Moderatorzy: flex, turku, Landryn, Smazu, krzysiu, LucasUSA, swiezy52
slawekchicago napisał(a):I co klamco
W szponach dyrektorów sportowych
Bardzo trudno jest zdefiniować funkcję dyrektora sportowego, bo w każdym klubie obowiązki człowieka zatrudnionego na tym stanowisku są nieco inne. Można jednak znaleźć kilka punktów wspólnych. Dyrektor sportowy ma przeprowadzać transfery, prowadzić negocjacje, zwalniać i zatrudniać personel i – co być może najważniejsze – ma być łącznikiem między zarządem a sztabem trenerskim. Ma wspierać trenera w sprawach, w których wspierać go może, ma pomagać prezesowi w zrozumieniu aspektów czysto sportowych.
Drugi po Bogu
W idealnym świecie dyrektor sportowy nie jest bezpośrednim zwierzchnikiem trenera, a ze swoich obowiązków rozliczany jest przed zarząd. Futbolowy świat, zwłaszcza ten w Hiszpanii, nie jest jednak idealny. Nad Ebro jak grzyby po deszczu wyrastają kolejni wszechwładni dyrektorzy sportowi, którzy w garści trzymają nie tylko trenera, ale często również prezesa. Dobrym przykładem jest Vlada Stosić z Betisu, który, przejmując władzę trzy lata temu, był jednym z czterech ludzi odpowiedzialnych za pion sportowy, a teraz, dzięki umiejętnym grom wewnątrz klubu, nie ma już żadnej konkurencji. We wrześniu zwolniony został Emilio Vega, ostatni w Betisie człowiek, który otwarcie przeciwstawiał się władzy Serba. Stosić dobrał sobie nowych, uległych współpracowników i teraz robi to, na co ma ochotę. Można się spierać, czy niedawne zwolnienie trenera Pepe Mela było dobrą decyzją, ale w wielkim schemacie rzeczy nie ma to znaczenia. Znaczenie ma za to to, że nikt nie ma wątpliwości, że Madrytczyka zwolnił właśnie Stosić. Obaj panowie za sobą nie przepadali i dyrektor tylko czekał na okazję, by pozbyć się ambitnego i uwielbianego przez kibiców trenera. Na odchodne Mel w zawoalowany sposób wyjawił zapewne jeden z ważniejszych aspektów konfliktu: – Moje stosunki ze Stosiciem były normalne. Po prostu trener nie zawsze może dostać to, czego by chciał – stwierdził szkoleniowiec. Betis notuje ostatnio beznadziejne wyniki i trudno spodziewać się, żeby w zimowym oknie transferowym udało się wzmocnić drużynę na tyle, by przyszłość zaczęła malować się w zdecydowanie jasnych barwach. Do tego potrzeba kogoś znacznie bieglejszego w sztuce kupowania zawodników niż Vlada.
Może świadomie, a może nieświadomie, drogą podobną do Betisu poszła w ostatnich tygodniach Valencia, gdzie nieco nieporadnego Braulio Vazqueza na stanowisku dyrektora sportowego zastąpił były gwiazdor drużyny – Paco Rufete. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Hiszpan na starcie dostał zadanie oceny pracy trenera Djukicia i podjęcie ewentualnej decyzji o jego zwolnieniu. Prezes Amadeo Salvo uniemożliwił jakąkolwiek sprawną współpracę na linii trener – dyrektor sportowy. Rufete nie jest łącznikiem, jest inkwizytorem stojącym w cieniu gabinetu trenera z katowskim toporem w jednej ręce i z księgą dobrym i złych uczynków Serba w drugiej.
Jeszcze większą władzę w swoich rękach skupia cieszący się sławą jednego z najlepszych specjalistów w swoim fachu na świecie Monchi z Sevilli. W klubie z Andaluzji sytuacja jest jednak nieco inna. Dyrektor sportowy ma tam władzę niemal równą prezesowi, ale nie dzieje się tak dlatego, że były bramkarz klubu z Sanchez Pizjuan cierpi na przerost ego i nieustającą potrzebę bycia kimś ważnym. Monchi rządził, bo pełniący do niedawna funkcję prezesa del Nido miał inne rzeczy na głowie. Teraz, gdy dotychczasowy sternik klubu sposobi się do walki o niepójście do więzienia, dyrektor sportowy musi zapanować nad chaosem. Monchi dał sobie radę w przeszłości, więc da sobie radę również teraz. Gdy ogłoszono wiadomość, że Jose Maria del Nido został skazany na siedem lat pozbawienia wolności, to właśnie dyrektor sportowy klubu zwołał zebranie zawodników i zapewnił ich, że sytuacja jest pod kontrolą. Przynajmniej na razie. Nie wiadomo jednak, co będzie, gdy Monchi zrealizuje zapowiadany od dawna plan usunięcia się w cień.
Władza deprawuje
Loren, dyrektor sportowy Realu Sociedad San Sebastian, jest dobrym przykładem na to, że nie wrzucenie klubowej legendy do struktur klubu nie zawsze jest dobrym pomysłem. Bask, zaufany człowiek prezesa Jokina Aperribaya, zawalił ostatnie okno transferowe tak, że chyba nawet znany ze swej nieudolności Andoni Zubizarreta (który jest doskonałym przykładem dyrektora nieudolnego) nie zrobiłby tego lepiej. To można mu wybaczyć, nie tacy jak on potykali się w walce o wzmocnienie składu. Znacznie poważniejszym problemem jest to, że Loren ciągle kombinuje coś na lewo, prowadzi nieźle ukryte, ale jednak coraz częściej wychodzące na powierzchnię interesy, które nie mają nic wspólnego z dobrem klubu. Sporo szumu było już przy transferze Carlosa Veli, gdy okazało się, że Loren negocjował go tak umiejętnie, że Real Sociedad zapłacił więcej niż powinien, a nadwyżka wylądowała między innymi na koncie agencji I.D.U.B, która – niespodzianka! – prowadzona jest przez bliskich znajomych dyrektora. Ostatnio wyszły na jaw kolejne informacje na temat nadmiernego zaangażowania wyżej wymienionej agencji w sprawy klubu. Powiązani z Lorenem (i z I.D.U.B.) agenci dostali do Baska pozwolenie na szukanie nowych pracodawców dla Inigo Martineza (stąd zapewne plotki Marki o zainteresowaniu Realu Madryt), Antoine'a Griezmanna i Claudio Bravo. O ile sprzedaż dwóch pierwszych w dłuższej perspektywie jest nieunikniona, o tyle próby przehandlowania Chilijczyka można uznać za najzwyklejszą zdradę klubu i jego interesów. W tym momencie w kwestii transferów do i z Realu Sociedad bardzo mało może zdarzyć się bez wiedzy I.D.U.B., mimo że oficjalnie panowie Ibanez, Duran, Uralde i Biurrun pełnią jedynie funkcję konsultantów.
Nie do zastąpienia
Kluby takie jak Levante, Rayo czy Getafe mają inny problem z dyrektorami sportowymi, mimo że na pierwszy rzut oka wydawać może się, że problemu wcale nie ma. Chodzi o uzależnienie – Levante, gdyby z klubu odszedł Manolo Salvador (nomen omen – jego nazwisko w tłumaczeniu na polski to „Zbawiciel”) pewnie od razu spadłoby z ligi. Podobnie jest z Rayo, gdzie Felipe Minambres co pół roku kleci za grosze kadrę, która jest w stanie utrzymać się w lidze. W Getafe prezes Angel Torres bez ogródek przyznaje, że nawet przez myśli mu przechodzi, żeby wtrącać się do działań Toniego Munoza. Cała trójka to ludzie, których ważność dla klubów osiąga wręcz absurdalne poziomy. I oni zdają sobie z tego sprawę. Gdy Salvadorowi niedawno kończył się kontrakt (jego klauzula odejścia wynosiła tylko 200 tysięcy euro) i zaczęły zgłaszać się po niego kluby znacznie bogatsze i stabilniejsze niż Levante, Hiszpan wszystkie oferty odrzucił i prolongował umowę, tłumacząc, że nikt nigdzie nie dałby mu takiej władzy i autonomii, jaką ma w klubie zarządzanym przez Quico Catalana. Sam prezes, pytany o swojego podwładnego, mówi: – Manolo jest najważniejszą osobą w Levante, bez niego byśmy sobie nie poradzili.
Wszystko jest dobrze, dopóki wybitni dyrektorzy sportowi są w klubie. Jednak nawet jeśli jest im tam jak w raju, kiedyś przyjdzie moment, gdy pan Salvador z panem Minambresem znikną. I wtedy będzie płacz i zgrzytanie zębów, bo znalezienie godnych następców może okazać się misją niemożliwą do zrealizowania.
W poszukiwaniu ideału
Gdybyśmy mieli wskazać dyrektora sportowego, który w hiszpańskim klubie wykonuje najlepszą pracę, jednocześnie nie uzurpując sobie nadmiernej władzy, musielibyśmy wskazać na kogoś z trójki Caminero (Atletico), Amorrortu (Athletic), Pardeza (Real Madryt). Pierwszy najsprawniej porusza się po rynku transferowym, drugi jest wybitnym zarządcą i ma oko do juniorów, a trzeci… Trzeci robi to, co do niego należy i nie wychyla się do tego stopnia, że nawet hiszpańska Wikipedia twierdzi, że dyrektorem sportowym Realu Madryt jest nie Pardeza, a Zinedine Zidane. Ale kto wie, może najlepszym rozwiązaniem jest to zastosowane w Villarrealu, gdzie dyrektora sportowego aktualnie nie ma, a za transfery odpowiada bardzo wpływowy i szanowany wiceprezes Jose Manuel Llaneza. Lepiej u źródła zablokować możliwość wszelkich nadużyć władzy niż potem z tymi nadużyciami walczyć.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników