przez mati2114 2017-04-05, 1:02 pm
SENSACYJNA ROSZADA W SOSNOWCU? MANDRYSZ MOŻE ZASTĄPIĆ BANASIKA
Oficjalnie tematu nie ma. "Na mieście" mówi się jednak, że jeśli Zagłębie potknie się w Kluczborku, dojdzie do kolejnej zmiany szkoleniowca.
Dokładnie przed rokiem, 5 kwietnia 2016, w Sosnowcu mieliśmy piłkarskie święto. Zagłębie mierzyło się z Lechem Poznań w półfinale Pucharu Polski i miało realną szansę na awans do decydującego boju o główne trofeum. Nie udało się, ale sosnowiczanie pożegnali się z rozgrywkami godnie – remisem 1:1. Drużyną dyrygował wówczas Artur Derbin. Nikt wtedy nie przypuszczał, że na przestrzeni dwunastu kolejnych miesięcy przy Kresowej dojdzie aż do sześciu roszad szkoleniowych…
Mandrysz na horyzoncie
Czy niebawem dojdzie do kolejnej? O takim scenariuszu mówi się jak na razie tylko „na mieście”. Jeśli wierzyć pogłoskom, z Zagłębiem w bliskiej perspektywie może się pożegnać trener Dariusz Banasik! Ma się tak stać, jeśli jego drużyna w najbliższą sobotę nie wygra na wyjeździe z MKS-em Kluczbork, który zamyka obecnie ligową tabelę. – Nikt nikomu takiego ultimatum nie postawił – oznajmia dyrektor sportowy klubu, [Robert Stanek]. Nie znaczy to jednak, że w prognozie nie ma ziarna prawdy. Akurat Sosnowiec to – używając metafory – teren sejsmicznie mocno niestabilny. W ostatnim czasie nigdzie indziej trzęsienie ziemi nie zdarza się tak często jak tu.
Wątek wydaje się o tyle sensacyjny, że po ewentualnej dymisji Banasika stery drużyny miałby objąć ponownie… Piotr Mandrysz. Szkoleniowiec, którego w nieprzyjemnych okolicznościach pożegnano w grudniu, co miesiąc pobiera od Zagłębia słusznych gabarytów pensję. A jeśli sosnowiczanie wywalczą awans, dostanie sowitą podwyżkę.
Wstrząs na życzenie
Pierwsze dni wiosny są dla Zagłębia wyjątkowo trudne, mimo że większość klubów z zaplecza ekstraklasy chętnie zamieniłaby się z sosnowiczanami na problemy. Mimo nieustannych zawirowań natury nie tylko boiskowej, ekipa z Kresowej niezmienni zajmuje znakomitą pozycję do ataku na krajową elitę. Wystarczy – bagatela – uzdrowić atmosferę po nieudanym starcie rundy rewanżowej i skupić się na gromadzeniu kolejnych punktów…
Łatwo jednak powiedzieć, trudniej wykonać. Po sobotniej porażce z przedostatnim w tabeli Zniczem Pruszków (0:3) kibice nadal kipią z wściekłości i dają temu wyraz - póki co w przestrzeni wirtualnej. Aby załagodzić bombowy klimat, w poniedziałek prezes Marcin Jaroszewski pożegnał dwóch najbardziej doświadczonych graczy zespołu, Sebastiana Dudka i Krzysztofa Markowskiego. Ich głów głośno domagali się najzagorzalsi fani ze Stadionu Ludowego, o czym w niewybredny sposób informowali już w sobotę wieczorem. To ma być wstrząs, który obudzi drużynę i skieruje ją z powrotem na właściwe tory. Szansa dla młokosów
- Jestem człowiekiem, który wychował się w Sosnowcu i przepracował tu 30 lat – mówi Stanek. – Kibic kupuje bilet i ma prawo wyrazić swoje zdanie. Oczywiście, jeśli jest ono merytoryczne. To, co się wydarzyło w trakcie meczu ze Zniczem i tuż po nim, nie było niczym dobrym. Ale dało nam dużo do myślenia…
Efekt? Natychmiastowa redukcja średniej wieku. Pożegnano weteranów, a do kadry pierwszego zespołu włączeni zostali młodzi gracze A-klasowych rezerw - Jan Janosz, Michał Kieca oraz Radosław Syguła. To w komplecie wychowankowie Zagłębia. Na pierwszą linię frontu wraca również, jesienią czasowo stąd relegowany, Dominik Boettcher. To on był bohaterem niedzielnego starcia z Unią Ząbkowice. Zdobył trzy bramki i zaliczył dwie asysty, a sosnowiczanie wygrali 5:0 – wynik spotkania ustalając jeszcze przed przerwą.
Presja daje kopa
Być może powzięte środki zaradcze okażą się skuteczne. Problem w tym, że przy Kresowej stanowczo za często trzeba po nie sięgać. Na regularnym gaszeniu małych pożarów najwięcej skorzystać mogą ci, którzy przyglądają się temu z boku – czyli inni pretendenci do awansu. Fakty są na dzisiaj takie, że Zagłębie przez wielu postrzegane jest jako klub, w którym trenerów zwalniają piłkarze, a piłkarzy – kibice. Nawet jeśli nie do końca pokrywa się to z prawdą, niesmak pozostaje…
- Rozpoczynałem pracę w Zagłębiu w 2011 roku, gdy zespół był na skraju II ligi i tonął w długach – przypomina dyrektor Stanek. – Dzisiaj jesteśmy w czubie pierwszoligowej tabeli i walczymy o awans do ekstraklasy. Kibice mają rację, że wymagają od nas coraz więcej. I generalnie trzeba przyznać, że presja, którą wytwarzają, daje nam pozytywnego kopa do działania.
Ma to być dokładnie widać już w Kluczborku. A zaraz potem w Zabrzu. Deficyt adrenaliny nikomu w Sosnowcu nie grozi…