przez petersykora 2006-11-27, 10:46 am
Trochę późno, ale ważne, że jest: Nasza własna relacja z wczorajszego spotkania:
"Dla hokeistów Zagłębia nie ma już w tym sezonie przeciwników niepokonanych. Ostatni z nich poległ wczorajszego wieczoru. W niedzielnych derbach naszego regionu Sosnowiczanie odprawili z przysłowiowym „kwitkiem” GKS Tychy. To pierwsze zwycięstwo nad tym zespołem od 14 miesięcy.
Wczorajszy pojedynek do złudzenia przypominał inauguracyjne spotkanie sezonu 2005/2006. Nie był może tak szybki i porywający, jak ten z 9 września ub. roku, ale mimo to nietrudno doszukać się pomiędzy nimi jakichś analogii. Podobny był przede wszystkim scenariusz: pierwsza tercja to wyraźna przewaga GKS–u, potwierdzona zdobytą bramką, druga – koncert gry w wykonaniu gospodarzy i objęcie przez nich prowadzenia. Wreszcie ostatnia – potwierdzenie supremacji oraz przypieczętowanie zwycięstwa.
Wypełniony w sporej części Stadion Zimowy po raz pierwszy eksplodował w 32 min. Po silnym uderzeniu spod linii niebieskiej Jacka Rutkowskiego. Był to gol wyrównujący, bowiem jeszcze w pierwszej tercji, w wyniku podbramkowego zamieszania, do siatki Tomasza Jaworskiego trafili goście (autorstwo przypisano Tomaszowi Wołkowiczowi).
Jeszcze przed końcem drugiej odsłony Zagłębie wypracowało sobie dwubramkową zaliczkę. Na prowadzenie wyprowadził je Mariusz Puzio. – Bramka owszem ładna, ale w pierwszej tercji mogłem strzelić ładniejszą. Wtedy na drodze stanął jednak Arek Sobecki – powiedział doświadczony napastnik.
Kibice zdążyli wrócić z powrotem na miejsca, a już kolejny powód do radości dał im Gabriel Da Costa. To był kres marzeń Tyszan o korzystnym rezultacie. W ostatniej tercji wynik meczu na 4:1 strzałem spod niebieskiej ustalił Adrian Labryga. Zwycięstwo mogło być jeszcze okazalsze, bo minutę później w słupek trafił jeszcze Horny. – Wynik końcowy powinien być jeszcze wyższy – twierdzi Mariusz Puzio.
– Do pewnego momentu to my prowadziliśmy grę i byliśmy stroną przeważającą. Takim kluczowym momentem była chyba kara dla Adama Bagińskiego i gra w podwójnym osłabieniu. Wtedy straciliśmy bramkę, po której Zagłębie wróciło do gry. W sporcie trzeba też umieć przegrywać, choć z tym wynikiem akurat ciężko jest mi się pogodzić. Na pewno nie gramy takiego hokeja, jak na na początku sezonu – mówił po meczu zdenerwowany Wojciech Matczak.
Prawdziwą wartość obu drużyn poznamy dopiero na koniec rozgrywek. W tej chwili ciężko cokolwiek wyrokować. – dodaje trener GKS–u. – Wszystko wyklaruje się w końcówce sezonu – wtóruje mu Puzio.
Obie ekipy w najbliższy wtorek rozegrają na wyjeździe zaległem mecze 5 kolejki. Tyszanie wyjeżdżają do Torunia, Sosnowiczanie nieco bliżej – do Nowego Targu.
Czy nasza drużyna znów przywiezie z Podhala komplet punktów? – Przekonamy się już jutro."
inf. własna