przez Greg1906 2006-03-22, 7:22 am
Fajnie byłoby, gdyby ktoś opisał nasze IV ligowe wyjazdy, Kaczyce, Cieszyn, Brzozowice, Rydy, Bulowice, Knurów, Radlin. Tamte wyjazdy miały inny klimat niż te obecne, ciekawe tereny, spontaniczne afery.
A co do Jastrzębia to nasz pierwszy wyjazd tam był w ok. 900-1000 osób, a drugi bliżej 600-set. Z pierwszego pamiętam długi postój w szczerym polu, który niektórzy umijali sobie chodzeniem po okolicznych zagrodach i wykradaniem co się nawinęło pod rękę. Do dziś pamiętam jak kilkanaście osób biegło przez pole z dyniami, a za nimi wąsy w pełnym rynsztunku. A potem poszła plotka, że pociąg nie zepsuł się tylko celowo został zatrzymany abyśmy meczu nie zobaczyli. I wtedy ktoś rzucił hasło, że wie gdzie jesteśmy i jak przejdziemy trochę z buta to dojdziemy do Jastrzębia. I tak cały tysięczny tłum pojawił się na głównej drodze jakiejś wioski, która to po pewnym czasie okazała się być jakąś zapadłą dzielnicą... Orzesza, czyli dobre 30 km od celu. Nastąpił w tył zwrot i zapanowała nerwowa atmosfera, bo czasu coraz mniej a my w polu. W końcu został podstawiony następny skład i w końcu wylądowaliśmy w miejscu docelowym naszej podróży.
A tam mobilizacja i Policji i miejscowych. Nie pamiętam już tego faktu ale w gazecie przeczytałem, że na ten mecz był ściągnięty specjalnie oddział Policji konnej z Katowic. Trasa na stadion jest położona dosyć specyficznie, tzn. ze stacji schodziło się ulicą w dół by potem wejść na wzniesienie, także dosyć dobrze było widać naszą ekipę która rozciągnęła się tak, że jedni zaczeli już wchodzić na górę podczas gdy inni jeszcze schodzili ze stacji, widać dobrze było też duże siły mundurowych i mnóstwo ludzi którzy przyglądali się temu pochodowi.
Wszyscy którzy byli w Jastrzębiu wiedzą, że trasa wiodąca na stadion jest specyficzna głównie dlatego, że aby dojść na stadion trzeba wejść w osiedle wieżowców w środku którego de facto stadion został zbudowany. Co to dla nas oznaczało pewnie nie trzeba opisywać. O ile droga na stadion przebiegła w miarę swobodnie a gapie na balkonach po prostu się gapili o tyle po meczu i wydarzeniach meczowych tę drogę pokonaliśmy w ekspresowym tempie. Ale po kolei, mecz zarówno dla nas jak i dla gospodarzy był prestiżowym spotkaniem stąd na stadionie zasiadło na moje oko jakieś 4000 ludzi, do czego należy dodać ok. drugie tyle mieszkańców wieżowców, którymi otoczony jest stadion, co jak na IV ligę było b.dużą liczbą. A młyn Jastrzębia wyglądał jak zapewne nigdy później - bardzo konkretnie. Zresztą zdjęcia z tego meczu można było obejrzeć w wielu zinach (o internecie wtedy jeszcze nikt nie myślał). My również wyglądaliśmy imponująco - cały sektor (dosyć duży) wypełniony w całości, wiele flag, w tym BKS-u, o ile pamiętam była jeszcze Bałtyku ale nie zawisła. Praktycznie od początku od momentu wejścia na sektor latały w obie strony różne przedmioty, głównie kamienie.
Ale avanti zaczęło się dopiero po odpaleniu przez nas rac. Nagle w dymie zalegającym nad naszym sektorem dało się zauważyć jakiś kocioł u w prawej dolnej części naszego sektora. Dla tych, którzy nie widzieli nigdy stadionu Jastrzębia, małe wyjaśnienie, cała publicznośc siedziała po jednej stronie stadionu, młyn i nasz sektor były oddzielone piknikową publicznością, która siedziała wzdłuż prostej. Po przeciwległej stronie murawy był zazieleniony wał ziemi a przy naszym sektorze, za bramką budynek klubowy, z którego właśnie wyszedł sobie chłopaczek wyglądający na podającego piłki, który to postanowił zerwać flagę BKS-u. Flaga została obroniona ale towarzystwo nieżle się zdenerwowało i po sforsowaniu tylniej bramki w naszym sektorze obiegło budynek klubowy i wybiegło na wał w jakiejś jego połowie. Nie moja to działka i pozostaje tylko gdybanie, ale - gdyby biegnący biegli jeszcze dłużej dołem wału (gdzie przez dłuższy czas byli niewidoczni dla Jastrzębia to wrócilibyśmy wtedy z wyjazdu z paroma ładnymi flagami. A tak najbardziej zawzięty z Zagłębiaków po okrążeniu połowy stadionu zdołał chwycić flagę GKS-u ale niestarczyło mu czasu na zerwanie jej gdyż cała akcja przeniosła się w bezpośrednią okolicę młyna gospodarzy i po chwili przy fladze byli już jej obrońcy z którymi nastąpiła wymiana ciosów. Po tej akcji próbowała wejść na nasz sektor psiarnia jednak po wymianie uprzejmości zrezygnowali z tego i sytuacja uspokoiła się, aż do zakończenia meczu. A po meczu ku mojemu zaskoczeniu to my jako pierwsi opuściliśmy stadion i podążyliśmy znowu pod górę w kierunku wieżowców. Sytuacja stała się ciekawa, bo z wieżowców zaczęły się sypać lawinowo kamienie, jajka itp., każdy próbował jakoś uniknąć uderzenia (niektórzy chowali się nawet za tarcze policyjne), widziałem ludzi, którzy starali się odrzucać w kierunku okien kamienie, a za nami napierał w dole tłum wybiegający ze stadionu. W zapadającym mroku i błysku policyjnych kogutów to co działo się za nami w dole wyglądało kapitalnie. Z jednej strony koniec naszego pochodu, poganiany przez wąsy w górę a za nimi drugi kordon który próbował zatrzymać wychodzący ze stadionu tłum gospodarzy. A wszystko w wielkim ścisku.
W końcu dotarliśmy na stację i po odczekaniu kilku minut odjechaliśmy ze stacji. Gospodarze uznali jednak, że jeszcze nie wyrównali z nami rachunków i po przejechaniu kilkuset metrów obrzucali nasz pociąg gradem kamieni. Takiej kamionki na szczeście nigdy wcześniej ani nigdy później nie przeżyłem. W moim przedziale większość szyb była wybita, ja sam pod nogami znalazłem sporej wielkości kamior. I to był koniec. Wybiegający z pociągu Zagłębiacy nie znaleźli nikogo, a w nagrodę zostaliśmy zagazowani jednak dzięki wentylacji jakoś udało się wytrzymać do przesiadki. I tak zakończył się jeden z najlepszych moich wypadów za Zagłębiem.