Strona 2 z 2

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2011-05-18, 7:29 am
przez August
Blajpios napisał(a):trochę zapatrzenia w pępek własny i pretensje do świata całego, że tego majestatu pępka nie hołubi, przekonanie o wielkości bezwzględnej, która powoduje, że gdy z boku ktoś porównuje, to wręcz ta wielkość wygląda na samoośmieszanie - i jeszcze trochę podobnych rzeczy...

Tak mi się przypomniało jak czytam te słowa, że przez całe lata najbardzie z tzw. "pociągów z Miechowa" najbardziej się śmiali i drwili ci, którzy stamtąd pochodzili jednocześnie nie bardzo się do tego przyznając. Co dla mnie dziwne, bo Miechów - mimo czasowej przynależności (jak i przed wojną Sosnowiec) do woj, kieleckiego, przez wieki i obecnie związany jest z Krakowem a historię ma taką, że Sosnowiec może tylko pozazdrościć. I ludzi z miastem związanych zMaciejem Miechowitą i Santim Guccim na czele.

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2011-06-21, 1:27 pm
przez Onyx
W marcu 1966 roku pod sosnowieckimi kinami Muza i Zagłębie ustawiały się długie kolejki. Każdy chciał zobaczyć, jak słynna Kalina Jędrusik przeżywa na Ludowym piłkarski debiut męża - pisze Wojciech Todur


Fabuła „Zawsze w niedzielę” nie jest wyszukana. Antoni Krawczyk, wiecznie rezerwowy bramkarz (w tej roli Jerzy Turek), w końcu ma szansę, by stanąć między słupkami.

Podstawowy golkiper Stali Franciszek Korban, którego gra Józef Nalberczak, jest kontuzjowany. Sympatycznemu, ale i pechowemu Krawczykowi brakuje wiary, czy podoła, ale od czego jest żona Irena, czyli Kalina Jędrusik.

Wygłupy przed kamerą

Ryszard Ber, wtedy jeszcze mało znany 32-letni reżyser rodem z Wilna, na miejsce akcji „noweli piłkarskiej” - na film składają się jeszcze nowele lekkoatletyczna i kolarska - wybiera Sosnowiec. Dlaczego? - Teraz, gdy patrzy się na Stadion Ludowy, to myśli się: zabytek. Ale wtedy to był obiekt pierwsza klasa! Cacko otwarte raptem 10 lat wcześniej - aż cmoka Andrzej Gaik, były piłkarz z Sosnowca. - Zagłębie to też był firma. Cała Polska żyła naszym tournée po Ameryce [w 1964 roku sosnowiecki zespół triumfował w amerykańskiej Interlidze - przyp. red.]. Gazety donosiły o spotkaniu piłkarzy z tenorem Janem Kiepurą. To nie był pierwszy lepszy klub - dodaje.

Dziś już nie dojdziemy, czy Ber, późniejszy reżyser „Lalki”, zachwycił się urodą Ludowego, czy może ktoś podpowiedział mu, że byłoby dobrze widziane, gdyby swoją nowelę zrealizował na obiekcie klubu, któremu kibicuje sam Edward Gierek.

Latem 1965 roku filmowcy zjechali do Sosnowca. Trenerem pierwszej drużyny Zagłębia był wtedy Ślązak Teodor Wieczorek. - Na „wygłupy przed kamerą” patrzył mało przychylnie. Dla niego liczył się przede wszystkim najbliższy mecz - uśmiecha się Tadeusz Gręda, wtedy 19-letni piłkarz Zagłębia.

Wieczorek po konsultacji z kierownictwem klubu podjął decyzję, że w filmie zagrają przede wszystkim zawodnicy drugiej drużyny. Ponoć wyjątek zrobił tylko dla Ryszarda Krawiarza. Ten uchodził za największego wesołka w drużynie i tak jak Wieczorek grał w AKS-ie Chorzów, przez co miał u niego specjalne względy.

Stój! Gdzie z łapami!

Film oglądam razem z Grędą. Ten aż podskakuje, gdy dostrzega na ekranie blondynka z mocno zarysowaną szczęką. - To właśnie ja - obwieszcza z dumą.

Gręda pochodzi spod kieleckiego Pińczowa. Zapowiadał się na wielkiego piłkarza. W młodzieżowej reprezentacji Polski grał ramię w ramię z takimi asami jak Jan Domarski i Robert Gadocha, gwiazdami kadry Kazimierza Górskiego.

Zagłębie wzięło go z Gwardii Warszawa, z którą przygotowywał się do sezonu, ale nie rozegrał żadnego meczu. - Młokos wtedy byłem. Dali mi pokój razem z Joachimem Marksem [reprezentant Polski, mistrz olimpijski z Monachium 1972 - przyp. red.]. „Asiu” świetnie się prezentował w mundurze milicyjnej Gwardii. Rano wstajemy na śniadanie, a ja grzecznie biorę się za ścielenie łóżka. „Stój! Gdzie z łapami! Wrócimy i wszystko będzie złożone w kosteczkę” - krzyknął mi do ucha Marx. I tak było. Piłka rozpieszczała i psuła takich gówniarzy - macha ręką Gręda, który nie zrobił wielkiej kariery z powodu poważnego urazu kolana. Kontuzji doznał w pucharowym meczu Zagłębia z Olimpią Lublana w 1966 roku.

Na czarno-białym filmie widać, jak Gręda składa się do strzału. Mięśnie łydek i uda aż pobłyskują w słońcu. Tak są wyżyłowane! - Daj pan nogi - zwraca się do mnie i proponuje, żebym wsunął swoje kolana pomiędzy jego. - A teraz niech pan rozegnie na boki - mówi. Nie daję rady. - Tak załatwiłem samego Włodka Mazura, których uchodził za największego atletę w drużynie - śmieje się.

Mazur, legendarny piłkarz sosnowieckiego klubu, był za młody, by zagrać w noweli Bera.

W filmie pojawiają się za to Jerzy Chrzanowski, później kierownik drużyny, którego córka Agnieszka jest znana m.in. z występów w Piwnicy pod Baranami, a także Stefan Kredycki, Alojzy Fulczyk i Andrzej Kosałka.

Robił za Turka

Wspomniany Krawiarz jest kapitanem. To on podczas treningu oddaje pierwszy strzał na bramkę Antoniego Krawczyka. Krawiarz nie mieszka w Polsce. Jeszcze w latach 60. wyjechał do Australii. - Szlak przecierał Józef Gałeczka. Potem na antypody wyjechał też Antoni Komoder, ja, a za mną Krawiarz - wspomina Gaik.

Piłkarze Zagłębia trafili do Polonii Sydney North Side. - Grę w piłkę łączyliśmy z pracą zawodową. Krawiarz zasuwał na tokarce - przypomina sobie Gaik, który był zatrudniony w odlewni staliwa.

Turek pewnie broni strzał Krawiarza, a potem kolejnych zawodników. Aktor popisuje się interwencjami niczym zawodowiec. Ale zaraz, zaraz... Czy to na pewno jest Jerzy Turek? - Na ekranie tak, ale tak naprawdę między słupkami uwijał się Andrzej Baryła - zdradza Gręda.

Baryła to także barwna postać. Zasłynął tym, że podczas koncertu znakomitej skrzypaczki Wandy Wiłkomirskiej zdjął marynarkę i wywijał nią niczym na koncercie rockowym. - Ber szukał kogoś, kto będzie miał warunki fizyczne zbliżone do Jerzego Turka. Padło na mnie. Włosy miałem tylko trochę ciemniejsze, więc mi je rozjaśnili wodą utlenioną - mówi były bramkarz Zagłębia.

Baryła też nie był tak dobry, żeby złapać wszystkie strzały kolegów, więc umówił się z nimi, że ci będą mu mówić, w który róg kopną piłkę. - „Walę w prawy górny” - krzyczał Gręda. No to rzucałem się w prawo - śmieje się Baryła.

Turkowi piłkarze Zagłębia dorzucali już piłki ręką. Dlatego ten jest kadrowany przede wszystkim na zbliżeniach. - Pamiętam, że podszedł do mnie i spytał, jak ma się rzucać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. „Proszę uważać na łokcie. Jak zaplączą się panu pod żebra, to będzie bolało” - doradziłem zgodnie z prawdą.

Filmowcy spędzili na Ludowym prawdopodobnie trzy dni. - Trochę było z nimi problemu. Pamiętam, że na murawie ustawiali drewniane klatki, które chroniły kamery. Składanie i rozkładanie sprzętu jednak trochę trwało - mówi Gręda.

Piłkarzom bliższy od Turka był Nalberczak. - To był równy gość. Nie stwarzał niepotrzebnego dystansu. Poza tym znał się na piłce - mówi Baryła. Ekipa zamieszkała w jednym z katowickich hoteli. Ponoć był to rozrywkowy pobyt. - W trakcie zdjęć piło się dużo wody - śmieje się jeden z piłkarzy Zagłębia.

Gręda przypomina sobie, że wody rzeczywiście szło dużo. - Ber podchodził do nas i z krzywą miną stwierdzał: „Coś nie wyglądacie na zmęczonych”. No to robiliśmy smutne oczy i polewaliśmy się wodą, że niby tacy spoceni jesteśmy - śmieje się.

Ile za to wziąłeś?

Główną rolę w noweli grają jednak nie piłkarze tylko Stadion Ludowy. Obiekt pojawia się na wielu ujęciach. Trybuny najlepiej widać w czasie rozmów Krawczyka z fotoreporterem Maliniakiem, którego gra Krzysztof Litwin znany potem z roli sierżanta Walczaka z „Przygód psa Cywila”. Na koronie stadionu widać wtedy metalowe znaczniki sektorów. W kadrze jest też napis „Stadion Ludowy” umocowany nad jedną z bram.

- Główne wejście było wtedy za bramką od strony „Stawików”, a nie jak teraz od Brynicy. Kibice przyjeżdżali na mecz tramwajem linii 15 i stamtąd tłumnie szli na stadion - wspomina Baryła, który zwraca też uwagę na kwadratowe słupki bramek. - Okrągłe pojawiły się dopiero w latach 70. Zaczęło się inne bronienie. Piłka nie odbijała się od nich już tak przewidywalnie jak wcześniej - podkreśla.

Napis poszedł na złom, znikły też gazony z kwiatami, które piłkarze mijali, wychodząc na boisko. - A to już moja sprawka. Uznałem, że nie potrzeba nam dodatkowego zielska na Ludowym - śmieje się Leszek Baczyński, który zarządzał klubem w latach 90.

Co ciekawe, część piłkarzy Zagłębia pojechała także na nagrania do studia filmowego w Łodzi. W noweli jest scena, gdy zespół wraca pociągiem z jednego ze spotkań wyjazdowych. - Pociąg stał na bocznicy kolejowej pod Łodzią. To była najtrudniejsza scena. W pewnej chwili w przedziale pojawia się kibic z butelczyną. W szkle jest oczywiście woda, ale my musieliśmy się trzepać i krzywić jak po alkoholu - śmieje się Gręda, który przypomina, że Ber długo nie był zadowolony z aktorskich popisów piłkarzy. - Jeszcze po premierze pytano mnie: „Ile za to wziąłeś?”. Przecież to był epizod, przygoda. Pewnie starczyło na oranżadę w proszku - żartuje Gręda.

Dramat w kałuży

W ostatnich scenach filmu na Ludowym wreszcie pojawia się Jędrusik - wtedy znana już aktorka, piosenkarka i artystka kabaretowa. - W czasie wyjazdów na ligowe mecze do Warszawy czasami stołowaliśmy się w hotelu Polonia. Wpadali tam też aktorzy. Gdy przy stoliku obok siedziała Jędrusik, to rozmowy zamierały - mówi Gaik.

Jędrusik siedzi na drewnianej ławce na głównej trybunie sosnowieckiego stadionu. Tuż obok niej znany z tubalnego głosu aktor Ludwik Benoit, czyli „Balak”, zagorzały kibic Stali, który też czeka na debiut Krawczyka. - Jędrusik to była wielka diwa! Ale tak naprawdę to nawet nie wiem, czy w czasie kręcenia tej sceny byliśmy na stadionie. Na filmie widać, że Ludowy jest pełny, ale to jest podkładka z jakiegoś innego meczu - zapewnia Gręda.

Baryła: - 20 tys. ludzi na Ludowym to była wtedy norma. Na meczach z Górnikiem, Ruchem czy Legią i 30 tys. widzów to było mało. Ludzie stali w przejściach między sektorami, na koronie.

Ostatnie minuty noweli. Piłkarze przygotowują się do wyjścia na boisko w szatni. To także znamienne ujęcie. Za plecami zawodnicy mają metalowe wieszaki, na których zostawiają ubrania. Zespół jest już w tunelu prowadzącym na murawę. Drużynę wyprowadza Krawiarz. Zgrabnie przeskakuje nad kałużą, którą ma pod nogami. Rusza też Krawczyk, czyli Turek. Za słabo się odbił, a może źle obliczył odległość? Piłkarskie korki wpadają w wodę. Noga ujeżdża na betonie. Bramkarz zwija się z bólu. Debiutu nie będzie? - Pracownik techniczny ekipy filmowej specjalnie wylał wodę. Jerzy Turek z pięć razy przez nią skakał, zanim wyłożył się, jak należy - mówi Gręda. Historia zatacza koło - do bramki wchodzi jednak kontuzjowany Korban, czyli Nalberczak. Krawczyk pozostaje wiecznym rezerwowym.

Ach, te łydki!

- W dniu premiery w Sosnowcu trudno było o bilet. Pod kinami ustawiały się kolejki - mówi Gręda, który obejrzał „Zawsze w niedzielę” w kinie Muza, gdy film schodził już z ekranu. - W gablotach wisiały wtedy fotosy z filmów. Patrzę na jedno ze zdjęć i nie dowierzam. Przecież to ja! I to na pierwszym planie! Spytałem jedną z pań, czy mógłbym dostać takie zdjęcie. „A bierz pan. My i tak to wyrzucamy”. No i mam ten fotos do dziś. Pan spojrzy na te łydki - śmieje się Gręda.

Wojciech Todur, Gazeta Wyborcza Katowice



Więcej... http://sosnowiec.gazeta.pl/gazetasosnow ... z1Puf1xbt6

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2011-07-16, 8:47 pm
przez August
Fragment wywiadu z Rudolfem Kaperą:
(...)
To była kiedyś nagminna rzecz, ale miałem takie szczęście, że bardzo rzadko się z tym stykałem. W Ruchu przed meczem z Zagłębiem Sosnowiec nasz prezes wezwał do siebie kapitana. I ten piłkarz wrócił z przykazaniem, że nie możemy wygrać. Że dzwonił Gierek i bardzo zależy mu na wygranej Zagłębia. Powiedziałem chłopakom, że skoro tak ma być, to trudno. Poprosiłem ich tylko, żeby chociaż pierwsi strzelili gola. Później niech zrobią karnego i pójdzie. Tak mnie posłuchali, że przegraliśmy 0:2. A po meczu się dowiedziałem, że żadnego telefonu z Komitetu Centralnego nie było, a pieniądze z Sosnowca przejął nasz prezes. Co mogliśmy zrobić? To była mowa-trawa prezesów, wtedy po prostu modna. Gierek nie brałby się za tak mało poważne sprawy.

W lidze handlowało się "na Gierka"?

W meczach z Sosnowcem parę razy się zdarzyło, z tego co słyszałem.

(...)
http://sport.onet.pl/tylko-w-onet-pl/ma ... omosc.html

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2011-11-30, 12:08 pm
przez August
Jak Kiepura z Zagłębiem podbili Amerykę

Jan Kiepura z piłkarzami Zagłębia Kiepura miał tego dnia wspaniały humor. W końcu wskoczył na wieko fortepianu i zaczął śpiewać. Podszedłem wtedy do jego żony Marty Eggerth i pytam: "Jak pani to znosi?". A ona na to: "Ja go właśnie za to kocham! Za tę jego polskość!"
Niewysoki mężczyzna przedziera się przez tłum zgromadzony na trybunach stadionu w Nowym Jorku. Uśmiecha się, przyjaźnie macha rękami. W pewnej chwili traci równowagę i jest bliski upadku na betonowe schody. Czarny kapelusz przepasany białą wstążką zsuwa mu się na oczy. Szybko jednak poprawia nakrycie głowy i jeszcze przyśpiesza kroku. Przed nim ostatnia przeszkoda - wielcy jak szafy trzydrzwiowe dwaj czarnoskóry ochroniarze.

Pierwszy z nich podnosi rękę. Jego gest nie pozostawia wątpliwości. "Stój!" - podnosi głos. Człowiek w kapeluszu tylko się uśmiecha. Z jednym ochroniarzem rozmawia, drugiemu przebiega niemal pod łokciami. Już jest tak blisko, już jest u celu - tunelu, którym piłkarze wychodzą na boisko. "Chłopcy, jesteście wielcy" - mówi wzruszony na powitanie.

Słynne zdanie

Rok 1964 to czas jednego z największych triumfów Zagłębia. Ulubiony klub Edwarda Gierka reprezentował wtedy nasz kraj w turnieju o Puchar Ameryki. Dla wielu mieszkańców USA piłka nożna była wtedy równie egzotyczna co dziś dla polskich kibiców baseball.

Entuzjaści soccera, bo tak za oceanem nazywa się tę dyscyplinę, zapraszali do siebie drużyny z całego świata, by te promowały swoją grą sport numer jeden na Starym Kontynencie.

Dla wielu piłkarzy z Sosnowca to była podróż życia. Eugeniusz Szmidt, wtedy lewy obrońca, do dziś z rozrzewnieniem wspomina pobyt w nowojorskim hotelu na 86. ulicy. - Przez nieuwagę zabrałem nawet do Polski klucz do apartamentu - śmieje się.

Do historii klubu przeszło też niezwykłe spotkanie z Kiepurą - światowej sławy tenorem z Sosnowca.

Kiepura lubił piłkę. Piekarnię jego ojca, która mieściła się w budynku przy ulicy Leszno, dzieliło zaledwie 150 metrów od boiska przy ulicy Mireckiego. To tam pasjonujące mecze rozgrywała sosnowiecka Unia.

- Brat Janka Kiepury Władysław grał na obecnym boisku Czarnych. Miał talent do piłki, czego nie można powiedzieć o Janku - opowiadał "Gazecie" Marian Dziurowicz, zmarły w 2002 roku prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej i katowickiej "Gieksy".

Spotkanie z tenorem nie było zaplanowane. Do rozmiarów legendy urosło zdanie, którym Kiepura miał zwrócić się do piłkarzy Zagłębia: "Ja zdobyłem Amerykę gardłem, a wy nogami". Jak było naprawdę?

Co to za facet?

Historię o Kiepurze, który przedziera się między barczystymi ochroniarzami, opowiedział "Gazecie" Franciszek Wszołek, ówczesny prezes klubu, który określa siebie mianem "człowieka, który wymyślił Zagłębie". Coś w tym jest, bo to on w trakcie rozmowy z Gierkiem wpadł na to, jaką nazwę dać sosnowieckiemu klubowi.

Wszołek jest pewny, że spotkał tenora podczas meczu z AEK Ateny, ale z relacji prasowych wynika, że Kiepura trzymał też kciuki za Zagłębie podczas spotkań z portugalską Vitorią Guimaraes, austriackim Schwechaterem Wiedeń i niemieckim Werderem Brema.

Zbigniew Myga, pomocnik drużyny z Sosnowca, wspomina lipcowy mecz ze Schwechaterem. Zapamiętał go dobrze, bo w tych dniach dostał telegram z Polski z informacją, że urodził mu się syn. - Kiepura zajrzał do naszej szatni w przerwie meczu. Słyszeliśmy, że słynny sosnowiczanin jest w Nowym Jorku i może nas odwiedzić, ale gdy pojawił się w drzwiach, to zaniemówiłem - podkreśla Myga.

Pomocnik Zagłębia wspomina, że Kiepura wszedł do szatni w towarzystwie Wszołka i polskiego dyplomaty. - Był bardzo bezpośredni, a z jego oczu biła autentyczna radość. Tak jakby spotkał kogoś z rodziny, z kim nie widział się od wielu lat - dodaje.

Kiepura zwrócił się do najbardziej znanych piłkarzy Zagłębia - nieżyjącego już Witolda "Gigi" Majewskiego oraz Czesława Uznańskiego. "Prezes", bo tak nazywali Uznańskiego koledzy, krótko kwituje: - Z każdym się przywitał. Zagrzewał do walki.

Szmidt zdradza, że na początku nie wiedział, kim jest gość w szatni Zagłębia. - W pierwszej chwili nawet go nie zauważyłem, bo coś tam majstrowałem przy bucie. W szatni jest zazwyczaj gwarnie, ale nagle zrobiło się cicho. "Co to za facet?" - zapytałem na głos. Wtedy Józef Gałeczka [napastnik Zagłębia - przyp. red.] trącił mnie łokciem. "Przecież to Kiepura" - syknął przez zęby.


Kiepura na dłużej zatrzymał się przy bramkarzu Witoldzie Szygule, który do przerwy wpuścił dwa gole. - Niewysoki, elegancko ubrany mężczyzna w kapelusiku miał dla Witka dobre rady. Dopytywał się, dlaczego wyrzuca piłkę ręką, zamiast wykopać ją gdzieś hen pod przeciwną bramkę. "Koledzy męczą się w środku pola, a ty nie chcesz im pomóc? - zrugał Szygułę". No, było trochę śmiechu - mówi Józef Gałeczka.

Teodor Wieczorek, trener Zagłębia, nie protestował, gdy śpiewak przerwał mu przemowę do zespołu. Potem zrobił sobie nawet z Kiepurą pamiątkowe zdjęcie.

Co z legendarnym zdaniem o zdobywaniu Ameryki nogami? Myga zapamiętał je zupełnie inaczej: - Wydaje mi się, że powiedział: "Chłopaki, ja podbiłem Amerykę głosem, a wy nie potraficie nogami?" - mówi Myga.

Szmidt: - Wjechał nam na ambicję, ale nie mógł powiedzieć, że zdobyliśmy Amerykę, bo przecież widział się z nami w przerwie meczu, który przegrywaliśmy dwoma bramkami.

Wizyta Kiepury odmieniła zespół, który w drugiej połowie odrobił straty i doprowadził do remisu. - Po przerwie spiker ogłosił, że na trybunach jest słynny Kiepura. Tenor dostał owacje na stojąco. Nam też zaczęło się grać łatwiej - wspomina Szmidt.

Po meczu był czas na wspólne zdjęcia. Andrzej Jarosik, legendarny napastnik Zagłębia, miał nawet otrzymać od Kiepury pamiątkowy sygnet. Jarosik, który wyemigrował do Francji, tego nie potwierdzi, bo od końca lat 70. nie ma z nim żadnego kontaktu.

Historię o sygnecie opowiedział nam dawny sąsiad piłkarza z ulicy Kopernika Dominik Pietranek: - Po powrocie Zagłębia z tournée po Ameryce Andrzej zaprosił nas na podwórko i pokazał sygnet. "Dostałem go od Kiepury" - powiedział.

Tęsknił za Polską

Wszołek przypomina sobie, że w czasie tournée gościł też u Kiepury na kolacji: - Mieszkał na przedmieściach Nowego Jorku. Moim zdaniem miał brzydki dom. Taki jakiś kwadratowy, nieładny. Pokoi było tam z dziesięć, ale co ciekawe, w żadnym nie było amerykańskich mebli. Kiepura widać bardzo tęsknił za Polską, bo mieszkał jak w Cepelii. Stały tam jakieś drewniane malowane skrzynie, na ścianach wisiały ciupagi. Miał ze trzy fortepiany, najważniejszy z nich na drewnianym podium. Na mnie największe wrażenie zrobiła wykładzina. W owych czasach rzecz w Polsce zupełnie nieosiągalna. Kiepura miał tego dnia wspaniały humor. W końcu wskoczył na wieko fortepianu i zaczął śpiewać. Podszedłem wtedy do jego żony Marty Eggerth i pytam: "Jak pani to znosi?". A ona na to: "Ja go właśnie za to kocham! Za tę jego polskość!". Już do końca wieczoru było mi głupio, że w ogóle ją o to zapytałem. Kiepura zmarł dwa lata później na zawał serca. Prawdopodobnie byliśmy ostatnimi polskimi sportowcami, których gościł w swoim domu.

http://www.sport.pl/sport-slask/1,12185 ... eryke.html

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2011-12-04, 11:14 am
przez RUDI
Niesamowita ilość kibiców "gości "w Chorzowie-

29 września 1946 r. doszło do spotkania w Chorzowie. Gdzie usytuowane było boisko AKS, każdy kibic wie, ale przypomnijmy - w sąsiedztwie Stadionu Śląskiego. Z Sosnowca pojechało kibicować RKU 15 tys. ludzi. Miejscowych kibiców było ok. 5 tys. Pierwsza połowa meczu toczyła się z lekką przewagą gospodarzy, którzy z kilku dogodnych sytuacji wykorzystali jedną. W 28 minucie celnym strzałem z dystansu popisał się Pytel i było 1:0 dla chorzowian. W 52 min. ten sam zawodnik z rzutu wolnego podwyższył wynik na 2:0. Dobił nas Spodzieja, gdy kilka minut później, w zamieszaniu podbramkowym, wepchnął piłkę do siatki.
Więcej ....http://www.sosnowiec.info.pl/kronika-sp ... i,1,4,1259

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2011-12-08, 9:53 am
przez django
TadPogon napisał(a):Szanowni Moi Ziomole,
Otóz mam w tej chwili w rece ksiązke Zbigniewa Białasa pt KORZENIEC
i tam na stronie 317 stoi napisane iz jakis Gość przychodzi do Redaktora
Gazety wówczas (1913 - 1914 akcja ksiązki) ISKRA to tytuł i coz na tej
stronie stoi napisane :
" Wiosenna runda meczy sie skonczyła, a ja mam pewne przemyslenia
i rozmawiałem z Rene na temat przyszłego sezonu i Rene twierdzi ze UNION
dokonał niezwykle szybkiego skoku naprzód, szczególnie po przyjęciu w
ostatnich miesiacach kilku zawodników z Milowic.
Aleksander Rene twierdzi ze latem beda prowadzone celowe treningi i ze UNION juz niedługo
bedzie powaznym rywalem każdej druzyny. Od 6 lat Aleksander Rene byl bohaterem dla Pana
Klai. itd.


To "itd." też jest ciekawe. Swoją drogą ciekawe jest też to, że po książkę o Sosnowcu trzeba jechać do Katowic. Ale wracając do "itd." :

Od sześciu lat Aleksander Rene był bohaterem dla Pana Klai. Wtedy bowiem gubernator piotrkowski, usłyszawszy, że w Sosnowicach pewien niebezpieczny warchoł doprowadza notorycznie do nielegalnego i ekstatycznego gromadzenia się groźnych grup młodych mężczyzn (tak określił w nakazie aresztowania niepojęte i podejrzane kopanie piłki na łące), wsadził Renego do więzienia w Łodzi.Siedząc w areszcie, Rene słał petycje do gubernatora, tłumacząc że nie przyświeca mu żaden zdrożny cel, że chciał tylko, będąc pod wrażeniem wybitnych sukcesów klubu futbolowego Union Petersburg - utworzyć w Sosnowcu jego filię. Gubernator czytał petycje więźnia, parskał śmiechem i wrzucał listy do kosza. Rene napisał więc bezpośrednio do zarządu klubu w Petersburgu. Wytłumaczył, że chce założyć na rubieżach cesarstwa filię Unionu, że są tu chętni i zdolni zawodnicy, jest też wynajęty teren pod boisko, ale gubernator w Piotrkowie nie dość, że nie daje zgody, to w dodatku wtrącił go do więzienia. I on - lojalny grażdanin Aleksander Rene - uprzejmie prosi klub o utworzenie filii TS Union, bo do czego to podobne, żeby nie można było podziwiać piłkarzy z Petersburga, zaś sprzeciw gubernatora jest antypaństwowy, b nie powiedzieć: sabotażowy. Z Petersburga przyszła zgoda. Czym prędzej wypuszczono Renego z więzienia (Ach ty, jobu twoju mać, ja ciebie jeszcze dopadnę, obiecał mu gubernator, wręczając mu nakaz zwolnienia i patent na utworzenie drużyny), kazano wracać do Sosnowic i zakładać drużynę na chwałę carstwa.

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2011-12-11, 10:09 pm
przez mason
Z kolei w tej wersji Rene wyszedł z paki za łapówkę ;-)
http://wikizaglebie.pl/wiki/Aleksander_Rene

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2012-01-23, 11:48 pm
przez RUDI
Bramkarz Marian Szeja wspomina -

- I nie zapytał pan go nigdy? Musiał być pan nadzwyczajnie cierpliwy.
- Niecierpliwy był Jarosik, to przed finałem pojechał do Albanii. Nie wytrzymał po tej cudownej zmianie Górskiego. Wie pan... Wszedł Szołtysik i strzelił zwycięską bramkę. Cudowna zmiana trenera! Tylko, że przed Szołtysikiem miał wejść właśnie Jarosik. Górski mówi: - Jarosik, wchodzisz! No to Jarosik ściąga dres, wiąże buty, a Górski go pogania: - No wchodź, już, szybko! A Jarosik mu coś odpowiedział, że przecież musi sznurówki zawiązać, a ten: - Jak masz buty wiązać, to niech „Mały” wchodzi. I „Mały” wszedł na boisko, nawet nie mając butów zasznurowanych. Dopiero na murawie sobie zawiązał, a potem strzelił gola i wszyscy mówili, że Górski wszystko wspaniale przewidział i zrobił rewelacyjną zmianę. A tak naprawdę, to był zupełny przypadek. I Jarosik też tak jak ja – turysta. Ani minuty nie zagrał.

-> http://www.weszlo.com/news/9208-Marian_ ... taksowkarz

Oficjalnie podaje się że obraził się na Górskiego i nie chciał wyjść na boisko z "ławki".

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2013-12-22, 12:18 pm
przez kriss68
Polecam , tak od 5,14 minuty
http://www.youtube.com/watch?v=zxJ9H8dgBJg

Re: Historia Zagłębia

PostNapisane: 2014-08-07, 11:39 am
przez szczypior526
Nie wierzcie filmikom.