Dwiesta, nie dwieście - Zagłębiacy w szatni Rozwoju - Na posiłkach trenerzy i prezes Dziura czasami się śmieją ze mnie, że nie wiem, co to jest golonko, żymła czy kejza - opowiada z uśmiechem Adrian Siemieniec. Dla 20-letniego asystenta Mirosława Smyły sobotnie spotkanie Rozwoju w Sosnowcu będzie meczem z gatunku wyjątkowych...
W sobotę Rozwój czeka szalenie atrakcyjnie zapowiadający się mecz. Wizyty na Stadionie Ludowym w Sosnowcu chyba u wszystkich drugoligowych drużyn powodują dodatkowy dreszczyk emocji, a przedstawicieli Górnego Śląska zwłaszcza...
W naszej drużynie również nie brakuje osób, dla których to bój z Zagłębiem nie będzie oznaczał li tylko zwykłą ligową młóckę. Znajdziemy je jednak nie na murawie, a ławce rezerwowych. Jedną z nich jest Adrian Siemieniec. Asystent trenera Mirosława Smyły to rodowity Zagłębiak. Mieszka w Czeladzi, a pracuje nie tylko w Rozwoju, ale i... Zagłębiu. Prowadzi zespół sosnowieckich trampkarzy z rocznika 2004.
- Zastanawiałem się, jak podejść do tego meczu. Czy na przykład cieszyć się po bramce dla nas? Doszedłem do wniosku, że naturalność przede wszystkim. Może nie mam rozdartego serca, ale czuję w podświadomości, że jestem z Zagłębia. Na sentymenty jednak miejsca nie ma. Gdy sędzia zagwiżdże po raz pierwszy, nie będę zwracał uwagi na to, że jestem z Czeladzi, że przez całe życie mieszkam w Zagłębiu Dąbrowskim. Będę myślał o tym, co zrobić, by Rozwój grał jak najlepiej, i żeby zdobył trzy punkty, a z ewentualnego zwycięstwa będę się cieszył tak, jak cieszyłem się po sukcesie w Polkowicach - mówi Siemieniec.
Asystent trenera Smyły w Zagłębiu nigdy nie grał, a i na trybuny Stadionu Ludowego z szalkiem nie chodził, ale siłą rzeczy za sosnowiecki klub trzyma kciuki. - Zagłębie zawsze było mi bliskie i życzę mu jak najlepiej. Ma miejsce w moim sercu, ale Rozwój w tej chwili jest dla mnie ważniejszy. Tu pracuję w drużynie seniorów i tu jestem w pewnym stopniu odpowiedzialny za wynik. Moja historia potoczyła się tak, że nawet więcej zawdzięczam Śląskowi. W Polonii Bytom zweryfikowano mnie jako piłkarza, ale złapałem trenerskiego „bakcyla” i poprzez znajomość z trenerem Danielem Wojtaszem oraz Mirosławem Smyłą teraz jestem w tym miejscu. Mecz w Sosnowcu będzie w pewnym sensie ukoronowaniem trzech lat moje ciężkiej pracy. Treningi z dziećmi, opłacane z własnej kieszeni wyjazdy na konferencje, inwestycje w siebie, w książki, płyty, materiały... To teraz się zwraca. Na trybunach będą moi znajomi czy trenerzy i będą mogli powiedzieć: „O, ten gość idzie do góry” - podkreśla Adrian Siemieniec.
Jest z pewnością jednym z najmłodszych, a wielce prawdopodobne że w ogóle najmłodszym asystentem, jaki kiedykolwiek pracował w drugiej lidze zachodniej. Urodził się 13 stycznia 1992 roku, ale mimo młodego wieku ma już całkiem spory bagaż doświadczeń. Swego czasu odbył staż we wspomnianej Polonii Bytom u Dariusza Fornalaka. Do Rozwoju trafił niedawno. Początkowo tu również terminował jako stażysta. - Starałem się mocno przez te dwa tygodnie pracować, potwierdzając swoją wartość. Potem trener Smyła, który jest bardzo ważną osobą dla mojego rozwoju, zaproponował mi kontynuowanie współpracy. Widział mnie w sztabie szkoleniowym na drugą ligę, a ja oczywiście się zgodziłem. Zarząd również wyraził zgodę, podpisałem umowę, no i jestem... - tłumaczy 20-latek.
Jakie jest jego trenerskie marzenie? - Kiedyś rozmawiał o tym ze mną trener Smyła - uśmiecha się. - Godzina 20:00, 30 tysięcy ludzi na trybunach... Światła się zapalają, udzielam wywiadu, a po chwili moja drużyna wychodzi i zaczynamy mecz. Nieważne, czy w ekstraklasie, Primera Division czy Serie A. Na dziś pierwszym marzeniem jest ekstraklasa. Chcę się uczyć, chcę się rozwijać i może kiedyś tam trafię. Może jako pierwszy trener, a może jako drugi bądź asystent. Do tego będę dążył. Na razie jednak w przyszłość daleko nie wybiegam. Cieszę się z każdego treningu, każdego meczu, z każdej minuty spędzonej na ławce. Wkładam całe serce w to, co robię, bo sama pracowitość i ambicja nie wystarczy. Musi być jeszcze coś więcej...
Najbliższa przyszłość Rozwoju to spotkanie z Zagłębiem, które szczególne będzie nie tylko dla Adriana Siemieńca. Beniaminek drugiej ligi reprezentację regionu zagłębiowskiego ma przecież liczniejszą. Przez wiele lat z Sosnowca na Zgody dojeżdżał przecież (dziś mieszkający w Chorzowie) fizjoterapeuta Maciej Mozes, a zza Brynicy pochodzi również wychowanek Czarnych Sosnowiec Tomasz Stranc. Od dłuższego czasu niestety kontuzjowany.
- Na posiłkach trenerzy i prezes Dziura czasami się śmieją ze mnie, że nie wiem, co to jest golonko, żymła czy kejza. Jestem jednak na Śląsku i mam do tego dystans, a swoich korzeni nie ma się co wstydzić. Wychowałem się na Zagłębiu, ale dziś tej granicy już tak nie odczuwam. Może z racji wieku - opowiada z uśmiechem Adrian Siemieniec. A drużyna dba o to, by stale pobierał lekcje gwary śląskiej...
- W szatni, gdzie chłopaki "godajom", siedzi się całymi dniami. W domu potem nie powiesz więc „dwieście”, tylko „dwiesta”. Maciek Mozes pewnie ma podobnie. Jest nam raźniej, bo jesteśmy dwa gorole - śmieje się młody asystent Mirosława Smyły.
http://www.strona.rozwoj.info.pl/redakc ... woju-.html