Prezes Zagłębia Sosnowiec: Można grać i na Play Station
Rozmowa z Marcinem Jaroszewskim, prezesem Zagłębia Sosnowiec.
Zmiany w sztabie szkoleniowym, odwołanie dyrektora sportowego, nowy doradca zarządu ds. sportowych. Nie przeszła przez głowę myśl, że może i pana właściciel klubu będzie chciał wymienić?
Marcin JAROSZEWSKI: – Oczywiście. Klucz jednak w tym, że właściciel patrzy szerzej. Rada nadzorcza też i widzi wiele parametrów zmieniających się na lepsze. Zupełnie inaczej niż kibice. Nie jest tajemnicą, że prezydent Arkadiusz Chęciński żyje Zagłębiem. Nie jest też tajemnicą, że cierpliwy w tej materii nie jest. I nie jest tajemnicą, że piłkę odbieramy inaczej w wielu wymiarach, a wspólne oglądanie meczów krzesło w krzesło nie wchodzi w rachubę.
Ja nie jestem czuły na anonimowe sygnały z zewnątrz i doradztwo tych, którzy zawsze szepczą jak robić. Te argumenty do mnie nie trafiają, a z kolei człowiek wybrany wolą ludu bierze pod uwagę nastroje wszystkich grup społecznych, każdego wysłucha, okazuje szacunek i… czasem rozmowy są trudne. Była prezes Miedzi, a obecnie Widzewa, Martyna Pajączek miała okazję być w naszym towarzystwie przy okazji meczów i zawsze żartuje, że to relacja „przemocowa”. Padły kiedyś nawet słowa: „Przestańmy się już ze sobą męczyć”, ale na koniec zawsze wygrywa długa rozmowa, dyskusja, troska i szukanie rozwiązania.
Piłka od środka to dziwny świat, a jednocześnie budzący skrajne emocje. Tym bardziej czuję się zobligowany, by dawać z siebie jeszcze więcej. Wiem, że wszyscy na mnie liczą, wierzą, a ja nie mogę nie spełnić naszych wspólnych planów, celów, a może nawet marzeń. To jest duży ciężar. Niesiony latami czasem daje się we znaki. Zagłębie i Sosnowiec mają w osobie prezydenta oddanego przyjaciela i kiedy uzna, że czas się wyczerpał, na pewno podejmie odpowiednią decyzję. Kibice mogą być spokojni o losy klubu.
Robert Tomczyk, dotychczasowy dyrektor sportowy został przesunięty na inny odcinek pracy w klubie. Złośliwi powiedzą, że został odsunięty na boczny tor. To słuszne spostrzeżenie?
Marcin JAROSZEWSKI: – Tomczyk będzie dyrektorem skautingu – działu, który tworzył w ostatnim czasie. Będzie też odpowiadał za pracę administracji sportowej, co obecnie jest bardzo ważnym i trudnym obszarem funkcjonowania klubu. Czy boczny tor? Inny tor – to już będzie bliższe prawdy. Pewnie nieco dalszy od I drużyny, ale ważny. Bez tego toru pociąg zwany klubem też nie pojedzie; albo pojedzie znacznie wolniej. W przypadku błędu w papierach kontraktowych, licencyjnych, czy rejestracjach może się też wykoleić.
Czytaj jeszcze: Kolejna porażka
Nowa rola Roberta Tomczyka, a zarazem zatrudnienie Roberta Podolińskiego w roli doradcy zarządu ds. sportowych, to w pewien sposób przyznanie się do faktu, że część transferów w ostatnim okienku nie wypaliła?
Marcin JAROSZEWSKI: – Co do transferów mamy przekonanie, że są trafione. Czasem długo trwa nim z dobrych części dobry mechanik zrobi silnik o dużej mocy. Portugalczycy pierwszy raz grają za granicą, pierwszy raz chorowali, pierwszy raz mają tak szarpany okres startowy, tęsknią pewnie za domem, martwią się o rodziny w dobie pandemii. Nie wiem, czy można mieć pretensje. Każdy ze sprowadzonych piłkarzy potrafi grać i każdy jest potrzebny.
Potrzeba nam przełamania, wiary w pracę i… dyscypliny taktycznej. Kto się nie podporządkuje interesowi drużyny, może swoje mecze zawsze grać w przydomowym ogródku lub na Play Station.
https://sportdziennik.com/prezes-zagleb ... y-station/