Mistrzostwa Świata kibicowsko opisy fotki komentarze

Wyjazd na mundial
Bilety:
Bilety na ten mecz udało się nam zdobyć dzięki znajomością jednego z członków wycieczki, chociaż do końca nie było wiadomo czy w ogóle będą. Jednak się udało i 15 maja bilety mieliśmy już w ręce.
Wyjazd:
Jako że termin meczu niemalże pokrywał się z arcyważnym meczem z Jagiellonią, postanowiliśmy wyjechać dzień wcześniej w nocy aby móc się w Niemczech przekimać. Godzina wyjazdu zmieniała się jak w kalejdoskopie gdyż plotki z forum kibice net o kilkugodzinnych postojach na granicy oraz poziom adrenaliny przed tym wyjazdem spowodował ze z godziny 3 w nocy w czteroosobowym składzie wyruszyliśmy na mundial już o północy. Mieliśmy ze sobą flagi ZAGŁĘBIE DĄBROWSKIE oraz biało-czerwoną SOSNOWIEC. Przed wyjazdem jeszcze odebraliśmy okolicznościowe vlepki, zakup alko kebab i w drogę. Granice jak wcześniej ustaliliśmy przekraczaliśmy w Zgorzelcu i tu zaskoczenie – zero jakiejkolwiek kolejki. Odprawa odbywała się szybko, z kolei nas skierowano na parking na którym przetrzepano nam bagażnik oraz sprawdzono czy posiadamy bilety. Po wjeździe do Niemiec pierwsze co rzuciło się w oczy to stan dróg autostrady 3-pasmowe i zupełnie inna kultura jazdy kierowców. Droga do Lipska przebiegała planowo. Za Lipskiem okazało się że autostrada która jest na mapie jest w budowie co zaowocowało nam „delektowaniem się” widokami niemieckiej wsi... po różnych objazdach oraz po radach „polskich trakerów” udało nam się wrócić na dobrą ścieżkę. Jako jeden z ważnych punktów naszej wycieczki było zwiedzenie stadionu w Dortmundzie do którego udało nam się dotrzeć w okolicach godziny 13. I tutaj kolejne jaja gdyż zmęczeni już podróżą nie mogliśmy owego stadionu znaleść bo drogowskazy były tylko na parkingi wokół stadionu /swoją drogą były oddalone bardzo od stadionu/. Zaczęliśmy więc pytać ludzi. Jedni mówili że tu inni że gdzieś indziej. W końcu dotarliśmy pod stadion Borussi i tam fotki rozklejanie vlepek.
Nocleg:
Miejsce noclegu zostało wcześniej przez nas w internecie namierzone i zarezerwowane. Wiedzieliśmy, że stacjonować ma tam na campingu R. Z innymi swoimi kompanami, więc zapowiadało się dobrzeJ owy camping znajdował się w miejscowości Datteln. I tam znów jaja ze znalezieniem jedni mówią tu inni ze tam. W końcu się udało i w okolicach godziny 16:30 byliśmy już na miejscu noclegu. Niestety jak się okazało w/w ekipy na campingu nie było. Drugie zaskoczenie tego dnia – jest do wynajęcia przyczepa campingowa /wcześniej mieliśmy spać w namiocie/ za śmieszną jak na warunki niemieckie cenę 18Euro na 4 osoby. Nie zastanawiając się ani chwili po dokonaniu opłat rozpoczęliśmy imprezowanie. Jako że wstępne ustalenia co do picia wraz ze wzrastającym poziomem upojenia umarły śmiercią naturalną postanowiliśmy się zaopatrzyć w kolejne porcje alkoholu. I tu zaskoczenie nr 3 tego dnia – obecny na campingu „cieć” przywiózł nam piwo po atrakcyjnej cenie 0,5 Euro za sztukęJ podczas lustrowania obiektu napotkaliśmy ekipę ze Szwecji w składzie 4 zgredów i 2 córkiJ reszta to jacyś kombatanci którzy spędzali sobie tam wolny czas. Po spożyciu kilku kolejnych dawek alkoholu ustalamy że trzeba się zintegrować z w/w ekipą ze Szwecji i naprędce kołujemy „zerosiedem” /to dla jednej osoby od nas najdroższe 0,7 w życiu póki co/ od „ciecia”, który rozpalił grilla. Nasza wódka Szwedom wchodziła jak „w masło” więc po cichu liczyliśmy na jakiś rewanż. Przeliczyliśmy się. Jako że nasza ekipa z przyczyn natury faktycznej zaczęła ulegać stopniowym wykruszeniom postanawiamy imprezę kończyć. Jeden z naszej ekipy dość płynnie mówiący po angielsku postanowił się bliżej integrować dalej ze SzwedkamiJ następnego dnia rano była wyliczanka kto pojedzie pod stadion a kawałek był dość spory bo około 50 minut autostradą a alkohol w głowach jeszcze szumiał. Podczas śniadania dojechała ekipa R. w której było 4 chłopaków z Rzeszowa ze Stali z flagą Baranówka. Foty, piwo, prysznic i powoli musimy się zbierać na Arena auf Schalke.
Gelsenkirchen:
W Gelsenkirchen oznakowanie dojazdu do stadionu i parkingów /które były podzielone na kolory, tak jak sektory na stadionie/ wyśmienite. Na miejscu biało-czerwona rzesza ludzi ogólnie klimat wymarzony. Udaliśmy się pod stadion w celu porobienia fotek, zakupienia pamiątek oraz rozklejaniu vlepek. Na płocie pod stadionem wywiesiliśmy flagę SOSNOWIEC do której co rusz ktoś podchodził sobie robić fotkiJ głównie kibice warszawskiej Legii. Podeszła również telewizja Polska dla której wywiadu udzielał jeden z naszych kolegów chociaż do kamery mówiła większość to tylko pokazali urywek /ale i tak został gwiazdą/. W McDonaldzie niedaleko stadionu mnóstwo Polaków a z barw dało się zauważyć typa w bluzie „Młode Wilki” z Pogoni Szczecin oraz typa w szaliku Legii. Miła atmosfera, super pogoda, piwko ładne kobiety wokół – żyć nie umierać. Na stadion postanawiamy wejść zaraz po otworzeniu czyli o 17 /mecz o 21/ gdyż głównym zadaniem było wywieszenie flag. Ustaliliśmy, że flagowi wchodzą jako pierwsi bo w przypadku cofki pozostała dwójka flagi zaniesie do auta. Okazało się jednak że nie było jakiejkolwiek kontroli i na stadion można było wnieść dosłownie wszystko. Aczkolwiek z tego co widziałem i później słyszałem kogoś tam odsyłali do depozytu, a to kanapki do śmieci wyrzucali itp. Itd.
Stadion:
Sam stadion nawet jeszcze pusty robi bardzo duże wrażenie. Na sektorze podczas wywieszania flagi były pyskówki z Kielcami, które 1/3 naszej flagi zakryli. Po ustaleniach flaga wisiała normalnieJ po pół godzinie podszedł steward który kazał flagę podciągać bo zasłania policjantom więc zaczęły się kolejne problemy o flagę:/ po kontakcie z innymi zagłębiakami ustalamy ze flaga musi już wisieć gdzie wisi bo nie ma gdzie indziej miejsca i że opuszczamy ją jak mecz się rozpocznie. Tak tez zrobiliśmy i już nikomu nie przeszkadzało no może poza jednym dość mocno wstawionym kibicem który spojrzał na napis i skomentował go słowem „k***a”. Lecz zaraz sobie poszedł. W czasie gdy siedzieliśmy na sektorze na telebimie puścili mecz Niemców z Kostaryką, więc czas do meczu szybko zleciał. Stadion powoli się zapełniał, w każdym możliwym miejscu flagi Polski z różnych regionów kraju. W końcu nadeszła godzina meczu. Hymn - zajebiste wrażenie ciarki przechodziły przez ciało, niektórzy mieli łzy w oczach. Zaczęli grać a z trybun „Gramy u siebie, Polacy gramy u siebie” cały czas doping szkoda, że nasi piłkarze nie dostosowali się do atmosfery na trybunach:/. Warte odnotowania było to że na stadionie można było zakupić piwo:o.
Powrót:
Po meczu jak ustalaliśmy na wstępie wsiedliśmy do auta i wracaliśmy na mecz z Jagiellonią. Droga powrotna już bez żadnych przygód zajęła nam 12 godzin, tak że w Sosnowcu byliśmy o 11:30
Opis PawełFB03
Bilety:
Bilety na ten mecz udało się nam zdobyć dzięki znajomością jednego z członków wycieczki, chociaż do końca nie było wiadomo czy w ogóle będą. Jednak się udało i 15 maja bilety mieliśmy już w ręce.
Wyjazd:
Jako że termin meczu niemalże pokrywał się z arcyważnym meczem z Jagiellonią, postanowiliśmy wyjechać dzień wcześniej w nocy aby móc się w Niemczech przekimać. Godzina wyjazdu zmieniała się jak w kalejdoskopie gdyż plotki z forum kibice net o kilkugodzinnych postojach na granicy oraz poziom adrenaliny przed tym wyjazdem spowodował ze z godziny 3 w nocy w czteroosobowym składzie wyruszyliśmy na mundial już o północy. Mieliśmy ze sobą flagi ZAGŁĘBIE DĄBROWSKIE oraz biało-czerwoną SOSNOWIEC. Przed wyjazdem jeszcze odebraliśmy okolicznościowe vlepki, zakup alko kebab i w drogę. Granice jak wcześniej ustaliliśmy przekraczaliśmy w Zgorzelcu i tu zaskoczenie – zero jakiejkolwiek kolejki. Odprawa odbywała się szybko, z kolei nas skierowano na parking na którym przetrzepano nam bagażnik oraz sprawdzono czy posiadamy bilety. Po wjeździe do Niemiec pierwsze co rzuciło się w oczy to stan dróg autostrady 3-pasmowe i zupełnie inna kultura jazdy kierowców. Droga do Lipska przebiegała planowo. Za Lipskiem okazało się że autostrada która jest na mapie jest w budowie co zaowocowało nam „delektowaniem się” widokami niemieckiej wsi... po różnych objazdach oraz po radach „polskich trakerów” udało nam się wrócić na dobrą ścieżkę. Jako jeden z ważnych punktów naszej wycieczki było zwiedzenie stadionu w Dortmundzie do którego udało nam się dotrzeć w okolicach godziny 13. I tutaj kolejne jaja gdyż zmęczeni już podróżą nie mogliśmy owego stadionu znaleść bo drogowskazy były tylko na parkingi wokół stadionu /swoją drogą były oddalone bardzo od stadionu/. Zaczęliśmy więc pytać ludzi. Jedni mówili że tu inni że gdzieś indziej. W końcu dotarliśmy pod stadion Borussi i tam fotki rozklejanie vlepek.
Nocleg:
Miejsce noclegu zostało wcześniej przez nas w internecie namierzone i zarezerwowane. Wiedzieliśmy, że stacjonować ma tam na campingu R. Z innymi swoimi kompanami, więc zapowiadało się dobrzeJ owy camping znajdował się w miejscowości Datteln. I tam znów jaja ze znalezieniem jedni mówią tu inni ze tam. W końcu się udało i w okolicach godziny 16:30 byliśmy już na miejscu noclegu. Niestety jak się okazało w/w ekipy na campingu nie było. Drugie zaskoczenie tego dnia – jest do wynajęcia przyczepa campingowa /wcześniej mieliśmy spać w namiocie/ za śmieszną jak na warunki niemieckie cenę 18Euro na 4 osoby. Nie zastanawiając się ani chwili po dokonaniu opłat rozpoczęliśmy imprezowanie. Jako że wstępne ustalenia co do picia wraz ze wzrastającym poziomem upojenia umarły śmiercią naturalną postanowiliśmy się zaopatrzyć w kolejne porcje alkoholu. I tu zaskoczenie nr 3 tego dnia – obecny na campingu „cieć” przywiózł nam piwo po atrakcyjnej cenie 0,5 Euro za sztukęJ podczas lustrowania obiektu napotkaliśmy ekipę ze Szwecji w składzie 4 zgredów i 2 córkiJ reszta to jacyś kombatanci którzy spędzali sobie tam wolny czas. Po spożyciu kilku kolejnych dawek alkoholu ustalamy że trzeba się zintegrować z w/w ekipą ze Szwecji i naprędce kołujemy „zerosiedem” /to dla jednej osoby od nas najdroższe 0,7 w życiu póki co/ od „ciecia”, który rozpalił grilla. Nasza wódka Szwedom wchodziła jak „w masło” więc po cichu liczyliśmy na jakiś rewanż. Przeliczyliśmy się. Jako że nasza ekipa z przyczyn natury faktycznej zaczęła ulegać stopniowym wykruszeniom postanawiamy imprezę kończyć. Jeden z naszej ekipy dość płynnie mówiący po angielsku postanowił się bliżej integrować dalej ze SzwedkamiJ następnego dnia rano była wyliczanka kto pojedzie pod stadion a kawałek był dość spory bo około 50 minut autostradą a alkohol w głowach jeszcze szumiał. Podczas śniadania dojechała ekipa R. w której było 4 chłopaków z Rzeszowa ze Stali z flagą Baranówka. Foty, piwo, prysznic i powoli musimy się zbierać na Arena auf Schalke.
Gelsenkirchen:
W Gelsenkirchen oznakowanie dojazdu do stadionu i parkingów /które były podzielone na kolory, tak jak sektory na stadionie/ wyśmienite. Na miejscu biało-czerwona rzesza ludzi ogólnie klimat wymarzony. Udaliśmy się pod stadion w celu porobienia fotek, zakupienia pamiątek oraz rozklejaniu vlepek. Na płocie pod stadionem wywiesiliśmy flagę SOSNOWIEC do której co rusz ktoś podchodził sobie robić fotkiJ głównie kibice warszawskiej Legii. Podeszła również telewizja Polska dla której wywiadu udzielał jeden z naszych kolegów chociaż do kamery mówiła większość to tylko pokazali urywek /ale i tak został gwiazdą/. W McDonaldzie niedaleko stadionu mnóstwo Polaków a z barw dało się zauważyć typa w bluzie „Młode Wilki” z Pogoni Szczecin oraz typa w szaliku Legii. Miła atmosfera, super pogoda, piwko ładne kobiety wokół – żyć nie umierać. Na stadion postanawiamy wejść zaraz po otworzeniu czyli o 17 /mecz o 21/ gdyż głównym zadaniem było wywieszenie flag. Ustaliliśmy, że flagowi wchodzą jako pierwsi bo w przypadku cofki pozostała dwójka flagi zaniesie do auta. Okazało się jednak że nie było jakiejkolwiek kontroli i na stadion można było wnieść dosłownie wszystko. Aczkolwiek z tego co widziałem i później słyszałem kogoś tam odsyłali do depozytu, a to kanapki do śmieci wyrzucali itp. Itd.
Stadion:
Sam stadion nawet jeszcze pusty robi bardzo duże wrażenie. Na sektorze podczas wywieszania flagi były pyskówki z Kielcami, które 1/3 naszej flagi zakryli. Po ustaleniach flaga wisiała normalnieJ po pół godzinie podszedł steward który kazał flagę podciągać bo zasłania policjantom więc zaczęły się kolejne problemy o flagę:/ po kontakcie z innymi zagłębiakami ustalamy ze flaga musi już wisieć gdzie wisi bo nie ma gdzie indziej miejsca i że opuszczamy ją jak mecz się rozpocznie. Tak tez zrobiliśmy i już nikomu nie przeszkadzało no może poza jednym dość mocno wstawionym kibicem który spojrzał na napis i skomentował go słowem „k***a”. Lecz zaraz sobie poszedł. W czasie gdy siedzieliśmy na sektorze na telebimie puścili mecz Niemców z Kostaryką, więc czas do meczu szybko zleciał. Stadion powoli się zapełniał, w każdym możliwym miejscu flagi Polski z różnych regionów kraju. W końcu nadeszła godzina meczu. Hymn - zajebiste wrażenie ciarki przechodziły przez ciało, niektórzy mieli łzy w oczach. Zaczęli grać a z trybun „Gramy u siebie, Polacy gramy u siebie” cały czas doping szkoda, że nasi piłkarze nie dostosowali się do atmosfery na trybunach:/. Warte odnotowania było to że na stadionie można było zakupić piwo:o.
Powrót:
Po meczu jak ustalaliśmy na wstępie wsiedliśmy do auta i wracaliśmy na mecz z Jagiellonią. Droga powrotna już bez żadnych przygód zajęła nam 12 godzin, tak że w Sosnowcu byliśmy o 11:30
Opis PawełFB03