Jest w Legii - nie ma po co wracać do Anglii
W Legii Warszawa Dariusz Kubicki testuje od dwóch dni Anglika - Eddiego Stanforda. Jeśli ten lewy pomocnik zostanie w Polsce, będzie z pewnością piłkarzem o najbardziej skomplikowanej historii życiowej - pisze "Przegląd Sportowy".
Jego dziadek pochodzi ze Lwowa, ojciec ze Szkocji, a matka jest Polką. To chyba dla niej tata Eddiego nauczył się polskiego.
Edek - bo tak mówi czule o synu, kiedy rozmawiamy - nie ma jednak po co wracać do Anglii. Starszy pan Stanford, czyli dla wtajemniczonych - Marcin Bidziński - jest bowiem autorem książki "Soccer Coaching Handbook". Skrytykował w niej system szkolenia piłkarzy na Wyspach. Od tamtej pory, jak twierdzi, syn nie może znaleźć uznania w oczach kolejnych trenerów.
"To bardzo dobra książka. Amerykanie zgłosili się już do mnie, by wydać jej ponowną edycję. Wyjdzie także wersja na DVD, na której Eddie pokazuje swoje świetne wyszkolenie techniczne. Syn znajdzie się także na okładce nowej książki. Kiedyś był na niej sam Alan Shearer, ale postanowiłem, że teraz to będzie mój Edek. Tylko nie wiem jeszcze, czy w stroju Polski, czy w jakimś klubowym" - powiedział Bidziński.
"Stworzyłem nowy system treningowy. Skrytykowałem też angielską piłkę, jako zbyt fizyczną, nie dającą się rozwijać zawodnikom wyszkolonym technicznie - takim jak mój syn. I to on za to zapłacił. Znam się na piłce. Skończyłem szkołę trenerską. Pracowałem nawet w polskiej piłce - w 1986 roku w Warcie Sieradz. Przez trzy lata. Teraz jestem członkiem angielskiej federacji piłkarskiej" - dodał.
"Chcę, żeby został w Polsce. Niech nie wraca do Anglii, bo nie ma po co. Tak będzie lepiej. Jeśli nie w Legii, to niech gra w innym klubie. Tutaj mógłby wrócić do niższej ligi, a to bez sensu, bo te stoją w Anglii na beznadziejnym poziomie. Znam piłkę angielską od podszewki. Anglicy już teraz mają kłopoty, kiedy grają z czołówką europejską i światową. I gwarantuję, że z takim szkoleniem, z odrzucaniem takich pomysłów na rozwój młodych piłkarzy, jak moje, angielska piłka za 10 lat nic nie będzie znaczyć" - zakończył.
źródło:
www.onet.pl