Ciekawe wywiady ostatnio w prasie. Interesujące "interwió" z Łukaszem Mazurem i fragmenty:
(...)
DARIUSZ LEŚNIKOWSKI: Ile drużyn z województwa śląskiego zagra w kolejnym sezonie w ekstraklasie?
ŁUKASZ MAZUR: Myślę, że dwie. Że - po pierwsze - utrzyma się w niej Piast Gliwice, a po drugie - wejdzie ktoś z dwójki Zagłębie Sosnowiec - Górnik Zabrze. Przy czym oczywiście bliżej mi mentalnie do myśli o awansie Górnika, który zdecydowanie jest w tej chwili „na fali”.
(...)
Sam pan wie, że - mówiąc delikatnie - stan futbolu w tym regionie nie jest najlepszy. Abstrahując już od liczby drużyn w tej ekstraklasie, trzeba też spojrzeć na to, o co grają - przynajmniej w tym sezonie; próbują co najwyżej wybronić się przed spadkiem. Historycznie rzecz biorąc, to chyba najgorszy okres śląskiej piłki w dziejach ligi. Paradoksalnie natomiast pieniądze na piłkę przeznaczane są chyba porównywalne z tymi, które ładowane w nią były za komuny! Ładowane przez miasta oczywiście, czyli przez nas wszystkich. Z tego punktu widzenia mijający sezon był wyjątkowy: skutecznie udało się udowodnić, że samorządy nie powinny zajmować się zarządzaniem profesjonalnym klubem piłkarskim! I to już nie jest teoria; to praktyka! Nie „umiom” - jak to niektórzy powiadają - i koniec!
Czyli tylko właściciel prywatny?
ŁUKASZ MAZUR: Niekoniecznie. Brakuje nam natomiast skutecznego akcjonariatu mieszanego. Niech trochę udziałów ma miasto, trochę kibice, większość - kapitał prywatny. Bo tu nie chodzi tak naprawdę o własność, ale o to, kto tym klubem zarządza. Kiedy w poprzednim sezonie Gliwice „oddały lejce” panu Kałuży, Piast został wicemistrzem! Ale potem uznano, że skoro on potrafi, to my też. No i pokazały chłopaki, co umieją: w ciągu 12 miesięcy są na drugim krańcu tabeli. Reasumując: nie jest - nie powinno być - celem i zadaniem jednostki samorządowej płacenie zawodowym piłkarzom na ich wypasione fury, zegarki i inne zabawki. Górny Śląsk - i doświadczenia ostatnich lat - są tego jaskrawym przykładem. Gminy - poprzez angaż w futbol - zmarnotrawiły potężną kwotę. Roczne dotacje na ten cel w województwie to kilkadziesiąt - jeśli nie więcej - milionów złotych, czyli budżet niewielkiego miasteczka! A nic - poza wstydem - nie udało się z tego zrobić.
Ale jakby nie było pomocy miejskiej, byłaby piłkarska pustynia...
ŁUKASZ MAZUR: Nie wierzę. Grupa inwestorów - zresztą związana ze mną - zainteresowana jest dziś kupnem Widzewa, mając konkurenta w postaci „Murapolu”. Ale poszliśmy do Łodzi nie dlatego, że jest tam ładniej niż gdzie indziej; po prostu na Śląsku nie ma z kim gadać! Żaden prywatny właściciel nie włoży pieniędzy w coś, co dziś jest nieopłacalne.
Ze względu na długi klubów?
ŁUKASZ MAZUR: Nie tylko. Wchodzi pan - jako prywatny inwestor - w Ruch na przykład i za chwilę okazuje się, że ma pan zagadkę: był regulamin premiowania czy go nie było? Zalegamy coś komuś z tego tytułu czy nie zalegamy? A jeśli tak - to ile: milion, dziesięć milionów czy sto? Jakie jeszcze trupy wypadną z szafy. Szanujmy się... Swoją drogą - wracając do mojej wcześniej tezy - trzeba zauważyć, że te obecne problemy Ruchu z mocą wybuchły w chwili, gdy w klub mocniej zaangażowało się... miasto. „Wrzuciło” do klubu potężną kwotę 18 mln zł i... nagle okazało się, że Ruchu nie ma! Wcześniej było biednie, więc trzeba było kombinować - w pozytywnym sensie: wprowadzać młodych, sprzedawać wyróżniających się piłkarzy. Jakoś wiązano koniec z końcem. Owszem, i tak się zadłużano, ale przynajmniej wspomniana polityka sportowa była niegłupia.
Tak czy siak jednak, to właśnie zadłużenie w paru przypadkach jest znaczącą przeszkodą...
ŁUKASZ MAZUR: Niekoniecznie. Nowa ustawa o prawie restrukturyzacyjnym stwarza naprawdę znaczące możliwości restrukturyzacji długów. Tylko trzeba mieć o niej pojęcie - i znów wracamy do „miejskich specjalistów”... Gdyby udało się dziś wykorzystać te możliwości, oddłużyć kluby-spółki, chętni na nie z pewnością by się znaleźli. Nie mam wątpliwości, że doczekałby się inwestorów Górnik; dobrze zarządzany, musi być rentowny, patrząc na potencjał kibicowski. Świetlana przyszłość - po awansie do ekstraklasy - byłaby też przed GKS-em Katowice. Stolica województwa, duże firmy chcące się pokazać; krótko mówiąc - potencjał biznesowy, bo na kibicowskim odbiło się negatywnie 10 lat sportowej stagnacji. Idźmy dalej: mam kolegę, który deklaruje, że gdyby „wyprostowany” był Ruch, wszedłby w niego. Bo Ruch - na innym stadionie niż Śląski z jego nieszczęsną bieżnią - też mógłby „wychodzić na swoje”. Pan Kałuża był zainteresowany Piastem? Był. T
eraz słyszymy o zainteresowaniu panów Leśnodorskiego i Wandzla sosnowieckim Zagłębiem. Nie dziwię się: na pewno da się zrobić niezły projekt biznesowy, Zagłębia klub całego „Altrajchu”.W Bielsku-Białej był prywatny kapitał; uciekł przed miastem, bo się z nim nie dogadywał. Generalnie więc ten Śląsk to nie jest pustynia.
GKS Katowice jest „wyprostowany”. Ale - mimo „świetlanej przyszłości” - prywatnego inwestora nie ma.
ŁUKASZ MAZUR: Bo generalnie z miastami rozmawia się ciężko. Wpadły bowiem w pewną pułapkę. Jeżeli wpompowały w klub na przykład 40 mln złotych, a inwestor gotów jest wyłożyć 10, to dostaje naturalną odpowiedź: „Za tyle możesz otrzymać 20 procent udziałów”. I matematycznie ma rację. Żaden prezydent czy burmistrz za ułamek przekazanej na klub kwoty nie odda pełni władzy w nim, bo za chwilę będzie mieć na karku Regionalną Izbę Obrachunkową, po donosie jednego i drugiego radnego, że działa na szkodę spółki. I kółko się zamyka, bo inwestor nie ma ekonomicznego interesu w tym, by w polskiej rzeczywistości oferować większe pieniądze - reguluje to rynek; miasta zaś nie mają uzasadnienia dla oddania spółki za kilkanaście procent sumy, jaką wcześniej na nią przeznaczyły.
Mówi pan: „Nie ma pustyni”. Ale czy ten potencjalny kapitał prywatny - którego przykłady pan wymieniał - jest na tyle silny, by prowadzić klub przez lata?
ŁUKASZ MAZUR: Wyszliśmy już dziś z epoki - nie ubliżając nikomu - panów Kozubali i innych; dziś każdy inwestor, wkładający swój kapitał w przedsięwzięcie, oczekuje zwrotu w jakiejś formie: finansowej, marketingowej itp. Nikt więc z pewnością nie przyjdzie do klubu na rok - „a potem się zobaczy”. Mówimy więc o poważnych planach i poważnych inwestorach.
Rzucił pan kwotę 10 mln złotych. Przykładowa za większościowe udziały w klubie ekstraklasowym czy rzeczywiście na tyle dziś „wycenia się” rynkowo przeciętny klub?
UKASZ MAZUR: Pytanie, co to znaczy rynkowa wartość? Modele wyceny sprzedawanej firmy mogą być różne. Jeden z najbardziej popularnych - to jakiś przelicznik razy dochód tejże firmy. No to proszę mi pokazać, czy któryś klub ma dochód? Można więc co najwyżej mówić o wartości sentymentalnej, a nie rynkowej. I o kwotach umownych. Gdyby wziąć pod uwagę niedawne uchwały radnych w Zabrzu o podnoszeniu kapitału Górnika, dziś jego wartość musiałaby być określana na poziomie 80 mln złotych. Prywatny właściciel musiałby upaść na głowę, by rozważać w ogóle taką inwestycję. Za 20 mln euro można kupić klub w Serie A!
Jak więc dziś znaleźć potencjalnego inwestora dla śląskich klubów?
ŁUKASZ MAZUR: Wyprostować rzeczy formalno-prawne i finansowe, czyli przygotować podmiot do przejęcia - również z wykorzystaniem możliwości stworzonych przez wspomnianą ustawę restrukturyzacyjną - i aktywnie szukać nabywcy. Jest jednak ważniejsze pytanie: czy dziś w miastach jest wola polityczna, by się klubów pozbywać. To jest przecież znakomite miejsce „przechowania” znajomków, pociotków itp. na etatach. W myśl zasady: „Nie nadawał się do wodociągów, to damy go do piłki nożnej”. I wtedy mamy rozdęte budżety na kluby. Górnik w tabeli I ligi przez moment sąsiadował np. ze Stalą Mielec, mając kilkakrotnie wyższy od niej budżet! P
rywatny właściciel ogląda każdą złotówkę, w spółce miejskiej takiego rygoru nie ma: „Jakby co, miasto dorzuci”. Jeden z afrykańskich krajów - bodaj Gambia - notuje bardzo wysoki wzrost gospodarczy i jest bardzo stabilny. Wie pan, od którego momentu? Ano gdy do konstytucji wpisano zakaz przyjmowania jakichkolwiek dotacji zagranicznych. Uznano tam, że pieniądz zagraniczny przynosi więcej szkody niż pożytku; rozleniwia. W klubach - spółkach miejskich jest podobnie. Wojtek Cygan jest dla GKS-u prezesem idealnym, ale też ma z tyłu głowy: „Jak nie awansujemy w tym roku, miasto i tak dorzuci na kolejny sezon”.
No chyba że dorzuci na siatkówkę, a nie piłkę nożną...
ŁUKASZ MAZUR: Nie sądzę. Kibice piłkarscy potrafią być głośniejsi niż siatkarscy - a to dla polityków jest ważne... Reasumując zaś nasze wnioski: mariaż piłki nożnej z polityką samorządową okazał się na Śląsku klęską. „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów” - powiedział Albert Einstein. A śląscy samorządowcy w to szaleństwo brną!
http://katowickisport.pl/pilka-nozna,ro ... 12443.htmlNaprawdę ciekawy wywiad i sporo (poza życzeniem awansu zabrzan) trafnych - moim zdaniem ocen. Ponadto znów przewija sie kwestia Leśnego i Wandzla w Zagłębiu. Czy coś się kuluaroowo dzieje
