Krzysztof Staszak: Bramka w sparingu z FC Brasov, asysta w meczu z Rużemberokiem. To potwierdzenie formy z końcówki rundy jesiennej?
Patryk Małecki: Do tej dyspozycji jeszcze trochę mi brakuje. Na razie najbardziej cieszę się z tego, że dobrze czuję się fizycznie. Solidnie przepracowałem pierwszy obóz i to zaprocentuje. Pora na kolejne zgrupowanie, na którym na pewno nie będę się oszczędzał. Przed nami jeszcze kilka sparingów i zacznie się walka o miejsce w składzie. Chciałbym, by forma wróciła już na spotkanie z Polonią Bytom.
Przed sezonem pewnie najbardziej chciał Pan dobrze prezentować się na treningach i liczył na kilkuminutowe epizody. Skończyło się grą na Camp Nou i White Hart Lane oraz bramkami w ostatnich spotkaniach.
- Na pewno nie spodziewałem się, że to ostatnie pół roku potoczy się właśnie w ten sposób. Wracałem przecież z wypożyczenia z Zagłębia Sosnowiec do zespołu, który właśnie zdobył mistrzostwo Polski. Wiedziałem tylko, że będzie niezwykle ciężko, ale powiedziałem sobie, że nie odpuszczę. Starałem się udowodnić trenerowi, że pół roku spędzone w Sosnowcu nie było zmarnowane i w każdym meczu, który tam rozegrałem, czegoś się nauczyłem. Cieszę się, że to zaprocentowało i dostałem szansę. Nie zamierzam na tym poprzestać. Muszę dalej udowadniać, że to nie był przypadek i nie grałem tylko dlatego, że inni zawodnicy byli bez formy.
Trudniej było to miejsce w składzie wywalczyć czy je utrzymać?
- Ciężko powiedzieć. Bardzo długo czekałem na miejsce w pierwszej jedenastce. Później pojawiły się myśli, że po słabym meczu mogę znów trafić na ławkę. Na występy od pierwszej minuty naprawdę ciężko pracowałem.
Pierwsze mocne wejście miał Pan jeszcze za trenera Adama Nawałki. Rajd przez pół boiska i bramka w Zabrzu, a kilkanaście godzin później niefortunny wślizg na treningu i złamana noga.
- Pamiętam, że byłem wtedy w dobrej dyspozycji. Bez urazu przepracowałem dwa obozy, a poza tym czułem, że trener Nawałka będzie dawał mi sporo szans. Niestety, złamana noga wykluczyła mnie z gry na trzy miesiące i później musiałem zaczynać od zera.
Nie kręcił Pan trochę nosem na to półroczne wypożyczenie do Zagłębia?
- Wręcz przeciwnie. Wiedziałem, że nie będę dostawał wielu szans. Do Wisły przyszedł Radosław Matusiak, w ataku było naprawdę gęsto i było jasne, że trener raczej nie będzie na mnie stawiał. Robiłem wszystko, by iść na wypożyczenie, odbudować formę i zaistnieć w ekstraklasie. Jestem wdzięczny Wiśle za to, że mnie puściła. Teraz chyba nie tylko ja nie żałuję tych kilku miesięcy spędzonych w Sosnowcu.
Jakie cele stawia Pan sobie przed tą rundą?
- Chciałbym wywalczyć miejsce w składzie. Jesteśmy w tabeli dopiero na czwartej pozycji, dlatego nie możemy już pozwolić sobie na stratę punktów, jeśli chcemy bronić mistrzowskiego tytułu. Nie powiem, że nie myślę również o reprezentacji. Chyba każdy, kto gra w ekstraklasie, marzy o grze dla Polski. Dobre występy w Wiśle mogą być dla mnie przepustką do kadry.
Przed rokiem o tej porze byliście już właściwie mistrzami kraju, w tym sezonie poziom się wyrównał. Czy to Wisła się osłabiła, czy rywale tak bardzo wzmocnili?
- Trener na pierwszym obozie powiedział nam, że gdybyśmy wykorzystali chociaż połowę sytuacji, które stworzyliśmy, to bylibyśmy na pierwszym miejscu z przewagą sześciu punktów. Zawiodła nas skuteczność i dlatego musimy teraz gonić rywali. Może to i lepiej, bo dzięki temu w każdym meczu będziemy grali o życie, więc na pewno mobilizacja będzie dużo większa.
Lider Lech Poznań nie ma ostatnio spokoju. Zatrzymane w sprawie afery korupcyjnej zostały ikony tego klubu. Czy to odbije się jakoś na jego dyspozycji?
- Wydaje mi się, że nie. Teraz w Poznaniu jest wielu młodych zawodników, którzy z kupowaniem albo sprzedawaniem meczów nie mieli nic wspólnego.
Dołączył do Was tylko jeden zawodnik. Jak ocenia Pan Beto?
- Jest bardzo silny fizycznie. Trener opowiadał, że brakuje nam zawodnika, który potrafi przytrzymać piłkę z przodu, odegrać ją do pomocnika i ruszyć za akcją. Jeśli potrenuje z nami jeszcze dwa, trzy tygodnie, to będzie sporym wzmocnieniem.
Wisła Kraków, młodzieżowa reprezentacja Polski, miejsce na rezerwowej liście Leo Beenhakkera. Pana kariera chyba rozwija się prawidłowo?
- Pamiętam, kiedy jeszcze rok temu niektórzy mówili mi, że nic już ze mnie nie będzie, bo woda sodowa uderza mi do głowy. Teraz staram się udowadniać, że to nieprawda. Cieszę się, że spełniam wyznaczone cele. Do osiągnięcia tych największych będę jeszcze potrzebował dużo czasu i pracy.
Skoro w Wiśle wygrywa Pan rywalizację o miejsce w składzie z Wojciechem Łobodzińskim, może jest szansa powalczyć o prawe skrzydło w reprezentacji?
- To nie takie proste. W kadrze jest jeszcze Kuba Błaszczykowski, są inni świetni zawodnicy. Liczy się zdrowa rywalizacja. Jeśli Wojtek będzie w formie, to mogę bez problemu usiąść na ławce. Ważne jest dobro drużyny.
Kiedy do Wisły ściągał Pana Bogdan Basałaj, były propozycje z innych klubów?
- Jedną nogą byłem już w Legii, ale ostatecznie nie doszliśmy do porozumienia. Los sprawił, że znalazłem się w Krakowie i na pewno nie żałuję.