To już trzecia część mojego pamiętnika (2 poprzednich pewnie nie znacie, może kiedyś je tutaj wrzuce), ale dzisiaj wrzucam nr. 3 czyli opis wyjazdu do Głogowa - Czekam na opiniem pomysły i inne sugestie :)
Chrobry Głogów - Zagłębie Sosnowiec:
Chrobry Głogów - słysząc tą nazwę na myśl przychodzą mi dwie różne rzeczy - z prawicy Bolesław Chrobry, który dla przyjaciół był po prostu "Bolek", który jak wiadomo stworzył za życia jakże przydatny tynk i cegły (wielu ludzi mówiło że on był pusty, dlatego na jego cześć nazwano tak materiał budowlany jakim jest pustak), a z lewicy Głogów - nazwa kojarząca mi się ze śmiercią, z katem, który ścina głowy stąd Głogów (Gło - w gwarze ludowej to słowo oznacza budowle - w tym znaczeniu chodziło o układanie piramidki z ludzkich głów - w VII wieku na terenach gdzie obecnie znajduje się to miasto żył taki kat, który układał takie budowle - największa miała 3,5 metra). Od tego wydarzenia początek wzięła "Księga Rekordów Guinesa "Ginesa", gdyż ten kat nosił bardzo ładne imię Gina (dla przyjaciół "Gindek").
Całą to historię przypominam, tym młodszym osobą, które będą to czytać, gdyż obecnie poziom edukacji w szkołach jest dosyć kiepski, i na pewno nikt by się nie dowiedział skąd powstała nazwa tego jakże pięknego miasta.
Czytając historię , z niecierpliwością oczekiwałem tego wyjazdu, gdyż na własne oczy chciałem zobaczyć miasto "Gindka", oraz miasto, które jest patronem jakże ważnej rzeczy jaką jest pustak - zadajcie sobie pytanie, co byśmy bez niego zrobili, czy stały by budynki, garaże itp. – wszystko było tak fascynujące że dzień wyjazdu musiał być dniem wyjątkowym.
Wszystko zaczęło się wczesnym rankiem - około 6.00 wstałem z wyrka, zmieniłem "pidżame" na strój wyjściowy, w między czasie zadzwonił znajomy (który jest fanem Legii), żebym się "skikał" bo czeka pod ślimakiem na mnie. Nie zastanawiać się szybko udałem się pod skorupiaka. Męska intuicja nie zna granic, dlatego w mojej mądrej głowie, zrodził się pomysł aby trochę się przebiec - od myśli do czynu nie minęło wiele, za kilka chwil byłem na miejscu. Wracając do intuicji ta się przydała, gdyż jeżeli udał bym się normalnym tempem, koleś sam by sobie poszedł - zdążyłem - ziom oddał mi cd oraz negi w ładnej reklamówce a że ja miałem trochę inne plany, gdyż jako buisnesman musiałem jeszcze udać się do bankomatu, aby mieć jakieś finanse, na tą podróż, gdyż w założeniu miałem kupić sobie figukę "Bolka" Chrobrego (ale o tym później w ps) - udaliśmy się na miasto. W tym czasie dzwoni do mnie inny kumpel, z propozycją abym na ten mecz udał się busem - jako że nie jestem rybą i swój rozum mam, (no powiedzmy), oraz honoru trochę, powiedziałem że nie jadę, bo jestem z ziomem, i nie ma tyle kasiory żeby dać za nas obu - dlatego też udaliśmy się pod halę -oczywiście dyliżansem (tramwaj), który jak zawsze jest mi pomocny. Pod halą trza się było przywitać, oraz obgadać co dalej zrobić, gdyż było nas mało (z tajnych źródeł wiem że tą grupę nominował Wielki Brat, reszta udała się na gorące krzesła). Po dość konkretnym dialogu ustalono że jedziemy "normalnie", czyli autokarem, który miał 50 miejsc a nas było 37 - czyli jakby to napisać kuszetka. Zanim się ulokowałem musiałem obczaić oczywiście kierowców, oraz nominowanych. Szybka obczajka, oraz info że czekamy jeszcze na 2 ziomków (jeden podobno załatwiał potrzeby fizjologiczne, a drugi miał czekać pod dworcem, gdyż jak to powiedział otwarcie, nie będzie marnował nóg aby iść pod hale). Korzystając z okazji udałem się do sklepu, zaopatrzyć się w "papu", przy okazji koledzy z "tylca" poprosili mnie o kupno kubeczków. W tej podróży towarzyszył mi dość tęgi pan, z bardzo ładnym wąsem, którego prawdę mówiąc widziałem po raz pierwszy, a który był dość barwną postacią. Udałem się do sklepu, który był "za winklem"- zakupiłem sobie 5 sztuk bułki, oraz maślankę i jogurt, a co było miłe, a o czym nie wiedziałem, to 2 kubeczki dostałem gratis od firmy, pan "Wąs" (nazwa tymczasowa), zakupił sobie coś do picia (bodajże Tonic) oraz 2 kubeczki. Przy okazji dowiedzieliśmy się ze w sklepie nie ma alkoholu i że właściciel, już trzy razy pakował interes i się przenosił (cóż biada w Polsce -biada !). Po zakupach wbiliśmy do dyliżansu, który ogólnie nie był zły, i widać że nie służył w czasie wojny, jak inne wózki, którymi nieraz się jeździło. Kolega "fizjolog', dotarł na miejsce, dlatego ruszyliśmy w dalszą drogę, przy okazji zabierając spod PKP, kolegę, który oszczędza swoje kończyny. Jedziemy !
W podróż udało się dwóch szoferów, którzy się zmieniali co jakiś czas. Jeden to dość starszy pan, jak dla mnie było to szef tej wycieczki, oraz drugi, z twarzy przypominający gangstera z filmów kryminalnych, ale pozory mylą, gdyż "kiero B", bo tak go nazwijmy był całkiem spoko ziomkiem. Ja zająłem miejsce z przodu, gdzie przebywało, dość zaawansowane grono wyjazdowe, młoda krew ze Środuli, oraz po lewicy 3 panie, które także wybrały się na tą eskapadę. Już od początku uwagę na siebie zwrócił pan wąs, który zaskakiwał co chwilę jakimiś dobrymi sekwencjami oraz "siekał" żartami jakby był satyrykiem - (jak dla mnie wygrałby maraton uśmiechu). Koło "wąsa" siedział jego kolega, który był spox, a po lewicy inny zawansowany pan, znany ze stoickiego spokoju, oraz latynoskiej urody podkreślonej wąsem !. Droga mijała na różnych tematach. Po pewnym czasie oczywiście trzeba było stanąć na siku. Młoda krew ze Środuli (żeby się nie rozpisywać nazwiemy Go, normalnie po imieniu czyli Paweł), sprzedał info, że nie daleko jest jakiś zajazd (sklep, wc itp.). Za kilkaset sekund byliśmy już na miejscu, wiara rozeszła się po okolicy, a ja korzystając o okazji udałem się za budynek i oddałem mocz, czym trochę polepszyłem jakość gleby na tym terenie. Po chwili trzeba się było ogarnąć i ruszyć dalej. Pan "wąs" jako wybitny entuzjasta promocji, nieco się zawiódł, gdyż nic ciekawego z lokalu nie "pożyczył", bo w zasadzie ciężko było. Dość ważnym elementem tego postoju był fakt, że zaawansowany latynos z wąsem, wywalił kubek, zwany "naczyniem"co uniemożliwiło dalsze spożywanie syropu. Latynos otrzymał pseudonim artystyczny "Motor" vel "Motór- No właśnie "Motor" - pana "Wąsa", czyli inicjatora tego pseudonimu, o źródło i podtekst nie pytałem, bo nie wypada - jako że podczas podróżny jest dość nudno, postanowiłem dość głębiej zastanowić się nad przesłaniem tego pseudonimu. Przypadkowo słyszałem zdanie, że bohater w 79 roku, jeździł do pracy motorem - Harley, a inni naginali do roboty na piechotkę, przez to wyróżnienie ksywa - no być może - ja jednak miałem więcej domysłów -może był np. harleyowcem, co w zasadzie jest prawdopodobne (patrząc na ten 79 rok), że był mechanikiem, robił na warsztacie motory, a może był inicjatorem i twórcą modeli do sklejania (w tym wypadku motorów). Zagłębiając się w sprawę, okiem kibica, nasuwa się tylko jedna kwestia, a mianowicie Motor Lublin - być może "Motor" mieszkał kiedyś w tym mieście - sam nie wiem - może na wiosnę się dowiem . Fakt, faktem nie było "naczynia", co było powodem pierwszych tego dnia dialogów na lini pan wąs - Motor - nic by w tym dziwnego nie było, gdyby nie fakt, że gdy z ust wąsa usłyszeć się dało "Motór" przednia część autokaru miała niezły ubaw. Tak było aż do Wrocka, gdzie nastąpił kolejny postój, tym razem stacja benzyn. Na stacje wbiłem mając dość spory budżet (coś jak Polska), a wynosił gdzieś coś koło 3zł i 30gr. Kupiłem sobie Wyborczą na stacji i wbiłem do pojazdu. W Gazecie były reklamy i program oraz kilka wkładek i normalna gazetka. Z innych ciekawych elementów, trzeba wyróżnić 1 grosz przyklejony na 1 stronie programu, i płytę z filmem na DVD, który był na ostatniej - no cóż ucieszyłem się - jeden grosz mniej dałem, ponadto miałem film na DVD, który mógł być zachętą do kupna takiego cacka. Tutaj najważniejszą sprawą było hobby pana wąsa, czyli wyjątkowa znajomość rozmieszczenia towarów na stacji - przeglądając gazetkę, pan Wąs wbił do wózka i podarował mi paczkę gum do żucia - jako kulturalny człowiek ładnie podziękowałem i skorzystałem z jednej sztuki. Jak się okazało, wybranych było więcej, i tak zaraz po odjeździe, cała przednia część autokaru zajadała się orbitkami J a pan wąs jako że był bardzo hojny otrzymał nowy pseudonim "KARITAS" - i stawał się powoli bohaterem tego wyjazdu. Podczas konwersacji, siedzące z lewicy panie, rozmawiały sobie na swoje tematy, jednak zaciekawił nas fakt, iż jedna z pań jest nauczycielem, jeszcze niedawno edukowało młodych mieszkańców naszego miasta. Kolejne 100 km. To wymyślanie nowych technik i metod nauczania oraz zadawania prac domowych. Ostatecznie skończyło się na skali wyjazdowej, gdzie zaliczenie wyjazdu dawało ocenę 5, a wyciągniecie na wyjazd zioma i osobiste uczestnictwo nagradzane było 6. Tak droga nam mijała, - od postoju do postoju - w zasadzie podczas drogi do Głogowa, kilkukrotnie wzbogaciłem ziemię, składnikami budulcowymi. (trzeba zaznaczyć że inicjatorami postoi były panie, które terroryzowały kierowcę - oj nie ładnie pani profesor !). W między czasie mijamy stadion Zagłębia Lubin, oraz Górnika Polkowice, które nie były złe, choć i tak boisko w Kromołowie jest najlepsze w naszym kraju. Po długiej podróży jesteśmy w Grodzie "Bolka i Gindka". Podjeżdżamy pod arena auf Chrobry, po czym obowiązkowe spisywanie akt personalnych (?) - po co to komu ? (a potem Policja się dziwi że nie ma pieniędzy, a po co wydawać na notesy i długopisy ? - ech ta administracja). Po chwili, ja jako osoba medialna (żart), wraz z prezesami J udajemy się na spotkanie z władzami Chrobrego - po chwili pojawia się pan, który jest szefem ochrony. Po dialogu z panem, nasza grupa wbija na mecz bez biletów (które i tak potem trza było zapłacić). Sam mecz to nic specjalnego, mnie tylko negatywnie zaskoczył brak pamięci miejscowych kibiców, którzy nie prezentowali nic związanego z patronami czyli Bolkiem i Gindkiem, żadnej przyśpiewki ani nic - jedynym elementem były flagi, które pojawiły się na płocie. Na jednej znalazło się hasło upamiętniajace czyli: "Niepokonane Chrobrego Zastępy" - wątek historyczny zachowany, gdyż mury stworzone z pustaków, nazywane zastępami, w tamtmych czasach nie zostały zniszczone - stad też niepokonane, inną flaga, która podkreślała historię, było płótno: "Głogowscy Desperaci" - czyli ludzie którzy chcieli zabić "Gindka" - byli oni nazywani desperatami, gdyż i tak "gindek' miał oczy dookoła głowy, i nikomu nie udało się go zranić - za te dwie flagi należą się brawa ! Na sektorze dla gości było 67 osób, które nominował wielki brat, podobna liczba osób nie pojechała, gdyż została oddelegowana na gorące krzesła. Na koniec meczu piłkarze przybili piątki, co jest rytuałem stosowanym na wielu boiskach, mające na celu zaklinanie deszczu, tak aby kibice gości mogły w ładnej pogodzie wracać do domu.
Powrót także, niczym nie różnił się od przyjazdu, dialogi "Motor" Karitasco chwilę zwalały z nóg "przody". Na stacji we Wrocku, chciałem sobie coś tam kupić, za pomocą karty, niestety z obawy przed atakami terrorystycznymi, urządzenia które działają na stacjach, zostały poblokowane, gdyż jak informował Pentagon, przygotowane były ataki hackerów. Szkoda- przynajmniej jedynym plusem były czekoladki, oraz gumy od Karitasa (dziękówczeka). Już w okolicach Opola, naszym oczom ukazał się dość nieciekawy widok, gdyż zamiast czystej drogi, na obu pasach, przez około 10 km ciągnął się korek. Kierowca przez sibi dowiedział się że taką właśnie odległość ma sznur, a ja już swoimi drogami dowiedziałem się że powodem tego korka, było lądowanie UFO na obu pasach jezdni - info dość dobre, gdyż później przejeżdżając obok tego miejsca, dało odczuć zapach silników tego pojazdu (dobrze że stało to w jednym miejscu), inną wersją było zdanie iż drogę zablokowało bydło okolicznych mieszkańców, którzy przeprowadzili akcję strajkową, noszącą nazwę "Pij Mleko - Będziesz Wielki", była to propaganda wyrobów mlecznych, oraz promocja mleka za granicą (jako iż tą drogą jeździ wielu Niemców) - do tej pory nie wiem co było przyczyną sznurka, wiem jedno że trochę sobie postaliśmy. Dalsza podróż była już nieco inna. Niestety na sam koniec, z różnych względów zapomniałem zabrać swojej reklamówki, z autokaru i tak negi, płyty i wyborcza + chyba bułki (może zjedli), do tej pory się nie odnalazły. Mam nadzieje że się znajdą - i tutaj apel do was - jeżeli ktoś widział moją zgubę proszę o kontakt - dla znalazcy nagroda - którą będą bułki znalezione w ten siatce, oraz 2 negatywy.
Ps. Moje założenie niestety się nie powiodło, gdyż stoisko gdzie zazwyczaj można kupić figurki, było tego dnia zamknięte L - pani sprzedająca tego dnia miała ślub, czyli mówiąc po naszemu "hajtła" się- cóż wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia – ja zamówię sobie pocztą J
Kończąc opis tego wyjazdu, pozdrawiam wszystkich uczestników tego wyjazdy, a w szczególności: Motora, Karitasa, Paweł vel. Młoda Wiara ze Środuli, Soyera (dzięki za telefon), M oraz Artura (Prezesa), no i jeszcze pozdro dla Pani Profesor :D - za dobre edukowanie młodzieży.
Kończę swoją relacje, znanym powiedzeniem "Nadejdzie wiosna, nowe wyjazdy, da nam Karitas, gumy i "Marsy" - Na razie.
-----------------------------------------------------------------------------------
Ciąg dalszy - czyli efekt moczenia
Jako że pisząc pierwotną wersje miałem, ataki moczenia kilka spraw umknęło mojej pamięci, ale cóż w moim opisie będę zajmował się własnymi prywatnymi sprawami. Powracając do założeń, dość głębiej przyjże się trzem faktom, które zostały pominięte, a które warto by poznać. Młoda Wiara ze Środuli vel Paweł wspomniał o tym że podczas drogi miały miejsce walki przodów z tylcem, no fakt taki miał miejsce lecz o nim zapomniałem (pewnie w tym czasie przeglądałem Wyborczą :) ) - walki w autokarze to już obrzęd sięgający pierwszych pojazdów mechanicznych, mający na celu zmniejszanie spalania paliwa. Osoby które tego nie wiedzą, już wyprowadzam na prostą. Jest to bardzo przydatna sprawa, gdyż inicjatorem tych walk są ludzie z tylca, który atakują przód, przy czym zwiększając szybkość autobusu - są to nieodwracalne prawa fizyki, udokumentowane w IX wieku w Londynie, gdzie po raz pierwszy dokonano tego typu doświadczenia. Ten eksperyment przeprowadzono także w samochodach osobowych, dlatego też w Anglii jeździ się inaczej niż u nas, i kierownice są też inaczej - to dla tych, którzy nie wiedzieli dlaczego tak jest. Większość Anglików była prawo ręczna, dlatego też prawy prosty był silniejszym ciosem, niż "buła" z lewej - a że z prawej strony były stery, trza było przenieść je na lewo, tak aby poręczniej było walczyć w walkach przodu z tyłem. Obecnie na Wyspach odbywają się ustawki w osobówkach, 2x2 (kieruje auto pilot) - od trzech lat niepokonaną parą są Edi oraz Jack (leci to nieraz na kablówce).
Kolejną kwestią było znikniecie zaraz po meczu dwóch panów z naszego autokaru, chodzi mianowicie o M. Oraz Artura Prezesa, którzy uciekli do auta osobowego (pewnie na ustawke 2x2 - choć wyniku tej potyczki nie znam). Ja wraz z Pawłem (vel Młoda Wiara), razem prowadziliśmy dialog, na różnego typu tematy, ale głównie na temat Motora i Karitasa (dowiedziałem się m.in. że Motor śmigał wódeczke na wielu wyjazdach, co znacznie może wpłynąć na jego latynoski wizerunek). Zaginiona para odnalazła się po kilkudziesięciu kilometrach, na jednym z zajazdów (na którym prócz zwilżenia gleby nic się nie działo - a pominąłem go w pierwszej wersji). Od tego wyjazdu minęło już wiele, i teraz wiem że nasza para nie skręciła w odpowiednią drogę i pojechała inną, mało przyjazną, dlatego też w wielu wioskach w skutek akcji protestacyjnej "Pij Mleko Będziesz Wielki" musieli taranować uliczne blokady z kartonów po mleku. Zdenerwowani rolnicy zdzwonili z propozycją ustawki banda na bandę ze sprzętem, jednak znani są oni z tego że są niehonorowi, i często wjeżdżają z tzw. Ostrym sprzętem - podczas walki z lekarzami (jesień 2002) użyli w walce 2 traktorów oraz 3 pługów - a że nasza para jak i my ekipa z autokaru jesteśmy honorowi i walczymy na gołe ręce odmawiamy, proponując walkę bez sprzętu, na co zaś nie zgadzają się rolnicy - a szkoda bo byliśmy w 3 dobrej ekipy -może następnym razem. Jeden z rolników o ostatniej rozmowie telefonicznej, zakończył dialog zdaniem: "Bitwa Przegrana Wojna Trwa - Kupimy se traktor, albo i dwa" i się rozłączył - czynu tego nie będę komentował.
Ostatnią pominiętą kwestią była atmosfera w tylcu, gdzie także było ciekawie, a o czym dowiedziałem się dzisiaj, z opowieści kolegi. Jednym z rzeczy godnych odnotowania, było zerwanie na jednym z zajazdów zielonego zioła z pola, przez co jakiś czas sporo osób śmiało się do upadłego (dosłownie bo kilka osób padło jak kawki - m.in. znany pan D. :) ) widocznie zioła zerwane były za wcześniej, albo za późno, w końcu czas żniw dawno już minął - a czy nowe czy stare to były zioła, zależy tylko i wyłącznie od gatunku. Ponadto pan D. Ukradł mi moją maślankę i ją wypił, przez co później miałem naskarżyć rolnikom, którzy podobno blokowali A4 - ale nie będę ziomka sypał.
Kończąc poprawkę przytoczę jedno zdanie Karitasa, które w dosadny sposób określiło prędkość z jaką jechaliśmy w obie strony, a mianowicie "Ku.... jedziemy tak szybko, że aż mi grzywka skacze i przedziałek krzywi" -nic w tym dziwnego by nie było, gdyby nie fakt iż Karitas jest łysy, a jedyne włosy jakie dostrzegłem to były wąsy.