Szkolenie młodzieży czy niewolnictwo?
Wychodzisz na trening i ciężko harujesz. Dzień w dzień. Masz kilkanaście lat, pasję, a umiejętności tak duże, że w końcu dostajesz zaproszenie na obóz do zagranicznego klubu. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że zamiast piłki, ktoś rzuca ci pod nogi kłody...
Co tam rozwój, co tam zdanie autorytetów. Nie jedziesz i już. Polska piłka nie straci kolejnego utalentowanego zawodnika. Prasa nie będzie pisała o exodusie młodych zawodników. Zwolennicy rodzimej myśli szkoleniowej odetchną z ulgą. Wszyscy będą zadowoleni. Wszyscy – oprócz ciebie. W końcu ktoś właśnie odarł cię z marzeń.
– Jeśli zawodnik dostał poważną możliwość dokształcania się za granicą, powinien korzystać. Młodzi są dziś odważni, znają języki, nie boją się nowych wyzwań. Chcą się uczyć od najlepszych. Nie powinno im się tego zabraniać – twierdzi Michał Globisz.
W ostatnich latach do szkółek piłkarskich na Zachodzie wyjechało kilkudziesięciu młodych Polaków. Co do tego, czy był to dobry ruch, zdania są podzielone. Jedni krzyczą: jechać, drudzy: zostawać. Wielu zawodników musiało obejść się smakiem nawet w przypadku zwykłych kilkudniowych obozów treningowych. Tak jak Oktawian Skrzecz, 13-latek z Lechii Gdańsk. Wyrastający ponad przeciętność otrzymał w tym roku szansę wzięcia udziału w obozie treningowym Chelsea Londyn. Władze klubu w ostatniej chwili zabroniły mu jednak wyjazdu. Wielkie plany, wielkie marzenia nie dość, że spełzły na niczym, to jeszcze zamieniły się w koszmar.
Nie jesteśmy dostarczycielami
Stanowisko Lechii jest jasne: szkolimy dla siebie, nie dla obcych. Niby ma do tego prawo. Przed każdym sezonem młody zawodnik podpisuje deklarację o uczestnictwie w rozgrywkach ligowych. W trakcie ich trwania jest skazany na łaskę klubu. Nawet w momencie, kiedy dostanie życiową szansę treningu w jednym z najlepszych klubów świata. Treningu, na którym mógłby tylko zyskać. Piłkarsko i życiowo. No, ale widocznie niektórym jest to nie na rękę.
– Lechia nie należy do klubów, które podporządkowują się celom innych drużyn. Mamy swoją ustaloną strategię i ją realizujemy. Nie chcemy być dostarczycielem zawodników nieukształtowanych dla zagranicznych zespołów. Lechia szkoli zawodników dla własnych celów. Żeby grali w ekstraklasie. W Lechii. Jednorazowo na zasadzie poznania realiów w innych klubach czy państwach wyrażaliśmy zgodę na wyjazdy naszych utalentowanych zawodników, ale nie widzimy powodów, dla których mieliby jeździć częściej – mówi Błażej Jenek, dyrektor sportowy Lechii.
Takiej postawie dziwi się Sławomir Wojciechowski, wychowanek gdańskiego klubu, były piłkarz m.in. Bayernu Monachium. – Ja na miejscu takiego człowieka to byłbym w stanie wsiąść na rower i pojechać do Londynu. Żeby tylko załapać jakiś kontakt. Tu nie mówimy o transferze, tylko o obozie. To jest tylko umożliwienie dalszego rozwoju piłkarskiego. Pojechałbym tam i starałbym się pomóc chłopakowi przede wszystkim, a w drugiej kolejności pomoc klubowi, organizując staże, współpracę. Po prostu interesowałby mnie jak funkcjonuje jeden z najlepszych klubów na świecie. Wiem, że w Gdańsku mówią, że niedługo Lechia będzie taką polską Chelsea, ale ja akurat znam realia, wiem jak to wygląda i nie widzę tego różowo. Przykro to mówić, ale żeby młody zawodnik mógł się rozwijać piłkarsko nie wystarczy już wygranie rywalizacji na boisku. Trzeba stawić czoła innym przeszkodom. Pokonać betonową ścianę. I to jest tragedia. Oktawian to najlepszy przykład tego, że nie idzie to w Polsce w dobrym kierunku – mówi Wojciechowski, który w trosce o piłkarski rozwój swojego syna Kamila, powierzył go fachowcom z Niemiec.
Nie ma takiego wyjazdu
Oktawian póki co musi zmagać się z polską rzeczywistością. Szarą i zagmatwaną. Długo jeszcze będzie powracał do dramatu, jaki przeżył w ostatnich miesiącach. Możliwe nawet, że te traumatyczne wydarzenia odbiją się na nim w przyszłości. W końcu to jeszcze dziecko. – Syn leci samolotem z Gdańska do Warszawy i tam dowiaduje się, że dalszej podróży nie będzie. Można sobie tylko wyobrazić, co musi czuć w tej chwili! Nie życzę najgorszemu wrogowi widoku rozpłakanego dziecka na lotnisku, a zarazem naszej bezsilności. Dziecko, które zawsze przy rodzicach czuje się pewnie i bezpiecznie w jednej chwili to wszystko utraciło. Straciliśmy jego zaufanie – no bo jak jakiś Pan Jenek, czy Bocheński mogą zabronić jechać z mamą gdziekolwiek – to jest myślenie dziecka. Chłopak został żywcem pozbawiony marzeń, a my jako rodzice utraciliśmy w jednej chwili autorytet syna – mówi rozgoryczony ojciec piłkarza, Zbigniew Skrzecz. Zaczyna też opowiadać całą historię po kolei.
– W styczniu trener zapytał mnie czy mały pojedzie na obóz z Lechią. Powiedziałem, że jeszcze nie wiem, bo jakoś w tych dniach miała przyjść informacja z Chelsea. No i w końcu przyszła. Poinformowałem trenera i na tym się skończyło. Była cisza, nic się nie działo. Wcześniej Oktawian dwa razy był w Londynie i łaskawą decyzję zgody na wyjazd klub wydał na ostatnią chwilę, więc myślałem, że tym razem też tak będzie. W piątek, dwa dni przed wyjazdem Lechia wysłała pismo do Chelsea, że oficjalnie o niczym nie wie. Że tylko dotarły do niej jakieś plotki z miasta, ale żadnego pisma nie było. Samo założenie, że klub tej miary co Chelsea załatwia takie sprawy w tak niedbały sposób zakrawa delikatnie rzecz biorąc na kpinę. Skąd taka odważna teza? Stąd mianowicie, że pod pismem z londyńskiego klubu podpisał się jego dyrektor sportowy Frank Arnesen. Jakiej reakcji powinniśmy się więc spodziewać po ludziach odpowiedzialnych za zarządzanie klubem z Traugutta? Logicznie rozumując powinna to być reakcja pozytywna, przyjazna i sprzyjająca wyjazdowi Oktawiana. Nic bardziej mylnego – relacjonuje.
- Kiedy w piątek poprzedzający wyjazd koordynator ds. młodzieży poinformował londyński klub, że z obcych źródeł dowiedzieli się o wyjeździe zawodnika ich klubu na Wyspy, to w piśmie zawarte też było ostrzeżenie, że w wypadku dalszych prób doprowadzenia do wyjazdu młodego zawodnika gdańskiej Lechii klub z Trójmiasta nie zawaha się przed złożeniem skargi do władz europejskiego i światowego futbolu – dodaje. Później telefony grzały się do czerwoności, ale… na marne. Bilet samolotowy opłacony przez Chelsea tylko się zmarnował.
Bezduszność władz Lechii jest przerażająca. Podobnie jak późniejsze tłumaczenia. Podczas rozmowy matki zawodnika z koordynatorem ds. młodzieży Tomaszem Bocheńskim z ust tego drugiego padło zdanie, że Oktawian jest mocny psychicznie i na pewno sobie poradzi. Bezsens. – Żona zdenerwowana zapytała czy wie, co plecie za głupoty, na co on odpowiedział: "a co mają powiedzieć na takie sytuacje seniorzy". Skandaliczne argumenty. Czy to jest człowiek na odpowiednim stanowisku, jeśli potrafi coś takiego powiedzieć? To dyskwalifikujące. Tego człowieka powinno odsunąć się od pracy z młodzieżą na kilometr – dodaje Zbigniew Skrzecz.
Uciekaj stąd!
Ojciec Oktawiana chciałby, żeby rodzice młodych piłkarzy zobaczyli i zastanowili się komu dają swoje pociechy pod opiekę. W końcu to jedna z niewielu instytucji, która ma tak duży wpływ na ich wychowanie.
– Rodzic na nic nie ma wpływu, o niczym nie może decydować, mimo że oczywiście wszystko to finansuje – przyznaje Skrzecz senior. – To przypomina mi jakieś struktury z poprzedniego systemu. Generalnie sami nic nie dają. Jakie proponują warunki do trenowania, to każdy widzi. Żenada. Nie ma planu szkolenia. Żadnego. Słychać coś, że ma powstać, ale co będzie za sześć czy osiem lat to mnie nie interesuje, bo moich chłopaków nie będzie już to dotyczyć. Niestety, ale biorą się za to przypadkowi ludzie. Ostatnie obozy szkoleniowe – warunki do treningów średnie, a do regeneracji żadne. Dieta? Jakieś bezwartościowe makarony z marketu, najtańsze parówki. I to powie każdy. Za komuny, za czasów kryzysu było lepiej. Wielu ludzi o tym mówi, ale jak przyjdzie do konfrontacji to każdy chowa głowę. A to przecież jeden z elementów, który powoduje, że nie ma u nas piłki. Potem mamy fatalne kluby i reprezentacje. Powstają jakieś specjalne komórki, żeby ściągać graczy z zagranicy, każdego, byle nie stąd. Ostatnio oglądałem program "Mam Talent" i zapamiętałem przypadek dziewczynki o pięknym głosie. Po tym jak zaśpiewała, Kuba Wojewódzki, który zasiada w jury powiedział tylko jedno zdanie: "dziewczyno, uciekaj stąd!". Uciekaj, bo te wszystkie nasze przypadłości blokują rozwój wybitnych jednostek – dodaje.
W międzyczasie dochodzi do kolejnych przypadków, kiedy zawodnikowi uniemożliwia się rozwój. Kiedy na drodze do lepszego piłkarskiego świata podkłada mu się kłodę. 18-letni Tomasz Preizner nie tak dawno nie dostał zgody od włodarzy Lechii na testy szkoleniowe w PSV Eindhoven. Sprawę dobrze zna Sławomir Wojciechowski. – Chłopak otrzymał bodajże dwa czy trzy zaproszenia do Holandii na testy. Najpierw był kontuzjowany, więc nie było możliwości pojechania. Miał kontrakt z Lechią do końca 2009 roku. PSV przysłało zaproszenie na testy w grudniu. No i tuż przed odlotem, za pięć dwunasta klub zrobił sprzeciw, ponieważ przez dwa tygodnie chłopak miał jeszcze z nimi kontrakt. PSV się przestraszyło i odwołało testy. Minęło kilkanaście dni. Chłopak nie przedłużył kontraktu z Lechią. Po prostu nie widział szans dalszego rozwoju. Bo w tym klubie nie stawia się na młodych. Szefostwo Lechii szczyci się, że od czasu do czas wystawia młodego Pietrowskiego. Ale on ma 22 lata! Taki 18-latek patrzy na niego i myśli sobie: no to mam jeszcze cztery lata, a na razie to mogę sobie pograć w rezerwach. Wracając jednak do Preiznera, to gdy skończył mu się kontrakt, PSV znów przysłało zaproszenie. I tutaj pewni ludzie z Lechii znów zaczęli robić problemy uważając, że on dalej jest jej piłkarzem. Bezprawnie. Kontrakt wygasł. Miałem go przed sobą, więc wiem, co mówię. Jednak temat wyjazdu upadł. Zablokowany. Holendrom opadły ręce. Na szczęście pomogłem Tomkowi wyjechać do Niemiec, do Victorii Koeln. Zobaczymy jak jego kariera się potoczy. Generalnie to nie rozumiem zachowań klubów. Powinno to całkiem inaczej wyglą-dać. Niestety tutaj panuje inna mentalność – mówi Wojciechowski.
Jeden zrzuca na drugiego
Polska mentalność... Zna ją niejeden rodzic, którego wybitnie utalentowany syn przerasta rówieśników o klasę i dzięki ciężkiej pracy dostaje zaproszenie z zagranicy. Mateusz Dusza ma 11 lat i znalazł się na celowniku Manchesteru United. Wypatrzył go na jednym turniejów w Danii legendarny piłkarz Liverpoolu – Ian Rush, który obecnie zajmuje się skautingiem. Dusza senior na dzień dzisiejszy nie wie, czy Mateusz w końcu pojedzie na sześciotygodniowe testy. Sprawa jest rozgrywana na wyższych szczeblach władzy klubowej, a Śląsk ma w tej chwili dużo ważniejsze problemy. Chociażby słabe wyniki pierwszej drużyny.
– Cały problem polega na tym, że nasz klub może wydać licencję i zarejestrować zawodnika dopiero, gdy ukończy on 12 lat, a Mateusz ma dopiero 11. Anglicy natomiast chcą podpisania swoistej umowy lojalnościowej, która dałaby im prawo ewentualnego pierwokupu w przyszłości. I tutaj się zaczął kłopot, bo klub nie może podpisać tych dokumentów, a jedynymi osobami, które mogą to zrobić, są rodzice chłopca, a to z kolei się naszym włodarzom za bardzo nie podoba, bo wiadomo, że wtedy nie będą mogli na całej akcji nic ugrać. Ta sprawa jednak traktowana jest z olbrzymią dyskrecją i nie wiadomo jak się dalej potoczy – mówi chcący zachować anonimowość działacz Śląska.
– Z tego, co wiem, to Rush opowiadał, że mają sporo filmów Mateusza i zainteresowanie jest duże – twierdzi Dusza senior. - Dlatego zdecydowali się na aż sześć tygodni testów. W normalnych przypadkach jest to przecież tydzień, góra dwa. Mówił też, że dziwi się stronie polskiej, że są jakieś przeszkody. Dzwoniąc do klubu, nie może z nikim dojść do porozumienia. W tym sensie, że nie ma osoby, która podejmie jednoznaczną, konkretną decyzję. Jeden zrzuca to na drugiego i tak w kółko. Szkoda. Nawet jeśli nic z tego by wyszło, to zawsze pozostaje jakaś nić porozumienia, przełożenie być może na innych chłopaków. Pojedzie jeden, to zaraz może być drugi, jeszcze lepszy brylant. Ogólnie nie robię z tego jednak wielkiej tragedii. Piłka to nie wszystko. Zależy mi, żeby syn był pogodnym, dobrym dzieckiem. Żeby dobrze się uczył. Żeby kłaniał się starszej pani i mówił dzień dobry – kończy ojciec Mateusza.
http://sport.onet.pl/pilka-nozna/szkole ... omosc.html