W marcu 1966 roku pod sosnowieckimi kinami Muza i Zagłębie ustawiały się długie kolejki. Każdy chciał zobaczyć, jak słynna Kalina Jędrusik przeżywa na Ludowym piłkarski debiut męża - pisze Wojciech Todur
Fabuła „Zawsze w niedzielę” nie jest wyszukana. Antoni Krawczyk, wiecznie rezerwowy bramkarz (w tej roli Jerzy Turek), w końcu ma szansę, by stanąć między słupkami.
Podstawowy golkiper Stali Franciszek Korban, którego gra Józef Nalberczak, jest kontuzjowany. Sympatycznemu, ale i pechowemu Krawczykowi brakuje wiary, czy podoła, ale od czego jest żona Irena, czyli Kalina Jędrusik.
Wygłupy przed kamerą
Ryszard Ber, wtedy jeszcze mało znany 32-letni reżyser rodem z Wilna, na miejsce akcji „noweli piłkarskiej” - na film składają się jeszcze nowele lekkoatletyczna i kolarska - wybiera Sosnowiec. Dlaczego? - Teraz, gdy patrzy się na Stadion Ludowy, to myśli się: zabytek. Ale wtedy to był obiekt pierwsza klasa! Cacko otwarte raptem 10 lat wcześniej - aż cmoka Andrzej Gaik, były piłkarz z Sosnowca. - Zagłębie to też był firma. Cała Polska żyła naszym tournée po Ameryce [w 1964 roku sosnowiecki zespół triumfował w amerykańskiej Interlidze - przyp. red.]. Gazety donosiły o spotkaniu piłkarzy z tenorem Janem Kiepurą. To nie był pierwszy lepszy klub - dodaje.
Dziś już nie dojdziemy, czy Ber, późniejszy reżyser „Lalki”, zachwycił się urodą Ludowego, czy może ktoś podpowiedział mu, że byłoby dobrze widziane, gdyby swoją nowelę zrealizował na obiekcie klubu, któremu kibicuje sam Edward Gierek.
Latem 1965 roku filmowcy zjechali do Sosnowca. Trenerem pierwszej drużyny Zagłębia był wtedy Ślązak Teodor Wieczorek. - Na „wygłupy przed kamerą” patrzył mało przychylnie. Dla niego liczył się przede wszystkim najbliższy mecz - uśmiecha się Tadeusz Gręda, wtedy 19-letni piłkarz Zagłębia.
Wieczorek po konsultacji z kierownictwem klubu podjął decyzję, że w filmie zagrają przede wszystkim zawodnicy drugiej drużyny. Ponoć wyjątek zrobił tylko dla Ryszarda Krawiarza. Ten uchodził za największego wesołka w drużynie i tak jak Wieczorek grał w AKS-ie Chorzów, przez co miał u niego specjalne względy.
Stój! Gdzie z łapami!
Film oglądam razem z Grędą. Ten aż podskakuje, gdy dostrzega na ekranie blondynka z mocno zarysowaną szczęką. - To właśnie ja - obwieszcza z dumą.
Gręda pochodzi spod kieleckiego Pińczowa. Zapowiadał się na wielkiego piłkarza. W młodzieżowej reprezentacji Polski grał ramię w ramię z takimi asami jak Jan Domarski i Robert Gadocha, gwiazdami kadry Kazimierza Górskiego.
Zagłębie wzięło go z Gwardii Warszawa, z którą przygotowywał się do sezonu, ale nie rozegrał żadnego meczu. - Młokos wtedy byłem. Dali mi pokój razem z Joachimem Marksem [reprezentant Polski, mistrz olimpijski z Monachium 1972 - przyp. red.]. „Asiu” świetnie się prezentował w mundurze milicyjnej Gwardii. Rano wstajemy na śniadanie, a ja grzecznie biorę się za ścielenie łóżka. „Stój! Gdzie z łapami! Wrócimy i wszystko będzie złożone w kosteczkę” - krzyknął mi do ucha Marx. I tak było. Piłka rozpieszczała i psuła takich gówniarzy - macha ręką Gręda, który nie zrobił wielkiej kariery z powodu poważnego urazu kolana. Kontuzji doznał w pucharowym meczu Zagłębia z Olimpią Lublana w 1966 roku.
Na czarno-białym filmie widać, jak Gręda składa się do strzału. Mięśnie łydek i uda aż pobłyskują w słońcu. Tak są wyżyłowane! - Daj pan nogi - zwraca się do mnie i proponuje, żebym wsunął swoje kolana pomiędzy jego. - A teraz niech pan rozegnie na boki - mówi. Nie daję rady. - Tak załatwiłem samego Włodka Mazura, których uchodził za największego atletę w drużynie - śmieje się.
Mazur, legendarny piłkarz sosnowieckiego klubu, był za młody, by zagrać w noweli Bera.
W filmie pojawiają się za to Jerzy Chrzanowski, później kierownik drużyny, którego córka Agnieszka jest znana m.in. z występów w Piwnicy pod Baranami, a także Stefan Kredycki, Alojzy Fulczyk i Andrzej Kosałka.
Robił za Turka
Wspomniany Krawiarz jest kapitanem. To on podczas treningu oddaje pierwszy strzał na bramkę Antoniego Krawczyka. Krawiarz nie mieszka w Polsce. Jeszcze w latach 60. wyjechał do Australii. - Szlak przecierał Józef Gałeczka. Potem na antypody wyjechał też Antoni Komoder, ja, a za mną Krawiarz - wspomina Gaik.
Piłkarze Zagłębia trafili do Polonii Sydney North Side. - Grę w piłkę łączyliśmy z pracą zawodową. Krawiarz zasuwał na tokarce - przypomina sobie Gaik, który był zatrudniony w odlewni staliwa.
Turek pewnie broni strzał Krawiarza, a potem kolejnych zawodników. Aktor popisuje się interwencjami niczym zawodowiec. Ale zaraz, zaraz... Czy to na pewno jest Jerzy Turek? - Na ekranie tak, ale tak naprawdę między słupkami uwijał się Andrzej Baryła - zdradza Gręda.
Baryła to także barwna postać. Zasłynął tym, że podczas koncertu znakomitej skrzypaczki Wandy Wiłkomirskiej zdjął marynarkę i wywijał nią niczym na koncercie rockowym. - Ber szukał kogoś, kto będzie miał warunki fizyczne zbliżone do Jerzego Turka. Padło na mnie. Włosy miałem tylko trochę ciemniejsze, więc mi je rozjaśnili wodą utlenioną - mówi były bramkarz Zagłębia.
Baryła też nie był tak dobry, żeby złapać wszystkie strzały kolegów, więc umówił się z nimi, że ci będą mu mówić, w który róg kopną piłkę. - „Walę w prawy górny” - krzyczał Gręda. No to rzucałem się w prawo - śmieje się Baryła.
Turkowi piłkarze Zagłębia dorzucali już piłki ręką. Dlatego ten jest kadrowany przede wszystkim na zbliżeniach. - Pamiętam, że podszedł do mnie i spytał, jak ma się rzucać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. „Proszę uważać na łokcie. Jak zaplączą się panu pod żebra, to będzie bolało” - doradziłem zgodnie z prawdą.
Filmowcy spędzili na Ludowym prawdopodobnie trzy dni. - Trochę było z nimi problemu. Pamiętam, że na murawie ustawiali drewniane klatki, które chroniły kamery. Składanie i rozkładanie sprzętu jednak trochę trwało - mówi Gręda.
Piłkarzom bliższy od Turka był Nalberczak. - To był równy gość. Nie stwarzał niepotrzebnego dystansu. Poza tym znał się na piłce - mówi Baryła. Ekipa zamieszkała w jednym z katowickich hoteli. Ponoć był to rozrywkowy pobyt. - W trakcie zdjęć piło się dużo wody - śmieje się jeden z piłkarzy Zagłębia.
Gręda przypomina sobie, że wody rzeczywiście szło dużo. - Ber podchodził do nas i z krzywą miną stwierdzał: „Coś nie wyglądacie na zmęczonych”. No to robiliśmy smutne oczy i polewaliśmy się wodą, że niby tacy spoceni jesteśmy - śmieje się.
Ile za to wziąłeś?
Główną rolę w noweli grają jednak nie piłkarze tylko Stadion Ludowy. Obiekt pojawia się na wielu ujęciach. Trybuny najlepiej widać w czasie rozmów Krawczyka z fotoreporterem Maliniakiem, którego gra Krzysztof Litwin znany potem z roli sierżanta Walczaka z „Przygód psa Cywila”. Na koronie stadionu widać wtedy metalowe znaczniki sektorów. W kadrze jest też napis „Stadion Ludowy” umocowany nad jedną z bram.
- Główne wejście było wtedy za bramką od strony „Stawików”, a nie jak teraz od Brynicy. Kibice przyjeżdżali na mecz tramwajem linii 15 i stamtąd tłumnie szli na stadion - wspomina Baryła, który zwraca też uwagę na kwadratowe słupki bramek. - Okrągłe pojawiły się dopiero w latach 70. Zaczęło się inne bronienie. Piłka nie odbijała się od nich już tak przewidywalnie jak wcześniej - podkreśla.
Napis poszedł na złom, znikły też gazony z kwiatami, które piłkarze mijali, wychodząc na boisko. - A to już moja sprawka. Uznałem, że nie potrzeba nam dodatkowego zielska na Ludowym - śmieje się Leszek Baczyński, który zarządzał klubem w latach 90.
Co ciekawe, część piłkarzy Zagłębia pojechała także na nagrania do studia filmowego w Łodzi. W noweli jest scena, gdy zespół wraca pociągiem z jednego ze spotkań wyjazdowych. - Pociąg stał na bocznicy kolejowej pod Łodzią. To była najtrudniejsza scena. W pewnej chwili w przedziale pojawia się kibic z butelczyną. W szkle jest oczywiście woda, ale my musieliśmy się trzepać i krzywić jak po alkoholu - śmieje się Gręda, który przypomina, że Ber długo nie był zadowolony z aktorskich popisów piłkarzy. - Jeszcze po premierze pytano mnie: „Ile za to wziąłeś?”. Przecież to był epizod, przygoda. Pewnie starczyło na oranżadę w proszku - żartuje Gręda.
Dramat w kałuży
W ostatnich scenach filmu na Ludowym wreszcie pojawia się Jędrusik - wtedy znana już aktorka, piosenkarka i artystka kabaretowa. - W czasie wyjazdów na ligowe mecze do Warszawy czasami stołowaliśmy się w hotelu Polonia. Wpadali tam też aktorzy. Gdy przy stoliku obok siedziała Jędrusik, to rozmowy zamierały - mówi Gaik.
Jędrusik siedzi na drewnianej ławce na głównej trybunie sosnowieckiego stadionu. Tuż obok niej znany z tubalnego głosu aktor Ludwik Benoit, czyli „Balak”, zagorzały kibic Stali, który też czeka na debiut Krawczyka. - Jędrusik to była wielka diwa! Ale tak naprawdę to nawet nie wiem, czy w czasie kręcenia tej sceny byliśmy na stadionie. Na filmie widać, że Ludowy jest pełny, ale to jest podkładka z jakiegoś innego meczu - zapewnia Gręda.
Baryła: - 20 tys. ludzi na Ludowym to była wtedy norma. Na meczach z Górnikiem, Ruchem czy Legią i 30 tys. widzów to było mało. Ludzie stali w przejściach między sektorami, na koronie.
Ostatnie minuty noweli. Piłkarze przygotowują się do wyjścia na boisko w szatni. To także znamienne ujęcie. Za plecami zawodnicy mają metalowe wieszaki, na których zostawiają ubrania. Zespół jest już w tunelu prowadzącym na murawę. Drużynę wyprowadza Krawiarz. Zgrabnie przeskakuje nad kałużą, którą ma pod nogami. Rusza też Krawczyk, czyli Turek. Za słabo się odbił, a może źle obliczył odległość? Piłkarskie korki wpadają w wodę. Noga ujeżdża na betonie. Bramkarz zwija się z bólu. Debiutu nie będzie? - Pracownik techniczny ekipy filmowej specjalnie wylał wodę. Jerzy Turek z pięć razy przez nią skakał, zanim wyłożył się, jak należy - mówi Gręda. Historia zatacza koło - do bramki wchodzi jednak kontuzjowany Korban, czyli Nalberczak. Krawczyk pozostaje wiecznym rezerwowym.
Ach, te łydki!
- W dniu premiery w Sosnowcu trudno było o bilet. Pod kinami ustawiały się kolejki - mówi Gręda, który obejrzał „Zawsze w niedzielę” w kinie Muza, gdy film schodził już z ekranu. - W gablotach wisiały wtedy fotosy z filmów. Patrzę na jedno ze zdjęć i nie dowierzam. Przecież to ja! I to na pierwszym planie! Spytałem jedną z pań, czy mógłbym dostać takie zdjęcie. „A bierz pan. My i tak to wyrzucamy”. No i mam ten fotos do dziś. Pan spojrzy na te łydki - śmieje się Gręda.
Wojciech Todur, Gazeta Wyborcza Katowice
Więcej...
http://sosnowiec.gazeta.pl/gazetasosnow ... z1Puf1xbt6