Wiadomo w jakim tonie Prezes będzie się wypowiadał na spotkaniu:
Marcin Jaroszewski: W tym pędzie dostaliśmy zadyszki...
Sosnowcu bardzo mocno przeżywają ostatnie niepowodzenia Zagłębia, jednak o wywieszeniu białej flagi nie ma mowy. - Wygląda na to, że w tym pędzie po realizację marzeń dostaliśmy zadyszki, potknęliśmy się i rozpaczliwie szukamy miejsca podparcia, żeby nie wyrżnąć twarzą w beton! - w tak mocnych słowach ocenia sytuację swojego klubu prezes Zagłębia.
JERZY MUCHA: Czy Zagłębie jeszcze myśli o ekstraklasie, czy też powinno spojrzeć bardziej realnie na sprawę i... rozpocząć akcję zabezpieczania tyłów?
MARCIN JAROSZEWSKI: - Sosnowiec jest takim miejscem, a Zagłębie takim klubem, że zawsze się myśli. To jest cel główny w jakiejś tam – oby jak najbliższej - perspektywie. Ostatnio wydawał się na wyciągnięcie ręki, jeszcze wcześniej był realny, a jeszcze wcześniej to... byliśmy w II lidze. Chcemy wszystko szybko. Takie jest dziś życie, sport, wymagania kibiców. Wygląda na to, że w tym pędzie po realizację marzeń dostaliśmy zadyszki, potknęliśmy się i rozpaczliwie szukamy miejsca podparcia, żeby nie wyrżnąć twarzą w beton. W zeszłym sezonie po 10 kolejkach Mielec miał 5 punktów, Grudziądz 11, a Zabrze 12. Zagłębie miało 21. Co mam powiedzieć? Gramy dalej.
Po ostatnich dwóch porażkach kibice Zagłębia są mocno sfrustrowani, obrywa się nie tylko drużynie i trenerowi, ale także władzom klubu. Co gorsza, frekwencja na Stadionie Ludowym to już jest dramat... Może kibice powinni dostać jasny sygnał z klubu, jakie kroki zostaną podjęte, by ratować ten sezon?
MARCIN JAROSZEWSKI: - Sygnał jest taki, że musimy wytrzymać ciśnienie. Zagłębie od blisko 30 lat, poza krótkim epizodem bez szans na utrzymanie, w ekstraklasie nie grało. Większość swego bytu po 90 roku spędziło w niższych ligach. Mnie nic nie zwalnia z obowiązku budowania silnego klubu i po ponad 4 latach pracy, nie powieszę się, bo akurat przyszedł gorszy miesiąc czy dwa. Kibice powinni cieszyć się, że ich klub krok po kroku się odbudowuje, że gramy od 4 lat w górze tabeli, walczymy co sezon o awans, graliśmy w półfinale Pucharu Polski, co na szczeblu centralnym jest najlepszym wynikiem klubu od blisko 40 lat. Tym 700 osobom, które były na meczu z Wigrami bardzo dziękuję za to, że są z nami na dobre i złe i mają prawo wykrzyczeć swój żal. Tak samo się martwimy jak oni i takie same mamy obawy. O powrót reszty będziemy walczyć na boisku. Frekwencja to też obraz szacunku kibica dla klubu. W Zabrzu po spadku chodziło 10 tysięcy, w Chorzowie chodzi 5 tysięcy... Cóż. To chyba głębszy problem nas wszystkich. Cały czas źle nie będzie. Mamy za dobrych piłkarzy, by nie myśleć o pełnej puli w tym sezonie.
Zastanawiał się Pan, co jest przyczyną tej huśtawki formy, braku skuteczności?
MARCIN JAROSZEWSKI: - Nowa grupa ludzi, która dopiero się poznaje, dociera. Pewnie zmiany trenerów, których tyle było, ale zawsze doraźnie przekładały się na niezły wynik, choć awansu do ekstraklasy niestety nie było. Moje drugie imię nie brzmi „Cierpliwy". Może dobrze, może źle? Co jeszcze? Pewnie ogólna atmosfera w klubie po tym nieszczęsnym meczu w Głogowie. Kilka osób chciało rezygnować z pracy... Porażki dotyczą nie tylko pierwszej drużyny. Przegrywa cały klub, co czuć do dziś. Część nowych piłkarzy chyba potrzebuje więcej czasu, by dobrze się u nas poczuć. Specyficzny klimat tego klubu to nie puste słowa, ale to w końcu zawodowcy. Potrzeba nam spokoju, wiary, że dobrze pracujemy, a widać, że drużyna potrafi zagrać bardzo dobrze i porywająco. To jest sport, po prostu czasami jest źle i Zagłębie nie jest tu jakimś wyjątkiem.
Ciągłe zmiany trenerów i zawodników, wymiana praktyczne całej kadry przed sezonem nie służą stabilizacji, jak również procesowi budowy silnego klubu. To nie jest recepta na sukces...
MARCIN JAROSZEWSKI: - Tak, kiedy byłem dziennikarzem, też powtarzałem te mądre, książkowe frazesy i miałem wiele gotowych recept. A potem skonfrontowałem te „swoje mądrości" z rzeczywistością i musiałem kilka osób przeprosić. To tak jak z ekspertami piłkarskimi. Z jakiegoś powodu siedzą w studio, a nie na ławce trenerskiej... Nie zdarzyło mi się po słabszym programie, czy artykule, nie spać, brać środki na uspokojenie, czy mieć dosyć wszystkiego, mieć rozpieprzone życie. Tutaj to mam w standardzie. Cóż! „Krytyk i eunuch z jednej są parafii, każdy wie jak robić, żaden nie potrafi". Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, ale teoretycznie, to wszyscy jesteśmy znawcami branży.
Co dalej z Zagłębiem? Stagnacja czy też zakasujecie rękawy i... ucieczka do przodu?
MARCIN JAROSZEWSKI: - W internecie znalazłem dwie osoby, które mogą wiedzieć na pewno. Katowice, wróżka Sara i Katowice, pani Lidia - wróżka. Nie wiem, może w Sosnowcu też ktoś ma szklana kulę... Ale prawdopodobnie będzie dużo lepiej. Opieram to na potencjale drużyny, którą mamy. Nie wierzę, że nie zaczniemy punktować.
A może potrzebny jest kolejny wstrząs w tej drużynie? Brakuje w niej zawodnika, który byłby jej niekwestionowanym liderem, potrafiłby ją pociągnąć do przodu.
MARCIN JAROSZEWSKI: - Myślę, że nie brakuje. Są Tomek Nowak, Dawid Kudła, Matko Perdijić. Liczę, że Arek Jędrych czy Adam Banasiak też mocno poczują odpowiedzialność i złapią szatnię. Hierarchia się buduje. Może jeszcze wykreuje się jakiś kolejny odpowiedzialny, może Wojtek Łuczak? Może „Mular"? Jest wychowankiem, ma 19 lat, ale to jego klub i pora wyjąć go spod klosza. Za młody nie jest. Moim
http://katowickisport.pl/pilka-nozna/ka ... 12479.html