(Na zdjęciu: Marcin Lachowski strzela jedyną bramkę dla Zagłębia w meczu z Jarotą)

Złą wiadomością przed meczem był fakt, że sosnowiczanie musieli dzisiaj zagrać bez Rafała Jankowskiego, który pauzował za cztery żółte kartki i obserwował spotkania z trybun. Dobrą wieścią był za to powrót po kontuzji Marcina Lachowskiego, który zagrał dzisiaj po raz pierwszy od 6 sierpnia, kiedy to w spotkaniu z Calisią Kalisz doznał kontuzji.

"Lacha" nie zastąpił jednak Rafała Jankowskiego na szpicy, tylko zagrał na środku pomocy. Rolę najbardziej wysuniętego gracza Zagłębia pełnił dzisiaj Tomasz Szatan, który na tej pozycji zagrał chyba po praz pierwszej w swojej karierze, a na pewno po raz pierwszy w seniorskiej drużynie Zagłębia. Dobra postawa w drugiej połowie środowego spotkania z Miedzią Legnica sprawiła, że po raz pierwszy za kadencji Piotra Stacha do wyjściowego skłądu awansował Michał Cyganek.

W pierwszych minutach meczu z Jarotą sosnowiczanie grali tak, jak w drugiej połowie w Legnicy. Byli lepsi, atakowali i stwarzali sobie sytuacje strzeleckie. Już w 6. minucie po dośrodkowaniu Patryka Stefańskiego Marcin Lachowski z bliskiej odległości uderzył nad poprzeczką. Dwie minuty później kapitan Zagłębia ponownie zdecydował się na strzał, tym razem z dystansu, co w efekcie przyniosło sosnowiczanom rzut rożny.

Rzuty rożne były do tej pory zmorą sosnowiczan. Po zagraniach z narożników boiska traciliśmy mnóstwo bramek. Nie tylko po dośrodkowaniach, ale także po bezpośrednich uderzeniach, gdy w Wałbrzychu piłkę z rogu do bramki zawinął Marcin Morawski. Dzisiaj po raz pierwszy w tym sezonie naszej drużynie udało się zdobyć gola po rzucie rożnym.

W 11. minucie lewą nogą z narożnika boiska piłkę dośrodkował Arkadiusz Mróz. Akcję sfinalizował strzałem głową stojący przy bliższym słupku, 5 metrów od bramki gości Marcin Lachowski, któy uprzedził próbującego interweniować Dariusza Brzostowskiego i posłał piłkę do siatki.

Sosnowiczanie objęli prowadzenie w meczu. Tu warto wspomnieć, że po raz ostatni nasz zespół był na prowadzeniu 6 sierpnia. W ostatnim spotkaniu z udziałem Marcina Lachowskiego Zagłębie za sprawą bramki Tomasza Szatana prowadziło z Calisią Kalisz 1:0, ale zaledwie przez 7 minut. Do momentu, w którym wyrównał Krzysztof Gościniak.

W potyczce z Jarotą cieszyliśmy się nieco dłużej z bycia na prowadzeniu. Goście dopiero w 21. minucie po raz pierwszy zagrozili Ołeksijowi Szlakotinowi, gdy po zagraniu Sebastiana Kamińskiego piłkę z bliska nad poprzeczką posłał Krzysztof Bartoszak. Ten sam zawodnik próbował doprowadzić do wyrównania w 29. i 38. minucie, ale za pierwszym razem uderzył minimalnie za wysoko, a za drugim obok bramki.

Wyrównujący gol padł w 40. minucie. Nie popisali się przy tej akcji nasi obrońcy. Najpierw pozwolili na to, żeby piłka dotarła na prawą stronę pola karnego do Sebastiana Kamińskiego, a potem nie przeszkodzili mu w zagraniu w pole bramkowe, gdzie wbiegał lewy obrońca Mateusz Śliwa, który włączył się do akcji ofensywnej, pozostał nieobstawiony i strzałem z bliska pod poprzeczkę pokonał Ołeksija Szlakotina.

Tym samym 23-letni zawodnik pochodzący z Katowic wpisał się do historii swojego klubu, bowiem zdobył pierwszego gola dla Jaroty na Stadionie Ludowym. W trzech poprzednich meczach drużynie z Jarocina nie udało się pokonać bramkarzy Zagłębia (najpierw Macieja Gostomskiego, a potem Mateusza Prusa i Ołeksija Szlakotina).

Początek drugiej części meczu był w wykonaniu sosnowiczan taki jak pierwsze minuty pierwszej połowy. Już w ciągu 4 minut gry sosnowiczanie mieli dwie wyborne szanse na ponowne objęcie prowadzenia. W 47. minucie dośrodkował Michał Cyganek, głową piłkę zagrał Tomasz Szatan, a zamykający akcję Arkadiusz Mróz uderzył lewą nogą z woleja. Celował w długi róg i zabrakło centymetrów. W 49. minucie po dośrodkowaniu Tomasz Szatana z rzutu rożnego w podbramkowym zamieszaniu strzelał Dawid Ryndak, ale Dariusz Brzostowski opanował futbolówkę tuż przed linią bramkową.

Goście sprawiali wrażenie, jakby jeden punkt na Stadionie Ludowym ich w pełni satysfakcjonował, grając rozważnie w defensywie i bez szaleństw w ataku. Najbliżej bramki zawodnicy Jaroty byli w 68. minucie meczu. Po faulu Konrada Koźmińskiego na Damianie Pawlaku z rzutu wolnego strzelał Krzysztof Czabański i trafił w poprzeczkę.

W 73. minucie mieliśmy akcję dwóch rezerwowych. Po zagraniu Sebastiana Domańskiego z bliskiej odległości z ostrego kąta strzelał Konrad Koźmiński, a bramkarz Jaroty po raz kolejny popisał się świetną interwencją. 3 minuty później piłka wpadła do bramki sosnowiczan, ale arbiter liniowy podniósł do góry chorągiewkę, sygnalizując, że Patryk Cierniewski był na spalonym po zagraniu Huberta Oczkowskiego.

Ostatni kwadrans nie obfitował już w emocjonujące akcje. Nieco emocji chciał za to wprowadzić sędzia, który w tym okresie gry aż sześciokrotnie sięgał do swojej kieszonki po kartonik w żółtym kolorze. Zagłębie po raz drugi z rzędu zremisowało na Stadionie Ludowym. Mecz był lepszy niż ten sprzed tygodnia przeciwko Bytovii Bytów, ale trzeba w końcu zacząć zwyciężać, bo samymi remisami obronić II ligi się nie da.


Relacja w przygotowaniu