przez jondek 2018-06-11, 11:41 am
Prezes Zagłębia Sosnowiec meczów swojej drużyny nie ogląda [ROZMOWA]
Wojciech Todur
11 czerwca 2018 | 11:32
Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia Sosnowiec1 ZDJĘCIE
Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia Sosnowiec (JAN KOWALSKI)
0- Kocham ten stadion. Mamy kibiców, którzy czują podobnie. Jest taka grupa z Niemiec, która zawsze prosi nas o bilety, gdy zbliża się ciekawy kibicowsko mecz. Przyjeżdżają i mówią, że u nas czuć atmosferę z dawnych czasów. Że to nie teatr. Ludowy ma ten stary, fajny klimat - mówi Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia Sosnowiec.
Czytasz ten artykuł, bo jesteś prenumeratorem Wyborczej. Dziękujemy!
Marcin Jaroszewski kieruje Zagłębiem od pięciu lat. Wprowadzając klub do Ekstraklasy, spełnił swoje marzenie, bo też Zagłębiu kibicuje od dziecka. Stworzył dobrze zorganizowany klub i lubiący się zespół.
Zespół, z którym piłkarze są gotowi zrzec się swoich premii na rzecz kontuzjowanego Martina Pribuli. Zespół, którego kontuzjowani bądź pauzujący za kartki piłkarze są w stanie wsiąść w prywatne auta i jechać za drużyną do Olsztyna, by wspierać ją z trybun.
Wojciech Todur: Wiele meczów obejrzał pan w minionym sezonie od pierwszej do ostatniej minuty?
Marcin Jaroszewski: Niewiele. To się prawie nie zdarza. Oglądam mecze fragmentami, a potem wychodzę. Na przykład w Olsztynie wyszedłem po strzelonej bramce. Spacerowałem sobie. Poznałem się z ochroniarzami. Drugą połowę oglądałem więc zza płotu. Największe nerwy są wtedy, gdy trzeba utrzymać wynik. Jak wygrywasz, albo remisujesz, to ciśnienie jest mniejsze. Presja rośnie, gdy wiesz, że coś masz i za chwilę możesz to stracisz. W takiej sytuacji będziemy po awansie. Tak więc, jak powiedział kiedyś nieżyjący już Paweł Zarzeczny... „Jeszcze nie czas na lizanie się po...”. No nie będę kończył. Ale jeszcze nie czas...
Zagłębie Sosnowiecpo dziesięciu latach wraca do Ekstraklasy.
Zagłębie Sosnowiecpo dziesięciu latach wraca do Ekstraklasy. JAN KOWALSKI
W minionym sezonie zagotował się pan również po przegranym meczu z Miedzią Legnica, gdy oczekiwaliście walkowera za grę nieuprawnionego zawodnika w szeregach rywala. Przepisy jednak jasno świadczyły, że nie macie racji.
– No i co ja mam powiedzieć... Przepis jasny, a prezes ciemny. Klasyczny babol. Nie doczytaliśmy. Było jak z komedii Marka Koterskiego. „Ich oczom ukazał się las...”, ale na drugiej stronie scenariusza było jednak, że krzyży.
Trener Dariusz Dudek uważa, że przełomowym momentem w walce o awans była porażka w Suwałkach. Podpisze się pan pod tym?
– Nie, bo dla mnie przełomowym momentem była porażka z GKS-em Katowice. Po niej zespół stał się lepszy. Wygrał trzy mecze z rzędu. Wigry tylko na chwilę przerwały tę serię. Wtedy jednak mieliśmy w sobie olbrzymią pewność siebie. Wtedy przedłużyliśmy kontrakt z trenerem. Wiedzieliśmy dobrze, jakie są nasze priorytety. Na których zawodników chcemy stawiać.
W Suwałkach – a to bardzo fajny klub i przyjaźni ludzie – atmosfera była piknikowa. Murawa jednak skandal. Nie dało się dokładnie zagrać piłki na dziesięć metrów. W pewnym momencie Suwałki się połapały, że nie złapiemy swojego rytmu. Przycisnęły, strzeliły gola i wygrały. My już jednak i tak byliśmy na swojej drodze.
Kilka razy przymierzał się pan do zatrudnienia trenera Dudka. Dlaczego właśnie on?
– Poznaliśmy się wcześniej. Rozmawialiśmy. Nawet podczas spotkań z kibicami mówiłem, że mocno myślę o tej kandydaturze. Zatrudniłem jednak wtedy Piotra Mandrysza... Wiedziałem jednak, że trener Dudek prędzej czy później dostanie w Zagłębiu szansę. Musieliśmy przygotować dla niego grunt. W Sosnowcu grali wtedy zawodnicy, z którymi trener Dudek znał się jeszcze z boiska. I moim zdaniem to działałoby na jego niekorzyść. Wtedy szatnia by mu nie pomogła. Wsadziłbym go na złego konia.
Teraz jest sielanka. Ale co będzie wtedy, gdy nie będzie wam szło w ekstraklasie. Czy wtedy trener Dudek straci w pana oczach?
– A jaką mamy alternatywę? Jakieś pomysły? Ja wiem, że w tej branży nic nie jest dane raz i na zawsze. Teraz jest sielanka, ale byłbym naiwny, sądząc, że tak będzie zawsze. Nie wyobrażam sobie dziś jednak takiej sytuacji, że dziękujemy sobie z trenerem za współpracę. Nie wyobrażam sobie.... Tyle że znam również siebie. Ze mną już tak jest, że strzeli piorun i nie ma odwrotu. Uważam jednak, że gdybyśmy musieli się rozstać kiedyś, to byłoby to złe dla klubu. Złe również dla mnie, jako człowieka. Nie prezesa Zagłębia.
Trener Dudek uparł się na zimowe zgrupowanie w Hiszpanii. Potem chciał wspólnych śniadań zespołu. Ma wiele takich pomysłów?
– Jest drogi w utrzymaniu (śmiech). Przed przyjściem trenera Dudka okres przygotowawczy kosztował nas około 40 tysięcy złotych, a ostatnio wydatki wzrosły do 200 tysięcy. Tak więc sorry menedżerowie, ale na pieniądze z Zagłębia musicie poczekać. My inwestujemy w zespół.
Dariusz Dudek, trener Zagłębia Sosnowiec
Dariusz Dudek, trener Zagłębia Sosnowiec JAN KOWALSKI
Co się jeszcze zmieniło po przyjściu trenera Dudka? Na pewno zaczęliśmy się lepiej ubierać, żeby wstydu nie było (śmiech). Żartujemy, że Zagłębie to teraz „armada Armaniego”. Wszystko musi być poukładane. Dobrze, że trener nie gnębi do końca taktyką i czasem da pograć drużynie.
W trakcie sezonu pojawiła się taka informacja, że to dyrektor Robert Stanek ma jednak większy wpływ na wyniki zespołu?
– Bzdura! Nawet nie chce mi się tego komentować. W klubie jest sztab ludzi, którzy pracują na sukces. Trener Dudek na początku chciał zrobić wszystko sam, ale z czasem przekonaliśmy go argumentami.
Sezon rozpoczęliście pod wodzą trenera Dariusza Banasika. Czy on również będzie liczony przy podziale premii za awans?
– Nie. Umowa jest rozwiązana i takiej gratyfikacji nie przewiduje.
Sztab szkoleniowy po awansie ulegnie zmianie? Nie żałuje pan, że przy trenerze Dudku nie zdobywa doświadczenia młody szkoleniowiec z Sosnowca?
– Nie żałuję. Mamy Michala Farkasa. To mądry i pracowity człowiek. Grał w słowackiej ekstraklasie. Zna dobrze polską pierwszą ligę. Jest lojalny i spostrzegawczy. Potrafi wyłapać problem i zwrócić na niego uwagę w sytuacji, gdy inni przechodzą obok niego obojętnie.
Hokeiści Zagłębia Sosnowiec w ekstralidze. Na pierwszym planie Teddy Da Costa
Czytaj także:
Zagłębie Sosnowiec znowu ma być wielosekcyjne. Śmiały plan i duże nazwiska dla hokeja
Faktem jest jednak, że trenerów z Sosnowca na rynku brakuje. Mam tę satysfakcję, że wprowadziłem do tego świata Artura Derbina i Tomasza Łuczywka. W seniorskiej piłce zaistnieli przecież za moich czasów. Zagłębie na pewno będzie pilnie obserwować ich pracę i postępy. Moim zdaniem klub z taką historią jak Zagłębie powinien wychować pięciu, sześciu trenerów z licencją UEFA Pro. Tak, żeby w chwili ewentualnego kryzysu sięgać po swoich, a nie szukać po Polsce. Fakt, że takich trenerów nie ma, to nasza wielka słabość.
Stadion Ludowy w Sosnowcu
Stadion Ludowy w Sosnowcu JAN KOWALSKI
Czy po awansie zmienią się zasady współpracy z Legią?
– Muszą się zmienić. Teraz jesteśmy już przecież rywalami z tej samej ligi.
W pierwszej lidze trudno było o wychowanków w składzie. No to w Ekstraklasie będzie jeszcze trudniej...
– Dalej będziemy stawiać na swoich. Wychowywać ich. Wprowadzać do seniorskiej piłki. W drugiej lidze było o to łatwiej, ale ekstraklasa to już top. I piłkarze też muszą być topowi. Największe szanse na grę mają Mularczyk i Kumor. W tej pracy najważniejsza jest jednak cierpliwość i konsekwencja. Nie jest łatwo wypromować ligowego gracza. Czytałem statystyki, które opisują to zagadnienie. W czołowych europejskich ligach odsetek wychowanków w podstawowym składzie to 0,67 procenta. Ponad te liczby wznoszą się nieliczni... Manchester United, czy Athletic Bilbao, który stawia na Basków.
Stadion Ludowy będzie bardzo skrzeczał w Ekstraklasie?
– Kocham ten stadion. Mamy kibiców, którzy czują podobnie. Jest taka grupa z Niemiec, która zawsze prosi nas o bilety, gdy zbliża się ciekawy kibicowsko mecz. Przyjeżdżają i mówią, że u nas czuć atmosferę z dawnych czasów. Że to nie teatr. Ludowy ma ten stary, fajny klimat. Czy to się będzie podobało władzom Ekstraklasy? Czy to będzie nasz atut w rozmowach biznesowych? Pewnie nie. Dla mnie to jednak ważne, bardzo ważne miejsce. W lidze się obroni, skoro obroniły się tam stadiony Pogoni Szczecin czy Wisły Płock. Nasz „dziadek” wciąż ma rację bytu. Na pewno trzeba go będzie jednak trochę przypudrować, żeby się ładnie prezentował w telewizji.
Największy problem będzie ze znalezieniem miejsc dla wszystkich VIP-ów. Już w pierwszej lidze był z tym przecież kłopot.
– Makabra! To nasz wielki problem. W pierwszej lidze się to zdarza, ale w ekstraklasie to już nie przystoi. Mówi się, że łatwiej wybudować stadion niż zbudować drużynę. Nam się udało odwrotnie. Mam nadzieję, że nasi goście docenią ten klimat retro.
Zagłębie Sosnowiec - feta po awansie
Zagłębie Sosnowiec - feta po awansie Fot. Mariusz Binkiewicz
Zagłębie wraca do ligi po dziesięciu latach przerwy. Sezon 2007/08 to była jednak wielka porażka. Zaciąg przypadkowych piłkarzy, porażki, degradacja... Wtedy opisywał pan to jako dziennikarz.
– To były jednak zupełnie inne czasy. Trudno je tak jednoznacznie ocenić z perspektywy czasu. Dziś wiem, że dziennikarz wie mało. Wydaje mu się, że wie dużo. Ocenia, komentuje, ale tak naprawdę nie wie, co się dzieje w środku, w klubie. Jak zapadają decyzje, jakie są motywacje. Dziś nie wróciłbym już do zawodu dziennikarza.
Odpowiedzialność związana z kierowaniem takim klubem jak Zagłębie jest ogromna. Podpisuję umowę na spłatę długu. 4 miliony złotych w ratach. I słyszę, że jak coś pójdzie nie tak, to zlicytują mi mój majątek, zabiorą dom. To zawsze gdzieś potem siedzi z tyłu głowy.
INNE
"Europo Nie Odpuszczaj!" Ludzie o godz. 19 przyjdą pod sądy