Władysław Szaryński: Edward Gierek za Zagłębie Sosnowiec niczego nie wygrał
Wojciech Todur
24 maja 2018 | 12:31
Władysław Szaryński, ikona Zagłębia Sosnowiec i Górnika Zabrze1 ZDJĘCIE
Władysław Szaryński, ikona Zagłębia Sosnowiec i Górnika Zabrze (BARTLOMIEJ BARCZYK)
0Najpiękniejszy moment... Wyprowadzam zespół w roli kapitana na Stadionie Ludowym. Ludzie wstają z miejsc i śpiewają na całe gardło. "Gdy przyjdziecie na Ludowy, to ściągnijcie czapki z głowy. Przywitajcie Szaryńskiego i drużynę całą jego". Wzruszenie i duma!
Czytasz ten artykuł, bo jesteś prenumeratorem Wyborczej. Dziękujemy!
Władysław Szaryński ma za sobą bogatą w sukcesy ligową karierę. Wychowanek Arkonii Szczecin zapracował na miano ikony Górnika Zabrze i Zagłębia Sosnowiec, z którymi zdobył dwa tytuły mistrza Polski oraz pięć Pucharów Polski. „Szarik” ma więc dzisiaj powody do dumy – Górnik w świetnym stylu wrócił do Ekstraklasy i w nagrodę zagra w europejskich pucharach, a Zagłębie ma wielkie szanse na powrót w szeregi najlepszych.
Wojciech Todur: Ma pan za sobą piękną ligową karierę, ale niestety ominęły pana sukcesy reprezentacji Polski z lat 70.
Władysław Szaryński: Przez niemal całą karierę omijały mnie kontuzje, ale jednak kilka mi się przytrafiło. W ostatnich minutach treningów, w kluczowych momentach... W 1973 roku byłem w takim gazie, że miejsce w kadrze miałem pewne na 100 procent.
Trening Górnika Zabrze. Jasiu Kowalski, nasz trener, pokrzykuje, że na koniec zajęć zagramy jeden na jednego. Pamiętam, że Jan Banaś był w parze z Zygmuntem Anczokiem. Włodzimierz Lubański z Jerzym Gorgoniem, a ja z Janem Wrażym.
Kowalski zapowiada, że po jednej akcji i kończymy. Leci Banaś, potem Lubański... Do mnie podchodzi Wraży i mówi, że skoro to ostatni raz, to pójdziemy na luzie. No to jak na luzie, to na luzie. On tymczasem wjechał we mnie obiema nogami. Załatwił mnie na osiem tygodni. W klubie byli wszyscy podłamani. Brałem wtedy ślub. Dużo poza boiskiem miałem na głowie. Mówili więc – „»Szarik” weźmie ten ślub i wreszcie na dobre załapie”. Tymczasem przez kontuzję nie grałem prawie do końca rundy. Wielu się wtedy napastników w Górniku posypało. Na czele z Lubańskim. W końcu w ataku grał piłkarz o nazwisku Kisiel. Kto go jeszcze pamięta?
Najważniejsze informacje dwa razy dziennie na Twojej poczcie
Twój adres email
Zapisuję się
Zobacz przykładowy newsletter informacje o danych osobowych i regulamin
Włodzimierz Lubański i Stanisław Oślizło
Włodzimierz Lubański i Stanisław Oślizło
A igrzyska w Monachium jak panu przeleciały koło nosa?
– To był luty. Znowu ostatnia minuta treningu. W śniegu graliśmy. Wszedłem w pole karne z dryblingiem. Joachim Szlosarek też mi wszedł obiema nogami. Chciałem się zaasekurować i pechowo upadłem na rękę.
Trener Antoni Brzeżańczyk mówi, żebym wstał, bo przecież nic mi nie jest. A ja leżę, leżę... No to on na to, że w takim razie koniec treningu.
Pozbierałem się w końcu i poszedłem do domu. Ze spaniem był kłopot. Bolało jak diabli! Jakoś przetrwałem tę noc, ale rano miałem wielki wylew na długości niemal całej ręki. Jak przyszedłem do klubu, to trener złapał się za głowę. Szybko na RTG. A tam wszystko pozrywane. Reprezentacja nie dla mnie... A wiem, że Kazimierz Górski chciał na mnie postawić. W czasie meczów kontuzji prawie nigdy nie łapałem, a tu w czasie treningu taki pech.
Władysław Szaryński (z prawej) w meczu oldbojów Sparty i Górnika Zabrze
Władysław Szaryński (z prawej) w meczu oldbojów Sparty i Górnika Zabrze Fot. GRZEGORZ CELEJEWSKI / AG
Ale był i uraz, który przytrafił się w czasie meczu i może w konsekwencji doprowadził i do tego, że zamienił pan Górnika Zabrze na Zagłębie Sosnowiec.
– To było za trenera Teodora Wieczorka. Graliśmy mecz w Pucharze Polski z trzecioligowym Górnikiem Radlin. Pojechaliśmy tam bodaj w 14. A oni zawzięci na nas, że hej. Wiadomo, Górnik Zabrze.
Pierwsza akcja. Grałem na lewym skrzydle. Wracałem za swoim zawodnikiem. Zrobiłem wślizg i poczułem, że skręciłem nogę. Pierwsza minuta spotkania. Myślę... może rozbiegam. Na ławce przecież zmienników niemal brak. Nie powiedziałem trenerowi, że boli, i do przerwy przetrwałem. Na drugą połowę też wyszedłem. Po 20 minutach trener robi zmianę, ale ściąga Banasia. I tak ze skręconą nogą grałem 90 minut. W domu okłady, noga spuchła jak bania.
Na drugi dzień przed treningiem poszedłem do lekarza. Dał mi L4, z którym trafiłem do trenera. Wieczorek na oczach całej drużyny wziął to zwolnienie i potargał mi przed twarzą. – Gdzie to sobie zrobiłeś? – podnosił głos. Nie mógł uwierzyć, że stało się to w pierwszej minucie wczorajszego meczu. I że z takim urazem grałem całe spotkanie. To niby nie była poważna kontuzja, ale nie pozwalała na normalną grę.
I było tak: do czwartku nie trenowałem, w piątek rozruch, a w sobotę na mecz. Jedziemy na Lecha. Banaś znowu po przerwie do zmiany, a ja do 90. minuty. W poniedziałek znowu nie mogłem chodzić. I takim cyklem ciągnęło się to przez kilka tygodni, a ja nie mogłem się do końca wyleczyć.
A kiedy pojawia się w tej historii Zagłębie?
– Górnik obiecał mi też wtedy mieszkanie. Z żoną byliśmy już wtedy na walizkach. Wszystko przygotowane do przeprowadzki. Tymczasem w ostatniej chwili oddali to mieszkanie innemu, nowemu... Byliśmy akurat wtedy na zgrupowaniu w Chorzowie. Gdy się dowiedziałem, że tak mnie potraktowano, to chciałem się nawet z niego zerwać. Doczekałem jednak do końca i pojechałem do Zjednoczenia Górniczego, do prezesa. No i wylałem te swoje mieszkaniowe żale. Może nawet powiedziałem w tych nerwach o słowo za dużo. Tymczasem mój żal odczytywano w klubie inaczej. „Jedna kontuzja, druga kontuzja... Nie chce mu się grać” – komentowano.
Zagłębie było wtedy na dnie. Po pierwszej rundzie miało ledwie osiem punktów. Wszyscy skazywali ich na spadek. Zagłębie chodziło za mną już wcześniej, ale odmawiałem. Jak to? Z Górnika do ostatniej drużyny w tabeli? Tyle że mój sprzeciw niewiele znaczył. Okazało się, że kluby są już dogadane. No i znalazłem się w Zagłębiu, które chciało się ratować za wszelką cenę.
Zagłębie Sosnowiec w latach 70.
Zagłębie Sosnowiec w latach 70. arch. rodzinne Koterwy
Razem ze mną do zespołu dołączyli Władysław Grotyński, Edward Maleńki, Hubert Kulanek i Henryk Loska. Co ciekawe, ostatni mecz sparingowy przed tamtym sezonem Górnik grał właśnie z Zagłębiem. Nie wyszedłem na boisko w pierwszej połowie. Właściwie to nie chciałem wyjść. Przegrywaliśmy z tymi dziećmi z Sosnowca 1:3. Potem jakoś dałem się namówić do gry i ostatecznie wygraliśmy 4:3. No a potem była ta rozmowa z prezesem, która ostatecznie doprowadziła do mojego odejścia.
W Sosnowcu zyskał pan nie tylko mieszkanie, ale i dom na resztę życia.
– Tak to się potoczyło... Na początku trafiłem pod skrzydła węgierskiego trenera Nandora Banoya. Spokojny człowiek, ale trener dobry. Z węgierskimi trenerami, a nie brakowało ich w tamtych czasach na naszych boiskach, bywało zabawnie. Właściwie to z ich tłumaczami było zabawnie. Przekręcali piłkarskie terminy. Do końca nie wiedzieli, o czym mówią, a my mieliśmy z tego ubaw.
W Zagłębiu do śmiechu jednak nikomu nie było. Tak jak mówiłem, byliśmy w bardzo trudnej sytuacji. Mówiło się wtedy, że pomógł nam się utrzymać Edward Gierek. Większej bzdury nie słyszałem... Proszę spojrzeć na rozkład meczów. Przed nami były Zagłębie Wałbrzych i Odra Opole. Pierwszy był wyjazd do Wałbrzycha, a potem Odra u siebie. Gdybyśmy przegrali, to byłoby pozamiatane. Były dwa zwycięstwa. To co? Gierek za nas wygrał? Gierka widziałem na stadionie może z raz... Był jeszcze wtedy sekretarzem w Katowicach.
Duża była wtedy różnica pomiędzy Górnikiem, a Zagłębiem?
– Za dużej to nie było. Górnik to jak na polskie realia był wielki klub, ale w Europie wciąż jednak na dorobku. W pieniądzach również nie było dużej różnicy. Wiadomo, Górnik to były europejskie puchary. Kontakty międzynarodowe. Wyjazdy do USA czy Ameryki Południowej. W Górniku siłą był zespół. Bo przecież każdy piłkarz to albo były, albo przyszły, albo aktualny reprezentant kraju.
Pamiętam taki wyjazd do Ameryki Południowej z międzylądowaniem w USA. Zatrzymaliśmy się wtedy na jedną noc w Nowym Jorku. Wiedział o tym znany piłkarz Górnika Ernest Pohl, który wtedy przebywał za oceanem. Postanowił więc odwiedzić kolegów z boiska. Pohl miał dostęp do polskich gazet, więc wiedział, że w Górniku gra synek ze Szczecina. Nie mógł tego pojąć... Jak to możliwe, że w śląskim klubie gra ktoś spoza regionu?! Regionu tak piłkarsko mocnego, że co kilka miesięcy może wysyłać w Polskę i 50 graczy.
W tym hotelu to wszystko było na wariata. Nie było listy, kto w którym pokoju śpi. Wpadliśmy późną nocą. Pohl jeszcze później. Od kolegów wiem, że pokrzykiwał „Pokażcie mi tego karlusa ze Szczecina, co gra w naszym Górniku!”. Wtedy jednak się nie spotkaliśmy. Poznaliśmy się później. Był przecież asystentem Teodora Wieczorka.
Zagłębie takiej mocnej ekipy jednak nie miało. To nie był zespół na mistrzostwo Polski. Żałuję, że chociaż raz nie udało nam się wdrapać na podium. Okazja była. Raz skończyliśmy bodaj na piątym miejscu... Jak odszedł Włodek Mazur, to zacząłem grać w ataku. Na pozycji, która zawsze była mi najbliższa. W Zabrzu jednak przez lata było skrzydło. Był taki moment i pomysł, żeby to Lubańskiego przesunąć na skrzydło. No, ale pan Włodek się nie zgodził.
A wracając do wyników Zagłębia, to dużą frajdę dawały nam wygrane w finałach Pucharu Polski na Stadionie Śląskim. Najpierw z Polonią Bytom, a potem Piastem Gliwice. Fajnie było podnieść puchar w roli kapitana. A puchar nie był taki marny jak dziś. Ważył ze 25 kilogramów. Nie było mi łatwo zasuwać z nim po długich schodach Stadionu Śląskiego.
Zagłębie Sosnowiec w latach 70. Janusz Koterwa
Zagłębie Sosnowiec w latach 70. Janusz Koterwa arch. rodzinne
W Zagłębiu szybko zapracował pan na pozycję lidera drużyny?
– Dostałem mieszkanie na osiedlu Rudna. Kilku piłkarzy mieszkało w pobliżu. Gienek Szmidt, Maciek Seweryn, Józef Kowalczyk, Marek Jędras. Włodek Mazur też tam mieszkał. Fajna grupa młodych ludzi.
Pamiętam swoje wkupne. Jestem spod znaku Koziorożca. Ze stycznia. Więc krótko po tym, jak trafiłem do Zagłębia, były moje urodziny. Zaprosiłem kolegów do restauracji Urocza u zbiegu ulicy Małachowskiego i alei Zwycięstwa. Nie chcieliśmy się narazić na niepotrzebne plotki i docinki, więc raczyliśmy się czymś mocniejszym z butelek po mineralnej. Trener Banoy mieszkał w pobliżu i tak się złożyło, że akurat tamtędy przechodził. Zajrzał do środka, a tam kilkunastu chłopa siedzi przy „mineralnej”. Nie połapał się, w czym rzecz, a na następnym treningu pochwalił nas za to, że taka fajna z nas zgrana grupa.
Jak się żyło piłkarzowi w latach 70.
– Na pewno lepiej niż większości. Ja jednak nie mam i nie miałem takiego charakteru, żeby wykorzystywać swoją popularność czy pozycję. Wiadomo, że było łatwiej o mieszkanie czy talon na samochód. Mieliśmy też ten przywilej, że mogliśmy korzystać ze sklepów górniczych. Ważniejsze były jednak koleżeńskie kontakty. Czyjaś żona pracowała w mięsnym, inna w sklepie z telewizorami. Trzeba było sobie jakoś radzić.
Dziś już chyba żalu do Górnika w panu nie ma?
– Aż tak wielkiego nigdy nie było. Mam satysfakcję, że najlepsze mecze w Zagłębiu grałem właśnie przeciwko Górnikowi. Pamiętam taki mecz na Stadionie Ludowym. Na 1 maja. Gazety pisały potem, że na trybunach usiadło ponad 40 tysięcy ludzi. Każde przejście między sektorami było pełne ludzi. Szaleństwo! Wygraliśmy 1:0, a ja byłem najlepszy na boisku. Po tamtym meczu w Zabrzu padło hasło, że może za szybko pozbyli się „tego Szaryńskiego”. Że muszą mnie mieć z powrotem. To jednak nie było możliwe.
O moim powrocie mówiło się też wtedy, gdy Zagłębie zaczęło odrabiać straty w walce o utrzymanie. Gdy razem z Grotyńskim, Loską, Maleńkim i Kulankiem dołączyliśmy do zespołu z Sosnowca, to nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy byli wtedy przekonani, że Zagłębie musi spaść z ligi. Gdy jednak zaczęliśmy odrabiać straty, to zaczęły się protesty. No bo jak to? Wystarczyło przecież rozegrać jeden mecz w klubie, żeby zamknąć sobie drogę do drugiego. Potwierdzono nas jednak do gry i protesty na nic się zdały. No a Zagłębie utrzymało się w lidze.
Władysław Szaryński podczas uroczystosci zakończenia pracy trenerskiej
Władysław Szaryński podczas uroczystosci zakończenia pracy trenerskiej Fot. Bartlomiej Barczyk / Agencja Gazeta
A z czego pan ma największą satysfakcję?
– Gdy przychodziłem do Zagłębia, to jednak byłem człowiekiem z zewnątrz. Na dodatek ze śląskiego klubu. Za moich czasów Zagłębie jednak znacznie poprawiło swój bilans meczów z Górnikiem. Przegraliśmy bodaj raz, i to w dziwnych okolicznościach. Powiem wprost – bez pomocy sędziego Górnik by nas wtedy nie pokonał...
Kibice to doceniali. Najpiękniejszy moment... Wyprowadzam zespół w roli kapitana na Stadionie Ludowym. Ludzie wstają z miejsc i śpiewają na całe gardło. „Gdy przyjdziecie na Ludowy, to ściągnijcie czapki z głowy. Przywitajcie Szaryńskiego i drużynę całą jego”. Wzruszenie i duma!
INNE
Poznaliśmy cennik i godziny otwarcia nowej pływalni w Sosnowcu
Zamiast sygnalizacji przy niebezpiecznym przejściu będzie zakaz skrętu w lewo. "To absurd"
Władysław Szaryński: Edward Gierek za Zagłębie Sosnowiec niczego nie wygrał
Koniec z czerwonym asfaltem na Bulwarze Czarnej Przemszy
Filtry wielkości domów aż sześciokrotnie ograniczą emisję pyłów
PiS ogłosił kolejnych kandydatów na prezydentów miast w regionie. Kto startuje?
ZOBACZ TAKŻE
Kibice Górnika Zabrze
Górnik Zabrze wrócił w wielkim stylu. Piast Gliwice nadal powinien stawiać na... Ruch Chorzów
Rok 2008. Zagłębie Sosnowiec rywalizuje na Stadionie Ludowym z Legią Warszawa
Trener Dariusz Dudek o największym atucie Zagłębia Sosnowiec. "Nie potrzeba nawet trenera"
Piłkarze Zagłębia Sosnowiec
Zagłębie Sosnowiec bliżej ekstraklasy. Jeszcze dwa kroki. "Bardzo pomogli kibice"
KOMENTARZE
0
Możesz komentować, bo jesteś naszym prenumeratorem. Dołącz do dyskusji!
ad2016
Skomentuj
NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE
"Ten dom to jedna wielka usterka". Mieszkańcy nowego bloku w Dąbrowie Górniczej tracą cierpliwość
Sosnowiec ma już pozwolenie na budowę Zagłębiowskiego Parku Sportowego
PiS ogłosił kolejnych kandydatów na prezydentów miast w regionie. Kto startuje?
Dwie zmiany pod ziemią w kopalni Sosnowiec [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Koniec z czerwonym asfaltem na Bulwarze Czarnej Przemszy
Poznaliśmy cennik i godziny otwarcia nowej pływalni w Sosnowcu
Filtry jak boiska przechwycą zanieczyszczenia
Materiały promocyjne partnera
Filtry jak boiska przechwycą zanieczyszczenia
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Advertisement
Wyborcza.pl Wyborcza.pl
Wyborcza.pl
Kraj
Świat
Opinie
Gospodarka
Nauka
Technologia
Kultura
Sport
Wideo
The Wall Street Journal
Witamy w Polsce
Wyborcza Classic
Wyborcza.biz
Aktualności
Giełda
Wymiana walut
Zakupy i finanse
ZUS i emerytury
Podatki
Praca
Motoryzacja i podróże
Nieruchomości
Serwisy lokalne
Białystok
Bielsko-Biała
Bydgoszcz
Częstochowa
Gliwice
Gorzów Wlkp.
Katowice
Kielce
Kraków
Lublin
Łódź
Olsztyn
Opole
Płock
Poznań
Radom
Rzeszów
Sosnowiec
Szczecin
Toruń
Trójmiasto
Warszawa
Wrocław
Zielona Góra
Wysokieobcasy.pl
Najnowsze
Głosy Kobiet
Psychologia
Wasze listy
Portrety Kobiet
Psychologia
Nowy Numer
Wysokie Obcasy Extra
Zdrowie i Uroda
Jedzenie
IT Girls
Magazyny
Duży Format
Magazyn Świąteczny
Ale Historia
Tylko zdrowie
Telewizyjna
Książki
Osiem Dziewięć
Poradniki
Więcej
BIQdata.pl
Archiwum
Komunikaty.pl
Cojestgrane24.pl
Nekrologi
Serwisy partnerskie
Gazeta.pl
TOK.fm
Sport.pl
Publio.pl
Kulturalnysklep.pl
Napisz do redakcji
Kup prenumeratę
Newsletter
Copyright © Agora SA O nasPrywatnośćLicencje/KontentReklama w InternecieReklama w papierzeKontaktZgłoś błądPomoc Wszystkie artykuły