przez mayday77 2008-07-25, 4:04 pm
Z Zagłębia wyrzucono mnie jak śmiecia
Maciej Blaut: Pana marzeniem była gra w ekstraklasie w barwach Zagłębia?
Daniel Treściński: Oczywiście, że tak. Nie doczekałem się jednak tego. Po pierwsze dlatego, że nabawiłem się poważnej kontuzji wiązadeł krzyżowych, a po drugie - wyrzucono mnie z pracy.
Czy to nie ironia losu, że do rodowitego sosnowiczanina pomocną dłoń wyciąga klub z Katowic?
Jaką pomoc? Nie rozumiem. Po prostu uznano tutaj, że jestem przydatny i tyle. To czy klub jest ze Śląska czy Wielkopolski pozostaje bez różnicy.
Wydawało się, że z Zagłębia trafi pan do Przeboju Wolbrom.
W marcu wyleczyłem kontuzję, ale nie mogłem nigdzie podpisać kontraktu, bo miałem jeszcze ważną umowę z Zagłębiem. W końcu rozpocząłem treningi z Przebojem. W Wolbromiu mieli już nawet przygotowany dla mnie kontrakt. Nagle pojawiła się jednak propozycja z GKS-u i wylądowałem w Katowicach.
Pół roku temu pojawiły się jednak spekulacje, że może Pan wrócić do Zagłębia.
Nie chciałem wracać do Zagłębia, nie było w ogóle takiej opcji. Co więcej, dopóki w tym klubie będzie działał ten zarząd, co teraz, to na pewno nie będę tego chciał. Raz tylko zadzwoniłem do klubu, bo chciałem potrenować z drużyną młodej ekstraklasy. Prezes Paweł Hytry się na to zgodził. Trenowałem dwa dni, ale potem pojawiły się jakieś podteksty i na tym się skończyło.
To dlaczego w maju złożył Pan w klubie pismo z wnioskiem o przywrócenie do pracy?
Akurat tego samego dnia zapadł w sądzie korzystny dla mnie wyrok w tej sprawie. Był jednak nieprawomocny więc wiedziałem, że nie ma większych szans na pozytywne rozpatrzenie mojego wniosku przez klub. Tak naprawdę chodziło o to, abym uzyskał zgodę na podjęcie treningów w Katowicach.
Trener Paweł Janas uważał Pana za jednego z najzdolniejszych piłkarzy w kraju. Już jako 18-latek mógł Pan przebierać w wielu ofertach.
(...) Dostałem konkretną propozycję z ŁKS-u Łódź, przyjechał do mnie nawet prezes tego klubu. Choć następnego dnia odwiedzili mnie jeszcze działacze Lecha Poznań, to wybrałem klub z Łodzi.
Jest Pan jednym z niewielu piłkarzy grających w naszym regionie, który może się poszczycić tytułem mistrza Polski.
Nie wiem, czy jest się czym szczycić. W sezonie, gdy ŁKS zdobywał mistrzostwo spędziłem w nim tylko pół roku. Szkoleniowiec łódzkiego klubu Ryszard Polak dawał mi bowiem do zrozumienia, że nie widzi dla mnie miejsca. (...)
Przygoda ze Stomilem Olsztyn też nie była zbyt udana.
W tym klubie nie było pieniędzy. (...) Wyjechałem stamtąd dwa miesiące przed końcem kontraktu i wróciłem do Sosnowca.
Już wtedy myśleliście w Zagłębiu o zdobyciu ekstraklasy?
Nie, zaczęło się przecież od spadku do III ligi. Potem w klubie ponownie pojawił się trener Krzysztof Tochel i zaczął budować mocną ekipę. Co by nie mówić - ja ten wymarzony awans do ekstraklasy z drużyną zrobiłem. Choć przez ostatnie miesiące mojego pobytu w klubie tylko się przyglądałem z boku grze kolegów. W meczu z Ruchem Chorzów doznałem tej nieszczęsnej kontuzji. Teraz już na spokojnie śmiejemy się z tego wydarzenia razem z kolegą z GKS-u Grażvydasem Mikulenasem. To on, wtedy piłkarz Ruchu, poślizgnął się i na mnie wpadł przyczyniając się do kontuzji. Mam żal do działaczy Zagłębia, bo nikt mi wtedy nie pomógł. Operację musiałem sobie załatwić zupełnie sam.
Zagłębie awansowało, ale Panu nie dane było już w nim więcej zagrać.
Do klubu przyszedł faks z PZPN-u informujący, że dwanaście osób związanych z Zagłębiem, w tym ja, jest podejrzanych o korupcję. Okazało się, że oprócz tego, że miałem nogę pod pachą, to nowy zarząd wyrzucił mnie jak śmiecia. A czy można wyrzucić człowieka z pracy nie udowadniając mu winy? Nie rozumiem postawy tych ludzi. Myśleli, że pozbywając się nas wyczyszczą sobie klub i dzięki temu nie zostanie on ukarany? Dla mnie to nienormalne. Przecież to wszystko działo się od lat. Nie od pięciu, sześciu, ale od dziesięciu. Moje serce pękło.
Trener Krzysztof Tochel stwierdził, że piłkarze są jak prostytutki. Zarzucił najbardziej doświadczonym piłkarzom Zagłębia kupowanie meczów.
Trener powinien się zastanowić nad tym, co opowiada. Nie było tak jak mówi. Cały proceder pojawił się w Zagłębiu przez ludzi z Odry Opole i KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Oni to przywieźli i pokazali, jak się załatwia. Byłem w radzie drużyny, ale nigdy nie decydowałem o tym, co się działo. Nikomu pieniędzy nie dawałem do ręki. My naprawdę nie mieliśmy wiele do gadania. Przychodził przykaz z góry i trzeba się było złożyć na sędziego.
Piłkarze działali pod presją dyrektora i trenera?
Każdy się domyślał, co się dzieje w klubie, ale my się nie odzywaliśmy, bo baliśmy się o swoją pracę.
Składał się Pan na słynne bukiety dla sędziów z banknotów 100-złotowych?
Wszyscy wiedzą, że wszyscy dawaliśmy. Co ja mam teraz powiedzieć? Że w każdym klubie tak było? Bez sensu. O jednym zapewniam - na pewno nie było żadnego sprzedawania meczów z naszej strony. A co do mojej osoby: mam niby jakieś zarzuty, ale uważam, że to pomówienia. Nigdy nie byłem w tej sprawie przesłuchiwany. Sprawę o umowę o pracę z Zagłębiem wygrałem, choć klub teraz się odwołuje. Dziwię się też działaczom Zagłębia, że nikt ze mną nie rozmawiał ten temat. A przecież jestem z Sosnowca, wychowałem się w tym klubie. Prawda była jednak taka, że wyrzucono mnie, bo za dużo zarabiałem i byłem kontuzjowany.
Czy kiedykolwiek obstawiał Pan wyniki meczów u bukmacherów?
Nie, nigdy mnie to nie interesowało.
Żałuje Pan swojego postępowania?
Po doświadczeniach z Sosnowca wiem, że już nigdy nie zgodzę się na takie rzeczy, jakie miały tam miejsce. Nie ważne, kto by to zaproponował. To jest po prostu jedna wielka beznadzieja i głupota. Teraz chcę już tylko grać jak najlepiej w piłkę.
Marzy Pan o meczu GKS-u z Zagłębiem?
Bardzo chciałbym, żeby doszło do takiego spotkania. (...)
źródło: gazeta.pl/katowice