http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35024,4047425.html
Zwycięstwo sosnowiczan nad Kmitą Zabierzów zmniejszyło ich stratę do niebieskich do zaledwie jednego punktu!
W najbliższej kolejce zespół z Sosnowca przyjedzie na Cichą i wtedy okaże się, po której stronie Brynicy lepiej grają w piłkę. - Już się nie mogę doczekać. Mecz z Ruchem to dla mnie najważniejszy mecz rundy, "święta wojna" - mówił po spotkaniu z Kmitą Daniel Treściński.
Stoper Zagłębia potraktował starcie z rywalem z Zabierzowa jak mocne przetarcie przed potyczką z liderem. Bronił dostępu do swojej bramki niczym wojownik z klasztoru Shaolin. Był nie do przejścia tak w powietrzu, jak i na ziemi. Rywal nie miał nawet co myśleć o spokojnym przyjęciu piłki, Treściński kąsał z każdej strony! - Zagrał wzorowo - chwalił trener Jerzy Dworczyk, który wierzy, że w Chorzowie w jego drużynie będzie już "jedenastu Treścińskich". - Przed takim meczem nie ma co się bać o motywację - dodał.
W Sosnowcu ze spokojem patrzą też na linię ataku. W meczu z Kmitą do bramki rywala trafiło trzech napastników.
Zaczął Marcin Folc, który - tak jak przed kontuzją kolana - znowu wykazał się niezwykłym zgraniem z Jackiem Berensztajnem i po rzucie rożnym trafił do siatki po efektownym uderzeniu głową. - Jacek fantastycznie dogrywa piłki. Wprost na nos! Wysokie zwycięstwo, bramki napastników - to wszystko doda nam pewności przed meczem z Ruchem - zapewniał Folc.
Jerzy Kowalik, trener Kmity, zachodził w głowę, jak to możliwe, że jego piłkarze nie upilnowali Folca. - Bardzo dokładnie analizowaliśmy, jak Zagłębie rozgrywa stałe fragmenty gry, a i tak daliśmy się zaskoczyć. Zadecydowały błędy w kryciu, zresztą podobnie jak przy drugim golu - tłumaczył.
Rzeczywiście, Adrian Mierzejewski zanim trafił do bramki ze środka pola karnego, miał wokół siebie tyle czasu i miejsca, że mógłby jeździć traktorem.
Mimo zdobycia gola wydaje się, że z Mierzejewskiego jest więcej pożytku, gdy gra na skrzydle. Na szpicy zbyt często tracił głowę, gdy trzeba było szybko rozegrać piłkę. Pod koniec brakowało mu też już sił.
Na Cichej, gdy Ruch przyciśnie, groźniejszy powinien być Krystian Prymula - ten ma już cechy rasowego napastnika. Gdy ma piłkę przy nodze, gna ile sił w stronę bramki. Co ważne na tej pozycji - jest też egoistą. W meczu z Kmitą zdecydował się na strzał z ostrego kąta, chociaż przed bramką czekał osamotniony Mierzejewski. Ma też farta, bo sytuacja wyglądała na beznadziejną, a on jednak znalazł drogę do bramki!
O miejsce w ataku będzie też walczył Marcin Lachowski, który wrócił do gry po groźnej kontuzji kolana, jakiej nabawił się podczas zimowego sparingu. Kibice przyjęli go brawami, a on odwdzięczył się odpowiedzialną grą, celnymi podaniami i walecznością.
W spotkaniu z zespołem z Zabierzowa największą słabością Zagłębia była druga linia. - Zawiedli. Pach i Berensztajn mogą grać o niebo lepiej - skwitował trener Dworczyk.
Kowalik zwracał uwagę, że na Stadionie Ludowym po prostu nie da się grać w piłkę! - Myślałem, że to my mamy najgorszą murawę w drugiej lidze, ale teraz widzę, że się myliłem. To, co zobaczyłem w Sosnowcu, trudno określić inaczej jak ka-tas-tro-fa! Wszystkim rządzi przypadek! - podkreślał.
- Gdy moi piłkarze chcą przyspieszyć, piłka odbija im się od goleni - uśmiechał się kwaśno Dworczyk.
Piłkarze z Zabierzowa nie zwalali winy na fatalne boisko, ale humory mieli minorowe. Zespół gości nie stworzył nawet jednej groźnej akcji, po której mógł marzyć o zdobyciu gola. - Zawiedliśmy w obronie, w ataku też nie było lepiej. Zepsuliśmy sobie święta - smucił się napastnik Wojciech Fabianowski.
Piłkarze Zagłębia w czasie świąt odpoczywali. Na treningu spotkają się dopiero dzisiaj. Z przerwy cieszył się Dzenan Hosić - niezwykle ważny dla defensywy Zagłębia piłkarz zmaga się z obolałymi ścięgnami Achillesa. Z Kmitą nie wytrwał do końca spotkania, chce być gotowy na Ruch.