć w rozmowach. Robimy, ile tylko możemy.