WIOSNĄ SZTURM NA ZIELONE POLE
Gdyby został z nami trener Magiera, dzisiaj nie liczylibyśmy straty do szczytu tabeli, ale mielibyśmy przynajmniej sześć punktów przewagi nad resztą stawki - mówi najbardziej doświadczony zawodnik zespołu.
Łukasz ŻUREK: W jakich nastrojach udajecie się na zimowy odpoczynek?
Krzysztof MARKOWSKI: - W mieszanych – odpowiada 37-letni defensor. – Mogło być lepiej. Szanujemy to, co mamy, ale jednak lekki niedosyt pozostaje, bo nie ma nas w tabeli na zielonym polu – czyli na jednym z dwóch czołowych miejsc.
Kiedy przez kilka kolejek - jeszcze pod wodzą Jacka Magiery - Zagłębie zasiadało na fotelu lidera, nie brakowało głosów, że to murowany kandydat do awansu. Łatwo było w to uwierzyć?
Krzysztof MARKOWSKI: - Tak, mieliśmy w tym temacie podobne zdanie. To był czas, kiedy nic nie zapowiadało problemów. Wszystko funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Nie przegrywaliśmy, punktów przybywało. Nie było najmniejszego powodu, żeby uprawiać czarnowidztwo.
Wtedy właśnie doszło do pierwszego wstrząsu personalnego. Z drużyną niespodziewanie pożegnał się trener Magiera…
Krzysztof MARKOWSKI: - Dowiedziałem się o tym po meczu w Bielsku-Białej. Pierwsza myśl? Z jednej strony satysfakcja, że jego praca została doceniona, bo przecież w jakimś sensie wypromowaliśmy go my, piłkarze. W krótkim czasie dzięki wynikom, które osiągaliśmy, wyrobił sobie dobrą markę. Ale z drugiej strony pojawił się niepokój. Odchodził przecież człowiek, który wszystko właściwie w zespole poukładał i któremu ufaliśmy. Podjął jednak słuszną decyzję. Każdy na jego miejscu przyjąłby ofertę Legii.
Zaraz potem sprawnie działający mechanizm zaczął skrzypieć. Drużynę prowadziło dwóch szkoleniowców – jeden dowodził, drugi podkładał licencję. A i tak mówiło się, że rządzą piłkarze…
Krzysztof MARKOWSKI: - Nie było w tym nic prawdy. Zagłębiem nigdy nie rządzili piłkarze i nie będą rządzić. Rządzi prezes klubu i właściciel, którym jest miasto. Zawodnicy są wyłącznie od grania i nikt z nas o tym nie zapominał. Zespół prowadzili trenerzy Tomasz Łuczywek i Jarosław Araszkiewicz. Trochę więcej spokoju i wydaje mi się, że wszystko nadal funkcjonowałoby jak należy. Pojawił się jednak problem z dokumentami, a konkretnie z trenerską licencją. Z tego powodu sprawy potoczyły się w innym kierunku, ale nie wypada mi tego oceniać. Prezes i dyrektor sportowy klubu zdecydowali o zmianach w sztabie szkoleniowym i należało to przyjąć do wiadomości. A trener Łuczywek to bardzo dobry szkoleniowiec – fakt, że dzisiaj też pracuje w Legii, tylko to potwierdza.
Jak zareagowaliście, kiedy ogłoszono, że posadę pierwszego trenera obejmuje Piotr Mandrysz? Człowiek uchodzący za specjalistę od awansów...
Krzysztof MARKOWSKI: - Proszę mi wybaczyć, ale do 15 stycznia na temat tego pana nie mogę się wypowiadać. Muszę uszanować prośbę i wolę prezesa klubu. Nie mogę uprawiać samowolki.
To zapytam o inną sprawę. Po dosadnej wypowiedzi na temat własnego szkoleniowca Sebastian Dudek został skreślony z listy uczestników kursu na trenerską licencję UEFA A. Lekcja pokory?
Krzysztof MARKOWSKI: - Dla mnie ta decyzja to śmiech na sali. Nikt się nie zagłębił w temat, nie sprawdził od środka, dlaczego stało się tak, a nie inaczej i nagle takie posunięcie. To jakiś żart. Staram się używać delikatnych słów, bo nie chciałbym sobie zaszkodzić. Mam nadzieję, że to tylko zagranie na pokaz, jak wiele innych w naszej piłce. Sebastian wypowiadał się przed kamerą jako kapitan zespołu, to był głos szatni. Zdaję sobie sprawę, że słowa, których użył, nie powinny paść. Wszyscy jednak wiemy, jak reaguje się czasem pod wpływem emocji. A kara? Łatwo nakłada się sankcje z innego miasta, na przykład z Białej Podlaskiej. Szkoda tylko, że nikt się nie pofatygował, żeby wyjaśnić sprawę od podstaw i zobaczyć jej prawdziwy obraz.
A co będzie, jeśli Dariusz Banasik też nie znajdzie wspólnego języka z piłkarzami? Na Zagłębie patrzy się dzisiaj jak na klub, w którym szkoleniowców zwalnia i zatrudnia szatnia…
Krzysztof MARKOWSKI: - Nie będzie takiego problemu. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać z trenerem Banasikiem, bo kiedy gościł na sparingu z Polonią Bytom, większość z nas brała udział w akcji charytatywnej. Czytałem gdzieś, że trener ma bardzo dobry kontakt z zespołami, które prowadzi. My też chcemy się skupić tylko na tym, żeby pokazać swój potencjał na boisku. Ostatnie wydarzenia odbiły się głośnym echem w mediach. Potrzebujemy trochę ciszy, spokoju i szybko wrócimy do tego, co tak dobrze funkcjonowało za czasów trenera Magiery.
Co w tej chwili przemawia za tym, że drugi szturm na ekstraklasę zakończy się powodzeniem?
Krzysztof MARKOWSKI: - Chęć udowodnienia wszystkim, że dopadł nas chwilowy kryzys i Zagłębie nadal jest głównym faworytem do awansu. Chcemy wskoczyć na zielone pole już na początku rundy rewanżowej i pozostać tam do końca. O tym, że drużynę mamy bardzo mocną, przekonywaliśmy niejeden raz. Trener Magiera żegnał się z nami słowami: „Zostawiam was w dobrych rękach i do zobaczenia w ekstraklasie”. Też nie mógł przypuszczać, że wszystko potoczy się trochę inaczej, niż się spodziewaliśmy. Sadzę, że gdyby z nami został, dzisiaj nie liczylibyśmy straty do szczytu tabeli, ale mielibyśmy przynajmniej sześć punktów przewagi nad resztą stawki. Ale wszystko przed nami. Jestem pewien, że szybko wrócimy na właściwe tory.
http://katowickisport.pl/pilka-nozna/i- ... 12479.html