Co sadzicie o tym?

Może się okazać, że prywatni właściciele nie pozwolą grać i trenować piłkarzom Zagłębia Sosnowiec na boiskach, o których "od zawsze" było wiadomo, że są własnością miasta. Kilka lat temu ówczesny prezes Zagłębia Sosnowiec, Leszek Baczyński, zdradził, że pojawił się człowiek, który stwierdził, że część boiska treningowego to jego działka. Wtedy jednak nikt się sprawą nie przejął.
- Z przykrością muszę stwierdzić, że temat wrócił - przyznaje rzecznik Urzędu Miejskiego w Sosnowcu Grzegorz Dąbrowski. - Znaleźli się ludzie, którzy wygrali z nami sprawę w Sądzie Administracyjnym o zasiedzenie i na mocy wyroku są właścicielami działek, na których znajdują się fragmenty boisk treningowych i część trybun Stadionu Ludowego. Sprawa trwała parę lat, a teraz trafiła do Sądu Apelacyjnego.
Prezydent miasta powołał komisję, której zadaniem jest dotarcie do dokumentów, o ile takie istnieją, wyjaśniających prawa własności. Komisja ma także negocjować z właścicielami warunki zadośćuczynienia czy odkupienia działek. Sprawa jest dla nas przykra i trudna. Nie możemy dokonywać na stadionie prac remontowych, bo to teraz własność prywatna. Właścicielami i spadkobiercami okazali się mieszkańcy... katowickich Szopienic.
- Żeby to wszystko wytłumaczyć, trzeba sięgnąć pamięcią do wydarzeń sprzed półwiecza - mówi właściciel części płyty głównej Stadionu Ludowego i kawałka trybun Bogumił Roj. - Do 1960 roku to były tereny samodzielnej gminy Szopienice, którą wcielono do Katowic. Z kolei Katowice nie pytając nikogo podarowały nasze tereny gminie Sosnowiec. Sprawa naruszenia świętego prawa własności toczy się od blisko 50 lat!
Kto ponosi odpowiedzialność za zaniedbanie, mogące mieć poważne skutki finansowe?
- To nie jest kwestia zaniedbania czy niekompetencji - twierdzi Grzegorz Dąbrowski, rzecznik Urzędu Miejskiego w Sosnowcu. - Po prostu obiekt był budowany wiele lat temu, a w dokumentach te działki funkcjonowały jako własność gminy. Nie ingerowaliśmy w nie, bo miasto nie zamierzało zmieniać statusu prawnego gruntów, dzierżawić ich czy sprzedawać.
Na czele miejskiej komisji, która pracuje nad sprawą stadionu, stoi dyrektor MOSiR-u, Zbigniew Drążkiewicz.
- Winić nie ma kogo, bo dokumentacja Urzędu Miejskiego w Sosnowcu mówi, że działki są własnością gminy. A dokumentacja w Katowicach, że to tereny prywatne.
Bogumił Roj: - Z Sosnowcem sądziło się chyba ze 20 rodzin, ale dopiero w ostatnich latach. Kiedyś było to przecież niemożliwe, bo gdy ktoś upominał się o swoje, władze komunistyczne ostro reagowały. Jeden z właścicieli, pan Książek, trafił nawet za to na 48 godzin do aresztu. Więc wszyscy siedzieli cicho, bo się bali.
Słowa kolegi uzupełnia Piotr Moj, który w spadku przejął niemal całe boisko treningowe. - Od 1954 roku obecny Stadion Ludowy budowano w Szopienicach, w czynie społecznym. Miał także służyć mieszkańcom pobliskiego Sosnowca. Kilka lat później granice miast przesunięto, nie pytając właścicieli ziemi o zgodę. Można przecież było dokonać zamiany gruntów, zrobić cokolwiek, by nie dopuścić do bezczelnej kradzieży ziemi.
Obaj właściciele działek przyznają, że mają już dość wieloletniej, koszmarnej walki sądowej z gminą Sosnowiec.
- Działki mocą prawa nam zwrócono, ale teraz toczą się sprawy dotyczące odszkodowań - mówią zgodnie. - Przecież do 1960 roku płaciliśmy podatki od tych gruntów i od momentu, gdy założyliśmy sprawę w sądzie znów płacimy, jak od działek budowlanych. Mało tego, policzono nam nawet za 5 lat wstecz. To dużo pieniędzy, a żadnego pożytku z tej ziemi nie mamy.
Zdajemy sobie sprawę, że stadionu nie zamkniemy i kibiców z trybun nie wygonimy. Ci ludzie nie są przecież winni zakrętom historii i niekompetencji urzędników miejskich z Sosnowca i Katowic. Jesteśmy gotowi do rozmów, ale problem w tym, że do momentu ogłoszenia wyroku traktowano nas w Sosnowcu, delikatnie mówiąc, nieelegancko. Po wyroku jest lepiej.
Jedna z osób dobrze poinformowanych z Urzędu Miejskiego w Sosnowcu, prosząca jednak o zachowanie anonimowości, stwierdziła: - Sprawa działek jest zamknięta. Ci ludzie są ich prawowitymi właścicielami i trzeba się z tym po prostu pogodzić, a nie szukać jeszcze dziury w całym, czy powoływać jakieś komisje, robić apelacje i tak dalej. Jedyne co pozostaje, to możliwość negocjacji odszkodowań, względnie odkupienie ziemi.
Tych terenów jest niemało, bo w sumie 50 hektarów, a rodzin kilkanaście. Także z powodu niejasności dotyczących własności gruntów nie powstał w Sosnowcu park wodny. Tych spraw nie można w nieskończoność ciągnąć. Przyszła pora uporządkować bałagan przeszłości, a nie ciągle siedzieć w okopach z czasów komuny.
- Z przykrością muszę stwierdzić, że temat wrócił - przyznaje rzecznik Urzędu Miejskiego w Sosnowcu Grzegorz Dąbrowski. - Znaleźli się ludzie, którzy wygrali z nami sprawę w Sądzie Administracyjnym o zasiedzenie i na mocy wyroku są właścicielami działek, na których znajdują się fragmenty boisk treningowych i część trybun Stadionu Ludowego. Sprawa trwała parę lat, a teraz trafiła do Sądu Apelacyjnego.
Prezydent miasta powołał komisję, której zadaniem jest dotarcie do dokumentów, o ile takie istnieją, wyjaśniających prawa własności. Komisja ma także negocjować z właścicielami warunki zadośćuczynienia czy odkupienia działek. Sprawa jest dla nas przykra i trudna. Nie możemy dokonywać na stadionie prac remontowych, bo to teraz własność prywatna. Właścicielami i spadkobiercami okazali się mieszkańcy... katowickich Szopienic.
- Żeby to wszystko wytłumaczyć, trzeba sięgnąć pamięcią do wydarzeń sprzed półwiecza - mówi właściciel części płyty głównej Stadionu Ludowego i kawałka trybun Bogumił Roj. - Do 1960 roku to były tereny samodzielnej gminy Szopienice, którą wcielono do Katowic. Z kolei Katowice nie pytając nikogo podarowały nasze tereny gminie Sosnowiec. Sprawa naruszenia świętego prawa własności toczy się od blisko 50 lat!
Kto ponosi odpowiedzialność za zaniedbanie, mogące mieć poważne skutki finansowe?
- To nie jest kwestia zaniedbania czy niekompetencji - twierdzi Grzegorz Dąbrowski, rzecznik Urzędu Miejskiego w Sosnowcu. - Po prostu obiekt był budowany wiele lat temu, a w dokumentach te działki funkcjonowały jako własność gminy. Nie ingerowaliśmy w nie, bo miasto nie zamierzało zmieniać statusu prawnego gruntów, dzierżawić ich czy sprzedawać.
Na czele miejskiej komisji, która pracuje nad sprawą stadionu, stoi dyrektor MOSiR-u, Zbigniew Drążkiewicz.
- Winić nie ma kogo, bo dokumentacja Urzędu Miejskiego w Sosnowcu mówi, że działki są własnością gminy. A dokumentacja w Katowicach, że to tereny prywatne.
Bogumił Roj: - Z Sosnowcem sądziło się chyba ze 20 rodzin, ale dopiero w ostatnich latach. Kiedyś było to przecież niemożliwe, bo gdy ktoś upominał się o swoje, władze komunistyczne ostro reagowały. Jeden z właścicieli, pan Książek, trafił nawet za to na 48 godzin do aresztu. Więc wszyscy siedzieli cicho, bo się bali.
Słowa kolegi uzupełnia Piotr Moj, który w spadku przejął niemal całe boisko treningowe. - Od 1954 roku obecny Stadion Ludowy budowano w Szopienicach, w czynie społecznym. Miał także służyć mieszkańcom pobliskiego Sosnowca. Kilka lat później granice miast przesunięto, nie pytając właścicieli ziemi o zgodę. Można przecież było dokonać zamiany gruntów, zrobić cokolwiek, by nie dopuścić do bezczelnej kradzieży ziemi.
Obaj właściciele działek przyznają, że mają już dość wieloletniej, koszmarnej walki sądowej z gminą Sosnowiec.
- Działki mocą prawa nam zwrócono, ale teraz toczą się sprawy dotyczące odszkodowań - mówią zgodnie. - Przecież do 1960 roku płaciliśmy podatki od tych gruntów i od momentu, gdy założyliśmy sprawę w sądzie znów płacimy, jak od działek budowlanych. Mało tego, policzono nam nawet za 5 lat wstecz. To dużo pieniędzy, a żadnego pożytku z tej ziemi nie mamy.
Zdajemy sobie sprawę, że stadionu nie zamkniemy i kibiców z trybun nie wygonimy. Ci ludzie nie są przecież winni zakrętom historii i niekompetencji urzędników miejskich z Sosnowca i Katowic. Jesteśmy gotowi do rozmów, ale problem w tym, że do momentu ogłoszenia wyroku traktowano nas w Sosnowcu, delikatnie mówiąc, nieelegancko. Po wyroku jest lepiej.
Jedna z osób dobrze poinformowanych z Urzędu Miejskiego w Sosnowcu, prosząca jednak o zachowanie anonimowości, stwierdziła: - Sprawa działek jest zamknięta. Ci ludzie są ich prawowitymi właścicielami i trzeba się z tym po prostu pogodzić, a nie szukać jeszcze dziury w całym, czy powoływać jakieś komisje, robić apelacje i tak dalej. Jedyne co pozostaje, to możliwość negocjacji odszkodowań, względnie odkupienie ziemi.
Tych terenów jest niemało, bo w sumie 50 hektarów, a rodzin kilkanaście. Także z powodu niejasności dotyczących własności gruntów nie powstał w Sosnowcu park wodny. Tych spraw nie można w nieskończoność ciągnąć. Przyszła pora uporządkować bałagan przeszłości, a nie ciągle siedzieć w okopach z czasów komuny.