Moderatorzy: flex, turku, Landryn, Smazu, krzysiu, LucasUSA, swiezy52
Blajpios napisał(a):Szanowni Koledzy! Co prawda nie jest wykluczone, że ktoś z Was akurat jest na meczu i stamtąd z jakiegoś palmfona pisze... Wydaje się mi jednak, że to mniej prawdopodobne. Toteż - wszyscy jedziemy "na tym samym wózku", jako "emigranci". Mamy tu więc zarówno klasyczny przykład szklanki do połowy pełnej i do połowy pustej - a także, z drugiej strony, choć nie podręcznikowy, przykład "liska, który nie mogąc dosięgnąć winogron, przekonuje, że one niedobre i kwaśne". Zrozumiałe jest napięcie, jeżeli ktoś jest związany emocjonalnie z jakąś stroną - I zrozumiałe jest, że ono rośnie, gdy człowiek jest praktycznie bezsilny, chciałby, by było dobrze: ale cóż może zrobić, np. oddalony setki kilometrów? Bywa więc, że ratuje się takim "sikaniem octem", "na zapas" wieszczeniem, jak to źle, jak to tragicznie, jak bida z nędzą, jak na pewno przegramy. Ta bezsilność z odległości, to zresztą nie jedyny czynnik, że człowiek dochodzi do zakwaszania samego siebie, do zalewania octem możliwości rozwoju (tak czasem kochający rodzice, zwłaszcza kochające matki: wręcz zabijały octem "krakania, że się nie uda" rozwój wielu dzieci". Czy my te setki kilometrów możemy wiedzieć na pewno, że "nędza" była na boisku? Czasem zresztą - nawet ci, co byli 200 metrów od boiska na meczu - niektórzy "na wszelki wypadek", bo jest średnio - to już będą krzyczeć, że jest tragicznie. Tragicznie - "zawsze i wszędzie". Np. Łuczak. Przyznam, że i ja miałem obawy, gdy przychodził do Zagłębia i nadal uważam, że na pewno szczególnie wybitnym zawodnikiem nie jest. Spodziewałem się więc, gdy przychodził, że tylko będzie odcinał kupony od minionej "wielkości". Jednak - odkrywam, że jest inaczej, nie co do jakości gry może, to pewnie nie jest nawet pierwszoligowa czołówka: ale jeżeli chodzi o zaangażowanie, o chęć uczciwej gry w tym zespole, to chyba jest lepiej, niż sądziłem. Czy zasługuje więc na robienie - z racji niepewności naszych uczuć i krakania na wszelki wypadek - na to, co przy każdym wejściu na boisko się na niego wylewa? Czy naprawdę tylko ubzdurałem sobie i jest nieprawdą, że W. Łuczak jednak kilka goli dla Zagłębia strzelił i chyba nawet trafiały się decydujące o zwycięstwie? Przyznam, że wolę - wobec tego, że obecna sytuacja Zagłębia, to na pewno jest obecnie szklanka do połowy pełna i do połowy pusta: podchodzenie jak Kol. slawekchicago, nie że "wchodzi Łuczak, na pewno bramkę tracimy" - tylko, nawet jeżeli ten zawodnik wirtuozem nie jest i faktycznie również w Zagłębiu "ma na koncie" wpadki, to jednak: "wchodzi Łuczak, będzie 2-0". Cóż, nie było. Ale po meczu z Koroną powstrzymałem się jeszcze z komentarzem pół żartem pół serio: "no, tak, nie pachną wam ładnie, tylko może nawet śmierdzą bramki Łuczaka, to macie; jak się czujecie, że nie uznano bramki przez niego strzelonej? Na pewno szczęśliwi, bo potwierdziła się teoria Wasza złowieszcza (przypominam, strzelił jeszcze w czasie podstawowym gry; nie twierdzę że nie było tam spalonego, nie wiem, nie widziałem - pokazuję tylko na tym przykładzie, że jednak może lepiej jest w ogóle w życiu wybierać dostrzeżenie tej połowy szklanki, w której coś jest, niż z góry rozpaczanie, że przeważa ta pusta).
Tomcjo napisał(a):https://www.facebook.com/ZaglebieSA/videos/2020586571300297/
Co to za gościu co ma w dupie ze wszyscy śpiewają i wpierdala kanapkę . Zgłodniał biedaczek
August napisał(a):Patrios na Prezesa
Z całym szacunkiem, Kol. Auguście - zaznaczam, by nie było wątpliwości, nie chcę prześladować opinii czy dokopać za nią. Oprócz G. Waliczka czy K. Staweckiego — żeby pozostać nie przy tytanach polskiej piłki, których ambitnych w Zagłębiu też by się znalazło paru — to wymienić można choćby np. obecnego bramkarza bodaj reprezentacji piłki plażowej, uciekło mi teraz nazwisko, który zasuwał przez całe boisko, by nauczyć moresu przeciwnika, jak choćby też niezbyt lubianego najpierw w Zagłębiu Zagłębiaka R. Berlińskiego - czy choćby K. Markowskiego, któremu nigdy nie zapomnę, jak strzeliwszy samobója "na głowie stawał", ale strzelił też bramkę w tym meczu dla Zagłębia. No i jeszcze paru, nawet nie sięgając do czasów już tych najlepszych dla Zagłębia, które jeszcze jakoś pamiętam, Mygi, Gałeczki,Bazana. No i co z tego? Czy który teraz gra w Zagłębiu? Czy w taki razie, z żalu i złości, że tamci ambitni nie grają, to należy odebrać Łuczakowi to, co ma, nawet jeżeli ma tylko "pół kilo" a tamci mieli jeden 55 deko a inny 67? Jeżeli ja to zauważam, to na pewno w niezrozumiały sposób zachwycam się Łuczakiem? Skoro jednak - kilka razy w tym moim wpisie zaznaczam, że nie jest w czołówce I ligi nawet zawodników, że nie jest wybitnym, że zawalił swoje itp - to jest to na pewno niezrozumiały zachwyt tym zawodnikiem? Niestety, jednak budzą się skojarzenia bo linii "łaska kibica na bardzo pstrym koniu jeździ", co w Zagłębiu wydaje mi się szczególnie bolesne - skojarzenie mianowicie takie, że niezrozumiały jest nie mój upór dostrzegania pozytywy, które są ale gdy widzę i negatywy — tylko raczej upór widzenia jednostronnie negatywów nie pozwalając sobie na dostrzeżenie jakiegokolwiek pozytywu u W. Łuczaka. Tak jednak - zamiast budować przywiązanie zawodnika do klubu, tylko mu się go zobrzydza a potem będzie wyzywać za to, że nie ma przywiązania... Jak napisałem, życie - nawet jeżeli słusznie odgwizdany był ten spalony w Pucharze z Koroną: dopisało fantastyczną pointę. "Śmierdzą" Wam bramki Łuczaka, to i została unieważniona w meczu z Koroną. Co wygraliście?August napisał(a):Pomijam niedzielny mecz bo z racji urlopu na nim nie byłem ale jeśli nie było jakiejś megameramorfozy to się dziwię zachwytami nad Łuczakiem bo przez 2 lata zagrał bodajże jeden dobry mecz. Wolny, słaby technicznie a co do ambicji to radzę przypomnieć sobie Grześka Waliczka czy Karola Staweckiego. Dla sprawiedliwości trzeba dodać, robiono mu krzywdę stawiając na szpicy. Poza tym widzę, że Żarko na dobre wykopał nadzieję angolskiej piłki z I składu.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników