Wywiad z Szukiełowiczem
Kiedy w czwartek o 8.36 wyjeżdżał pan z Wrocławia do Sosnowca, wiedział już pan, że złożenie podpisu pod kontraktem będzie formalnością?
ROMUALD SZUKIEŁOWICZ: Tak, bo wszystko zostało już wcześniej przygotowane i omówione. Nie będzie żadnych zmian w sztabie szkoleniowym, to ja dołączyłem do tego sztabu. Nie jako pasażer, ale jako szofer.
W planie przygotowań Zagłębia do sezonu zajdą istotne zmiany?
ROMUALD SZUKIEŁOWICZ: Bez przesady. Zakontraktujemy dodatkowo jedną lub dwie gry kontrolne. Ponadto przeprowadzimy badania na katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego. Zgrupowanie odbędzie się w Wodzisławiu Śląskim. Czasu nie mamy zbyt wiele, bo już 18 lipca czeka nas mecz w rozgrywkach Pucharu Polski.
Dodatkowe gry kontrolne spowodowane są poszukiwaniami nowych zawodników?
ROMUALD SZUKIEŁOWICZ: Po każdym awansie o klasę wyżej niezbędne są korekty w kadrze, wzmocnienie składu. Na razie doszło do zespołu dwóch piłkarzy, czekamy na trzeciego. Przede wszystkim musimy wzmocnić defensywę, ponadto poszukujemy środkowego pomocnika oraz klasycznej „dziewiątki”. Musimy być przygotowani na stratę Jakuba Araka, który wyjeżdża z Legią Warszawa na zgrupowanie i nie ma żadnej gwarancji, że wróci do nas.
Wrócił pan do Zagłębia po ośmiu latach. Wszystko się zmieniło w klubie?
ROMUALD SZUKIEŁOWICZ: Czas nie stoi w miejscu. Ze starych znajomych pozostał tylko Leszek Baczyński, który wtedy był prezesem, a teraz jest kierownikiem obiektów. Ale jest młody, rzutki prezes, z którym chyba znaleźliśmy wspólny język. Generalnie podoba mi się to, że wszyscy ludzie pracujący w klubie są bardzo zaangażowani, by Zagłębiu wiodło się jak najlepiej. Gdy wszyscy ciągną wózek w jedną stronę, to w takiej atmosferze buduje się jakiś sukces.
Odświeżył pan znajomość z Robertem Stankiem?
ROMUALD SZUKIEŁOWICZ: Jak najbardziej. Znowu będziemy współpracować ze sobą, chociaż na innych zasadach niż poprzednio. Wtedy ja byłem trenerem, a on bramkarzem. Los zetknął nas ze sobą trzykrotnie. Najpierw był Śląsk Wrocław, potem ściągnąłem go z czwartej ligi do Hutnika Kraków, bo bramkarz, którego miałem do dyspozycji, krótko mówiąc mi „nie przypasował”. Po raz trzeci współpracowaliśmy ze sobą w Pogoni Szczecin, ale Robert przegrał wtedy rywalizację z Radkiem Majdanem