Marek Adamczyk, prezes sosnowieckiego klubu, podkreśla, że chce nadal współpracować z Leszkiem Ojrzyńskim.
Z naszych informacji wynika jednak, że Zagłębie sonduje rynek trenerów. Awansu do I ligi nie będzie. W następnym sezonie Zagłębie po raz czwarty z rzędu zagra w II lidze. To olbrzymia porażka klubu, którego ambicje sięgają gry w ekstraklasie.
Wojciech Todur: Zimą mówił pan o trzech scenariuszach na przyszłość. Pierwszy - już nieaktualny - zakładał awans. Drugi - retusz drużyny, która dziś gra w Sosnowcu, i ponowny atak na I ligę. A trzeci - odmłodzenie składu i spokojną pracę. Który scenariusz jest dziś bliższy realizacji?
Marek Adamczyk: Niestety, drugi. Mówię: „niestety”, bo jednak po cichu liczyłem na I ligę. Zimą przeszliśmy prawdziwą rewolucję. Proszę mi wskazać drugi klub, który pozyskał aż 17 nowych zawodników. Rewolucje nie są tanie. Trzeba przecież spłacić tych, którzy tracą miejsce w drużynie. Powtórki nie chcemy, dlatego myślimy raczej o uzupełnieniu składu. Decyzje zapadną po sezonie.
Kończy się pierwszy rok pańskiej prezesury, więc brak awansu idzie też na pana konto. Dlaczego się nie udało?
- Zacząłem pracę tuż przed startem sezonu. Działałem pod presją czasu, na wielu frontach i, niestety, popełniałem błędy. Runda jesienna była bardzo chaotyczna czy wręcz przypadkowa. Potraciliśmy mnóstwo punktów. To wtedy przegraliśmy I ligę. Cały czas zmagamy się też z problemami finansowymi, spłatą zadłużenia. Sytuacja Zagłębia wcale nie jest taka kolorowa, jak wielu chciałoby widzieć.
Może i nie jest, ale w mętnej wodzie II ligi i tak powinniście pływać najszybciej. Który klub było stać na to, żeby na większość wyjazdowych meczów jeździć dzień przed meczem? W Tychach mogą tylko pomarzyć o kontraktach, jakie mają piłkarze Zagłębia, a jednak to GKS wciąż jest w grze o I ligę.
- Oczywiście mogliśmy odpuścić to, o czym pan mówi. Płacić mniej. Postawić na anonimowych zawodników, którzy chcieliby się w Sosnowcu przede wszystkim promować. Czasami bieda też napędza wyniki, bo piłkarze chcą się wyrwać z klubu i grają jak nigdy.
Poszliśmy inną drogą, stąd m.in. wyjazdy z noclegiem czy wyższe kontrakty. Zaznaczam jednak, nie bez żalu, że nie zawsze płacone w terminie.
Na papierze po raz kolejny powstał ciekawy zespół, ale, niestety, na boisku tego nie widać. Styl gry Zagłębia jest fatalny. Ludzie nie chcą oglądać takiej drużyny.
- Niestety, muszę się z tym zgodzić. Styl naszej gry nie rzuca na kolana. Tłumaczę to sobie w ten sposób, że nie da się w ciągu kilku tygodni stworzyć drużyny, która będzie grać porywająco, strzelać masę bramek, mało goli tracić i jeszcze seriami wygrywać. My na razie nie przegrywamy. Gramy bez wyrazu, także dlatego, że posypał nam się środek pola. Kontuzje leczą Łukasz Wijas i Marcin Sierczyński. Krzysztof Markowski nie wywiązuje się ze swojej roli. Zdecydowanie lepiej gra w obronie.
Robi pan, co może, żeby zachęcić ludzi do chodzenia na Stadion Ludowy - darmowe bilety, wejściówki za 3 zł. Tymczasem 2 tys. osób na meczu Zagłębia to dziś już sukces.
- Ludzie nie chcą oglądać średniactwa. Znudziła ich też II liga. To trwa za długo. Był taki moment, gdy zaczęliśmy deptać po piętach czołówce. Pomyślałem wtedy, że Ludowy odżyje. Że znowu będzie święto w Sosnowcu. Nie wyszło.
Czy w nowym sezonie zespół nadal będzie prowadził trener Ojrzyński? A może zanosi się na zmiany?
- Mojemu poprzednikowi [Krzysztofowi Szatanowi - przyp. red.] zarzucono, że zmienił bodaj kilkunastu szkoleniowców. Czy my też mamy iść tą drogą? Brak stabilizacji, także na trenerskiej ławce, to nic dobrego dla drużyny. Nie chciałbym do tego dopuścić. Po zakończeniu sezonu będziemy też oceniać pracę trenera. Chciałbym dać szansę Leszkowi Ojrzyńskiemu, ale może to on powie, że chce spróbować czegoś innego.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Więcej...
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... z1NxZiwukY