Mimo tego, że dla losów awansów i spadków w II lidze mecz w Polkowicach nie miał większego znaczenia, nie było dzisiaj odrabiania pańszczyzny, a nieliczni kibice, którzy pojawili się na polkowickim stadionie obejrzeli ciekawe i emocjonujące widowisko.

Trener Mirosław Kmieć przywiózł na mecz do Polkowic tylko 16 graczy. Hubert Tylec i Jakub Malara zostali w Sosnowcu, aby pomóc juniorom Zagłębia, którzy grali dziś ważny mecz w swojej lidze. Z powodu absencji Tylca do pierwszego składu wskoczył Michał Cyganek, który do tej pory był jokerem w talii naszego trenera i strzelał bramki tylko w meczach, w których pojawiał się jako zmiennik.

Już godzinę przed meczem w Polkowicach się rozpadało, a wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego Jacka Kikolskiego niebo nad stadionem zasnuły ciemne chmury, deszcz był jeszcze większy i z oddali słychać było grzmoty. Aby poprawić widoczność na stadionie, gospodarze zdecydowali nawet o włączeniu jupiterów.

Sosnowiczanie dwa razy byli postawieni w Polkowicach w roli goniących wynik i dwukrotnie ta sztuka się udała. Pierwszy cios gospodarze zadali Zagłębiu w 18. minucie, gdy po dośrodkowaniu Damiana Ałdasia z lewej strony boiska piłkę głową do bramki skierował Mateusz Szczepaniak. Trzy minuty wcześniej ten sam zawodnik został ukarany za brzydki faul na Dawidzie Kudle. Zresztą tylko w pierwszej połowie aż cztery razy sędzia musiał temperować zapędy gospodarzy żółtymi kartonikami.

Faul Mateusza Szczepaniaka na Dawidzie Kudle miał swoje przykre konsekwencje. Nasz bramkarz już w końcówce pierwszej połowy odczuwał ból na tyle, że nie chciał wybijać "piątek" i musiał o to prosić Łukasza Grubego. Na drugą połowę młody golkiper Zagłębia już nie wyszedł, a jego kontuzja zmusiła Mirosława Kmiecia do przeprowadzenia aż dwóch roszad w składzie.

Ponieważ młodzieżowca Dawida Kudłę zastąpił "stary" Mateusz Wieczorek, to na boisko musiał wejść drugi gracz urodzony nie wcześniej niż w 1992 roku. Na ławce rezerwowych był tylko jeden taki zawodnik - Paweł Domański, a trener Zagłębia uznał, że zastąpi on na placu gry Tomasza Szatana.

Kibice się jeszcze na dobre nie rozsiedli na trybunach w II połowie meczu, a już padła bramka. W 48. minucie wyrównującego gola dla sosnowiczan po podaniu Rafała Jankowskiego zdobył pięknym strzałem z dystansu Łukasz Grube, ale radość z doprowadzenia do remisu trwała zaledwie 6 minut. Po faulu Jovana Ninkovicia na Damianie Ałdasiu sędzia podyktował rzut wolny z prawej strony boiska. Piłkę w pole karne posłał Patryk Bryła, a akcję sfinalizował strzałem głową Mateusz Bartków i futbolówka po odbiciu od słupka zatrzepotała w siatce.

Od tej chwili mecz nabrał rumieńców. Pięć minut po golu dla gospodarzy wyrównać mógł Rafał Jankowski, ale w polu karnym zatrzymał go Mateusz Bartków. Chwilę później znowu z dystansu uderzył Łukasz Grube, ale tym razem Damian Primel nie dał się zaskoczyć. Niewiele brakowało, aby w 63. minucie gospodarze prowadzili 3:1. Po dośrodkowaniu Adriana Krysiana w polu karnym Zagłębia do piłki doszedł Szymon Skrzypczak i po minięciu Marcina Sierczyńskiego oddał strzał na bramkę. Na szczęście Mateusz Wieczorek wyszedł z tej sytuacji obronną nogą.

Jeszcze lepszej sytuacji nie wykorzystał w 67. minucie Łukasz Grube. Po podaniu Marcina Sierczyńskiego i błedzie Damiana Ałdasia zdobywca pierwszej bramki dla Zagłębia znalazł się w sytuacji sam na sam z Damianem Primelem i posłał piłkę nad poprzeczką.

W 77. minucie po dośrodkowaniu Jovana Ninkovicia z kilku metrów spudłował Rafał Jankowski, ale i on wreszcie trafił do bramki gospodarzy. Minutę później sam wywalczył rzut rożny, z którego dośrodkował Łukasz Grube, Sławomir Jarczyk przedłużył podanie, a "Jankes" zamknął akcję pakując piłkę z woleja pod poprzeczkę.

Trzy minuty później Rafał Jankowski mógł dać Zagłębiu prowadzenie, gdy po wrzucie z autu w wykonaniu Jovana Ninkovicia uderzył z narożnika pola karnego, ale minimalnie chybił. Świetnym technicznym strzałem w 89. minucie popisał się Michał Cyganek, ale piłka przeszła tuż obok bramki.

Ostatecznie mecz, którego stawką mogło być "tylko" czwarte miejsce w II lidze zachodniej zakończył się remisem. Z przebiegu gry wynik wydaje się być zasłużony, ale z pewnością obie drużyny będą mogły mówić o niedosycie, bo i jeden i drugi zespół miał okazję ku temu, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Na pewno cieszyć można się z tego, że "mecz o pietruszkę" nie okazał się żenującą kopaniną, po której oglądaniu bolą zęby, lecz był ciekawym widowiskiem, a Zagłębie w czternastym kolejnym meczu nie znalazło pogromcy.