Dariusz Banasik: Zawsze chciałem pracować w Zagłębiu
Nowy trener drużyny ze Stadionu Ludowego o sympatii do sosnowieckiego klubu, więzi z Jackiem Magierą, pracy w Legii Warszawa czy wyłowieniu z juniorów Varsovii... Roberta Lewandowskiego.
MACIEJ GRYGIERCZYK: Przegrał pan kiedyś coś ważniejszego jako trener?
DARIUSZ BANASIK: (śmiech). Można powiedzieć, że w ostatnich latach praktycznie za co się wziąłem, to było dobrze. W Legii przeszedłem przez wszystkie szczeble akademii, było mistrzostwo Młodej Ekstraklasy. Potem - awans ze Zniczem Pruszków i dobre wyniki z Pogonią Siedlce, a teraz czas na Sosnowiec. Nie zapeszając, trzeba tak trzymać.
Gdzie tkwi sekret?
DARIUSZ BANASIK: - Samemu trudno siebie oceniać, ale wydaje mi się, że podchodzę do futbolu wielopłaszczyznowo. Boisko – to jedno, a kontakt z ludźmi – drugie. Przez lata pracy nauczyłem się tego w Legii. Odbywałem zagraniczne staże, miałem kontakt z najlepszymi zespołami, obserwowałem wielu trenerów. To niby tylko teoria, więc chodzi o to, by wdrożyć ją w praktykę. Jestem w stanie to robić i może dlatego są sukcesy. Studiuję też bardzo pilnie psychologię. Uważam, że trener powinien być przede wszystkim psychologiem. Wiedzieć, jak współpracować z zawodnikiem, jakie mieć podejście do działaczy. To kluczowa dziedzina w tych czasach.
Studiuje pan tę psychologię domowo?
DARIUSZ BANASIK: - Tak. Staram się otaczać wieloma materiałami z zakresu psychologii sportu. Czytam publikacje, oglądam filmy. To bardzo ważne w relacjach nie tyle z szatnią, co po prostu innymi ludźmi. Często mówią mi, że mam bardzo kontakt z zawodnikami. Nie boję się jednak też i trudniejszych przypadków.
Jakiś tytuł filmu czy książki pan poda? Wszyscy lubimy konkrety.
DARIUSZ BANASIK: - Nie, nie, nie (śmiech). Nie o to chodzi, żeby coś zdradzać. To taka dziedzina, że chyba każdy trener kształci się dodatkowo. Na sukces składa się oczywiście wiele czynników. To nie tylko praca szkoleniowca, ale i działu skautingu, klubowej administracji, poziom samej bazy.
Tę bazę w Siedlcach sobie pan chwalił, mówiąc, że na to w pracy trenera też trzeba patrzeć. Zagłębie to pod tym względem kolejny krok do przodu.
DARIUSZ BANASIK: - Dobrze powiedziane. To podstawa. Od polskich trenerów wymaga się czasami nie wiadomo, jak wiele, a nie stwarza podstawowych warunków. Sami wiemy, że w pierwszej lidze zdarzają się zespoły, które nieraz tułają się, jeżdżą, wynajmują boiska, nie mają w klubie siłowni, a to na zachodzie sytuacja niedopuszczalna. W Siedlcach i Sosnowcu infrastruktura jest wspaniała. My, trenerzy, patrzymy na to, w jakim klubie co można z zawodnikami zrobić. Nieraz funkcjonuje teoria, że od trenera najpierw się wymaga, a potem daje. Ja uważam odwrotnie.
O Zagłębiu mówi się ostatnio po zwolnieniu Piotra Mandrysza bardzo dużo. Brudy ujrzały światło dzienne.
DARIUSZ BANASIK: - Każdy zespół jest inny, nie ma złotego środka, jak pracować z szatnią. Trudno mi powiedzieć, jak się zachowamy, ale jeśli są problemy, to ja i władze klubu jesteśmy od tego, by je rozwiązywać. Najlepiej powiedzieć sobie, że jest łatwo i pięknie, ale te kłopoty – mniejsze czy większe – będą zawsze. Trzeba będzie po prostu pogadać z chłopakami.
Znajomi nie podpytywali, czy nie boi się pan tego wszystkiego?
DARIUSZ BANASIK: - Gdybym się bał to wziąć, to bym musiał zmienić zawód. W pracy trenera trzeba się liczyć z wyzwaniami. Chcesz się piąć w górę, masz im sprostać. Oczywiście, takie rzeczy, jak w Sosnowcu, nie powinny się dziać. Nie znam Sebastiana Dudka osobiście, ale cenię jako zawodnika. Wiem, że w emocjach da się powiedzieć o dwa słowa za dużo. Trenerzy przecież też udzielają wywiadów i nie zawsze powiedzą to, co chcą. Trzeba porozmawiać, zobaczyć to od środka. Nie boję się takiej konfrontacji. Na razie nie mnie oceniać, jak to było.
To była dla pana propozycja nie do odrzucenia?
DARIUSZ BANASIK: - Przede wszystkim – to była trudna decyzja, bo dużo pracy w Siedlcach włożyliśmy, by zbudować ten zespół. On miał w ostatnich latach problemy, a teraz zajmuje 4. miejsce. Wszystko układało się bardzo dobrze. Przenosiny do Zagłębia były o tyle trudne, że to ja wielu tych chłopaków ściągałem do Pogoni, z wieloma pracowałem wcześniej, budowałem tę drużynę również pod względem mentalnym, a teraz ją zostawiam. Z drugiej strony – są dobre fundamenty, wiele punktów, fajna atmosfera. Pewien cel został osiągnięty. Gorzej by było, gdybyśmy walczyli o utrzymanie. Odejście w takiej sytuacji wyglądałoby jak ucieczka, ale dziś zostawiam coś po sobie. Jesteśmy już po klubowej wigilii, wszyscy dziękowali, rozstaliśmy się z chłopakami i działaczami w świetnej atmosferze. Było wręcz wzorcowo i tak to powinno wyglądać, a niestety, w Polsce zdarza się rzadko.
Co najbardziej skusiło do przyjęcia oferty z Sosnowca?
DARIUSZ BANASIK: - Powiem szczerze, że zawsze chciałem pracować w Zagłębiu! Gdy z Legii odchodziłem do Znicza Pruszków, podpytywałem nawet działaczy, czy nie ma możliwości przenosin do Sosnowca. Byłem jednak wtedy trenerem, mającym za sobą pobyt w trzeciej lidze i Młodej Ekstraklasie, więc nie każdy chciał zaryzykować, dać tę szansę. Zagłębie zawsze było dla mnie pierwszym wyborem. Jest bardzo „legijnym” klubem, czuje się niesamowita więź z Legią, zresztą w zespole nie brakuje zawodników z przeszłością w niej. Wydawało się tych kilka lat temu, że to może być mój kolejny krok. Stało się inaczej, byłem w Pruszkowie i Siedlcach, a teraz naprawdę się cieszę, że się tu znalazłem.
„W Zniczu celem było utrzymanie, a zrobiliśmy awans. Może w Pogoni będzie podobnie” – mówił pan kilka tygodni temu. Zagłębie plany ma sprecyzowane, jest ciśnienie na awans…
DARIUSZ BANASIK: - Jeżeli podejmuje się pracę w takim klubie, to wiadomo, że trzeba będzie się zmierzyć z tymi oczekiwaniami. Będąc w Legii, ta presja jednak też była. Prowadziło się utalentowanych zawodników, więc każdy wymagał wyników i postępu. Presja w Sosnowcu będzie, ale wolę, by padła na mnie, a nie zawodników. Jestem od tego, by zespół odczuwał ją mniej, zajął się grą, by głowy były swobodne.
Ekstraklasa to takie magiczne słowo?
DARIUSZ BANASIK: - To jest na nią bardzo dobry moment. Bardzo cenię drużynę Zagłębia. Jeśli nie jest najlepsza, to z pewnością jedna z najlepszych w pierwszej lidze. Szanse na awans są bardzo duże i takie cele będę stawiał przed zawodnikami. Gramy, by piąć się w górę, wygrywać, awansować. Nie po to obejmuję zespół z 3. miejsca i z trzema punktami straty do lidera, by bić się o pierwszą piątkę czy siódemkę. To byłaby głupota. Któryś z kolegów fajnie o mnie powiedział: „Masz wzorcowy model kariery, by dostać się do ekstraklasy”. Wszystko idzie po kolei – tak, jak powinno. Ja to porównuję do zawodników. Nieraz się spieszą, chcą już grać na wysokim poziomie, mimo że nie są gotowi. Może ja też potrzebowałem tych lat obycia, by trafić do ekstraklasy.
Tak długie przetarcie w piłce juniorskiej, młodzieżowej, teraz pomaga?
DARIUSZ BANASIK: - W Polsce jest taka opinia, że jeśli ktoś pracował z młodzieżą, to nie do końca nadaje się do piłki seniorskiej. Twierdzę jednak, że jeśli przeszedłeś przez te wszystkie szczeble, to będziesz miał nawet większe szanse utrzymania się potem na stanowisku w „dorosłej” piłce. Masz inne podejście. Nie chcę nikogo deprecjonować, ale mając pewne doświadczenia, czasem inaczej patrzy się na danego zawodnika. Daje mu się większy margines błędu, łatwiej wprowadza młodych, rozmawia z nimi. Przejście z piłki młodzieżowej do seniorskiej jest najtrudniejsze, nagle nastolatek może odbić się jak od ściany. „Przerobiłem” wielu zawodników, którzy weszli potem nawet na poziom reprezentacji. To mi pomaga. Byłem w Legii, na turniejach grałem z zespołami klasy Milanu, Interu, Borussii Dortmund. Czerpałem wzorce i to dziś działa na mój plus.
To prawda, że kiedyś w tym przejściu z piłki młodzieżowej do seniorskiej pomógł pan samemu… Robertowi Lewandowskiemu?
DARIUSZ BANASIK: - Będąc jeszcze na studiach, pracowałem w Delcie Warszawa z Jackiem Mazurkiem, który dziś jest dyrektorem akademii Legii. Byłem już związany z tym warszawskim środowiskiem, powiedziałem Jackowi: „Ściągnijmy tego chłopaka”. Akurat miałem znajomego, który pracował w Varsovii, gdzie grał wtedy Robert. I tak od telefonu do telefonu… Zaproponował by wziąć go do czwartoligowej wtedy Delty. W rozgrywkach juniorskich strasznie wyróżniał się na tle rówieśników. Rzucała się w oczy jego decyzyjność. Grał jak dorosły zawodnik. Bez prostych, głupich błędów. Był wtedy środkowym pomocnikiem; o ile dobrze pamiętam, z „dziesiątką” na koszulce. Potem, również dzięki moim namowom, trafił do Legii. Co było później, wszyscy wiemy.
Nie wiemy za to za wiele o pana przygodzie z piłką, jeszcze po tej drugiej, zawodniczej stronie barykady.
DARIUSZ BANASIK: - Urodziłem się i wychowałem w Łęczycy. Tam też trenowałem do 18. roku życia. Potem wyjechałem do GKS-u Bełchatów, do ówczesnej drugiej ligi. Zderzyłem się z seniorską piłkę, nie wytrzymałem tego. Nie byłem przygotowany na przeskok z czwartej ligi. Zmagałem się z kontuzjami… Wróciłem jeszcze do Łęczycy, ale szybko zdecydowałem, że postawię na „trenerkę”. Studiowałem w Warszawie, Mieliśmy niesamowicie fajną ekipę. Byliśmy na roku z Robertem Podolińskim, Leszkiem Ojrzyńskim, Piotrem Stokowcem, wyżej był Maciej Skorża… Naszym mentorem był trener Rudolf Kapera. Bardzo krótko trzymał nas na zajęciach, poza nimi zresztą też. Ukształtował nas jako studentów i trenerów. Grałem jeszcze wtedy w AZS-ie AWF-ie Warszawa, w czwartej lidze; na środku pomocy, razem z Podolińskim i Jarkiem Wójcikiem. W Bełchatowie byłem z kolei prawym pomocnikiem, a z Łęczycy wyjeżdżałem jako napastnik, strzelający całkiem sporo goli.
Równie wszechstronne ma być Zagłębie?
DARIUSZ BANASIK: - (śmiech). Wszyscy pytają o takie niuanse. Taktyka ma być dostosowana do możliwości zawodników. Jeśli będziemy mieć dwóch dobrych napastników i to nam wypali, to zagramy dwójką z przodu. Jeśli okażemy się skuteczni z kontry – to z kontry. Chcę grać przede wszystkim skutecznie. Muszę najpierw poznać ten zespół od środka, a taktykę dopasujemy. Oczywiście, zespół powinien umieć nie tylko jeden styl. Nie można się ograniczać do jednego systemu.
Listę potencjalnych wzmocnień ma pan już gotową?
DARIUSZ BANASIK: - Moja wizja musi być zbieżna z wizją klubu. Będziemy rozmawiali z dyrektorem sportowym, sztabem i podejmowali decyzje. Sytuacja jest komfortowa, bo do ligi są aż trzy miesiące. Mamy czas. Chciałbym dać zawodnikom szansę. Wydaje mi się, że wiem, czego Zagłębiu potrzeba i jakie są plusy czy minusy. Nie chcę robić rewolucji. Zespół jest budowany tu od dłuższego czasu, za dużo roszad nie ma co robić. Będziemy się oczywiście starać wzmocnić, ale nie tak, by budować coś od nowa.
Kogoś z Siedlec pan za sobą pociągnie?
DARIUSZ BANASIK: - Zimą – na pewno nie, tym bardziej, że chłopaki mają kontrakty i pewnie nie byłoby nawet takiej opcji. Zobaczymy, co będzie później. W Pogoni nie brakuje wyróżniających się, godnych uwagi graczy, ale dziś nie widzę takiej potrzeby.
Legia panu pomoże? Mówiło się, że Bogusław Leśnodorski miał swój udział w pana przeprowadzce z Siedlec do Sosnowca.
DARIUSZ BANASIK: - Gdy tylko jestem w Warszawie, zawsze zaglądam na Legię, ale z prezesem akurat ostatnio się nie widziałem. Nie wiem, czy była taka ingerencja z jego strony, nie interesowałem się tym. Na temat wzmocnień i zawodników rozmawiam raczej z Jackiem Magierą. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt; w wielu sprawach Jacek mi pomógł. Nasze trenerskie losy są zbliżone; on po mnie przejmował rezerwy Legii, teraz ja niedługo po nim – Zagłębie. Ścieżki się krzyżują. Myślę, że Jacek będzie miał dużo do powiedzenia w kwestii ewentualnych wypożyczeń zawodników Legii do Sosnowca. Będą konkrety – będą rozmowy.
Na koniec: co chciałby pan sobie pomyśleć w czerwcu?
DARIUSZ BANASIK: - Chciałbym poczuć się szczęśliwym, a by tak było, trzeba osiągnąć cel i skończyć na miejscu premiowanym awansem. To byłoby dla mnie spełnienie pewnego etapu trenerskiej kariery, a dla całego Zagłębia, kibiców, miasta – niesamowite wydarzenie.
http://katowickisport.pl/pilka-nozna/i- ... 12479.html