przez Snow Patrol 2007-09-22, 8:10 am
Sosnowiczanie wygrali dzięki golom Teddy'ego Da Costy.
Jak ważne na lodzie bywa szczęście, wie każdy hokeista. Gra toczy się tak szybko, że o powodzeniu akcji często decydują milimetry, źle postawiona łyżwa, nieczysto uderzony krążek. Czasami szczęściu trzeba jednak pomóc... Tak uczynił jeden z przesądnych zawodników Zagłębia, który przed meczem wsadził hokejowego kija do... ubikacji. Kierownik drużyny myślał, że to żart. Gdy jednak dostał burę po tym, gdy wyciągnął sprzęt, zrozumiał, jak ważny i celowy był to zabieg.
Nie wiemy, gdzie przed spotkaniem z GKS-em kija trzymał Teddy Da Costa, ale Francuz nie powinien nic już zmieniać. Dwie bramki walecznego napastnika z Francji zapewniły Zagłębiu komplet punktów. Gole były podobne - Da Costa dobijał krążki z najbliższej odległości po strzałach kolegów. - Gole trochę z niczego. Czy to jednak ważne? Liczy się, że krążek wpadł do siatki - mówił zawodnik, który po okresie testów w klubie z czeskich Vitkovic pierwszy raz w tym sezonie zagrał na Stadionie Zimowym. - To był dla mnie ważny mecz. Dziękuję kibicom za ciepłe przyjęcie - opowiadał.
Tyszanie przegrali przez gorące głowy. Gdy GKS osiągał już przewagę, zawsze któremuś z zawodników puszczały nerwy, a w konsekwencji trafiał na ławkę kar i osłabiał zespół. - To nie do pomyślenia. Gorzej, że przytrafiło nam się to kilka razy, gdy graliśmy w przewadze. I to na dodatek tak doświadczonym zawodnikom jak Sarnik, Proszkiewicz czy Gwiżdż - denerwował się trener Wojciech Matczak.
- Na pewno nie byliśmy słabsi. Równie dobrze wynik mógł być teraz w drugą stronę. Zawsze ciężko nam się grało w Sosnowcu. Nie ma jednak co załamywać rąk. To przecież dopiero początek sezonu - tłumaczył Łukasz Mejka, obrońca tyskiej drużyny.
W końcówce spotkania GKS był bliski wyrównania, ale Tomasz Jaworski błysnął refleksem i po strzale Sebastiana Gonery zatrzymał krążek na linii bramkowej. - Tomek dochodzi do wysokiej formy, a my odrabiamy straty z początku sezonu - podsumował trener Jarosław Morawiecki.
Tyszanie mieli też żal do sędziego, że nie uznał im jednej bramki. Sytuacja rzeczywiście była przedziwna - sędzia najpierw wydawał się nie zauważać, że Artur Gwiżdż sfaulował Alesa Holika, ale gdy krążek wpadł już do siatki, dojrzał przewinie. - Nie znam takiego przepisu - dziwił się Matczak.
Spotkanie było szczególne dla Michala Belicy i Artura Ślusarczyka - dziś zawodników Zagłębia, ale jeszcze w poprzednim sezonie hokeistów GKS-u. Obaj zagrali dobry mecz, ale mogło się zdarzyć i tak, że Słowak nie wyjechałby na lód. Dzień przed meczem zdenerwowany Belica opuścił trening, prawdopodobnie poirytowany krytyką trenerów. Gdy w piątek wrócił, koledzy z drużyny żartowali, że był na... krótkim zgrupowaniu.
Gazeta WYborcza Katowice
Ode mnie: pretensje mieli?<szok> za to co Gwiżdż zrobił powinna być nie tylko kara meczu ale dyskwalifikacja na kilka miesięcy a on dostał 2 minuty. Za podobny atak w zeszłym sezonie NHL Chris Simon został zawieszony na 25 meczów.