Bardzo ciekawy artykół w Wyborczej . Moze nie wszystko mi pasi i ta Szwajcaria ale cos w tym jest
"STACJA DOCELOWA SZWAJCARIA blog Stanisława z Łodzi
Postanowiłem wypowiedzieć się w sprawach kibiców, protestów, policji, rac, opraw, zakazów, ktomaracjów, i tym podobnych. Zastanawiałem się, czy można coś jeszcze wnieść sensownego do tych wszystkich dyskusji i właśnie tak bezczelnie wydaje mi się, że można. Chodzi mianowicie o szerszy punkt spojrzenia na sprawę. Mieliśmy wiele wypowiedzi dziennikarzy, prezesów, piłkarzy, mieliśmy relacje prosto z młyna i z gazowanego sektora, na forach mamy ocean mądrości tak zwanych piknikowych. A tymczasem warto wyjść poza te nasze stadiony i poza miesiąc wrzesień 2012. Wszystko jest względne. Polska jest biedna? Przyjadą Norwegowie i przytakną. Zapytasz ludzi z Bangladeszu, powiedzą, że to raj. Jeden powie, że jest bieda, inny, że nigdy nie było lepiej niż teraz. Każde działanie, każde myślenie musi mieć jakiś cel. Inaczej jest bezwładność i chaos. Czy nasze kluby, właściciele, ministry, a z drugiej strony kibice wiedzą w ogóle czego chcą? Wiedzą czego oczekują? Wiedzą jak miałoby to wszystko wyglądać, żeby już można powiedzieć: Teraz jest dobrze?
Jestem groundhopperem. Ktoś wymyślił takie śmieszne określenie dla ludzi, którzy mają takiego bzika, że zwiedzają stadiony i chodzą na mecze. Nie jestem ani protoplastą, ani wybitnym przedstawicielem tego ruchu. Nie mam na koncie kilkaset, ale kilkadziesiąt (z naciskiem na zbliżanie się do setki) zaliczonych miejsc. Odwiedziłem większość ekstraklasowych stadionów, Anglia, Bułgaria, Grecja, Hiszpania, Francja, Niemcy, Portugalia, Szwajcaria, Włochy, Ukraina, USA. Pewnie jeszcze gdzieś, gdzie nie pamiętam. Bardzo fajne hobby, niestety cholernie drogie.
Ja to ten w niebieskiej koszulce na płocie :
http://www.ybforever.ch/spiele/luzern-y ... n-yb33.jpgPrzed komercją uciec się nie da
Wraz z końcem PRLu, UE, duchem czasu, bla bal bla, Polska przechodzi transformację gospodarczą, kulturalną, społeczną i stawiam tezę, że stadionową również. Przed komercjalizacją piłki nożnej uciec się nie da. Znaczy można - do 3 ligi lub okręgówki. Największy paradoks polega na tym, że to znienawidzone i skomercjalizowane Euro jest imprezą dużo mniej komercyjną niż każda liga. Że piwo markowe sprzedają i coca colę? Nie bądźmy obłudni, w bojkocie Euro chodziło o to, że kibice nie mieli szans przejąć tego „lokalu”, a nie o żadną komercję. Na Euro nie ma przeszkód, by sukcesy odnosiła biedniejsza Chorwacja, malutka Holandia, zabiedzona Grecja, czy Czesi. Tymczasem w lidze co by się nie działo, to Realu, Manchesteru, czy… Legii (śmiejecie się, ….poczekajcie jeszcze trzy, cztery lata) biedne kluby nie przeskoczą. Zdarzy się, że jeden klub zacznie „rumakować”, ale tylko do zimy. Do czasu, gdy bogatsi wykupią mu najlepszych zawodników. Może być w futbolu coś bardziej komercyjnego niż zależność wyników od pieniędzy? Ale w takim świecie żyjemy i niestety od komercji w piłce uciec się już nie da.
Podcinaj gałąź, na której siedzisz
Drugim paradoksem jest znienawidzenie przez betonowych kibiców betonowego PZPNu. Przecież to jest dokładnie to samo. Nie chcemy się zmieniać, to nie wymagajmy zmian od innych. „Nowy stadion dla… !!!” A jak już będzie nowy stadion, to zdziwienie, że nie wolno stać na schodach. Czy naprawdę komuś się wydaje, że jeśli w końcu zapanuje ten właściwy, wymarzony „nowy” PZPN, to on pozwoli na race, będzie tolerował wbieganie na murawę, itp.

Nie bądźmy naiwni. Wszyscy Ci, którzy kochają „starą żyletę”, agresywnie reagują na zmiany, powinni czcić Latę, Kręcinę, Kolatora i wszystkich, którzy nie będą reformatorami. Czy nikt tego nie zauważa? Oczywiście to nie jest odosobniony w Polsce przypadek. Chichot losu polega na tym, że górnicy i stoczniowcy, którzy najbardziej domagali się zmian, wraz z ich nadejściem najbardziej dostali po dupie. Dokładnie to samo co z robieniem z Polski Japonii jest z jebaniem PZPNu.
Ucieczka do przodu
Nie oszukujmy się, zmian w piłce i na polskich stadionach nie da się zatrzymać. A to oznacza podporządkowanie się kibiców i w każdym wypadku koniec czasów, za którymi protestujący w Kielcach i Białymstoku wzdychają. Świat jest skonstruowany w ten sposób, że wygrywają najbardziej sprytni i ci którzy myślą do przodu. A tymczasem michnikowscy kibole zamiast uciekać robiąc krok do przodu, stoją w miejscu.
Na czym ma polegać ta ucieczka do przodu? Długo zastanawiałem się, gdzie może wylądować Polska ze swoimi stadionami i dopingiem za lat dziesięć. Większość dziennikarzy za przykłady podaje Anglię, Niemcy, co oczywiście jest głupotą lub w wersji lżejszej dużą naiwnością.
Czy dobrze szukamy wzorców?
Oczywiście Anglią to nasza liga nie będzie nigdy. Nie ta miłość do futbolu, nie ta determinacja władz. Choć niezrozumiałe jest dla mnie podawanie Premiership jako negatywnego przykładu nudnej piknikowej atmosfery. Fakt, że nie ma tam opraw, ale dla mnie każde 5 minut na stadionie w Anglii jest warte dużo więcej niż 90 minut u nas na jakichkolwiek derbach. Nie ważne czy na Liverpoolu, czy na Charltonie.
Niemcy? Tam jest chyba najfajniej, ale po pierwsze u nas nie będzie takich frekwencji, a po drugie… to jest naprawdę zdyscyplinowane społeczeństwo. Każda flaga musi być określonych wymiarów – i jest. No i nie te pieniądze.
Hiszpania? Szczerze mówiąc nie rozumiem zafascynowania Barceloną i Camp Nou. Z ręką na sercu, na stadionie w Saragossie, czy na Atletico Madryt jest o wiele fajniej.
Blisko jest nam do Grecji, ale to dlatego, że są w podobnym miejscu co my. Oni też przeciągają linę. Tam też wszystko się jeszcze zmienia, więc to nie jest stacja docelowa.
Francja? Ciepło, ciepło, ale też nie ta skala, nie te pieniądze…
Gdzie jest nasza stacja docelowa?
Wiecie gdzie moglibyśmy wylądować, tak żeby wszyscy byli zadowoleni? Ultrasi, pikniki i władze? Szwajcaria!
Śmiejecie się? Jeśli sprawdzi się optymistyczny scenariusz, powstanie niewiarygodny kompromis pomiędzy kibicami, a władzami, to ten kompromis będzie miał na imię Szwajcaria. To nasz klimat i nasza skala. Myślę, że budżetowo możemy ich dogonić. A z drugiej strony atmosfera jest tam, wielu z Was się zdziwi rewelacyjna. Oto dowody na moją tezę:
1 Pięć lat temu Szwajcarzy przeszli podobne przeobrażenie jak Polacy. Dzięki Euro powstały nowe stadiony. Berno, Bazylea, Zurych. I przez kilka lat jedni mieli super wypasione welodromy, a inni wciąż grali na kurnikach (Luzerna). Teraz to się zmienia i wszędzie budują nowe, jak nie stadiony, to trybuny.
2 Jest podobne zainteresowanie futbolem. To w kraju sport numer jeden, a dalej długo, długo nic. U nas siatkówka, u nich hokej. Na mecze najpopularniejszych drużyn (FC Basel, FC Zurych, Young Boys Berno) przychodzi do 30 tys. ludzi. Na te mniej popularne kluby do 10 tys. Brzmi znajomo?
3 Piłkarsko poziom prawie identyczny. Dziś pewnie byśmy z nimi przegrali, zwłaszcza klubowo, ale już reprezentacja to ten sam koszyk. Ma to znaczenie przede wszystkim takie, że ligi szwajcarskiej poza Szwajcarami nikt oglądał nie będzie.
4 Race. Obecne! Nie wiem dokładnie jak oni to robią, ale tam to działa. Nie wiem, czy płacą kary, czy przymykają oczy. Ale są race – sam paliłem )) i nie ma żadnych awantur.
5 Ruch kibicowski i organizacja są na poziomie bardzo wysokim i podobnym jak u nas. Byłem na kilku wyjazdach z kibicami z Berna. Super organizacja, żadnych przestojów, transport idealny – pociąg, autokar pod sam stadion, żadnych prowokacji policji, szybkie przeszukanie (ale race i tak wniesione) i wejście na trybunę. Doping zorganizowany, zarządzony rewelacyjnie.
6 Podobny poziom antagonizmów, kos i zgód. YB Berno vs FC Basel - polecam każdemu. Żebyście nie myśleli, że to Hiszpania, gdzie wszyscy się kochają.
7 Atmosfera na trybunach jest naprawdę fajna. Zobaczcie sami na zdjęciach, filmach:
http://z6.invisionfree.com/UltrasTifosi/ar/t12744.htmhttp://www.youtube.com/watch?v=qrm8Mx_a8YAlub sami pogooglajcie.
Tymczasem nie ma tam żadnych zadym, awantur, prowokującej policji. I uwaga, nikt nie rzuca rac na murawę, nie przerywają meczy. Raz, cztery lata temu zdarzyło się, że fani z Zurychu wbiegli na murawę. Ale to wyjątek potwierdzający regułę. Czyli da się? Da!
Dlatego uważam, że to nie w zakazie pirotechniki jest klucz do bezpieczeństwa. Szwajcarzy pokazują, że mogą być race i może być bezpiecznie. Problem leży w głowach ludzi. Jak ktoś jest debilem, to i bez racy narobi dymu, zdemoluje łazienki, powyrywa krzesełka, opluje piłkarzy. A jak nie jest, to może palić race, stać obok policji i nic się nie wydarzy. Problem leży w głowach, a nie w przepisach. W kompleksach ludzi na stadionie. A zakazy powodują jedynie frustracje.
Jak tam dojechać?
Co trzeba zrobić, żeby tak właśnie stało się u nas? Szczerze mówiąc nie wiem. Jestem tylko kibicem. Ale warto by sprawdzić jak to tam działa. Bo nie oszukujmy się, wzorując się na Anglii, czy Niemcach wykoleimy się, zniechęcimy i cofniemy w rozwoju. Wzorujmy się na Szwajcarach. Może ktoś z nowych władz PZPNu by się do nich wybrał i sprawdził, jak to wygląda organizacyjnie. Nie trzeba od razu budować więzień i klatek. Nie trzeba wielogodzinnych przeszukań na bramkach. Nie w zakazach leży kluch do rozwiązania.
A jeśli chodzi o ultrę, to po wyrzuceniu radykałów, jihadów i zakompleksieńców, można się fajnie bawić i nie wyglądać jak trybuna rodzinna. Ale coś poświęcić trzeba. W końcu dotrze to do nawet najbardziej „fanatycznych” grup. Nie da się stać w miejscu. Na poziomie futbolu, nazwę go telewizyjnego nie ma miejsca dla debili i partyzantów. Albo będzie Wielka Legia, Lech, czy Jagiellonia, albo osiedlowy gang rasistów. Tego nie da się pogodzić. Być może to przykre, ale romantyzm bohaterów walczących z Tuskiem… to już nie te czasy. Kto się z tym nie pogodzi to nie istnieje.
Udało się przenieść ustawki do lasu, inne życiowe elementy też się da. "
No coż nie ze wszystkim sie zgadzam ale jedno mi sie podoba . Więcej normalnych kibiców a wszyscy będa zadowoleni