Marcin Jaroszewski wraca raz jeszcze do wydarzeń z ubiegłotygodniowego meczu z Górnikiem Zabrze, które swój finał będą miały w sądzie i Komisji Dyscyplinarnej PZPN.
MACIEJ GRYGIERCZYK: Choć od wizyty Zagłębia w Zabrzu minął już ponad tydzień, jej echa wciąż rozbrzmiewają. Po tym, jak wasi kibice niemal w komplecie przestali mecz poza sektorem gości, zapowiadacie interwencję w sądzie i PZPN.
MARCIN JAROSZEWSKI: - To bardzo smutne, co się stało w Zabrzu. Z jednej strony buta, arogancja, przemoc i lekceważenie jakichkolwiek obyczajów przez służby organizatora, nie mówiąc a łamaniu zapisów ustawy o bezpieczeństwie masowym. Z drugiej strony wspomniane działania wywołały jednak reakcję - i zamieszki gotowe.
Tomasz Milewski, kierownik ds. bezpieczeństwa Górnika, na łamach „Sportu” dwa dni po meczu wyliczał szkody sporządzone przez kibiców Zagłębia. Wyrwane hydranty czy kostka brukowa, obrzucanie racami hali sportowej...
MARCIN JAROSZEWSKI: - Nie bronię chuliganów i nie zamierzam usprawiedliwiać odpowiadania przemocą na przemoc, ale jako prezes Zagłębia czuję się w obowiązku wystąpić w obronie zwykłych kibiców. Tam byli ojcowie z synami, kobiety, dziewczyny, mnóstwo tzw. pikników. W grupie 800 osób przynajmniej 600 myślało tylko o dopingowaniu Zagłębia i obejrzeniu meczu. Reszta do pewnego momentu też. Jednak cyniczne upokarzanie tych ludzi, jak rozrywanie paczek z cukierkami, nakazywanie zdejmowania skarpetek, wypominanie, że są gorolami, gazowanie w odpowiedzi na pytania, jak długo będą czekać na wejście na stadion... To nie mieści się w moim pojmowaniu zabezpieczania meczu. Stąd skierujemy wraz z poszkodowanymi skargę do prokuratury. Zresztą po meczu wydaliśmy oświadczenie.
Wspominany Milewski po tym oświadczeniu napisał na Twitterze: „Proponuję, by pan prezes skupił się na tym, co robił do tej pory, np. wręczaniu łapówek, a nie komentowaniu rzeczy, których nie pojmuje”.
MARCIN JAROSZEWSKI: - Trudno to komentować. Jako człowiek w hierarchii społecznej ustawił się gdzieś między kubłem na śmieci, a toi toiem. Gdy to przeczytałem, w pierwszej chwili ogarnęło mnie zdziwienie i pytanie, gdzie jest dno podłości? Fakt, że ten człowiek był szefem śląskiego CBA, wyjaśnia skąd ta buta i poczucie bezkarności. Czuje się mocny możliwościami kolegów. Generalnie takich ludzi się obawiamy, ale przede wszystkim nimi gardzimy… Jest też druga strona medalu. Ktoś, kto przez wiele lat piął się w zawodowej hierarchii, wzmacniał swą wartość, osiągnął wysoką pozycję, wydawał rozkazy, nadal by tak chciał. Tymczasem z jakiegoś powodu tak nie jest. To może rodzić frustrację. Wygląda, jakby wreszcie w piłce nożnej ten dowódca znalazł swoje pole bitwy. Ludzie przebrani za pustynnych żołnierzy biegali, krzyczeli, latały drony, dochodziło do starć. On dowodził, wzywał posiłki, na koniec wygrał bitwę. Teraz chce pochwał i orderów, wywiadów. W straży pożarnej zdarzają się przypadki, że najpierw ktoś specjalnie podpala, a potem ratuje, chce być bohaterem. Kto wie, może to po prostu wariat? Oby kiedyś nie podpalił tak, że nie rady ugasić.
Na co teraz liczycie?
MARCIN JAROSZEWSKI: - Pamiętam podobny przypadek kilka lat temu w Warszawie. Wtedy ofiarą przed stadionem Legii padli kibice Górnika Zabrze. W efekcie pracę stracił szef bezpieczeństwa stołecznego klubu. Nie liczę, że tak się stanie teraz, a nawet bym nie chciał. Nie życzę nikomu źle. Przeciwnie, jeśli Górnik będzie grał w Sosnowcu, zawsze pan Milewski uzyska pomoc, jeśli chodzi o współpracę. Także kibiców Górnika podejmiemy z szacunkiem - i wszystkich gości klubu. Teraz jesteśmy po prostu źli. Sąd osądzi nasz spór, a my sami po tych wydarzeniach jeszcze bardziej będziemy dbać o kibiców przyjezdnych, licząc na rewanż w gościnie. Pora wreszcie zauważyć, że tak jak w innych cywilizowanych krajach, na wyjazdy jeździ coraz więcej zwykłych, fajnych ludzi.
http://katowickisport.pl/pilka-nozna/ka ... 12479.html