- z glownego portalu Gazety. Zainteresowanie Zaglebiem rosnie, niewatpliwie jest to wynik naszej dobrej gry w lidze. Nie ma lepszej reklamy dla klubu.
Piątek, początek weekendu, godz. 22. Na ulicy Modrzejowskiej, czyli na głównym deptaku miasta, zaczyna się robić tłoczno, jest coraz głośniej. "O Zagłębie, o Sosnowiec" - odbija się od kamienic znana kibicom Legii przyśpiewka. Murale, graffiti? - Trzeba wiedzieć, gdzie pójść, gdzie się przejść. Gdybyśmy mieli więcej czasu na przejażdżki po Sosnowcu, pokazałbym panu pięć, a może nawet osiem murali związanych z Zagłębiem, z Legią - mówi Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia.
Ale to nie powiązanych murali, tylko związków Zagłębia z Legią szukamy w Sosnowcu. Niektórzy kibice miejscowej drużyny mówią, że mieszkają w najdalej wysuniętej na południe dzielnicy Warszawy, przy Łazienkowskiej o Zagłębiu od niemal dwóch lat mogą mówić, jako o klubie partnerskim.
Prezes, kibic, publicysta
Umowę o współpracy Legia i Zagłębie podpisały w lutym 2014 roku, oba kluby od blisko dwóch lat współpracują na płaszczyźnie szkolenia młodzieży. Początek mariażu należy jednak właściwie datować na 8 grudnia 2012 roku, czyli dzień, w którym prezesem Legii został Bogusław Leśnodorski. - On nie tylko sprawił, że podpisana została umowa Legii z Zagłębiem, ale też przyczynił się do tego, że ja jestem prezesem klubu - mówi Jaroszewski.
Obaj, zanim zostali prezesami zaprzyjaźnionych klubów, znali się wcześniej ze środowiska kibiców Legii. - O tym, że Bogusław ma zostać prezesem, dowiedziałem się na 40. urodzinach naszego wspólnego przyjaciela. Ja jestem chrzestnym jego córki, a Leśnodorski - syna. Przy stole, od słowa do słowa, zaczęliśmy rozmawiać o Zagłębiu, o tym, że trzeba jakoś ten mój klub wyciągnąć z marazmu. W ogóle nie myślałem wtedy, że zostanę prezesem, ale umówiliśmy się, że opracuję wstępny plan współpracy Zagłębia z Legią. Wszystko trwało kilka miesięcy, spotykałem się w tym czasie z Jackiem Mazurkiem, aż w końcu Leśnodorski powiedział: "No dobra, jeśli mamy w to wchodzić szeroko, to musisz wziąć ten klub. Do ciebie mam zaufanie". I wziąłem, 13 czerwca 2014 roku, po Leszku Baczyńskim, który teraz jest prezesem honorowym - opowiada Jaroszewski.
Przed objęciem stanowiska prezesa Zagłębia Jaroszewski był dziennikarzem. Pracował przez siedem lat w "Przeglądzie Sportowym" (opisywał mecze drużyn z regionu, był też publicystą "Sportu"), pracował też w Dzienniku Zachodnim, potem trafił do TVP, gdzie został szefem jej katowickiej redakcji (realizował m.in. program "Szybka Piłka" emitowany na antenie TVP 2). Przed objęciem posady prezesa nigdy wcześniej nie pracował w strukturach klubu. Gdyby nie projekt współpracy z Legią, to pewnie, czego sam nie ukrywa, nigdy nie zostałby prezesem Zagłębia
- To nie były żadne wybory. Po prostu projekt współpracy z Legią, który przedstawiłem, zyskał akceptację właściciela klubu. Przedstawiciele miasta uznali, że skoro znam go najlepiej, to powinienem go też realizować. Trochę się nad tym wszystkim zastanawiałem, bo miałem przecież poukładane swoje sprawy zawodowe w Telewizji Katowice, ale z drugiej strony Zagłębie zawsze było w moim życiu - mówi Jaroszewski, który na dowód swojej miłości kilka lat temu wytatuował sobie na szerokości całych pleców słowa "Zagłębie" i "Sosnowiec".
Ale Zagłębie kochał od dziecka. - Wychowałem się na dzielnicy Pogoń, która kiedyś stanowiła o sile kibicowskiej Zagłębia. Miałem niespełna 11 lat, gdy poszedłem na pierwszy mecz z Gwardią Warszawa. Zagłębie wygrało 4:1, a w naszej drużynie występował jeszcze Włodzimierz Mazur [23-krotny reprezentant Polski, który w 1983 r. odszedł do francuskiego Stade Rennais, obecnie jest patronem sosnowieckiej Akademii].
A wszystko zaczęło się od przemytu dolarów...
Ale bliskość Legii i Zagłębia ma jeszcze wcześniejsze początki. Starsi kibice obu klubów zgodnie twierdzą, że tzw. zgoda między nimi narodziła w połowie lat 70. - Jakąś tam kłótnię pamiętam, jak to w rodzinie, ale łączy nas serdeczna przyjaźń - uśmiecha się prezes Zagłębia. - Niestety, dokładnie nie pamiętam okoliczności zawarcia zgody. Jak już przyszedłem na świat, to Legia kochała Zagłębie, a Zagłębie kochało Legię.
Jeden z kibiców Zagłębia mówi mi, że zgoda narodziła się w latach 60., ale też ma problem, by dokładnie opisać jej początki. Wskazuje tylko, że jej rozkwit ściśle związany jest z postacią Władysława Grotyńskiego. O tym pisał m.in. Wojciech Todur, dziennikarz śląskiego oddziału "Gazety Wyborczej": "Nie brakuje osób, które przekonują, że kluby połączył nieżyjący już (zmarł na zawał serca w 2002 r.) popularny bramkarz Władysław Grotyński. Zimą 1974 r. były piłkarz Legii i czterokrotny reprezentant kraju odsiadywał w wojkowickim więzieniu wyrok za przemyt. Został skazany za tak zwaną "aferę dolarową", kiedy to po meczu z Feyenoordem Rotterdam razem z Januszem Żmijewskim, innym piłkarzem Legii, przemycił do Polski amerykańską walutę. Legia, wtedy klub wojskowy, nie mogła sobie pozwolić na utrzymywanie zawodnika z wyrokiem. Co innego Zagłębie... Sosnowieccy działacze stanęli na głowie, wyciągnęli piłkarza zza krat i załatwili darowanie reszty kary. A Grotyński później uratował Zagłębie od spadku do drugiej ligi".
Sosnowiecki klub w końcu jednak spadł. Na początku XXI wieku zaczął się sypać. Wszystko zaczęło się po odejściu sponsorujących klub włoskiej Gruppo Ergom - spółki z branży motoryzacyjnej. Kontrakty i wymagania pozostały na poziomie ekstraklasy, a realia były drugoligowe. Po raz ostatni w elicie grał w sezonie 2007/08. Ale to już był tylko smutny epizod. Zagłębie było wówczas zdecydowanie najsłabszą drużyną w lidze, wygrało ledwie cztery mecze, spadło z hukiem. I to od razu na trzeci poziom rozgrywek, bo sosnowiczanie zostali ukarani dodatkową degradacją za udział w aferze korupcyjnej.
Dziś Zagłębie, po tegorocznym awansie z drugiej ligi, nieźle radzi sobie na zapleczu ekstraklasy. I w tym udział już ma Legia, a konkretnie jej zawodnicy, którzy migrują do Sosnowca.
Geniusz z Legii, nie gwiazda
Jaroszewski: - Piłkarzy związanych z Legią przez półtora roku było u nas kilku. Część się nie sprawdziła, ale tacy zawodnicy jak Jakub Arak i Przemek Mizgała, którzy są wypożyczeni, oraz pozyskany za darmo Konrad Budek, nadają ton grze drużyny. Cała trójka gra bardzo dobrze w pierwszym zespole.
Zdecydowanie najlepiej w Sosnowcu wiedzie się Arakowi. 20-letni napastnik na stadionie przy Kresowej spędza właśnie drugi sezon z rzędu. W poprzednim był najskuteczniejszym piłkarzem. W dużej mierze to dzięki jego skuteczności - w 34 ligowych meczach strzelił 17 goli - klub wywalczył awans do pierwszej ligi.
- Jak na warunki pierwszoligowe ten piłkarz to geniusz - zachwycał się kilka tygodni temu wypożyczonym do Zagłębia legionistą Robert Kasperczyk, trener Sandecji, po tym, jak ten strzelił jej dwa gole. Ale zachwyty nad Arakiem są w pełni uzasadnione. Bo nie dość, że w tym sezonie znowu jest najskuteczniejszym strzelcem sosnowieckiej drużyny (siedem goli w 17 meczach), to grę w pierwszej lidze łączy z powołaniami do młodzieżowej reprezentacji Polski (U-21).
Latem Arak był bliski powrotu do Legii. Poleciał z drużyną Henninga Berga na zgrupowanie do Austrii, ale ostatecznie trenerzy warszawskiego klubu uznali, że dla jego rozwoju lepsze będą regularne występy w pierwszej lidze. - Każdy ma swoje miejsce na ziemi. Myślę, że na ten etap przygody z piłką, Kuba je znalazł w Sosnowcu. Chyba się u nas dobrze czuje, nie skarży się, ale to proszę jego spytać, bo wiadomo, jak to jest - prezesowi nie zawsze wszyscy wszystko mówią - uśmiecha się Jaroszewski.
- Ja na Zagłębie złego słowa nie powiem. W Sosnowcu czuję się naprawdę bardzo dobrze. Jest wspaniała baza, są trenerzy, od których mogę się bardzo dużo nauczyć. Poza tym żadną gwiazdą nie jestem, wciąż zdarzają mi się słabe mecze - mówi Arak, którego o fałszywą skromność naprawdę jest trudno posądzić. W Zagłębiu jest liderem, najlepszym strzelcem, ale po treningach i tak bierze worek, zbiera do niego wszystkie piłki i zanosi do szatni. - Hierarchia w drużynie musi być, jestem przecież jeszcze młodzieżowcem. Na szczęście już ostatni rok - uśmiecha się Arak.
Mała armia Zagłębia
Legia ma nadzieję skorzystać na rozwoju wypożyczonych piłkarzy, być może Arak, Mizgała lub inni legioniści wrócą kiedyś na Łazienkowską i będą pełnić ważne role w zespole. Z kolei w Sosnowcu nie ukrywają, że pierwsza liga to tylko przystanek na drodze do celu, jakim jest ekstraklasa.
Ale równie istotne, a może nawet istotniejsze, jest to, co dzieje się w kategoriach młodzieżowych. - Oczywiście, klub jest oceniany przez pryzmat pierwszego zespołu, dlatego najszczęśliwszy będę, jak wejdziemy do ekstraklasy. Ale z tą ekstraklasą to spokojnie, najpierw musimy mieć stadion - mówi Jaroszewski.
- Na razie najbardziej cieszy mnie, jak wracam wieczorem do domu i na tych pięknych, zielonych murawach widzę tak samo ubrane setki trenujących dzieci. Dzięki nim jestem dumny, że mogę być prezesem Zagłębia. Te dzieciaki wyglądają jak nasza armia, to nasza największa siła - dodaje prezes.
Armia skoszarowana jest w Akademii Zagłębia. Ćwiczy w niej 400 dzieciaków z roczników 1998-2009, równolegle działa też akademia przedszkolaka z grupą 60 maluchów urodzonych w latach 2010-2012. Funkcjonuje na podobnych zasadach, jak Legia Soccer Schools. Ale z tą różnicą, że wszystkie maluchy uczęszczające na zajęcia w Sosnowcu z automatu mają zapewnione dalsze treningi w Akademii. W Warszawie na taki przywilej mogą liczyć tylko najlepsi.
Przedszkola to jednak podmiot komercyjny. Dla Zagłębia dużo ważniejsza jest Akademia, którą dowodzi Jarosław Wojciechowski - były piłkarz stołecznego klubu, który w Akademii Legii był koordynatorem grup bloku gimnazjalnego, a teraz w Sosnowcu jest odpowiedzialny za całe szkolenie dzieci i młodzieży. - Traktuję pracę w Sosnowcu jako wyróżnienie i możliwość rozwoju. Mimo że jestem silnie emocjonalnie związany z Legią, pochodzę z Warszawy, to w Akademii Zagłębia czuję się bardzo dobrze - mówi Wojciechowski, który przez kilka godzin oprowadzał mnie po obiektach Zagłębia.
Piłkarskie miasteczko
Właśnie, obiekty. Zagłębie Legii może zazdrościć wielu rzeczy, może czerpać z jej know-how dotyczącego organizacji i szkolenia, ale to Legia może zazdrościć Zagłębiu bazy treningowej. A robi duże wrażenie. Patrząc przez pryzmat Legii i jej jednego sztucznego boiska, które ma do dyspozycji Akademia - wręcz kosmiczne! Trzy boiska dla młodzieży (w tym jedno sztuczne), nowoczesny pawilon (m.in. z ośmioma szatniami i salą do treningu siłowego), obok główna podgrzewana płyta Stadionu Ludowego, na której na co dzień trenuje pierwsza drużyna, a ostatnio zdarza się też trenować Legii, kiedy ta przyjeżdża grać ze śląskimi drużynami. Do tego w pobliżu hala sportowa i basen.
Słowem, cały kompleks Zagłębia, wygląda jak małe miasteczko, które, jak się okazuje, wciąż ma się rozrastać. Kilkanaście dni temu władze Sosnowca ogłosiły, że baza przy ul. Kresowej wkrótce wzbogaci się o boisko do plażówki, a specjalnym balonem przykryty zostanie plac z trawą, znajdujący się przy głównym stadionie, który obecnie pełni funkcję parkingu dla samochodów. W najbliższych miesiącach ma również powstać tzw. "Górka Magatha". Tak Niemcy mówią o pochylonej ścieżce, która umożliwia poprawę szybkości. Nazwa pochodzi stąd, że gorącym entuzjastą ćwiczeń na takiej platformie był znany niemiecki trener, a w wcześniej piłkarz Felix Magath.
- Te inwestycje pokazują, że współpraca z miastem układa się dobrze. Dodam jeszcze, że niedługo na Kresowej będzie tylko baza treningowa, bo nasz nowy stadion ma powstać przy Górce Środulskiej, w północnej dzielnicy Sosnowca - mówi Jaroszewski. - Prezydent Arkadiusz Chęciński mocno optuje, by doszło do tego jak najszybciej. Jest kibicem Zagłębia, bywa na naszych meczach i to nawet wyjazdowych, zanim wybrano go prezydentem, był z Zagłębiem na dobre i złe. Życzliwości i akceptacji z jego strony jest naprawdę dużo. W ogóle można wyczuć, że w ratuszu nasza praca zaczyna być doceniana, rozumiana i szanowana.
Najpierw zabawa, potem praca
Akademia jest współfinansowana z miasta. Korzysta m.in. z hali i basenu, które przynależą do Zespołu Szkół im. Bolesława Prusa, ściśle współpracującego z klubem. W każdym roczniku gimnazjum, a także w liceum są klasy sportowe. Wielu chłopców trenuje w Zagłębiu. - 15 chłopców z 1d, 26 z 2d, 27 z 3d, z liceum 20 z 1a i 21 z 1b - dowiaduję się w sekretariacie.
- Naszym nadrzędnym celem jest promowanie zawodników do klubów z jak najwyższych lig. Chcielibyśmy, by każdy z nich najpierw trafiał do pierwszej drużyny Zagłębia, a dopiero później do Legii albo gdzieś jeszcze wyżej - mówi Mariusz Strojczyk, który wspólnie ze Słowakiem Michałem Farkašem (byłym piłkarzem m.in. Ruchu Radzionków i Zagłębia) prowadzi w akademii piłkarzy z rocznika 1999.
- Wszystko jest dobrze zorganizowane, podzielone na bloki wiekowe, za które są odpowiedzialni wyznaczeni trenerzy. Od bloku drugiego (gimnazjalnego - chłopcy urodzeni w 2002 r. i starsi) kończy się wstępna selekcja i zawodnicy idą do klas sportowych. Został wypracowany model współpracy ze szkołą, opierający się na łączeniu nauki i treningów sportowych. Klasy liczą 24 piłkarzy, na których przypada dwóch trenerów, a zajęcia w miesiącu zajmują 10 godzin lekcyjnych. Odbywają się z trenerem od przygotowania motorycznego, dietetykiem oraz psychologiem sportowym. Prowadzimy też treningi indywidualne, w których kładziemy nacisk na technikę specjalną - odpowiada Wojciechowski.
W tej chwili w pierwszej drużynie gra i trenuje pięciu wychowanków Zagłębia - Dawid Ryndak, Marcin Sierczyński, Patryk Mularczyk, Tomasz Szatan i Hubert Tylec. Do Sosnowcu, razem z Wojciechowskim, trafiło też kilku młodych zawodników z Legii: Dawid Witkowski, Konrad Zaradny, Konrad Budek, Maksymilian Dikof. Z Mazowsza, z partnerskiej dla Legii Legionovii, jest też w Akademii Zagłębia Mateusz Popielarz.
Co Zagłębiu daje współpraca z Legią? Dwa razy w roku wszystkie grupy młodzieżowe mierzą się ze swoimi rówieśnikami z Warszawy. To jeden z zapisów umowy. Ale są też inne - biznesowe, które regulują kwestie kontraktów. - Chodzi o piłkarzy, którzy do nas trafiają na wypożyczenie. Legia odciąża nas z ich finansowania, ale nie mogę wchodzić w szczegóły. Jednak nawet, gdybyśmy pominęli ten aspekt, to ta współpraca i tak jest dla nas bardzo korzystna - zapewnia prezes Zagłębia.
Gdzie jest ta miłość?
Także wizerunkowo, bo Legia w Sosnowcu to jest coś. - Może sosnowiczanie nie kochają Legii tak samo jak Zagłębia, ale na pewno jest to ich miłość drugiego wyboru. Wystarczy pojawić się na naszym meczu i zobaczyć, jak wiele osób w koszulkach czy szalikach warszawskiego klubu, dopinguje nasze Zagłębie. To miasto żyje też Legią. Jak przyjechał pan do nas "furą" na warszawskich blachach, to zapewniam, że nikt jej nie ruszy - uśmiecha się Jaroszewski.
- W regionie Zagłębia Dąbrowskiego mieszka ok. 1 mln osób. Wszyscy są za Zagłębiem, ale większość z nich też za Legią - przekonuje prezes. - Ale nie jest tak, że tylko kibice Zagłębia pojawiają się w Warszawie. My też mamy wyrobionych ponad tysiąc kart dla kibiców z Mazowsza, z których spora grupa regularnie przyjeżdża na mecze Zagłębia.
- Ja? Wiadomo, pojawiam się na meczach Legii, tak samo było kilkanaście lat temu, jeszcze na starym Stadionie Wojska Polskiego i kiedy Legia grała w Katowicach, Zabrzu czy Chorzowie - mówi Jaroszewski. - Emocje są ogromne, teraz nawet większe, bo widzę, jak ludzie, którzy nam pomagają, są zaangażowani w sprawy Zagłębia, oddają się na co dzień pracy w Legii. To ich pasja i duma. Moja też.
- Co do kibicowania to nikt mi nie wmówi jednak, że w taki sam sposób można kibicować dwóm klubom. Klub ma się w sercu jeden na całe życie. W moim przypadku to Zagłębie. Dlatego jeśli los sprawi, że w Pucharze Polski w tym sezonie uda nam się zagrać z Legią [by tak się stało Zagłębie w ćwierćfinale musi poradzić sobie z Cracovią, a Legia z Chojniczanką Chojnice], to wiadomo, że człowiek całym sercem będzie za Zagłębiem.
Jaroszewski kończy z uśmiechem: - Wiadomo, że nawet jak awansujemy do ekstraklasy, to silniejsi i bogatsi niż Legia nie będziemy. Ale zawsze możemy z nią wygrać. Zresztą, ostatnio w ekstraklasie Legię pokonaliśmy.