Klub, taki jak Ruch - legenda i obiekt uwielbienia wykraczający zasięgiem poza Śląsk i poza Polskę - nie ma odpowiedniego kandydata do najważniejszej funkcji... Zdaje się to w głowie nie mieścić, bo tak na pierwszy rzut oka kolejka powinna być długa, kompetentna piłkarsko i biznesowo
Właściwie do sprawy Piotra Mandrysza nie byłoby sensu wracać. Tak na pierwszy rzut oka została ona rozpracowana na wszelkie możliwe sposoby, a całości zdaje się dopełniać wywiad w dzisiejszym wydaniu „Sportu” z Marcinem Jaroszewskim, prezesem Zagłębia Sosnowiec.
Marcin jak to Marcin (przepraszam za poufałość, ale tych 20 lat z okładem się znamy), mówi otwartym tekstem. Tak zresztą, jeszcze jako dziennikarz, pisał i za to zawsze go ceniłem; wliczając w to... nieskuteczne próby skaperowania go do „Sportu”. Udało się to tylko częściowo; cotygodniowo, felietonowo - by tak rzec. Nie na długo, niestety, acz przywiązanie i przyzwyczajenie do (jego) otwartego tekstu pozostało już na zawsze.
W tym akurat kontekście sprawa Mandrysza musi być jakby w cieniu. Bardziej chodzi mi o samego Jaroszewskiego, który za Zagłębie dałby się pokroić, a jeśli nie, to na pewno dałby się wytatuować, co zresztą uczynił. W rzeczonym wywiadzie powiada, że za jego kadencji Zagłębie trochę się w polskiej hierarchii futbolowej poprawiło - taki tam eufemizm - i zajmuje w niej 19. miejsce. I dobrze, choć kto zaprzeczy, że jeszcze lepiej byłoby, gdyby zajmowało na przykład miejsce 17. Albo jeszcze (znacznie) wyższe, co oznaczałoby, że jest w ekstraklasie i za chłopca do bicia nie zamierza uchodzić.
Przypadek Jaroszewskiego przyszedł mi na myśl w związku z... Ruchem Chorzów, w którym właśnie ogłoszono, że poszukuje się prezesa. Najlepiej, żeby miał doświadczenia związane z piłką nożną, żeby był doświadczony pod względem biznesowym i żeby był sympatykiem Ruchu.
Klub, taki jak Ruch - legenda i obiekt uwielbienia wykraczający zasięgiem poza Śląsk i poza Polskę - nie ma odpowiedniego kandydata do najważniejszej funkcji... Zdaje się to w głowie nie mieścić, bo tak na pierwszy rzut oka kolejka powinna być długa, kompetentna piłkarsko i biznesowo, i w „swojej masie” zakochana w Ruchu. A wygląda na to, że może i jest długa, może i zakochana, tylko nie za bardzo kompetentna.
Co to znaczy kompetencja? Znów myślę o Marcinie z Sosnowca, który funkcjonuje w warunkach zbliżonych do tych, w których mógłby funkcjonować ewentualny prezes Ruchu. Czyli taki: niekopiący się z miastem, wręcz z nim zaprzyjaźniony, nadający z prezydentem na zbliżonych falach, a niechby nawet wytatuowany w niebieskie barwy. Niekoniecznie z rozpracowanym perfekcyjnie excelem, zaznajomiony z ebitdami czy innymi cudami natury księgowo-informatycznej. Za to czujący sport od A do Z i dysponujący odpowiednim zapleczem księgowym i szkoleniowym. Bo może jest to ważniejsze niż cały ten anturaż, z którym przychodzą do klubów rozmaici menedżerowie o znakomitych referencjach i - jak się później okazuje - osiągający gówniane wyniki sportowe i finansowe.
Dlatego może lepszy ktoś taki, jak Marcin Jaroszewski, absolwent AWF, uzdolniony dziennikarz, człowiek bez specjalnych ekonomicznych kompetencji, za to zakochany w tym, co robi? Może w Ruchu trzeba pójść tym tropem, choć rzecz jasna niekoniecznie dziennikarskim?
http://katowickisport.pl/felietony-i-ko ... 12675.html