Skorumpowani w futbolu: cztery lata później
Piotr Płatek, Wojciech Todur, Maciej Blaut2009-05-22, ostatnia aktualizacja 2009-05-22 22:25
Wojciech R., były dyrektor Zagłębia Sosnowca, został zatrzymany w kwietniu 2007 roku Fot. Tomasz Wantuła / AG
Minęły cztery lata od pierwszego zatrzymania za korupcję w futbolu. Oskarżeni mają się na ogół dobrze. Jedni w najlepsze uczestniczą w piłkarskim życiu, inni za okazaniem związkowych legitymacji wchodzą na mecze!
W maju 2005 roku rozpoczęły się zatrzymania podejrzanych o korupcję w polskim futbolu. Pierwszym złapanym wspólnie z sędzią Antonim F. był Marian Dusza, znany śląski sędzia, a potem obserwator PZPN-u. Półtora roku później aresztowano go ponownie za inne przewinienia. Niedawno we Wrocławiu zapadł pierwszy wyrok w sprawie korupcji w piłce i wśród skazanych znalazł się Dusza. Otrzymał karę 2,5 roku więzienia, 26 tys. zł grzywny oraz zakaz zajmowania stanowisk w strukturach PZPN-u przez 10 lat. Dusza niewiele robił sobie z zarzutów, regularnie chodził na mecze. Już po wyroku widzieliśmy Duszę na meczu Górnika Zabrze z Lechią Gdańsk. Ochroniarzowi przy wejściu machnął czymś do złudzenia przypominającym legitymację Śląskiego Związku Piłki Nożnej. - Dlaczego skazany za korupcję działacz wchodzi na piłkarski mecz za darmo dzięki legitymacji związku? - pytamy Rudolfa Bugdoła, szefa ŚlZPN. Po drugiej stronie słuchawki nerwowa cisza. - Przez telefon o tym rozmawiać nie będę. Nie, bo nie - rzuca poirytowany Bugdoł i odkłada słuchawkę. Pytanie kierujemy do Antoniego Piechniczka, wiceprezesa PZPN-u. - Dobrze, że pan zasugerował ten problem. On dotyczy nie tylko Duszy. Będziemy musieli w najbliższym czasie zdecydować, co zrobić z ludźmi ukaranymi w aferze korupcyjnej. Czy takie osoby mogą korzystać z bezpłatnego prawa wchodzenia na piłkarskie mecze? - głośno zastanawia się Piechniczek.
Operatywność to jednak korupcja?
Jerzy Frenkiel, były prezes Górnika Zabrze, wcześniej pracujący m.in. w Szczakowiance i Podbeskidziu, został aresztowany 28 czerwca 2006 roku. Tydzień wcześniej wrócił z Niemiec, gdzie oglądał mecze mundialu. Po wyjściu na wolność Frenkiel, jako jeden z nielicznych zatrzymanych, miał odwagę rozmawiać z dziennikarzami. - Dotarło do mnie, że to, co dawniej nazywane było operatywnością, jest w rzeczywistości korupcją. Ta grupa młodych prokuratorów działa bardzo sprawnie. Dużo osób powinno się zjawić w najbliższym czasie we wrocławskiej prokuraturze - proroczo przepowiedział.
Ze sportem Frenkiel nie ma teraz nic wspólnego. Najpierw pracował w branży handlowej, obecnie jest dyrektorem firmy zajmującej się przemysłem drzewnym. Na piłkarskich meczach pojawia się sporadycznie. - Już trzy lata czekam na proces. Liczyłem, że do procesu dojdzie w ciągu roku. Dla mnie to śmierć zawodowa - mówi Frenkiel, który nie zamierza ukrywać swego nazwiska pod inicjałami.
Nieco ponad miesiąc po aresztowaniu Frenkiel do wrocławskiej prokuratury trafił Stanisław P., ówczesny szef Podbeskidzia Bielsko-Biała. Jego sprawa również pozostaje nieosądzona. - Ze sportem nie mam już nic wspólnego - mówi, ale wciąż kibicuje Podbeskidziu. Jest niemal na wszystkich meczach drużyny. P. ma żal. - Zainwestowałem w ten klub dużo pieniędzy, a potem zostałem kozłem ofiarnym. A to przecież system był taki: grałeś, nie dałeś, to przegrywałeś - wykłada. Nadal jest właścicielem znanej bielskiej sieci piekarni i ciastkarni.
Do Francji za chlebem
Załamała się kariera Krzysztofa Tochela, byłego trenera Zagłębia Sosnowiec. W lipcu 2007 roku udzielił wywiadu "Gazecie", który wstrząsnął środowiskiem piłkarskim. Padło wtedy stwierdzenie, że "piłkarze są jak prostytutki". Tochel zdradził, że 27 kwietnia 2007 roku sam zgłosił się do wrocławskiej prokuratury. - Podjąłem decyzję, że do czasu procesu nie będę zawodowo zajmował się piłką. Chociaż nie! Właściwie to nie wiem, jak się zachowam, jeśli ktoś zaproponuje mi pracę... - mówił wtedy. Rzeczywistość okazała się brutalna. Tochel nie znalazł pracy w Polsce. Miał propozycję ze Stali Stalowa Wola, ale gdy kibice dowiedzieli się, że klub chce go zatrudnić, urządzili pikietę. Tochel musiał spłacać kredyt zaciągnięty na zakup apartamentu, w poszukiwaniu pracy wyjechał więc do Francji. Osiadł niedaleko Grenoble. Jest trenerem drużyny 13-latków w Amical Club Seyssinettois Section Football. Nie unika kontaktu ze znajomymi, z którymi współpracował w Sosnowcu. - Może zostanie menedżerem? Zimą przywiózł jednego napastnika na obóz do Dzierżoniowa. Francuz dostał szansę gry w Śląsku Wrocław, ale chyba się nie sprawdził - opowiada jego kolega z boiska.
Za udział w aferze korupcyjnej zapłacił też Wojciech R. Znakomity obrońca, srebrny medalista igrzysk w Montrealu, sędzia piłkarski i dyrektor Zagłębia został zatrzymany 24 kwietnia 2007 roku. Tego dnia w powietrzu rozpłynęła się nie tylko kariera działacza, ale i sam R. Nie było z nim żadnego kontaktu. Ktoś go widział w sklepie, ktoś inny w urzędzie miejskim (w czarnych okularach), powtarzano, że wyprowadził się do domu w Beskidach. Wydawało się, że R. straci też posadę dyrektora jednej z sosnowieckich podstawówek. Wziął urlop zdrowotny, ale po jego zakończeniu wrócił do pracy. Pomógł mu w tym fakt, że szkoła uchodzi za jedną z najlepiej zarządzanych w mieście. O korupcji rozmawiać nie chce. - Jeszcze nie teraz - ucina proszony o rozmowę.
Specjalista od transferów
Na boisku nie pojawia się też Mariusz Ż., były piłkarz Zagłębia, a ostatnio sędzia ekstraklasy. Został zatrzymany w marcu. Ż. podkreśla, że jest niewinny. - Liczę, że jeszcze wrócę do sędziowania. Sam zarzut to za mało, żeby przesądzać o winie. Czekam aż sprawą zajmie się sąd, ale jak uczy doświadczenie, może to trwać latami. Tego się obawiam najbardziej - mówi Ż., który skupił się teraz na prowadzeniu zakładu zegarmistrzowskiego. - Gdzie tu sprawiedliwość? Piłkarze z zarzutami podpisują kontrakty i grają w najlepsze, a sędziowie mogą tylko czekać - mówi z wyrzutem.
Piast Gliwice był pierwszym klubem w naszym regionie, o którym głośno mówiło się w kontekście futbolowej korupcji. W lipcu 2005 roku byłemu prezesowi Piasta Marcinowi Ż. postawiono zarzut ustawienia meczu II ligi. Zatrzymanie Ż. było spektakularne, bo działacz krył się przed policją na... dachu swojego domu. Gdy teraz Ż. usłyszał, że dzwoni do niego dziennikarz "Gazety", natychmiast przerwał połączenie.
Z Piastem nie jest też już związany piłkarz Robert S. Był jednym z pierwszych polskich zawodników, któremu zarzucono nakłanianie rywali do sprzedania meczu. S. rozstał się szybko z piastunkami i do sportowej emerytury dograł w GKS-ie Katowice. S. także odmawia rozmowy, podobno zajmuje się teraz prowadzeniem przydrożnego baru.
Inaczej mają się sprawy z Januszem B. Menedżera Piasta zatrzymano tuż przed Wigilią w 2005 roku. Klub zareagował wtedy ostro i zwolnił B. z pracy. Pół roku później przywrócono go jednak na stanowisko. B. jest jednym z najlepszych na Śląsku specjalistów od transferów. To jemu w dużej mierze Piast zawdzięcza awans do ekstraklasy. - Z prokuraturą miałem kontakt tylko raz, wtedy przed Wigilią. To było już tak dawno temu, że o tej sprawie staram się w ogóle nie myśleć. Wywiązuję się z moich obowiązków najlepiej jak potrafię, zarzuty nie mają wpływu na moją pracę - twierdzi menedżer Piasta.
Na meczach Szczakowianki nie pojawia się już Tadeusz F., prezes klubu, gdy ten został zdegradowany z ekstraklasy za udział w tzw. aferze barażowej. Był też podejrzanym w śledztwie dotyczącym korupcji w futbolu. Co ciekawe, były prezes nie trafił do prokuratury, tylko prokurator przejechał do niego! Działo się to w kwietniu 2007 roku, po tym, jak F. zasłabł na widok policji. F. jest jaworznickim radnym i przewodniczącym komisji kultury, sportu i turystyki. Trzy lata temu kandydował w wyborach na prezydenta miasta, z Pawłem Silbertem przegrał w drugiej rundzie. Zapowiadał, że opublikuje książkę pt. "Jak nam oddawano 10 punktów" [kara za aferę barażową - przyp. red.], ale planu nie zrealizował. O aferach i Szczakowiance rozmawia niechętnie. W prywatnych rozmowach twierdzi, że jego największą winą w korupcyjnym procederze była łatwowierność.
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,3502 ... zniej.html