Paweł Czado, 16 stycznia 2018 o 11:02 napisał(a):Futbolowy raj. Sosnowiczanin o pasji fotografowania piłkarskiego Buenos Aires
To dziwne uczucie, kiedy stadion do ciebie macha. Atmosfera sprawia, że trudno nie kochać piłkarskiego Buenos Aires - mówi Sebastian Frej.
Frej, fotoreporter pochodzący z Sosnowca, wydał właśnie fantastyczny album piłkarski o piłce nożnej w stolicy Argentyny. Jego zdjęcia udowadniają, że to futbolowy raj na ziemi.
Paweł Czado: Skąd zainteresowanie argentyńskim futbolem?
Sebastian Frej: Kiedy byłem dzieckiem, bardzo podobały mi się koszulki tamtej reprezentacji [moim zdaniem najpiękniejsze na świecie, przyp. red.]. Pamiętam jeszcze migawki z mundialu w 1978 roku, te tony papierków rzucane przez kibiców... A potem pojawił się Diego Maradona. To wszystko zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Zacząłem o Argentynie myśleć, zastanawiać się, jak wyglądają tam mecze. Pomyślałem, że kiedyś muszę zobaczyć to na własne oczy.
I udało się!
– W 2012 roku pojechałem do Buenos Aires pierwszy raz. Mieszkałem już w Anglii, z Polski wyjechałem w 1999 roku. Moje dzieci urodziły się już na Wyspach. Przed wyjazdem do Argentyny powiedziałem żonie, że to ten jeden, jedyny raz, ale później oczywiście okazało się, że raz to o wiele za mało. Za pierwszym razem miałem ze sobą amatorski aparat i właściwie nie umiałem fotografować. Z tamtej wyprawy do albumu nadawało się może jedno zdjęcie... Kiedy zobaczyłem te fotki, byłem na siebie wściekły. Uznałem, że do Buenos wrócę, ale muszę się lepiej przygotować. Zacząłem podglądać innych. Zdobyłem akredytacje na mecze Premier League. Byłem zawzięty, chciałem się uczyć. Chyba zaczęło mi iść coraz lepiej.
W 2015 roku wróciłem do Buenos, już z lepszym sprzętem. Robiłem te zdjęcie, robiłem i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mógłby z tego powstać album. Byłem w tym mieście już cztery razy i zawsze chciałbym tam wracać.
Masz jakiś ulubiony stadion w Buenos?
– Kocham je wszystkie, nie wybiorę więc jednego. Zapewniam, że atmosfera na każdym jest niezwykła. Tam ludzie rzeczywiście żyją futbolem. Fajny jest „Cylinder” Racing Club de Avellaneda – także z powodu istotnego dla fotoreportera. Tam nie ma bowiem siatek oddzielających murawę od trybun. Zastępuje je głęboka fosa z wodą... Fajne są też obiekty niższych lig, ale one z reguły nie mają sztucznego oświetlenia, co dla fotoreportera jest przecież istotne. Dlatego żeby fotografować futbol w Argentynie, warto się tam wybrać choćby w listopadzie, kiedy jest dobre światło.
Fotografujesz nie tylko, co dzieje się na boisku, ale i na trybunach. Argentyńscy fani znani są ze swej żywiołowości. Nie czułeś się niepewnie?
– Zauważyłem w Argentynie dwa typy kibiców, dwa rodzaje osobowości. Zdarzało mi się odwrócić do trybun, strzelić fotkę i wtedy od razu pół stadionu do mnie machało, że też chce (uśmiech). Tyle że nie było w tym naturalności. Oczywiście są grupy kibiców, którzy nie życzą sobie żadnych zdjęć i od razu są wrogo nastawieni. Źli chłopcy. Można wtedy zrobić zdjęcie z zaskoczenia i... przejść na drugą stronę boiska (uśmiech).
Ale czujesz się w Buenos bezpiecznie?
– Początkowo podróżowałem na stadiony komunikacją miejską. Ale kiedy dowiedzieli się o tym miejscowi fotoreporterzy, zaczęli mi to odradzać. Plecak czy torba z drogim sprzętem mogą być łatwym celem. Teraz poruszam się na mecze razem z nimi.
Nauczyłeś się robić dobre piłkarskie zdjęcia i są tego wymierne efekty? Ostatnio twoje zdjęcie znalazło się w popularnym argentyńskim dzienniku „La Nación”.
– To rzeczywiście była dla mnie satysfakcja. Ciekawe, że nie było to jednak wcale zdjęcie z Argentyny... Kupili fotkę świętującego Sergia Aguero z Manchesteru City w półfinale Pucharu Anglii.
I co, wracasz do Argentyny?
– Chciałbym. Zobaczymy, co powie żona.
Album możecie zamówić u autora –
sebastian_frej@sportimages.net