Piłka nożna, to niezwykle prosta dyscyplina. Aby zwyciężyć, wystarczy zaaplikować drużynie przeciwnej przynajmniej jedną bramkę więcej. Przynajmniej, nie oznacza jednak koniecznie jedną bramkę więcej. Przyglądając się grze piłkarzy Zagłębia Sosnowiec trudno oprzeć się wrażeniu, że różnicy tej nie dostrzegają. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że oprócz wysokiej porażki z Widzewem, w każdym kolejnym meczu obecnego sezonu, wynik oscylował wokół remisu, lub się nim kończył.
Jedna bramka przewagi to absolutne maksimum aspiracji naszych piłkarzy. O ile w początkowej fazie sezonu ta reguła sprawdzała się całkiem nie¼le, to przy obecnej impotencji strzeleckiej, zupełnie zawodzi. Może zatem warto od zasady tej odstąpić? Ostatni mecz z beniaminkiem z Czermna był do tego doskonałą okazją. Różnica klas i doświadczenia znacząca, przewaga na boisku na tyle wyra¼na, by prowadzić do przerwy przynajmniej trzema bramkami. Jedyny problem to rozregulowane celowniki sosnowieckich snajperów. Przemysław Pitry zatracił gdzieś swój strzelecki instynkt, a pozostali napastnicy wcale nie zamierzają go zastąpić w roli bohatera. Gdzie zatem tkwi problem? Znając kunszt trenerski Krzysztofa Tochela trudno przypuszczać, by kłopoty wynikały z braków szkoleniowych. Najwyra¼niej szwankuje zatem psychika.
Filozofia piłkarzy, którą raczą nas w tegorocznych rozgrywkach, przypomina przysłowiową pogoń za króliczkiem. W połączeniu z mentalnością, charakterystyczną dla wszystkich polskich zawodników, mieszanka ta przynosi piorunujące efekty. Nie chodzi więc o to, by króliczka złapać, ale by go gonić. Dwa razy w tym sezonie nie udało się szaraka dopaść, raz czmychnął w ostatniej chwili. Nawet wtedy gdy schwytano go w sosnowieckie sidła, niewiele brakowało by się z nich wydostał. Może warto zatroszczyć się, by to się więcej nie powtórzyło? Nie można grać tak, jak w meczu z Ruchem Chorzów. Prawda, udało się zdobyć trzy punkty i pokonać rywala, ale podkreślmy, że koniec wcale nie musiał tak wyglądać. Mariusz Śrutwa udowodnił po raz kolejny, że potrafi strzelić bramkę w najmniej oczekiwanym momencie i tylko kapitalny refleks Marcina Bębna, uchronił nasz zespół od utraty wyrównującej bramki. Mogło być także zupełnie odwrotnie, ale nasz zespół spoczął na laurach i usatysfakcjonował się mizernym prowadzeniem. A okazji by podwyższyć rezultat i spokojnie kontrolować przebieg meczu było aż nadto. Zresztą nie tylko wtedy.
Oczywiście błędem byłoby stwierdzenie, że nasi piłkarze nie przejawiają sportowych ambicji. Wręcz przeciwnie, niejednokrotnie przewyższają swych rywali w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Sama przewaga na boisku to jednak nie wszystko, należy bowiem umiejętnie ją udokumentować. Jeden z trenerów ligi francuskiej, którego nazwiska nie będę przytaczał, gdyż pamięć ludzka bywa zawodna, a nie chcę wprowadzać czytelników w błąd, znalazł według mnie świetny sposób, by skutecznie zmotywować swoich podopiecznych. Udało mu się przekonać ich, że do każdej potyczki przystępują z jedną, straconą bramką. Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Wydaje mi się, że w przypadku Zagłębia sytuacja może być analogiczna. Przypomnijmy sobie bowiem spotkanie inauguracyjne z Podbeskidziem. Do przerwy nie mieliśmy powodów do radości, by tuż przed końcem radować się pierwszym prowadzeniem w ligowej tabeli. Wszystko dlatego, że piłkarze nie mieli już nic do stracenia i wspierani gromkim dopingiem miejscowych kibiców, pokazali na co naprawdę ich stać.
Być może łudzę się na wyrost, że odpowiednie nastawienie emocjonalne odgrywa znaczącą rolę w piłkarskim spektaklu, ale mylić się jest rzeczą ludzką. Trudno natomiast pogodzić się z faktem, że drużyna znacznie lepsza od swego rywala gubi zupełnie niepotrzebnie, bardzo ważne punkty na własnym stadionie. Trudno również uwierzyć, że w ciągu kilkunastu dni można zapomnieć, jak się strzela bramki. Blokada psychiczna, wynikająca z ligowych aspiracji i przytłaczająca naszych piłkarzy, winna ustąpić miejsca sportowej złości. Złość ta rodzi się tylko w sytuacjach kryzysowych, kiedy asekuracja na niewiele się zdaje, a walczyć należy o urwanie choćby jednego punktu. Pamiętajmy o tym, że dwie bramki udało się zdobyc tylko wtedy, gdy nasi piłkarze musieli grać z nożem na gardle. W innych przypadkach męczyli się niemiłosiernie ze znacznie słabszymi rywalami. Może zatem warto dalej gonić króliczka, ale przysłonić sobie oczy, by nie wiedzieć że jest właściwie na wyciągnięcie ręki.
Serwis 100% Zagłębie Sosnowiec nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, obrażające innych czytelników i instytucje. Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
II LIGA
BRAMKI:
3 - Jewgienij Szykawka
2 - Kacper Skóra
1 - Emmanuel Agbor, Deniss Rakels, Linus Rönnberg, Bartosz Snopczyński, Dawid Szot
ASYSTY:
3 - Bartosz Snopczyński
1 - Emmanuel Agbor, Bartosz Chęciński, Roko Kurtović, Patryk Mucha, Deniss Rakels, Dawid Szot, Jewgienij Szykawka
CZERWONE KARTKI:
1 - Patryk Gogół, Adrian Gryszkiewicz, Kacper Siuta
ŻÓŁTE KARTKI:
3 - Bartosz Chęciński, Dawid Szot
2 - Bartosz Boruń, Adrian Gryszkiewicz, Patryk Mucha, Jewgienij Szykawka
1 - Emmanuel Agbor, Igor Dziedzic, Patryk Gogół, Mateusz Kabała, Roko Kurtović, Linus Rönnberg, Kacper Skóra, Bartłomiej Wasiluk
REZERWY:
BRAMKI (V LIGA):
5 - Kacper Wołowiec
3 - Michał Barć
1 - Milan Bazler, Szymon Krawiec, Jan Marcinkowski, Bartosz Paszczela, Piotr Płuciennik, Dawid Ryndak, Aleksander Steczek
BRAMKI (PUCHAR POLSKI):
3 - Kacper Wołowiec
2 - Kacper Mironowicz
1 - Aleksander Steczek, Kamil Wawrowski
Zaloguj się aby dodać własny komentarz