ZUS pogrąży kluby?
Wielomilionowych odszkodowań żąda ZUS od klubów sportowych, które w ostatnich latach nie zapłaciły składek na ubezpieczenie społeczne od premii wypłacanych zawodnikom. Precedensowy proces w tej sprawie toczy się z udziałem Górnika Polkowice. Niekorzystny wyrok może pogrążyć też inne kluby, które działały według podobnych zasad. – To może być gwóźdź do naszej trumny – mówią przerażeni działacze.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych zaczął prześwietlanie finansów w klubach sportowych. Chodzi o składki od jednorazowych nagród i premii wypłacanych zawodnikom i trenerom, których kluby, w myśl obowiązujących przepisów, w ostatnich latach nie odprowadzały. Teraz ubezpieczyciel domaga się od nich pieniędzy za zaległe składki, interpretując prawo na swoją korzyść. Gra toczy się o ogromne pieniądze, liczone w milionach złotych. W sądzie z ZUS-em przegrała już Miedź Legnica, która z tego tytułu ogłosiła upadłość.
Trwa natomiast podobny proces Górnika Polkowice. Jeśli i on zakończy się wygraną ubezpieczyciela, piłkarzy z Polkowic może nawet zabraknąć w II lidze (kluby zadłużone wobec ZUS nie otrzymują licencji od PZPN). Sprawa Górnika jest precedensowa dla całego środowiska piłkarskiego, bowiem większość klubów w zakresie składek od nagród i premii postępowała tak samo. Jeśli sąd przyzna rację ZUS-owi, może to dla nich oznaczać ogromne problemy finansowe, a nawet bankructwo.
Płacić czy nie płacić?
Okazuje się, że skala problemu jest ogromna – nie tylko Miedź i Górnik odwiedzili kontrolerzy z ubezpieczalni. Podobne kłopoty w ostatnim czasie dotknęły kluby z całej Polski, m.in. tak znane firmy, jak Ruch Chorzów, Arka Gdynia czy PGE GKS Bełchatów. Z tym, że zgodnie z powiedzeniem „co kraj, to obyczaj”, ich losy różnie się potoczyły. Niektóre oddziały ZUS-u uznały, że kluby dobrze interpretowały prawo, nie płacąc składek. Inne, w tym ZUS w Legnicy, wręcz przeciwnie. Kto w tym sporze ma rację? Czy kluby muszą płacić czy nie płacić składki od nagród i premii? Wyjaśnienia szukaliśmy w znanej wrocławskiej kancelarii prawnej. – W oparciu o przepisy, przychody w postaci nagród za wyniki sportowe, wypłacane przez kluby sportowe i polskie związki sportowe, oraz za wybitne osiągnięcia sportowe lub wybitne osiągnięcia w pracy zawodowej w dziedzinie kultury fizycznej, wypłacane ze środków budżetowych, nie stanowią podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne – analizuje Tomasz Dauerman, radca prawny specjalizujący się w prawie sportowym. Skąd zatem biorą się przypadki różnej interpretacji tego samego przepisu przez urzędników ZUS oraz sądy w różnych rejonach Polski? – Wynika to prawdopodobnie z pojęcia „nagroda”. Mogłoby ono w swoim literalnym brzmieniu przybrać formę np. „premia”. Ustawodawca jednak posłużył się takim terminem i, niestety, nie ma stosownej linii orzecznictwa, które dokonałoby wykładnia tego terminu i wskazywałoby, że pod pojęciem nagrody zawiera się określenie premia, np. za awans do wyższej klasy rozgrywkowej, za wygrany mecz, czy też premia za określony cel sportowy – wyjaśnia Tomasz Dauerman. Zatem na pierwszy rzut oka wydaje się, że regulacja prawna jest jasna, ale to tylko pozory, bo przepis pozostawia zbyt duże pole do interpretacji, a tę każdy przyjmuje zgodnie z własnym interesem. Jak można rozwiązać ten problem? – Praktyka i sygnały, które płyną ze środowiska sportowego, faktycznie mogą sugerować, że to pojęcie powinno zostać w sposób należyty doprecyzowane. Uniknęlibyśmy wtedy takiej dowolności w interpretacji przepisów – proponuje zapytany przez nas radca prawny.
Gwoździe do trumny
Problemy Górnika rozpoczęły się w styczniu 2006 roku. ZUS przeprowadził kontrolę, po której domagał się od klubu zapłacenia zaległych składek wraz z odsetkami od przyznawanych zawodnikom nagród w latach 2000-2005. Na nic zdały się ekspertyzy i dokumenty wydane przez warszawski ZUS, który w jasny sposób określił, że Górnik nie miał obowiązku odprowadzania należności. Obie strony konfliktu nie doszły do porozumienia, dlatego w październiku 2007 roku złożono wniosek do sądu. Kilka miesięcy później, w czerwcu 2008 roku, zapadł pierwszy wyrok w tej sprawie. Sąd Okręgowy w Legnicy przyznał rację urzędnikom. Polkowiccy działacze nie zamierzali pasować. Odwołanie przyniosło skutek, ponieważ w grudniu tego samego roku decyzją wrocławskiego Sądu Apelacyjnego sprawę wygrał Górnik. ZUS broni nie złożył, a toczące się przez niemal cały ubiegły rok rozprawy spowodowały, iż Sąd Najwyższy ponownie cofnął sprawę do rozpatrzenia przez Sąd Apelacyjny, którego wyrok będzie już prawomocny. Decyzję poznamy najprawdopodobniej w ciągu kilku najbliższych miesięcy. – Będziemy mogli się od niej odwołać, ale skoro wyrok będzie prawomocny, trzeba go będzie respektować – mówi dyrektor sportowy Górnika, Piotr Korczak.
Niekorzystny dla dolnośląskiego klubu wyrok może oznaczać konieczność ogłoszenia upadłości. – Nikt z nas nie czeka biernie na finał. Razem z miastem, które jest naszym sponsorem, próbujemy zaplanować działania na wypadek przegranej – tłumaczy Korczak. Ewentualne odszkodowanie będzie można liczyć w milionach złotych. To kwota, której polkowicki klub nie posiada dziś w swojej kasie. Nie wiadomo, jak na taki rozwój sytuacji zareagują miejskie władze, które dotychczas hojnie wspierały piłkarzy. – Nie wiem, czy nasz główny inwestor chciałby i czy może partycypować w spłacie zaległych składek – dodaje dyrektor klubu.
Skala problemu jest szersza. W podobnej, patowej sytuacji znajduje oraz znajdowało się wiele polskich zespołów. W kilku ostatnich latach zapadło kilka wyroków w podobnych sprawach. Arka Gdynia, GKS Bełchatów, Wisła Płock czy Ruch Chorzów to tylko niektóre z klubów, doskonale znających ten nieprzyjemny temat. Działacze niemal wszystkich wymienionych drużyn, z wyjątkiem Ruchu, nie są jednak skorzy do rozmów. – Nie dyskutujemy z dziennikarzami o takich sprawach. Ani ja, ani tym bardziej prezes, nie udzielamy informacji i nie komentujemy wspomnianych wydarzeń – szybko ucina dyskusję Tomasz Rybiński, rzecznik prasowy Arki Gdynia. Ostatnio najwięcej dzieje się w Chorzowie. Obecna spółka akcyjna, która zarządza Ruchem, wciąż musi spłacać zobowiązania pozostałe po zadłużonym stowarzyszeniu. Klub najpierw uporał się z Urzędem Skarbowym, przelewając do jego kasy ponad 6 mln złotych. Teraz walczy z ZUS-em, który domaga się ponad 3 mln złotych. – Na szczęście udało się dojść do porozumienia. Obecnie toczy się postępowanie sądowe i wszystko wskazuje na to, że sprawę wygramy. Być może przekażemy ZUS-owi zaległe pieniądze. Jeśli jednak wyrok będzie dla nas korzystny, wrócą do nas z powrotem – wyjaśnia rzecznik prasowy chorzowian, Mariusz Gudebski.
Na Dolnym Śląsku z tytułu niejasnego prawa ubezpieczeniowego najbardziej ucierpiała Miedź Legnica. Klub wciąż spłaca zobowiązania wobec ZUS-u. Sąd Najwyższy przyjął jednak kasację niekorzystnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Legnicy, dlatego niebawem rozpatrzy sprawę ponownie. Miedź postawiona jest obecnie w stan upadłości z możliwością zawierania układów. – Mamy na to zgodę sądu – mówi związany z legnickim klubem Zenon Błachnia, który jest przekonany, że precedensowy wyrok w sprawie Górnika może pogrążyć także Miedź. – To może być gwóźdź do naszej trumny – dodaje.
Związek pomóc chce, ale nie może
Ze skali problemów Górnika i Miedzi doskonale zdaje sobie sprawę prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, który jednak w niewielkim stopniu może im pomóc. – Oficjalnie nasz związek nie ma żadnego pisma i wniosku w tej kwestii od jakiegokolwiek klubu. Temat jest mi znany jedynie z rozmów pośrednich. Kluby nie chcą ujawniać tego problemu ze względów marketingowych, bo to świadczy o ich wizerunku. Jeśli sprawa opiera się o wykładnie sądową, to my nie mamy żadnych instrumentów prawnych, żeby pomóc – mówi Andrzej Padewski, który sugeruje, że odpowiedzialność za taki stan rzeczy powinna wziąć na swoje barki piłkarska centrala z Warszawy. – Polski Związek Piłki Nożnej powinien lobbować i postarać się o dokładną wykładnię prawną z Sądu Najwyższego. Kontrola realizacji zobowiązań klubów wobec ZUS-ów i Urzędów Skarbowych leży w gestii Komisji Licencyjnych dla pierwszej i drugiej ligi, która może się podpierać wiedzą Wydziału Organizacyjno-Prawnego – przekonuje. Co na to PZPN? Mecenas Andrzej Wach z Piłkarskiego Sądu Polubownego przy związku również nie otrzymuje żadnych próśb o pomoc ze strony klubów i zawodników. Zwraca natomiast uwagę na zmianę przepisów o sporcie kwalifikowanym z roku 2005, która znacznie utrudnia interpretację prawną. – Kiedyś nie było z tym problemów, bo zawodnik profesjonalny, który miał podpisany kontrakt z klubem, miał umowę o pracę, a amatorzy grali o stypendia. Nowe rozporządzenie, zgodne z wymogami FIFA, nie wyodrębnia zawodu piłkarza, stąd różna interpretacja prawa przez ZUS-y – wyjaśnia Wach.
Nieco inaczej wygląda sytuacja klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej. Ich interesy reprezentuje spółka Ekstraklasa SA, co nie oznacza, że problem ten nie istnieje. Wspomniany PGE GKS Bełchatów rozprawę w sądzie rozstrzygnął na swoją korzyść, ale Zagłębie Lubin do dziś spłaca wielomilionowe zadłużenie w ZUS-ie. – Od dawna dostrzegamy ten problem. Już w 2007 roku przy współpracy z jedną z firm audytorskich przygotowaliśmy bardzo złożone opracowanie o stanie opodatkowania sportu w naszym kraju, poruszające kilkadziesiąt zagadnień. Raport przekazaliśmy do Ministerstwa Sportu i Ministerstw Finansów z prośbą o dogłębną analizę i wydanie jednolitej interpretacji przepisów – mówi Adrian Skubis, rzecznik Ekstraklasy. Jakie przyniosło to efekty? – Z przykrością stwierdzam, że, niestety, do dziś nie dostaliśmy jasnej interpretacji. Realia nadal są takie, że w różnych częściach Polski przepisy są interpretowane w różny sposób, a konsekwencje ponoszą niestety kluby – przyznaje Skubis.
Brak zaległości finansowych w stosunku do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych oraz Urzędu Skarbowego to jeden z podstawowych warunków przyznania klubowi licencji na przystąpienie do rozgrywek. Skala problemu jest na tyle duża, iż nie można wykluczyć scenariusza, że wkrótce PZPN będzie musiał lawinowo odmawiać klubom gry. Co wówczas? – Związek stara się iść klubom na rękę, poprzez przedłużanie terminów złożenia odpowiedniej dokumentacji. Skracamy drogę procesu licencyjnego, bo chcemy, żeby wszyscy mogli grać. Poziom naszych rozgrywek musi się jednak coś sobą prezentować – mówi Agnieszka Olejkowska, rzeczniczka PZPN.
* tekst napisany wspólnie z Pawłem Kucharskim oraz Tomkiem Brusiło
http://mrsuperfrajer.wordpress.com/2010 ... azy-kluby/