Zagłębie Sosnowiec w końcu gra na miarę oczekiwań kibiców. Sosnowiczanie to dziś waleczny, bezkompromisowy i pewny swojej wartości zespół. Metamorfoza idzie na konto sztabu trenerskiego pod wodzą Roberta Stanka, ale dobre słowo należy się też Mirosławowi Smyle.
Trener Smyła pożegnał się z drużyną już po pierwszym meczu rundy rewanżowej. Zagłębie przegrało wtedy wyjazdowe spotkanie w Brzesku (0:1). Zespół przejęli asystenci Smyły Robert Stanek i Artur Derbin, do których dołączył Tomasz Łuczywek. Pod wodzą tego trio zespół z Sosnowca stał się drużyną, która nie wie co to porażka, gra do końca i odwraca losy z pozoru przegranych spotkań.
- Nie dziwi mnie to - zaczyna Smyła. - W chwili, gdy traciłem pracę mówiłem przecież, że ten zespół zacznie grać i wywalczy awans. Drużyna jest dobrze przygotowana do sezonu. Dobór zawodników właściwy, a atmosfera w szatni znakomita. Pracowaliśmy na to długie miesiące. Przedłużyliśmy intensywną część okresu przygotowawczego także po to, żeby teraz zespół mógł zdominować każdego rywala w końcówce spotkań. Również dlatego zapłaciliśmy za to za w Brzesku. Drużynie zabrakło wtedy świeżości. Gdybym wiedział, że mój los zależy od wyniku jednego spotkania, to odpuściłbym chłopakom przed tamtym meczem, a jego wynik byłby inni. Zresztą mimo naszych słabości powinien być! Niesłuszna czerwona kartka dla Krzysztofa Markowskiego. Niesłuszny rzut karny... Dwa błędy sędziego i straciłem pracę - przypomina Smyła.
Szkoleniowiec przyznaje, że obserwując to jak w ostatnich tygodniach radzi sobie Zagłębie odczuwa nie tylko satysfakcję. - Coś tam jednak w środku boli, że jest się tylko widzem, a nie częścią tej drużyny. Zespół, który dziś wygrywa rodził się długo. W poprzednim sezonie zajęliśmy trzecie miejsce. Dziś to miejsce dałoby awans, wtedy czuliśmy tylko niedosyt. Postanowiliśmy dodać drużynie jakości. Pojawili się nowi zawodnicy. Brakowało jednak stabilizacji. Zespół przeplatał dobre mecze złymi. Ale tak to już z drużynami w trakcie przebudowy bywa. Gdy przychodziłem do klubu, to ośmiu zawodników było kontuzjowanych. Gdy odchodziłem, wszyscy byli gotowi do gry. Postawiliśmy na suplementację, na indywidualne diety i dobór obciążeń treningowych. Ciągle rozmawialiśmy z zawodnikami, żeby pomóc im dotrzeć do tego co jest w nich najlepsze. To musiało w końcu zaprocentować. Teraz, gdy Zagłębie nie tylko wyszło na pozycję lidera, ale jeszcze mam nad innymi małą przewagę, zacznie mu się grać łatwiej. Na luzie. Uważam, że nikt już tej drużyny nie zatrzyma. A w czerwcu i ja będę się cieszył z awansu - mówi szkoleniowiec, który nie trenuje obecnie żadnej drużyny.
http://www.slask.sport.pl/sport-slask/1 ... ndeks_news