„Komentarze? Nie czytam. Nie muszę wchodzić do toi toia, żeby wiedzieć, czym zalatuje”
Zagłębie Sosnowiec zaczęło sezon od bolesnej porażki w Pucharze Polski z Unią Janikowo. Po wznowieniu rozgrywek biło się z kolei o utrzymanie, zamiast o awans, więc nastroje w Sosnowcu nie są najlepsze. Kibice krytykują zarząd i trenera Krzysztofa Dębka, dlatego postanowiliśmy oddać głos samym zainteresowanym. Marcin Jaroszewski w obszernej rozmowie tłumaczy, jakie cele będą postawione przed Zagłębiem w nowym sezonie, jak klub wygląda na tle ligowych rywali oraz do czego Zagłębie może aspirować. Mówi też o tym, że krytyką w Internecie się nie przejmuje. Jest mocno, jest szczerze, więc zapraszamy!
Rozmawiamy po zebraniu prezesów I ligi. Co nowego?
Wybrane zostały nowe-stare władze, wzmocnione Leszkiem Bartnickim z Tychów i Wojtkiem Kowalewskim w zarządzie. W komisji rewizyjnej nadal jest Martyna Pajączek. W zasadzie po tej całej sytuacji COVID-owej, w której ci ludzie mocno się sprawdzili, a pracując dla ligi w ostatnim czasie, spełnili pokładane w nich nadzieje, wybór był naturalny. Mam okazję być w tym od paru lat i każdy rok jest lepszy. Szacunek dla tych ludzi.
Możemy spodziewać się jakichś nowych umów, rozwiązań w najbliższym czasie? Co z kwestią salary cap, która była często poruszana w trakcie pandemii, temat upadł?
Co do umów – to pytanie do prezesa Marcina Janickiego, on zna te wszystkie tematy. Salary cap się rozmyło, nikt tego tematu już nie podejmował.
Nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić z tego powodu. Może pan jako prezes pierwszoligowego klubu podpowie.
Nigdy specjalnie nie wierzyłem, że nawet jeśli to salary cap wejdzie, to że będzie ono transparentne i przejrzyste. Zawsze można zatrudnić zawodnika w firmie zewnętrznej, płacić mu przez inne podmioty. Nie forsowałem tego tematu, bo choć cel szczytny to utopijny. Byłoby to coś wspaniałego, ale w idealnym świecie, a może cywilizowanym świecie.
W idealnym świecie idealne byłyby też pewnie komentarze w social mediach, czy pod różnymi artykułami, które pewnie pan w mniejszym lub większym stopniu śledzi.
To powiem panu, że nie śledzę. Ludziom z zewnątrz wydaje się, że ci, którzy siedzą w piłce, czytają te wszystkie wynurzenia opętanych. Ale będąc po drugiej stronie, powiem szczerze: niewiele jest takich osób. Czasem się zdarzają. Jeżeli dowiadujemy się, co w nich jest, to raczej od znajomych, którzy to czytają i zupełnie niepotrzebnie spieszą do nas, żeby o tym poinformować. To nie pomaga w pracy. Moi znajomi wiedzą, żeby nie poruszać tego tematu. Nie muszę otwierać toi toia, żeby się domyślać, co tam jest i czym zalatuje.
Ale w ten czy inny sposób to do pana trafia, a kibice od dłuższego czasu adresują do prezesa, zarządu i trenera Zagłębia Sosnowiec sporo gorzkich słów.
Jestem prezesem ponad 7 lat. Przez pierwsze pięć byliśmy za każdym razem na podium rozgrywek. Z dwugrupowej drugiej ligi dostaliśmy się do tej scentralizowanej, potem zrobiliśmy dwa awanse – do Ekstraklasy włącznie – i półfinał Pucharu Polski. To największy sukces klubu na poziomie centralnym od 1978 roku. W Ekstraklasie poszło nam, jak poszło, a teraz skończyliśmy na 11 miejscu. Rozumiem kibica, że coś raz dane, a potem zabrane, powoduje poczucie krzywdy.
Natomiast myślę, że powinniśmy zacząć szanować tę pierwszą ligę w Sosnowcu i nie tylko tutaj. Ona z roku na rok jest coraz mocniejsza. Jeśli dołączymy do tego takie firmy, które prędzej czy później do niej wrócą: Ruch Chorzów, GKS Katowice, Motor Lublin, kluby rzeszowskie są całkiem majętne… Żeby się nie okazało za 5-6 lat, że znowu w Sosnowcu będą o pierwszej lidze marzyć. To mój punkt widzenia, ale rozumiem też punkt widzenia kibiców, którzy chcą, żeby drużyna się cały czas rozwijała i wygrywała. Ale w tej branży jak nie jesteś „maszyną finansową” jak Bayern czy Real, to nie jest możliwe.
Przychodzą gorsze momenty i trzeba te kryzysy wytrzymać, przeformatować pewne rzeczy, by znowu się bić o wyższe cele. Właśnie w takim momencie jesteśmy. To trwa latami, nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Szanuję opinię kibica i jestem otwarty na rozmowy. Nie chowam się, można mnie w Sosnowcu spotkać w popularnych miejscach. Wielu kibiców przychodzi i są to rozmowy pełne troski, szczere. Co do wspomnianego Internetu, nie szanuję tej formy. Anonimowej,
mającej różne interesy, by wykorzystać nasz gorszy czas,
czasem wmieszać do tego atak polityczny. Powiedziałem niedawno, że nie będziemy się zatrzymywać przy każdym kundlu, który na nas szczeka, bo nigdzie byśmy nie doszli.
Czytając komentarze, zauważam, że niektórym z kibiców chodzi o to, że gdyby Zagłębie Sosnowiec było lepiej zarządzane, to dziś nie byłoby w takim miejscu. Ma pan sobie coś do zarzucenia, czy uważa pan, że ta wersja jest przesadzona, bo to pan wie, jak wygląda sytuacja od środka.
Hmm… Licencję Zagłębie zawsze dostaje w pierwszym terminie… Ale jeżeli po awansie do Ekstraklasy dwóch beniaminków spadło z powrotem, to coś jest na rzeczy. Nie chcę się usprawiedliwiać brakiem pieniędzy, bo zawsze można pracować i zarządzać jeszcze lepiej. Trzeba mieć też trochę szczęścia. Nigdy nie powiem, że nie mam sobie nic do zarzucenia, zawsze po analizie można powiedzieć, że coś można było zrobić inaczej, lepiej. W spółce miejskiej jest niestety wiele ograniczeń, przez które ani właściciel, ani potem zarząd nie mogą wykonywać wielu ruchów, jak ma to miejsce w sferze prywatnej. Źle, że po awansie nie byłem twardszym negocjatorem w rozmowach z właścicielem, źle, że od razu dołączyliśmy sekcję hokeja i kupiliśmy licencję na grę w PLH, co w skali sezonu zjadło ponad 3 miliony złotych.
To wszystko jednak z pobudek lokalnego patriotyzmu i chęci odbudowy dla kibiców wielkości klubu. Dziś błąd, może po latach jednak się okaże, że było warto ponieść ofiarę? Natomiast myślę, że nie mieliśmy szans utrzymać się w Ekstraklasie. Raporty finansowe pokazały, że byliśmy najbiedniejszą drużyną. Klimat wokół klubu był taki, że stadion i jego wygląd, nie sprzyjały temu, żeby klub na tym poziomie organizacyjnym był mile widziany w Ekstraklasie. To się odczuwało.
Czekamy na stadion, to będzie kolejny progres, wpływ z dnia meczowego, którego teraz w Sosnowcu nie ma. Kibice mogą mieć swoje zdanie, pan może mieć swoje. Wiele rzeczy chcieliśmy po awansie zrobić inaczej, rozmawialiśmy z innymi zawodnikami, natomiast zderzyliśmy się ze ścianą finansową i musieliśmy próbować coś zrobić tanim sumptem. A tak jak już kiedyś powiedziałem: piłka nożna gardzi biedą i każdy kompromis się odbija na boisku. Życzyłbym sobie, żeby któryś kibic, czy dziennikarz wiedzący wszystko, sprowadził inwestora, czy może sam poprowadził klub i po paru latach funkcjonowania w tej branży przekona się, ile miał wtedy racji. To dygresja, wracając do tematu, pozostaje też kwestia potencjału lokalnego rynku sponsorskiego i siły nabywczej społeczności.
Nie ma u nas salonu Benteleya, promenady z butikami Prady, Max Mary, 50 Rolexów dziennie też się nie sprzedaje. Wobec tego nie będzie też Realu Madryt… Może być natomiast klub na miarę naszych możliwości, a nie chorych marzeń. Klub, który powinniśmy szanować gdy jest źle i cieszyć się, gdy jest dobrze.
Te kwestie finansowe co jakiś czas powracają. W rozmowie ze „Sportem” mówił pan, że nawet teraz niektóre kluby dysponują większymi pieniędzmi i Zagłębie przebijają. Finansowo jesteście ligowym średniakiem?
Według mojej orientacji tak. Może z tych „grubszych” średniaków. Nie liczę nikomu pieniędzy, ale wiem, jakie są stawki. Znam nazwiska zawodników, z wieloma rozmawialiśmy. Widząc ruchy na rynku transferowym – i inne – domyślam się, że muszą mieć tych pieniążków nieco więcej niż Zagłębie. Choć w I ligowym towarzystwie za biednych raczej nie uchodzimy.
Interesuje mnie też osoba Krzysztofa Dębka, którego często w Pierwszoligowcu bronię, mówiąc, że nie dostał jeszcze czasu i szansy na to, żeby się wykazać, a kibice podchodzą do niego bez kredytu zaufania. Powinno się trenerowi dać czas, czy fakt, że wyniki się pogorszyły i nie było widać poprawy w poprzednim sezonie, determinuje to, że kibica mają prawo wymagać od niego więcej?
Kibice raczej nikomu kredytu zaufania nie dają, to normalne. Potem się oczywiście zapomina, jak na początku wyglądał Żarko Udovicić, czy Sebastian Dudek, a oni mieli bardzo duży wpływ na Zagłębie, a pierwsze rundy mieli nieudane. Jacek Magiera na sparingach też swoje usłyszał… Trener Dębek pracuje w specyficznych warunkach. Przejął zespół w trakcie pandemii. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy, myśleliśmy, że układamy wszystko logiczne, bo miał miesiąc, żeby z drużyną popracować. Progresu jako takiego nie zrobił, natomiast liczba punktów, którą zrobił, nie jest jakaś zła. Był moment, kiedy faktycznie obawialiśmy się, że może przytrafić nam się coś niespodziewanego, ale wyszliśmy z tego obronną ręką. W ostatnich trzech meczach zrobiliśmy sześć punktów i jest nowe otwarcie.
Trener zastał zespół grający w określony sposób, mający określonych graczy. Jeżeli będzie miał czas, to stworzy drużynę, która ma grać tak, jak on to sobie wyobraża. Pod to zostali wprowadzeni zawodnicy. Głównie młodzi. Widzieli się pierwszy raz 10 dni temu, odbyli kilka treningów i będzie trochę trwało, zanim złapią płynność i będzie to wyglądało tak, jak chcą kibice, jak chcemy my. Od strony sportowej mamy trochę gorszy czas, od strony finansowej także, bo trzeba za niedawne sny o potędze płacić. Jednak wprowadzona restrukturyzacja na wszystkich szczeblach daje efekty. W porównaniu do września, października czy nawet stycznia, nie walczymy już by przetrwać, tylko śmiało możemy planować dobrą przyszłość.
Patrzę też na to, z kim trener Dębek będzie pracował w tym sezonie i widzę sporą przebudowę kadry. Kibice zwracają też uwagę na to, że często w Zagłębiu jest wiele zmian, które powodują, że trzeba wszystko budować od nowa. Czy rewolucja była konieczna i jakie będą jej efekty?
Skoro jej dokonaliśmy, to naszym zdaniem tak, choć nie nazwałbym tego rewolucją. Zrobiliśmy to, co praktycznie każdy klub w lidze, chyba tylko Termalica, Chrobry i Odra bardzo delikatnie potraktowały to okienko. Ale grały wiosną bardzo dobrze, więc to zrozumiałe.
Znów wejdę w buty kibica. Patrzymy na transfery: Duriska i Gojny walczyli o utrzymanie. Turzyniecki nie grał w Widzewie, Nowak w Ekstraklasie. Grudziński, Sangowski – młodzież do ogrywania. Zaciąg portugalski – spora niewiadoma. Na miejscu kibica mógłbym mieć obawy, że będzie to wyglądało nieciekawie.
Kibica prawo mieć obawy.
A jakby się pan przed nimi obronił?
Obronić to oni się muszą na boisku. Duriska nie tak dawno był wymieniany razem z Olimpią w gronie drużyn, które będą walczyły w barażach o awans tak jak i Zagłębie. Gdy Olimpia spadała pauzował 4 mecze. Turzyniecki i jego parametry motoryczne to było coś, czego trener oczekuje z boku. Nowaka znaliśmy. Gojny chyba rok temu był wybrany najlepszym lewym obrońcą ligi głosami kolegów i tego zawodnika chcieliśmy od dawna, ale nie było nas stać na kwotę wykupu. To są zawodnicy, którzy widzą swoją przyszłość w wyższej klasie rozgrywkowej i będą chcieli to udowodnić. Czy to walcząc o to z Zagłębiem, czy promując się i odchodząc do Ekstraklasy. Oprócz Duriski i Oliveiry bo to roczniki 92′, to są piłkarze relatywnie młodzi lub bardzo młodzi.
Skąd pomysł na portugalski zaciąg i jak wybierano tych piłkarzy?
Wszystko zaczęło się od zatrudnienia Fabio Ribeiro, który przyszedł do nas na darmowy staż z Rio Ave. Po bodajże roku zaproponowaliśmy mu pracę. Ma bardzo dobre kontakty z Portugalczykami, którzy występowali w polskiej ekstraklasie. W momencie, gdy potrzebowaliśmy zawodników o określonym profilu, on jako analityk i osoba mocno osadzona w dziale skautingu, zaproponował takich piłkarzy. Obejrzał ich sztab szkoleniowy, wytypowaliśmy najlepszych i przedstawiliśmy trenerowi, który zaakceptował kandydatury. Konfrontowaliśmy to z warunkami polskimi, z zawodnikami, jakich chcieliśmy pozyskać. Nie mówię, że Portugalczycy byli dużo tańsi, natomiast negocjacje z menadżerami i dostępność zawodników była łatwiejsza niż w Polsce w przypadku piłkarzy, którzy musieliby rozwiązywać kontrakty, czy musielibyśmy płacić większe prowizje, albo gmatwać się w jakieś zależności typu: jeśli weźmiemy jednego zawodnika, to musimy wziąć drugiego, bo bez tego menadżer dealu z nami nie zrobi. Takie zakulisowe tematy, nie chcieliśmy w to wchodzić.
Każdy z tych zawodników po dłuższej obserwacji został zaakceptowany, chcieliśmy też lecieć na mecze, ale z uwagi na pandemię nie mieliśmy okazji. Mieliśmy jednak ocenę byłych piłkarzy Ekstraklasy, którzy nie są ich menadżerami, ale mamy z nimi taką umowę, że jeśli oni kogoś polecą, my go sprawdzimy i podpisze kontrakt, to ich wynagradzamy, to taka forma skautingu dla Zagłębia na ziemi portugalskiej. Mamy też takich ludzi w paru innych krajach. Choćby Dżenana Hosicia w Bośni.
Czyli możemy spodziewać się jeszcze jakiegoś ruchu?
Może jeszcze jednego, zobaczymy.
Mamy za sobą inaugurację sezonu w postaci Pucharu Polski, która nie była dla Zagłębia udana. Choć w tym przypadku „nie była udana” to chyba eufemizm, bo ta porażka musiała was zaboleć.
Czy zaboleć… W trakcie pierwszej połowy część zawodników miała trening. Może powinniśmy podejść na większej mobilizacji. Tak czy inaczej, nie ma dla nas usprawiedliwienia, powinniśmy tam wygrać. Padły dwa gole, obydwu sędzia nie uznał. Powiedzmy, że jeden nie był uznany prawidłowo. Zresztą padł też trzeci, bo Patryk Mularczyk podniósł ręce, że jest gol, więc Olaf Nowak nawet strzału nie dobijał. Były jeszcze dwie, trzy setki. Powiedziałem w „Sporcie”, że gdyby było 8:2, to byłoby sprawiedliwie. Ale nie chciało wpadać i tyle, taki urok Pucharu Tysiąca Drużyn. Jeszcze raz gratulacje dla Unii.
Czyli mieszanka pechu i braku przygotowania przed sezonem?
Może nawet nie braku przygotowania. Podejrzewam, że następne 10 meczów wygralibyśmy z nimi po 5:0, ale to był ten jeden, który przegraliśmy, tak się zdarza.
Zastanawiam się, czy my nie patrzymy na Zagłębie ze zbyt dużymi oczekiwaniami. Oczekujemy gry o wysokie cele, a może powinniśmy spojrzeć na to inaczej: Zagłębie może walczyć o coś więcej, ale to będzie wynik ponad stan, a nie normalność.
Myślę, że sam pan sobie odpowiedział. Tak to wygląda. Ja będę się cieszył, gdy Zagłębie będzie w grupie najlepszych 25 drużyn w Polsce. Obojętnie, czy to będzie dolna połowa Ekstraklasy, czy górna pierwszej ligi. Zrobiliśmy kiedyś awans sercem, zaangażowaniem, pasją, daliśmy radość kibicom. Ale na dzisiaj to jest nieadekwatny poziom dla nas, jeśli chodzi o kwestie sportowe i organizacyjne. Byłem, zobaczyłem i myślę, że najpierw powinniśmy skoncentrować się na tym, żeby mocno okopać się w realiach pierwszej ligi, być solidną pierwszoligową drużyną i na tej bazie spróbować zrobić coś więcej. Nie jesteśmy żadnymi tuzami na poziomie pierwszej ligi, ale przy dobrej pracy mamy prawo myśleć o grze w ESA.
Mówił pan też w „Sporcie”, że w poprzednim sezonie stawialiście sobie cel w Pro Junior System. W tym sezonie też tak będzie?
Nie, nie rozmawialiśmy o tym. Już nie mamy finansowego noża na gardle. To zwykle wychodzi w trakcie sezonu. I już dwa razy wygraliśmy pieniądze. Raz 700.000, potem 1.100.000. W pamięci mamy Pro Junior, ale raczej będziemy stawiali na to, żeby grali najlepsi niż na promowanie młodzieżowców. Fajnie, żeby najlepszymi byli młodzieżowcy.
O co tak naprawdę Zagłębie będzie grać? Mamy ligę, z której ciężko spaść, bo spada jedna drużyna. Ciężko też z niej awansować, bo mamy nagromadzenie marek, które są bogatsze i odgórnie stawiają na awans.
Musimy dobrze grać w piłkę, na tym się koncentrujmy. Gadanie przed każdym sezonem o miejscach zaczyna mnie drażnić, bo nie jestem wróżbitą. Kibice będą musieli trochę poczekać, aż drużyna nabierze charakteru, wyrazu, płynności. Mogą się zdarzać bardzo dobre mecze, mogą się zdarzać mecze słabe. Po 10-12 kolejkach będziemy wiedzieć, na czym stoimy, choć i tak nie jest to pewne, bo gdyby ktoś po ubiegłej jesieni powiedział, że Odra i Chrobry się utrzymają, to wszyscy by się pukali w głowę. Ciężko cokolwiek przewidzieć i nie chcę się w to bawić. Co do marek…? Dyskusyjna sprawa. W tym towarzystwie chyba tylko ŁKS ma więcej sezonów w ekstraklasie od nas. Nie pamiętam też tabeli wszech czasów, ale… proszę sprawdzić. Tak czy inaczej premia za awans jest ustalona. W razie jakby co…
Mówimy o miejscach, bo nam w ten sposób najłatwiej ocenić. Ale jeśli jest jakieś inne kryterium, po którym możemy ocenić, czy Zagłębie gra tak, jak powinno, to chętnie i o tym podyskutujemy.
Jeżeli Zagłębie będzie dobrze grało w piłkę, to za tym pójdą wyniki. To jest proste przełożenie. Widzisz, że masz sytuacje, że gra wygląda dobrze, to w końcu przychodzi przełamanie i łapiesz serię. Widzisz, że kulejesz, to nie ma sensu tego ciągnąć w nieskończoność.. Dlatego czasami w Zagłębiu zmieniają się trenerzy.
Nie boi się pan, że za rok powie to samo, co teraz? Że na papierze wszystko wyglądało dobrze, ale boisko was zweryfikowało?
Nie. Czego mam się bać? To jest sport, różnie może być.
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
https://weszlo.com/2020/08/29/marcin-ja ... ec-wywiad/