Wypowiedzi Kutza dla "Polityki" i "Gazety Wyborczej":
Polityka - Powroty Hanysa - (fragmenty):
(...)To właśnie polityka zmusiła mnie do powrotu do korzeni i dzięki niej odżył mój lokalny kosmos. Jest niewielki. Zaczyna się na rzeczce Brynicy, za mojego dzieciństwa przemysłowym ścieku, który na dobrą sprawę można było przeskoczyć. Ale ta graniczna rzeczka, oddzielająca wcześniej Rosję od Niemiec, a przed wojną Śląsk od Zagłębia, to najważniejsza granica w moim życiu. To zza niej spadło na Śląsk nieszczęście. Tu stykały się dwie cywilizacje: łacińska i bizantyjska. Mój świat lepiony był na model niemiecki, rządziła nim familijność i pracowitość. Po tamtej stronie królowało cwaniactwo, przekupstwo i donosicielstwo. I ten świat, w mundurach UB i garniturach partyjnych aparatczyków, wkroczył po wojnie na Śląsk i wdeptał go w ziemię. Komuna w najgorszym swoim wydaniu. Mało, że wtedy nie rozumiała Śląska, to przez dziesięciolecia nie chciała go zrozumieć. To przed nimi rodziny powstańców, również moja, uciekały do Niemiec. Dziś nie widać cywilizacyjnych różnic, tu i tam blokowiska, ale nie są one w stanie przesłonić moich wspomnień z dzieciństwa. Tam byli Gorole, my dla nich Hanysy. II Rzeczpospolita była na tyle mądra, że tych światów nie scaliła w jeden organizm, dopiero PRL palnęła cywilizacyjne głupstwo i zrobiła jedno województwo. Azję połączyła z Europą. I to z jaką Europą! Przynajmniej w tym moim zakątku Śląska niemieccy kapitaliści zaczęli cywilizować, jeszcze przed II wojną, swoich robotników. PRL zdegradowała tamten Śląsk, jak Lipiny, ale jak on wyglądał, i w jakim kierunku zmierzał, widać do dziś w Nikiszowcu. Tu kręciłem swoje śląskie filmy.(...)
Pełna treść artykułu:
http://polityka.onet.pl/artykul.asp?DB= ... 87786&MP=1
Wywiad dla Gazety Wyborczej ;Kazimierz Kutz o piłce nożnej: Cud zbiorowego uniesienia (fragmenty):
Redaktor: Najsławniejszym sportowcem z Szopienic był Janusz Sidło, wicemistrz olimpijski, dwukrotny mistrz Europy, rekordzista świata.
Pan K: Mój dobry kolega zresztą. To był absolutny niedźwiedź. Gdy się u nas drzwi zacięły, jak szarpnął - to wyrwał je z framugą! Można powiedzieć, że Sidło osiągnął sukces dzięki konfliktowi śląsko-zagłębiowskiemu. Bo on, proszę panów, rzucał od dzieciństwa: jechało się na stawy między Szopienicami a Sosnowcem i napieprzało z sosnowiakami na kamienie. Dzięki tym wyprawom ja też rękę sobie wyrobiłem. Przy okazji jakiegoś filmu zrobiliśmy zawody w rzucie granatem. Moim rywalem był reżyser Jerzy Kawalerowicz - dziesięcioboista, zbudowany jak Adonis. A ja z moimi warunkami go załatwiłem!
Redaktor: Tuż obok silnych klubów śląskich wyrosło nagle prawie tak samo mocne Zagłębie Sosnowiec. Ile prawdy jest w tym, że za nim stał Gierek?
Pan K. Na Śląsku przed wojną zawsze były wielkie drużyny, a Zagłębiacy robili wszystko, żeby sobie też taką zafundować. Po wojnie przejęli władzę, bo jak mówił świętej pamięci śląski literat Wilhelm Szewczyk przez komunistyczność tego regionu mieli największą wydajność przywódców z hektara. Zagłębie powstało na bazie klubu o nazwie RKU. Gdy w 1946 roku RKU grał z AKS Chorzów, doszło do potężnych zamieszek między kibicami obu drużyn. Niektórzy mówili, że to czwarte powstanie.
Ta nowa drużyna była oczkiem w głowie wszystkich władców z Zagłębia. Zdarzało się, że niektóre śląskie kluby, chcąc zrobić Gierkowi przyjemność, przegrywały z Zagłębiem, ale to, co się działo później za Grudnia [I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w latach 1971-80 - red.],to była kompletna paranoja. Wiem na pewno, że przed meczem wzywał sędziów, żeby ustalić wynik.