Wzajemne podglądanie przed drugoligowym hitem
Wojciech Todur2009-10-21, ostatnia aktualizacja 2009-10-21 17:48
Wystarczyłoby, że jeden zawodnik odmówiłby wyjścia na trening lub mecz, a pięć minut później nie ma mnie w klubie - zapowiada Mirosław Smyła, trener tyskiego GKS-u. Przed hitowym meczem w II lidze Tychy i Zagłębie Sosnowiec podglądają się nawzajem
Tyszanie po cichutku dołączyli do ścisłej czołówki drugiej ligi, a jeżeli w sobotę wygrają z Zagłębiem, to mogą nawet awansować na drugie miejsce premiowane przecież awansem do I ligi! - Na razie skupmy się na tym, że mamy przewagę 13 punktów nad strefą spadkową. Nie ukrywam jednak, że liczę, że po zakończeniu rundy będziemy wysoko, i wtedy zastanowimy się, co dalej - mówi Łukasz Jachym, prezes GKS-u.
Po wiosennym meczu Zagłębia w Tychach w mieście piwa zawrzało. Jachym zdegustowany burdami pseudokibiców zapowiedział, że nieodwołalnie żegna się z klubem. Potem jednak zmienił decyzję. - To był wynik frustracji, która narastała we mnie od dawna. Liczyłem, że będziemy się rozwijać z każdym rokiem, tymczasem problemy finansowe zaczęły nas ciągnąć do punktu wyjścia - wyjaśnia.
W ostatnich tygodniach sytuacja uległa jednak poprawie. - Nie gramy o milion złotych premii, ale dzięki pomocy miasta i sponsorów pieniądze zaczęły spływać na konta zawodników. Zaległości są już prawie wyczyszczone. Pewnie, że trochę żal, że wynagrodzenia zostały obniżone, ale to, widać, taki znak czasów. Zdajemy sobie sprawę, że nasza skuteczna gra ułatwia działaczom rozmowy ze sponsorami. Już nawet słyszałem, że może znajdą się firmy, które pomogą zebrać pieniądze na premie za zwycięskie mecze - zdradza Smyła.
Szkoleniowiec GKS-u zapewnia, że problemy finansowe nie mogą mieć wpływu na postawę drużyny. - Hokeiści z Tychów, którym na pewno się nie przelewa, opóźnili ostatnio wyjście na mecz, by przypomnieć o swoich problemach. Szanuję ich decyzję, ale w naszej szatni podobne zdarzenie nie może mieć miejsca. W rozmowie z zawodnikami dałem jasno do zrozumienia, że do grudnia jesteśmy skałą, której nic nie rusza. Kto się na to nie godzi, proszę, droga wolna. Ale teraz nie ma mowy o żadnym buncie. Wystarczyłoby, że jeden zawodnik odmówiłby wyjścia na trening lub mecz, a pięć minut później nie ma mnie w klubie - zapowiada Smyła.
Zagłębie nie ma takich problemów. Klub trzyma się mocno dzięki pomocy miasta, które zrobiło świetny interes na wynajmie Stadionu Ludowego Wiśle i Cracovii. - Dla mnie to murowany kandydat do awansu. W pewnym momencie zaczęli gubić punkty, ale to mnie akurat nie zdziwiło. Ściągnęli wielu nowych zawodników - solidnych piłkarzy z ligową przeszłością - którzy potrzebowali czasu, żeby stać się drużyną. Widziałem ich w ostatnim meczu z Rakowem i jestem pod wrażeniem - chwali Smyła.
Rywala podglądało też Zagłębie. Grzegorz Kurdziel, asystent trenera Piotra Pierścionka, wybrał się na spotkanie tyszan z Górnikiem Polkowice. - To już był trzeci mecz, który obserwowałem, tak więc materiału do analizy jest sporo. Atuty? Na pewno zgrana i doświadczona linia obrony. Do tego skuteczne i zaskakujące sposoby na rozegranie rzutów wolnych i rożnych. Trzeba wtedy szczególnie uważać na Krzyśka Bizackiego i Tomka Kasprzyka - opowiada Kurdziel. Zagłębie będzie musiało sobie poradzić w Tychach bez kontuzjowanego Marcina Lachowskiego, który z powodu urazu ścięgna Achillesa musi pauzować przynajmniej przez tydzień.
Dodajmy, że na stadion przy ul. Edukacji nie wejdą zorganizowane grupy kibiców z Sosnowca. - Niestety, nasz obiekt jest w takim stanie, że nie nadaje się do takich eksperymentów. Mówię to z ciężkim sercem, bo zawsze powtarzam: "Piłkarza nożna dla kibiców". Po doświadczeniach ostatniego meczu z Zagłębiem muszę jednak dodać: "Ale nie dla pseudokibiców". Liczę na naszych fanów. Przyszły trudne czasy, a ich na trybunach coraz mniej. Zawiedli mnie - przyznaje Jachym.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3502 ... hitem.html