Luis napisał(a):Dziwie sie, ze Jaroszewski z takim spokojem podchodzi do sytuacji z Mandryszem i jeszcze mowi, ze za jakis czas pogadaja ponownie. Prosta pilka. Nie chciales sie zgodzic na rozwiazanie, ok, alr w takim razie pracujesz jak na etacie. Jakies zajecie by sie na pewno znalazlo. Kiedys czytalem artykul o jakims pilkarzu, ktory nie zgodzil sie na rozwiazanie kontraktu i w zamian mial tak.ja reszta 2 treningi dziennie. Tylko on mial treningi indywidualne i musial popracowac nad takimi aspektami gry, do ktorych musiala byc adektatna temperatura, wiec trenowal o 24 i 6 rano
)) da sie? Da sie.
Myślę, że M. Jaroszewskiemu pozostaje tylko ze spokojem podchodzić - albo udawać spokój! I to nie tylko dlatego, że sądzę, iż przed tym tak "genialnym" dla niektórych Kolegów rozwiązaniem problemu, P. Mandrysz jest wystarczająco zabezpieczony, czyli np. ma odpowiednie zapisy, które go chronią. Np. ścisłe wyliczenie zajęć, jakimi można go obciążyć, bez słynnej klauzuli "i inne prace polecone przez przełożonego", czy tam "inne polecone przez przełożonego na poziomie wykształcenia zawodowego" (względnie tak są obudowane, że np ponieważ ma UEFA-Pro, to może pracować tylko tam, gdzie jest to minimum wymagane). Oprócz tego zaś zaś - to to, co sygnalizowałem, że są różne powody, dla których Prezes musi dzielnie prezentować się jak oaza spokoju - jest też możliwe, że M. Jaroszewski może mieć świadomość, że już jedną nieuczciwość zrobił, zwalniając pomimo tego, że jasno umawiał się z P. Mandryszem inaczej, np. gwarantował, i/lub zapewniał, że teraz ma czas P. Mandrysz nawet do końca sezonu na rozejrrzenie się, nawet jeżeli nie awansują, nawet jeżeli porządkowanie szatni będzie bolesne: i nawet wtedy nie zostanie zwolniony, tylko ma zbudować zespół, który gwarantuje spokojne utrzymanie w Ekstraklasie 2019/20 (kiedy więc ani S. Dudek ani K. Markowski raczej nie dadzą rady). Toteż teraz Prezes drugiego kroku na rzecz gnojenia P. Mandrysza przez S. Dudka nie chce jednak ryzykować. Także i dlatego, że z punktu widzenia interesów jego osoby dobrze jest jak najwięcej ciszy być może. Może bowiem zderzyły się dwie umowy, jakie miał z ludźmi. Tzn - co trochę jeszcze inne światło daje w sprawie S. Dudka - był z nim umówiony, że po zakończeniu kariery piłkarskiej dołącza do Klubu jako efektywny pracownik (w PRLu mówiło się "działacz").
W każdym razie, gdyby tak nie było, że P. Mandrysz jest zabezpieczony przed wygłupami, mściwością i złośliwością (bo czymże jest wymyślanie pracy o 24:00 w tych zawodach) to może by były dopuszczalne takie gierki, ale tylko na krótką metę, dla skłonienia do rozwiązania. I tu nie ma gwarancji [ten - prawdopodobnie - wspominany przez Kolegę wypadek, przynajmniej precedens, to był przypadek D. Kokosińskiego, którego J. Wojciechowski też nie chciał latami chyba tak traktować, tylko właśnie doprowadzić do ugody, której tenże nie chciał podpisać, bo, jak mówiono, po prostu dobrze wiedział, że z jego poziomem gry takiej kasy nigdzie nie dostanie, więc bardziej mu się opłacało robić te wygibasy polecane i tak powstał tzw. Klub Kokosa. Z przypadkiem P. Mandrysza podobieństwo jest jedynie w błędzie/niekompetencjach prezesowskich, bo jak nieszczęściem J. Wojciechowskiego było, gdy wchodził do piłki, że miał kiepskich doradców i to skutkowało sprowadzeniem do Ekstraklasy piłkarza poziomu okręgówki - tak i M. Jaroszewski chyba tu nie wykazał się, np. jeżeli chodzi o zdolność przewidywania, przynajmniej. Natomiast różnicą jest to, że P. Mandrysz nie z racji kompetencji, ale raczej prestiżu może być zainteresowany nie zgodzeniem się (a to zakładałaby ugoda) z taką właśnie ugodą za tanią cenę (niekoniecznie pieniężną, ale w czymś, co prestiż trenerski mu utrzyma); tu bardziej pasuje analogia do przypadku H. Kasperczaka w Wiśle]. Choćby dlatego więc na długie stosowanie takiej praktyki nie bardzo może się decydować M. Jaroszeski, że koszta piarowe za duże Zagłębie poniesie: to dopiero nagonka w prasie (po części słusznie, bo to eskalacja zjawiska na trenerów, więc kolejna dyskusja wokół problemu) - i nawet kumple Prezesa piszący po jego linii, żeby nie powiedzieć "pod dyktando", "na zamówienie", tylko "tak, jak zrobić by koledze się przysłużyć": mogliby się zbiesić... A byłyby to dodatkowe koszty do doliczenia do "pod publiczkę kary S.Dudka", do kolejnego jego kontraktu, do rozwiązania umowy z J. Wilkiem, do samego spłacanie P,Mandrysza - i może jeszcze do czegoś. W sumie, jest to poważny bilans smutny, lepiej jest M. Jaroszewskiemu nie wyciągać go np. pod dziennikarskie obróbki - tak pod kątem widzenia powodzenia klubu, jak i pod kątem tego, że w gruncie rzeczy zarządza publicznymi pieniędzmi, to wszystkim zwykłym ludziom powinien by się umieć wytłumaczyć, nawet tym, co fanami futbolu nie są.
Co do samego represyjnego wymyślania absurdalnych poleceń w pracy, które ktoś musi podjąć... jak to było np. w słynnym Klubie Kokosa. Hm. Oryginalnym by było, gdyby teraz przy P. Mandryszu optowali za tym ci, co kiedy była sytuacja z D. Kokosińskim na J. Wojciechowskiego pomstowali, że skandal, niedopuszczalne itp. Bardziej naturalne jest rozważanie tej możliwości u tych, co przynajmniej nie wykluczali absolutnie i wtedy takich rozwązań, dopuszczali rozważalność takich decyzji (tak się wtedy mniej więcej sytuowałem, choć nie rozstrzygałem, czy faktycznie takie okoliczności występują i obawiałem się, że podrażnione ego J. Wojciechowskiego mogło dyktować już wredne złośliwości: ale rozumiałem, że pewnie się zorientował, że D. Kokosińskiemu się bardziej opłaca trwać przy tym kontrakcie niż gdzie indziej roboty szukać, toteż zrozumiałe jest, że musiało "skręcać" J. Wojciechowskiego, że całkiem za darmo, z racji błędu prezesowskiego (i doradców) zatrudnienia niekompetentnego, miałby "za nic" ze strony pracownika płacić grubą kasę). W każdym razie, jak napisałem, w sprawie P. Mandrysza zachodzi analogia trochę złożona, bo oprócz sprawy dlaczego w tej konfiguracji zatrudniał go Prezes - analogia chyba bardziej do przypadku H. Kasperczaka. No i jeszcze - ta sprawa precedensowości, eskalacji "kokosowatości" także na środowisko trenerskie. Wszystko oczywiście jest do rozważania - ale sądzę, jak napisałem, że M. Jaroszewski uznaje, że tych wszystkich kosztów nie warto mnożyć.