U nas na forum kompletna cisza a o wygranej dziewczyn z MKS-u kompletna cisza. A tu w meidach aż huczy po wygranej z Wicemistrzyniami Francji. I jakby na to nie patrzeć w chwili obecnej siatkarski MKS jest najbardziej reprezentatywnym zespołem Zagłębia Dąbrowskiego:
Zawodniczki z Dąbrowy Górniczej marzyły o wygraniu w elitarnych rozgrywkach przynajmniej jednego seta, a tymczasem zmiotły z parkietu wicemistrza Francji. - Przeszliśmy do historii. Pierwszy mecz we własnej hali, pierwsze zwycięstwo - cieszył się trener Waldemar Kawka.
Ta Liga Mistrzów wcale nie taka straszna - uśmiechała się Aleksandra Liniarska, środkowa MKS-u. - Mówiło się, że mecz z Miluzą rozstrzygnie o trzecim miejscu w grupie [premiowanym awansem do kolejnej rundy - przyp. red.], ale kto powiedział, że nie możemy wygrać za tydzień z drużyną z Turcji? - pytała zawodniczka.
Nazwa miejscowości, którą reprezentował rywal MKS-u, pochodzi od niemieckiego słowa mühlhausen, czyli młyny. Dąbrowianki wsadziły kij w siatkarskie żarna, które miały zemleć zagłębiowski zespół.
Łatwość, z jaką MKS budował przewagę, była zadziwiająca. Gdy w pierwszym secie na tablicy wyników pojawił się wynik 10:1 Magali Magail, trenerka ekipy z Miluzy zaczęła nerwowo poprawiać spięte w kucyk włosy, chociaż opinająca je gumka nie poluzowała się pewnie nawet o milimetr.
Francuzki zupełnie nie radziły sobie z odbiorem zagrywki. Po serwach dąbrowianek piłki śmigały nad siatką z siłą i po parabolach, które były dla zawodniczek ASPTT wielką tajemnicą. W pierwszej partii MKS zdobył w ten sposób aż sześć punktów!
- Bez przyjęcia nie da się grać w siatkówkę. To stąd się wzięły nasze problemy i narastający stres - rozkładała potem ręce Magail. - Chyba nikt się nie spodziewał, że to pójdzie aż tak gładko. Zespołowa gra i dobra zagrywka była kluczem do zwycięstwa - mówiła Magdalena Śliwa, rozgrywająca MKS-u, które przed rozpoczęciem rywalizacji na europejskich parkietach nazwała swój zespół "kopciuszkiem".
Ducha walki w drużynie z Miluzy starała się rozbudzić Anna Rybaczewski. Córka Mirosława Rybaczewskiego - znakomitego siatkarza, mistrza olimpijskiego z Montrealu - biegała między koleżankami starając się dodać im wiary i energii, ale przy tak słabym przyjęciu jej zapał był niewiele wart. W końcu i ona zaczęła się mylić. - W lidze każdy mecz zaczynamy spokojnie. W Dąbrowie była nerwówka. Zabrakło chłodnej głowy. Nie wiem dlaczego, przecież to był mecz jak każdy inny - dziwiła się Dominika Sieradzan, kolejna Polka w drużynie z Miluzy.
Dziewczyny z Dąbrowy Górniczej grały tak jak zapowiadały, czyli z uśmiechem na ustach. Śliwa rozrzucała piłki na wszystkie pozycje, a rywalki tylko bezradnie spuszczały głowy obserwując jak piłka spada im pod nogi. Liniarska nic nie robiła sobie z długich rąk prawie dwumetrowej Christiny Bauer (nawet w lekkim przysiadzie jej dłonie sterczały nad górną taśmą) i bezlitośnie ogrywała ją na siatce.
- Im dłuższe ręce, tym łatwiej je obić, albo znaleźć między nimi dziurę - uśmiecha się środkowa drużyny z Dąbrowy Górniczej, która cieszyła się, że ona i koleżanki zaoszczędziły masę sił przed kolejnymi spotkaniami. - To był chyba nasz najlepszy mecz w sezonie. Wygrana i jej rozmiary może niespodziewane, ale na pewno zasłużone. To dobrze rokuje na przyszłość - podsumował Kawka.
Energia Enion MKS Dąbrowa Górnicza - ASPTT Miluza 3:0 (25:14, 25:17, 25:23)
MKS: Pura, Liniarska, Szczurek, Walawender, Lis, Tkaczewska (l), Śliwa oraz Sadowska, Sieczka, Haładyn
Miluza: Kloster, Sieradzan, Bauer, Rybaczewski, Ortschitt (l), Hood, Faesch oraz Djilali, Coulibaly, Sager - Weider
Widzów: 1500.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... ancji.html