Przegląd prasy

Dyskusje o wszystkim co dotyczy piłkarskiego Zagłębia Sosnowiec
http://zaglebie.sosnowiec.pl

Moderatorzy: flex, turku, Landryn, Smazu, krzysiu, LucasUSA, swiezy52

Re: Przegląd prasy

Postprzez novack 2020-02-27, 10:36 am

Jest taki skarb na dnie duszy polskiej zakopany, jak wierność sprawie z pozoru przegranej...
novack
 
Posty: 5685
Dołączył(a): 2006-08-06, 6:55 pm
Lokalizacja: Śródmieście


Re: Przegląd prasy

Postprzez August 2020-02-28, 3:01 pm

Małe węgierskie miasteczko Oroszlany oszalało na punkcie trzech przybyszów z Sosnowca
Wojciech Todur
28 lutego 2020 | 09:20
Dariusz Szczubiał (na pierwszym planie), Justyn Węglorz (z szóstką na koszulce) i Tomasz Służałek (trzeci z lewej) sprawili, że małe węgierskie miasteczko oszalało na punkcie koszykówki1 ZDJĘCIE
Dariusz Szczubiał (na pierwszym planie), Justyn Węglorz (z szóstką na koszulce) i Tomasz Służałek (trzeci z lewej) sprawili, że małe węgierskie miasteczko oszalało na punkcie koszykówki (fot. archiwum Dariusza Szczubiała)
W knajpach mogli jeść i pić za darmo, a w sklepach nie płacili za zakupy. Tomasz Służałek, Dariusz Szczubiał i Justyn Węglorz wspominają pobyt w Oroszlany. Klub z tej małej miejscowości trener i koszykarze z Sosnowca wprowadzili na szczyt.
REKLAMA

Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu
W latach 80. XX w. wyjazd polskiego sportowca na zagraniczny kontrakt był jak kręte schody. Przede wszystkim trzeba było mieć skończone 30 lat i wykazać się przy tym sportowymi sukcesami. To był jednak tylko wstęp. Na początek trzeba było wybłagać o zgodę na transfer macierzysty klub. Potem z tym papierem należało się udać do Okręgowego Związku Koszykarskiego, wojewódzkiej Federacji Sportu oraz wojewódzkiego Komitetu Kultury i Sportu. Gdy umęczony koszykarz miał już wszystkie podpisy i pieczątki zdobyte w regionie, pokonywał tę samą drogę, ale już w instytucjach centralnych. Na końcu do gry wkraczał Centralny Ośrodek Sportu, który rozpoczynał negocjacje cenowe.

Kibice Zagłębie Sosnowiec podczas meczu koszykarzy o mistrzostwo Polski. Hala przy ulicy Żeromskiego rok 1986.Kibice Zagłębie Sosnowiec podczas meczu koszykarzy o mistrzostwo Polski. Hala przy ulicy Żeromskiego rok 1986. ARCHIWUM JANA BEBŁOTA

Latem 1987 r. tę drogę pokonywał Dariusz Szczubiał, rozgrywający, dwukrotny mistrz Polski w barwach Zagłębia Sosnowiec i podpora reprezentacji Polski.

Mistrzowska drużyna koszykarzy Zagłębia Sosnowiec. Włodzimierz Środa trzeci od prawej w górnym rzędzie
Czytaj także:
Złoty zespół Zagłębia Sosnowiec przejmuje broń tajniaka w klubie nocnym [30-LECIE MISTRZOSTWA]
– Najwęższe gardło było w Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Sportu w Warszawie. Rozpatrywali tylko 10 podań dziennie, a stosik był wysoki. Trzeba było mieć dojście. Moim była sekretarka, która wcześniej grała w kosza. Grzecznie poprosiłem, żeby moje podanie znalazło się w pierwszej dziesiątce. Udało się. Dostałem zgodę w ciągu jednego dnia. Gdy wychodziłem z budynku GKKFiS, akurat wpadł na mnie Andrzej Zabawa [hokeista Zagłębia], który czekał na zgodę na wyjazd do Berlina. Koczował w Warszawie od tygodnia. „Daruś! Mam! Ku…! Mam” – rzucił się na mnie. Ze szczęścia niemal mnie nie udusił – śmieje się Szczubiał, który wybierał się właśnie do małego górniczego miasteczka Oroszlany na Węgrzech.

Oroszlany miały wtedy zaledwie 25 tys. mieszkańców. Około 1 tys. z nich pochodziło z Polski. Pracowali w miejscowej kopalni węgla brunatnego oraz elektrowni, którą pomagali budować.

Węgier wywalił zeszyt

Największą rozrywką miejscowych była męska koszykówka. Mały klubik Banyasz [Górnik] działał w cieniu drużyn z Budapesztu, który jest oddalony od Oroszlan o 65 km. To ze stolicy wywodziły się największe koszykarskie marki naszych bratanków: Honved, MASC, Tungsram, Csepel. Do Oroszlan trafiali zawodnicy, których nie chciano już nigdzie. Magnesem miały być pieniądze.

REKLAMA

– Można było zarobić cztery razy więcej niż w Zagłębiu – mówi Justyn Węglorz, który trafił na Węgry rok wcześniej niż Szczubiał. Delegacja z Oroszlan przyjechała wtedy do Sosnowca po Janusza Klimka, innego gracza Zagłębia. – Klimek nie dostał jednak zgody na wyjazd. Ale ja byłem olimpijczykiem z Moskwy, grałem cztery razy na mistrzostwach Europy. Zgodzili się – wspomina Węglorz.

Zagłębie Sosnowiec - drużyna koszykarskich mistrzów Polski z 1986 rokuZagłębie Sosnowiec - drużyna koszykarskich mistrzów Polski z 1986 roku Fot. archiwum Włodzimierza Środy

Podpisał kontrakt, nie mówiąc o niczym żonie. – W poniedziałek wyjeżdżam – zakomunikował w sobotę. – Ale gdzie? Na obóz? – dopytywała żona. – Nie, na Węgry – odpowiedział.

Węglorz wsiadł do pomarańczowego fiata 125p, którego dostał 1985 r. za zdobycie pierwszego mistrzostwa Polski w barwach Zagłębia, i ruszył w nieznane.

REKLAMA

– Na początku wysłali mnie do sanatorium, nad Balaton. Po powrocie czekało już na mnie urządzone mieszkanie. W bloku, trzypokojowe. Dostałem też do swojej dyspozycji tłumacza. Chodził za mną krok w krok – wspomina koszykarz.

Trenerem zespołu był Węgier. Nie był to wielki fachowiec. Zawodnicy w ramach przygotowań do sezonu głównie biegali. Taktyka na mecz była fikcją. – Trener miał zeszyt, w którym prowadził statystyki. Stawiał tam plusy i minusy za różne zagrania. Przez cały czas prowadzenia tych statystyk najlepszy gracz miał przy swoim nazwisku „+21”. Tymczasem ja po pierwszym meczu miałem „+60”. Węgier się wtedy zdenerwował. Wywalił zeszyt i stwierdził, że to nie ma sensu – uśmiecha się Węglorz.

Klub Polaka radził sobie słabo. W pierwszym sezonie ze środkowym Zagłębia w składzie Oroszlany wygrały w lidze tylko dwa mecze. Utrzymały się po turnieju z udziałem drużyn z drugiej ligi.

– Po sezonie podszedł do mnie prezes klubu i stwierdził, że jedzie na zakupy do Polski. Znowu chcieli Jasia Klimka. Powiedziałem jednak, że lepiej, żeby przywieźli mi kogoś, kto mi piłkę poda, a najlepiej to już trenera – mówi Węglorz.

„Służałek jest nienormalny”

Złote Zagłębie – mistrza Polski w latach 1985–1986 – zbudował trener Tomasz Służałek. Gdy Węgrzy usiedli z nim do rozmów, Szczubiał miał już dogadane warunki kontraktu.

– Spotkaliśmy się w sosnowieckim Novotelu. Tak naprawdę nie chciałem wyjeżdżać. Wymyślałem więc różne przeszkody. Przede wszystkim finansowe. W końcu doszliśmy do ustalania premii. „A ile za piąte miejsce? Ile za trzecie? Ale ile za mistrzostwo?” – dopytywałem i proponowałem naprawdę wysokie sumy. Po latach Węgrzy śmiali się, że gdy słyszeli te moje żądania, to niemal nie pospadali z krzeseł. „Ten Służałek jest nienormalny! Dajcie mu, co tam chce. Premia za mistrzostwo?! Będzie sukces, jak się utrzymamy” – opowiadali po latach.

Budynek łaźni w Sosnowcu
Czytaj także:
To było sosnowieckie sanatorium. Na każdego czekał ręcznik i mydło
Gdy wszystko ustalono, pojawił się problem. Służałek nie dostał zgody na wyjazd od Polskiego Związku Koszykówki. – Węgrzy wyjechali niepocieszeni, ale szybko okazało się, że nie zamierzali się poddać. Po kilku dniach zaprosił mnie do swojego gabinetu Andrzej Stacha, dyrektor kopalni Kazimierz-Juliusz, która opiekowała się Zagłębiem. „Pojedziesz na Węgry jako górnik” – zakomunikował. W ciągu dnia załatwiono wszelkie niezbędne badania. Lekarzowi nie pokazałem się nawet na oczy. Tak zostałem sztygarem – uśmiecha się Służałek.

Pechowy skok

– Do Oroszlan było z Sosnowca bliżej niż nad polskie morze. Na początku zakwaterowano nas w klubowym hotelu, a z czasem dostałem mieszkanie. Zaczęło się pechowo. Okazało się, że przed sezonem każdy koszykarz z ligi węgierskiej musi przejść obowiązkowe testy sprawnościowe. Pojechaliśmy na stadion do Budapesztu. Tam mieliśmy biegać, skakać… Dobrze mi poszło. Przed nielubianym biegiem na 400 m miałem już tyle punktów, że nie musiałem do niego przystępować. Mieliśmy w drużynie takiego chłopaka, który nazywał się Elemir. Nie był zbyt sprawny. Jak przyjechaliśmy do Sosnowca na obóz, to nie potrafił jeździć na rowerku w czasie badań u doktora Jerzego Wielkoszyńskiego. „Nie skoczyłbyś za mnie? Oni i tak nikogo z nas nie znają” – zagadał Elemir. No i skoczyłem. Ostatni skok pięknie pociągnąłem. Coś mi wtedy w kręgosłupie chrupnęło. Ból był tak uciążliwy, że przez miesiąc byłem wyłączony z gry i treningu. Pomogła mi elektroakupunktura, na którą jeździłem do Gyoru. Zdążyłem na pierwszy mecz – opowiada Szczubiał.

Polski zespół szybko stał się rewelacją rozgrywek. – W jednej z pierwszych kolejek wygraliśmy w Budapeszcie z MASC. Dołożyłem do tego rękę, bo to mój rzut niemal równo z końcową syreną przesądził o wygranej – wspomina Szczubiał.

– Nasi działacze ze szczęścia zwariowali. Do domu mieliśmy 60 km, ale podróż trwała całą noc. Zatrzymywaliśmy się przy niemal każdej knajpie i wszędzie była impreza – opowiada Służałek.
Hala w Oroszlanach była mała, specyficzna. Mieściła ok. 800 osób. Zawodnicy czuli na plecach oddech kibiców, którzy wypełniali szczelnie małą trybunkę i galerię nad parkietem. Zespół z Polakami nie przegrywał u siebie.

– Kibice wspierali nas bardzo żywiołowo. Zawsze był komplet. Jeździli za nami na wyjazdy. Na nasz mecz w europejskich pucharach, który rozegraliśmy w Budapeszcie, przyszło ponad 3 tys. osób. Miejscowy Honved, który grał przed nami, zgromadził na trybunach 1 tys. kibiców.

W Kormend, gdzie wywalczyliśmy pierwszy brązowy medal w historii klubu, było tak gorąco, że tuż przed końcem meczu na halę weszło wojsko i stanęło z lufami karabinów w stronę publiki – mówi Szczubiał.

Polacy nie płacą

Miasto oszalało na punkcie koszykówki. – Zupełnie zwariowali. Czułem się jak król! Doszło do tego, że przestałem chodzić do miejscowych sklepów i restauracji. Gdziekolwiek wszedłem, wszystko dostawałem za darmo. Na zakupy jeździłem więc do położonej nieopodal Tatabany. Gdy skręciłem nogę, przyjechał do mnie miejscowy rzeźnik i zapchał mi mięsem całą lodówkę. Jedzenia było tyle, że mogłem żywić przez miesiąc cały zespół – śmieje się Węglorz.

– Trudno było dojść na trening, żeby ktoś nie zaciągnął cię do knajpy. Chodziłem więc opłotkami, z drugiej strony. Inaczej nigdy nie dotarłbym do hali – opowiada Szczubiał.

Służałek: – Pamiętam, jak przyjechali do mnie goście z Polski. Siedzimy w restauracji, gdy nagle kelner przynosi tacę pełną różnych alkoholi. „To od kibiców” – puszcza oko. Po kolacji chcemy płacić. „Nie trzeba. Byliście naszymi gośćmi”.
– Pewnego dnia pojechałem na zakupy do dużego marketu. Dyrektor sklepu widać wypatrzył mnie na kamerze monitoringu. Po chwili już siedziałem u niego w gabinecie. „Czego ci tam potrzeba, Tomek? Napisz na kartce. Za chwilę wszystko będziesz miał gotowe” i już polewał Unicum – ziołowy likier, którzy Węgrzy piją dla zdrowia. Na żołądek – dodaje Służałek.

Porażający rachunek za telefon

Zespół grał coraz lepiej. W pierwszym sezonie wywalczył brązowy medal. W kolejnym srebro i Puchar Węgier. – To nie była wielka drużyna. Węgierscy gracze byli raczej anonimowi. Mieli jednak jedną wielką zaletę: byli do bólu karni i konsekwentni. Jak im Tomek powiedział, że mają złapać, oddać piłkę i biec pod kosz, to tak właśnie robili. Mieliśmy takiego rozgrywającego, Kostyal się nazywał, który niedowidział na lewe oko. Musiał więc zawsze kozłować na prawą stronę. To był jedyny miejscowy koszykarz. Zaprzyjaźniliśmy się. Zostałem nawet ojcem chrzestnym jego syna. A jakże, Dariusza – wspomina Szczubiał, który był nazywany przez miejscowych „Dziubialem”.

Na placu przed teatrem w Oroszlanach stał pomnik trzech górników. Po sukcesach miejscowej drużyny zaczęto żartować, że tak naprawdę pomnik wybudowano na cześć Węglorza, Szczubiała i Służałka.

– Dobrze nam się tam żyło. Pieniądze też były dobre. Pamiętam, jak raz poszedłem na pocztę zapłacić rachunek za telefon. Panie na poczcie nie mogły uwierzyć, że rachunek wynosi tyle, co dwukrotna średnia pensja na Węgrzech. Dla nas taki wydatek nie był problemem, a dzwonić do domu przecież trzeba – uśmiecha się Służałek.

Batalia przed sądem

W trzecim sezonie z Polakami w składzie klub z Oroszlan stał się ofiarą własnego sukcesu. Zespół z górniczego miasta w końcu był najlepszy w lidze. Było to w niesmak ekipom z Budapesztu, przede wszystkim wojskowemu Honvedowi. Przed play-off w gabinecie prezesa Banyasza zadzwonił telefon. Poinformowano go, że albo w mieście rozbudują halę, albo u siebie już nie zagrają.

– To była typowa zagrywka, żeby nas wykończyć. No bo jak to? Przez trzy lata nikomu nasza hala nie przeszkadzała, a teraz, gdy byliśmy najlepsi, to pojawił się problem? – pyta Służałek.

– To była wiosna 1990 r. Na Węgrzech, podobnie jak w Polsce, zaczął się już kryzys. Brakowało pieniędzy na finansowanie sportu. Tymczasem w Oroszlanach była też piłka nożna, bokserzy, ciężarowcy. Z czegoś trzeba było zrezygnować. Klubem zarządzali już inni ludzie niż ci, którzy ściągnęli nas na Węgry. Można powiedzieć, że likwidacja koszykówki była im nawet na rękę. Sport upadał. Mieliśmy w klubie taki mały basen. Potem składowali w nim ziemniaki – wzdycha Szczubiał. – Miasto płakało, a my nie mogliśmy nic zrobić – wspomina Węglorz.

Budynek dawnego kina Momus w Sosnowcu
Czytaj także:
Kino Momus. To była perełka na kulturalnej mapie Sosnowca
Polacy chcieli odzyskać należne im pieniądze. Kontrakt Szczubiała miał obowiązywać jeszcze dwa lata. – Poszliśmy więc do sądu – mówi Służałek.

Polacy wspominają, że sprawą zajął się stary, mądry sędzia. – Ślimaczyło się to okrutnie. Podczas jednej z przerw wyszliśmy razem na korytarz. Wyjął Sofiane, poczęstował, zapaliliśmy. „To sprawa bez precedensu. Będzie się ciągnęła latami. Wy już jesteście w Polsce. Dogadajcie się. Ile możecie spuścić?” – zapytał. I tak ruskim targiem doszliśmy do porozumienia. Wróciliśmy na salę. Wszystko nagrało się na magnetofon ZK 140 i było po sprawie. Jeszcze tego samego dnia sąd wypłacił nam pieniądze, które z czasem miał odzyskać od klubu – mówi Szczubiał.

Przygody na granicy

Wtedy pojawił się ostatni problem – jak wywieźć gotówkę do Polski. – Z Węgrami nie było umowy o przepływie gotówki. Za nas też nie płacono forintami, tylko w sprzęcie. Jechały więc do Polski telewizory, magnetowidy, sprzęt sportowy, buty – mówi Szczubiał. – Po takiej transakcji zaraz jeden albo drugi zespół jechał w odwiedziny na obóz, żeby to wszystko jakoś przez granicę przemycić – wyjaśnia Służałek.

– Pamiętam takiego celnika w brylach, który gdy tylko mnie widział, biegł do mnie ze śrubokrętem i chciał rozkręcać mi samochód – śmieje się Szczubiał.

– Ile masz veget? – krzyczał.

– A ze sto – pogrywałem z nim. No to szukał, a jak nie mógł się tylu doliczyć, to się strasznie pieklił. Odsyłał za graniczny most, a potem przychodziła kolejna zmiana i inny celnik machał na wszystko ręką. Warto było przy tym zostawić gdzieś niby przypadkiem butelkę koniaku – opowiada Szczubiał.

Po latach polskie trio wróciło do Oroszlan. Rozegrali mecze z Csepelem, z którym w 1989 r. przegrali w finale. Hala znowu była pełna, a miejscowi chcieli ich nosić na rękach. https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7 ... rzech.html
Divina favente clementia Romanorum imperator semper Augustus
August
 
Posty: 14656
Dołączył(a): 2005-04-19, 4:48 pm

Re: Przegląd prasy

Postprzez tork 2020-03-02, 9:18 am

Zagłębie Sosnowiec oszukało przeznaczenie. Cenna wygrana w Legnicy
Wojciech Todur
29 lutego 2020 | 14:33

Zagłębie Sosnowiec przez niemal godzinę było okładane niczym worek treningowy. Potem jednak wyprowadziło dwa ciosy i wyjechało z Legnicy z kompletem punktów.

Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Zagłębie zaczęło rundę wiosenną jednym z najtrudniejszych meczów w rundzie – na wyjeździe, ze spadkowiczem, którego ambicje sięgają powrotu do Ekstraklasy.

Po tym, jak zespół trenera Dariusza Dudka zaprezentował się na próbie generalnej przed ligą, czyli sparingu z Ruchem Chorzów (3:3) kibice zespołu z Sosnowca mogli mieć obawy o formę zespołu ze Stadionu Ludowego. Na boisku w Legnicy szybko potwierdziło się, że nie były to obawy nieuzasadnione.

Gospodarze szybko zdominowali Zagłębie. Kolejne groźne akcje i strzały na pewno rozgrzały Krystiana Stępniowskiego, bramkarza zespołu z Sosnowca.

Najbardziej zmarnowanej okazji mógł żałować Kacper Kostorz, po którego uderzeniu piłka zatrzymała się na słupku.

W Zagłębiu najlepszy na boisku był Tomasz Nawotka. To właśnie pomocnik wyprowadził też w pierwszej połowie najgroźniejszą akcję. Mimo że był faulowany, to utrzymał się przy piłce i jeszcze dobrze dograł ją do Patryka Małeckiego. Skrzydłowy popisał się precyzyjnym strzałem, ale piłkę zmierzającą do siatki głową wybił na rzut rożny Josip Soljić.

Druga połowa rozpoczęła się od seryjnych ataków gospodarzy. Miedź mocno przycisnęła. Znowu za głowę złapał się Kostorz, który kopnął tym razem w poprzeczkę.

Zagłębie się chwiało, ale odpowiedziało skutecznie. Do wykonania rzutu wolnego podszedł Rafał Grzelak. Zawinął lewą nogą sprzed pola karnego, a miał też przy tym szczęście, gdyż piłka przeleciała przez mur piłkarzy z Legnicy. Łukasz Załuska, bramkarz Miedzi nie zdążył zareagować.

Zagłębie nie prezentowało się w Legnicy dobrze jako zespół. Szymon Pawłowski, który z musu zagrał na pozycji napastnika (kartki Fabiana Piaseckiego), raczej starał się rozgrywać, niż czekać na piłkę. Co ciekawe, na ławce usiadł też Piotr Polczak. Doświadczony stoper widać zapłacił w ten sposób za słabą dyspozycję we wspomnianym sparingu z Ruchem.

Pawłowski zszedł z boiska w 67. minucie, by zrobić miejsce Rubio, nowemu napastnikowi Zagłębia wypożyczonemu z Cracovii.

Kluczowym graczem zespołu z Sosnowca nadal był jednak Nawotka. To on wyprowadził kontrę, którą zamienił na piękną asystę Małecki. Rywala dobił drugim golem dopiero co wprowadzony na boisko Patryk Mularczyk.

Miedź Legnica – Zagłębie Sosnowiec 0:2 (0:0)

Bramki: 0:1 Grzelak (56.), 0:2 Mularczyk (72.)

Miedź: Łukasz Załuska - Paweł Zieliński, Božo Musa, Adam Chrzanowski, Artur Pikk - Marquitos, Omar Santana (71. Dawid Kort), Josip Šoljić Ż, Joan Román, Jakub Łukowski (85. Patryk Makuch) - Kacper Kostorz.

Zagłębie: Krystian Stępniowski - Markas Beneta Ż, Kacper Łopata, Rafał Grzelak Ż, Wojciech Słomka - Tomasz Nawotka, Bartłomiej Babiarz Ż (90. Kacper Radkowski), Jakub Sinior, Filip Karbowy (67. Patryk Mularczyk), Patryk Małecki - Szymon Pawłowski (66. Rubio).

Sędziował: Zbigniew Dobrynin (Łódź); widzów: 3934.

https://sosnowiec.wyborcza.pl/sosnowiec ... rects=true
tork
 
Posty: 191
Dołączył(a): 2008-09-04, 9:52 am
Lokalizacja: Zagórze

Re: Przegląd prasy

Postprzez August 2020-03-14, 5:12 pm

Ciekawe informacje o Arce. Prywatny właściciel, nowy stadion, gra od liku lat w ekstraklasie w tym PP i jeden finał PP. Czyli to o czym moglibyśmy marzyć. A jednak jak widać kwestia czynnika ludzkiego jest zasadnicza:
Świat cholernie mocno zwolnił w obliczu pandemii koronawirusa, ale mimo wszystko nie stanął – pewne sprawy pozostały po staremu, zobowiązania nie rozpłynęły się w powietrzu. Jeśli ktoś miał kłopoty, nadal je ma. I cóż, Arka rzeczywiście w ostatnim czasie nie stała mocno na nogach, a teraz wygląda na to, że blisko jej do kolejnego kroku. Kroku w przepaść.

Krótko mówiąc: klub jest na skraju bankructwa. Przeprowadzono audyt, który wykazał, że tylko ten sezon (!) wykreował dziurę w budżecie na poziomie sześciu milionów złotych. Tak się niestety kończy polityka finansowej nieodpowiedzialności – tylko jeden Vejinović przyniósł klubowi około dwa miliony ponad stan. No, ale jakoś trzeba było przebić Zagłębie…

Jak się można domyślić, przez to, jak i przez pozycję w tabeli, Arka nie jest najbardziej łakomym kąskiem. Po wynikach audytu wycofali się wszyscy potencjalni kupcy, poza jedną lokalną grupą, ale i ona na ten moment się wstrzymuje. Musiałaby przecież:

a) zasypać dziurę,
b) zapłacić Midakom.
Całość: https://weszlo.com/2020/03/14/arka-bala ... ankructwa/
Divina favente clementia Romanorum imperator semper Augustus
August
 
Posty: 14656
Dołączył(a): 2005-04-19, 4:48 pm

Re: Przegląd prasy

Postprzez django 2020-03-14, 6:40 pm

To kolejny przypadek, po choćby Tychach, że nowy stadion nie ma tak naprawdę znaczenia. Istotne jest tylko i wyłącznie to, kto zarządza klubem. Z drugiej strony mamy taką Wartę Poznań, albo Raków, które mają tak dziadowskie stadiony, że nie mogą na nich grać, ale odpowiednich ludzi za sterami i jedni są w ekstraklasie, a drudzy na najlepszej drodze do niej.
django
 
Posty: 4014
Dołączył(a): 2007-01-09, 12:27 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: Przegląd prasy

Postprzez Blajpios 2020-03-14, 11:20 pm

A w sprawie Zagłębia też piszą...
I14 marca w Dzienniku Zachodnim Leszek Jaźwiecki napisał(a):Zagłębie Sosnowiec z powodu koronawirusa zawiesza treningi. Przynajmniej do środy

Mecze 23. kolejki Fortuna 1. Ligi w zawiązku z rozprzestrzeniającym się koronawirusem zostały przełożone na późniejszy termin.
- Nie wiadomo czy rozegrana zostanie także następna kolejka, dlatego do środy zawieszamy nasze wspólne treningi - mówi Dariusz Dudek, trener Zagłębia Sosnowiec.

Jak zareagowaliście na zawieszenie rozgrywek Fortuna 1 Liga?
- Przyjęliśmy to z pokorą, że zrozumieniem. Wiemy co się dzieje w Europie, na świecie, nikt nie chce ryzykować. Zawieszenie rozgrywek jest dobrą decyzją.

Piłkarze Zagłębia jednak jeszcze w sobotę trenowali
- Tak mieliśmy gierkę wewnętrzną, ale po tych zajęciach podjęliśmy decyzję o zawieszeniu wspólnych treningów do środy. Nie oznacza to, że przez ten czas nie będziemy nic robili. Zawodnicy niedzielę mają wolną, ale w poniedziałek, wtorek i środę mają rozpisane zajęcia indywidualne. To fajna, zdyscyplinowana grupa i nie obawiam się, że ktoś odpuści te zajęcia.
To znaczy, że gdyby rozgrywki wznowiono w następny weekend zespół będzie przygotowany?
- Tak, jestem pewny, że nie byłoby z tym problemu. Jesteśmy cały czas w treningu. Mimo trudnej sytuacji w zespole panuje dobra atmosfera, wszyscy się wspieramy w tych trudnych chwilach.

A co z zawodnikami zagranicznymi. Zostali w Sosnowcu czy też pojechali do swoich rodzin?
- Nie, wszyscy mieszkają w Sosnowcu i pozostają na miejscu. Zwłaszcza, że teraz granice są zamknięte i pewnie byłby problem z powrotem do klubu.

Rozgrywki PKO Ekstraklasy zostały zawieszone na czas nieokreślony, w pierwszej lidze przełożona został tylko najbliższa kolejka.
- Nie sądzę, że dojdzie do takiej sytuacji, że ekstraklasa nie będzie grała, a my będziemy musieli wejść na boisko. Jeśli rozgrywki zostaną wznowione to na wszystkich szczeblach jednocześnie. Wiele będzie zależało od wtorkowej telekonferencji wszystkich członków UEFA. Miejmy nadzieję, że tam zapadną jakieś konkretne decyzje.

Jedną z nich może być przełożenie EURO 2020 na przyszłe lato. Wtedy zwolniłby się termin na dokończenie rozgrywek krajowych w ligach europejskich.
- Niewykluczone, że tak się stanie.

tekst jest zamieszczony w Dzienniku Zachodnim https://dziennikzachodni.pl/zaglebie-so ... 2-14857937
a także jako "przedruk" na stronach gol24.pl https://dziennikzachodni.pl/zaglebie-so ... 2-14857937
Blajpios
 
Posty: 3073
Dołączył(a): 2004-07-08, 9:54 pm

Re: Przegląd prasy

Postprzez Tomcjo 2020-03-14, 11:37 pm

W Szkocji prasa panikuje ze liga wróci do gry w sierpniu . Anglicy tez z grubsza zaklepali mistrzostwo Liverpoolu i brak spadków oraz powiększenie ligi o dwie drużyny by w nowym sezonie spadło 5 . Być może sytuacja ulegnie zmianie gdy odwołają mistrzostwa Europy bo wtedy będzie można grać w czerwcu lub nawet lipcu bo nowe sezony ruszają w sierpniu . To wszystko zależy od sytuacji z wirusem . Na forach internetowych z kolei mówi się o sytuacji gospodarczej. Rynek reklamowy może obciąć wydatki na futbol 30 - 50 % . Mogą zbankrutować lub ponieść duże straty sponsorzy . W Bundeslidze szacuje się ze nawet osiem klubów może być zagrożonych bankructwem . W Anglii jeszcze takiej paniki nie ma ale tam jest wszystko z opóźnieniem w stosunku do kontynentu . W Polsce tez może dojść do grubych problemów z finansami . Generalnie mówi się ze w europejskim futbolu mówią ze piłkarze mogą się spodziewać obcięcia zarobków o połowę . Nie wiadomo co będzie ale gdyby doszło do obcięcia wydatków na światową piłkę zwłaszcza u tych najbogatszych to moim zdaniem piłka zostałaby postawiona na nogi czyli na sport .
Tomcjo
 
Posty: 6989
Dołączył(a): 2005-07-30, 6:49 pm
Lokalizacja: AYR Scotland

Re: Przegląd prasy

Postprzez August 2020-03-15, 11:29 am

Tomcjo napisał(a):W Anglii jeszcze takiej paniki nie ma ale tam jest wszystko z opóźnieniem w stosunku do kontynentu . W Polsce tez może dojść do grubych problemów z finansami . Generalnie mówi się ze w europejskim futbolu mówią ze piłkarze mogą się spodziewać obcięcia zarobków o połowę .

Problem czy grajek występujący w Premier League będzie zarabiał milion zamiast 2 mln to żaden problem. Problemem samym w sobie nie jest też kwestia czy i kiedy zostaną wznowione rozgrywki. W futbolu tak i zresztą w innych gałęziach problemem są setki tysięcy zwykłych szaraczków zatrudnionych w klubach dzięki którym grajek mógł ieć na bieżąco pod tyłkiem odpowiednio pachnący papier toaletowy a kibic bez problemu mógł kupić karnet czy klubowego gadżeta. Plus setki tysięcy małych kooperantów których jakaś część może pójść z torbami. W obecnej sytuacji nie zaliczyłbym tego za jako taki plus ale uważam, że w piłce pęknie pompowany anomalnie balon finansowy i tego żałował nie będę. Messi z Ronaldo do pośrednika raczej nie pójdą. Natomiast nie chciałbym być w skórze np piłkarzy Bełchatowa czy pracowników klubu i ich rodzin, którzy nie dość, że nie widzieli wypłat od lata zeszłego roku to ich raczej już nie ujrzą. Piłkarskie Zagłębie z pewnością przetrwa jako społka gminna. Natomiast nie wyobrażam sobie dalszego finansowania na tym samym poziomie. Budżet Gminy z pewnością będzie dużo niższy i tylko od tego jak długo obecny stan będzie trwał zależy, jak będzie wysoki. Zresztą sam Chęciński - słusznie - potwierdził, przesunięcie terminów podatków i opłat (np. od nieruchomości mijał 15.03 a dawne użytk. wieczyste 31.03) a z pewnością dużo dużo niższe będą wpływy z CIT kluczowe dla budżetu Miasta. Mogę zatem domniemywać, że w klubie siłą rzeczy skończyły się czasy wesołej gospodarki finansowej made by Jaroszewski & Tomczyk bo siłą rzeczy Chęciński może po prostu nie mieć takich pieniędzy jak dotychczas z przeznaczeniem dla klubu. A nie wyobrażam sobie aby finansowanie klubu miało iść w parze z cięciami np dla innych gminnych podmiotów. No i kolejna rzecz. Finansowanie ZPS. Czy i w jakim stopniu inwestycja będzie kontynuowana. Ale tu pytania można zadawać przy szacowaniu strat.
Divina favente clementia Romanorum imperator semper Augustus
August
 
Posty: 14656
Dołączył(a): 2005-04-19, 4:48 pm

Re: Przegląd prasy

Postprzez August 2020-03-15, 12:51 pm

No i się zaczyna:
- To jest ciężka sytuacja. Ja nie chciałbym rezygnować z moich zarobków. Obecna sytuacja to nie jest wina piłkarzy - powiedział Jakub Rzeźniczak na "Kanale Sportowym". W ten sposób odniósł się do decyzji o zawieszeniu rozgrywek ekstraklasy w związku z pandemią koronawirusa.
więcej:
https://www.sport.pl/pilka/7,173971,257 ... =BoxOpImg5
Divina favente clementia Romanorum imperator semper Augustus
August
 
Posty: 14656
Dołączył(a): 2005-04-19, 4:48 pm

Re: Przegląd prasy

Postprzez achter 2020-03-15, 1:50 pm

analiza Weszło co dalej, 3 scenariusze a może jeszcze jakieś inne rozwiązanie.
Najprostsza i najbardziej prawdziwa odpowiedź na pytanie: „co dalej” brzmi po prostu – „nie wiadomo”. Nie da się przewidzieć, czy do grania wrócimy w kwietniu, w maju, czy we wrześniu. Całe środowisko piłkarskie rozważa jednak najróżniejsze scenariusze, zastanawiając się również jak wybrnąć z sezonowych rozstrzygnięć, jeśli nie uda się dokończyć poszczególnych lig. Marcin Animucki na Kanale Sportowym nakreślił trzy warianty, które są mniej więcej takie same dla całej Europy. Dogranie ligi, niezależnie od tego, kiedy uda się to zrobić. Dogranie kilku kolejek, by sezon zakończyć możliwie jak najbardziej sprawiedliwie – czyli zapewne po trzydziestej serii spotkań. No i ten najgorszy scenariusz – zakończenie ligi na tym etapie, na którym jesteśmy teraz.


Postanowiliśmy przycupnąć chwilę przy każdej z propozycji, zastanawiając się jednocześnie, jakie ruchy będą musiały zostać podjęte w nieco szerszym ujęciu – bo przecież decyzje dotyczące Ekstraklasy będą miały bardzo istotny wpływ na grę, a może i dalszy żywot klubów I czy II ligi. Co będzie najbardziej sprawiedliwe? Co wymaga największych fikołków regulaminowych?

Czego w ogóle możemy się spodziewać?

SCENARIUSZ I – GRAMY, NIEZALEŻNIE OD TEGO KIEDY

To scenariusz, który jest chyba najpoważniej brany pod uwagę. Zakłada, że zagrożenie epidemiczne kiedyś się skończy – być może w kwietniu, i wtedy uda się dograć ligi przed Euro 2020, być może w czerwcu, i wtedy dogrywać ligę trzeba będzie w nieco innym trybie.

Bez wątpienia jest to też scenariusz najbardziej sprawiedliwy – spadkowicze nie będą narzekać, że nie dostali szansy wydostania się ponad kreskę, zespoły walczące o puchary – że zabrakło czasu na pościg za podium. Tak zresztą kombinujemy nie tylko my – bo przecież sporo grania zostało też w Premier League, Bundeslidze czy La Liga.

Jakich działań będzie to wymagało? W scenariuszu najbardziej optymistycznym, wracamy właściwie za chwilę, upychamy terminarz bardzo mocno, dogrywamy wszystko przed rozpoczęciem Euro 2020 i normalnie delektujemy się turniejem. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak konieczność przesunięcia terminarza, bo przy tempie rozprzestrzeniania się wirusa trudno uwierzyć, że nawet i w końcówce kwietnia będziemy w warunkach odpowiednich do rozgrywania spotkań piłkarskich. Jako pierwsza zapewne pójdzie w odstawkę piłka reprezentacyjna: przesunięcie Euro 2020 daje ligom właściwie półtora miesiąca więcej na zorganizowanie rozstrzygnięć. Wtedy bujamy się z sezonem do 30 czerwca, może się udać nawet w najdłuższych ligach, jak Championship.

To oczywiście wymagałoby też przesunięcia startu przyszłego sezonu, zwłaszcza jeśli chodzi o kwalifikacje do europejskich pucharów – trudno sobie wyobrazić, że Lech Poznań przyklepuje trzecie miejsce 28 czerwca, a 7 lipca zaczyna walkę na froncie międzynarodowym.

Pierwszy termin graniczny to zatem start Euro – optymistyczny, zakładający, że uporamy się z epidemią w jakieś 3-4 tygodnie. Drugi termin graniczny to 30 czerwca – nadal optymistyczny, zakładający, że paraliż potrwa ok. dwóch miesięcy. Kolejne rozwiązania wymagają już większych wygibasów – bo przeciągnięcie sezonu poza 30 czerwca, to właściwie rewolucja o nieprawdopodobnej skali. Może się okazać, że w środku rozgrywek połowie drużyny wygasają kontrakty. Jak je przedłużyć? Jak je rozliczyć? Co z oknem transferowym, co z ruchami zaplanowanymi już teraz na 1 lipca, powrotami z wypożyczeń?

Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której mecz 34. kolejki Ekstraklasy wypada w sobotę, 27 czerwca, Alan Czerwiński gra dzielnie w barwach Zagłębia Lubin. Ale już 1 lipca, we środę, gra wieczorem w barwach Lecha Poznań spotkanie kolejki numer 35.

Być może jakimś wyjściem byłoby faktycznie „zaokrąglenie” terminów – na przykład wznowienie gry od 1 lipca i przejście na sezon wiosna/jesień. To już jednak wychodzenie w naprawdę odległą przyszłość. Na pewno decyzje w tym temacie zostaną narzucone odgórnie – bo pierwszy krok będzie musiała wykonać UEFA przy postanowieniu co dalej z Euro 2020 oraz kwalifikacjami do europejskich pucharów. Ekstraklasa w tym scenariuszu jest trochę listkiem na wietrze – nasz cały biznes piłkarski jest dość potężny w skali kraju, ale nie ma porównania z ligami takimi jak angielska czy hiszpańska. One mają największe parcie na dogranie ligi do końca, bo tam zobowiązania sponsorskie oraz straty z tytułu anulowania/przerwania sezonu są największe.

Niewykluczone, że najwięcej będzie zależało od powodzenia strategii angielskiego rządu, który planuje budować zbiorową odporność, bez wprowadzania restrykcji takich jak choćby w Polsce czy u naszych południowych sąsiadów. Jeśli w Anglii ten plan wypali, granie przynajmniej w Premier League powróci dość szybko.

SCENARIUSZ II – DOGRYWAMY DO 30. KOLEJKI

Rozwiązanie bardzo lokalne, które Marcin Animucki w Kanale Sportowym przedstawił jako „dogranie sezonu do jakiegoś newralgicznego miejsca”. W podobnej sytuacji w Europie jest kilka lig o podobnej konstrukcji sezonu, więc zakładamy, że sprawa dotyczyłaby pewnie większości z nich. W tym miejscu, przynajmniej jeśli chodzi o Ekstraklasę, wszystko jest w miarę jasne – do rozpoczęcia Euro w optymistycznym oraz do 30 czerwca w mniej optymistycznym scenariuszu, musimy zagrać cztery kolejki. Mamy wówczas za sobą mecz i rewanż wszystkich drużyn, kto miał zdobyć mistrza, ten mistrza zdobywa, kto miał spaść – ten spada.

Można oczywiście przyjąć, że Korona i ŁKS szczyt formy przyszykowały na maj, ale nie oszukujmy się – to rozwiązanie w miarę sprawiedliwe na tle wariantów ze scenariusza III, które przedstawiamy poniżej.

Scenariusz II jest o tyle trudny, że nie wyjaśnia kompletnie sytuacji w niższych ligach i tu tak naprawdę zaczynają się prawdziwe cyrki.

W Ekstraklasie z duża dozą prawdopodobieństwa można oszacować, że efekty po 30. i 37. kolejkach będą w miarę podobne – ligę wygra Legia Warszawa, spadną Arka Gdynia, Korona Kielce i ŁKS Łódź, zespoły z ambicjami pucharowymi czekałyby w tym układzie cztery serie spotkań, w których rozstrzygnęłaby się kolejność na górze tabeli. Ale już w I lidze… Nawet z czterema kolejkami, ba, nawet z ośmioma kolejkami – nadal zostałby jeszcze kawał ligi do zagrania. Obecnie mamy za sobą 22. kolejki – bardzo realnie na miejsca barażowe może spoglądać nawet dwunasty w tabeli Stomil Olsztyn, który ma pięć punktów straty do miejsc 5-6.

A skoro ma szansę na baraże, to ma też szansę na awans. Spadają z Ekstraklasy trzy kluby, więc ci, którzy znajdują się w strefie barażowej lub jej sąsiedztwie, mogą czuć duże rozgoryczenie.

Ale przecież podobnie jest na dole tabeli. Odra Opole nie jest w sytuacji ŁKS-u, który w 11 meczach musiałby odrobić 11 punktów. Odra ma 2 punkty straty do GKS-u Bełchatów oraz perspektywę aż 36 punktów do zdobycia. Nie jest też oczywista reakcja drużyn, które są na górze. Co stałoby się, gdyby Stal Mielec po dograniu Ekstraklasy do 30. kolejki zajmowała trzecie miejsce w tabeli z punktem straty do wicelidera? Zamiast bezpośredniego, wciąż możliwego awansu, baraże, które mogą zakończyć się fiaskiem? Tego typu rozważania jeszcze głębiej sięgają jednak przy scenariuszu III.

SCENARIUSZ III – KONIEC SEZONU

Scenariusz najczarniejszy, bo przewidujący, że możliwości grania nie będzie ani w kwietniu, ani w maju, ani nawet w czerwcu czy lipcu. Jeśli zawieszenie będzie się przeciągało na tyle, że zaczniemy mocno „nachodzić” na sezon 2020/21, prawdopodobnie trzeba będzie podjąć decyzję o zakończeniu rozgrywek. Wyróżnia się tutaj trzy podstawowe warianty, które są już podnoszone w mediach:

Wariant I: tabela po ostatniej pełnej rozegranej kolejce.

Choć sam Zbigniew Boniek mówił wczoraj w Kanale Sportowym, że nie ma pewności, czy uchwała zarządu PZPN weszła już w życie, chyba trzeba powoli zakładać, że tak może się stać. Wówczas bierzemy pod uwagę tabelę Ekstraklasy po 26. kolejce, I ligi po 22. kolejce i II ligi po 22. kolejce. Do tych wątpliwości, które wymieniliśmy powyżej, dochodzi cała sterta wzajemnych pretensji.

Spójrzmy na najbardziej drastyczny przykład – Stal Stalową Wolę. Goście mieli pecha – jesienią był budowany ich stadion, więc grali przede wszystkim na wyjazdach. Na wiosnę zostało im aż dziesięć spotkań na własnym terenie i zaledwie dwa wyjazdy. Utrzymanie tydzień temu wydawało się może nie formalnością, ale czymś bardzo, bardzo prawdopodobnym. Tymczasem może się okazać, że Stal zostanie z tym swoim nowym obiektem jak Himilsbach z angielskim – w tym wypadku na boiskach III-ligowych.

Jak tak patrzymy na drabinkę w Polsce – to chyba właśnie Stal Stalowa Wola powinna najgłośniej krzyczeć o niesprawiedliwości uznania tabeli na dzień 10 marca 2020, obok niej Skra Częstochowa, z podobną, minimalną stratą punktową. Ciekawie wygląda też sytuacja na górze – tak naprawdę nie ma pewności co do tego, czy na trzecim miejscu znajduje się dzisiaj GKS Katowice czy jednak Resovia Rzeszów. 2:2 w bezpośrednim meczu w Rzeszowie, tyle samo punktów, gole lepsze ma Resovia, ale jednocześnie straciła dwie bramki u siebie w bezpośrednim starciu. Na 90minut.pl, które jest wyrocznią, wyżej pozostaje GKS Katowice, ale regulaminowe niuanse wskazują, że przy jednym spotkaniu (a nie zapisanych w regulaminie „spotkaniach”), kolejność zamiast goli strzelonych na wyjeździe w bezpośrednim starciu ustali się poprzez różnicę goli w całych rozgrywkach.

Jeśli nie doszłoby do baraży, a pewnie w tym scenariuszu dojść by nie mogło, o awansie zadecydują bramki po 22 seriach spotkań. Naprawdę, parsknęlibyśmy śmiechem, gdyby nie to, że kibicom GKS-u Katowice po prostu szczerze współczujemy. Przypomnijmy – przegrali awans do Ekstraklasy po golu z połowy boiska w ostatniej kolejce, przegrali utrzymanie w I lidze po golu bramkarza w doliczonym czasie gry, teraz przegrają awans różnicą bramek oraz przerwaniem rozgrywek z powodu pandemii. Oczywiście tutaj nadal nie da się niczego przesądzić na 100% – co do tego, czy obecnie wyżej w tabeli jest GKS czy Resovia, nie są zgodni nawet w PZPN-ie.

Wariant II: sezon uznany za nierozegrany.

Drugi „instynktowny” wariant – nie zagraliśmy przewidzianych regulaminem 37 kolejek, więc po prostu zamykamy kramik i tyle. Nie ma mistrza, nie ma spadkowiczów – na potrzeby europejskiej piłki do eliminacji Ligi Mistrzów wystawiamy zespół Piasta Gliwice, w Europę jadą też ubiegłoroczni pucharowicze. Czy to jest wariant bardziej sprawiedliwy od tego z numerem I?

Cóż, wydaje się, że nie do końca – choć na pewno mniej skrzywdzone w tym układzie będą Stal Stalowa Wola czy Odra Opole, to jednak pozostaje pytanie o tych, którym właśnie sezon układa się wyśmienicie. Legia Warszawa jest właściwie o dwa kroki od mistrzostwa, Warta Poznań i Podbeskidzie Bielsko-Biała – w podobnej odległości od awansu do Ekstraklasy. Poza tym wyobraźmy sobie globalne skutki przyjęcia takiego modelu. Czy Liverpool, który w tej chwili legitymuje się bilansem 27 zwycięstw, 1 remisu i 1 porażki, a od przyklepania mistrzostwa dzieliły go gdzieś dwa tygodnie, miałby zostać z niczym? To był przecież wynik, który miał zagościć na tatuażach setek mieszkańców Liverpoolu.

Zdaje się, że w przypadku dwóch pierwszych wariantów mierzymy po prostu, ile klubów będzie bardziej pokrzywdzonych, bo zadowolić wszystkich się nie da. Albo wkurzą się ci, którzy są obecnie w fatalnej sytuacji – za brak możliwości wyjścia z kłopotów, albo ci, którzy są obecnie w sytuacji świetnej – za przekreślenie kilku miesięcy ich naprawdę dobrej gry.

I niestety – trzeba tu brać pod uwagę nie tylko szesnaście drużyn w elicie, ale też kolejne 36 na szczeblu centralnym.

Wariant III: mieszany.

Co ciekawe – tego typu wątpliwości dostrzegają w Bundeslidze czy Premier League. Niemiecka i brytyjska prasa donosi, że rozważane są scenariusze z poszerzaniem lig, tak by ci walczący o awans nie zostali w żaden sposób pokrzywdzeni, a i ci bijący się o utrzymanie nie narzekali, że zabrakło im czasu. To jest rozwiązanie zdecydowanie najtrudniejsze pod kątem obowiązujących regulaminów, premii oraz generalnie: „porządku futbolowego”, ale jednocześnie nie krzywdzi właściwie nikogo.

Jest tu zresztą coś dla romantyków: solidarność środowiska wobec zagrożenia, jedność, gotowość do ustępstw i kompromistów. Jest także dla pragmatyków: żadna liga nie naraża się na procesy, jeśli stojąca nad krawędzią bankructwa Arka zechce procesować się z PZPN-em czy Ekstraklasą SA o to, że z Ekstraklasy spadła niesłusznie.

Mówiąc wprost: to trochę rozwiązanie typu „dupochron” – nie ma ryzyka, że po latach jakiś sąd przyzna rację np. Miedzi Legnica, która będzie dowodzić, że miała prawo myśleć o awansie do Ekstraklasy i o związanych z tym pieniądzach.

Na czym to polega? Cóż, pogodzenie interesów góry i dołu.

Góra zostaje tak jak jest – przyznajemy mistrzostwo Legii Warszawa (w przykładowej Anglii – Liverpoolowi), pucharowiczów układamy według obecnych tabeli. Do wyższych lig awans robią ci z najwyższych miejsc, rozgrywamy ewentualnie przewidziane wcześniej baraże. Ci, którzy mają za sobą 2/3 dobrego sezonu, otrzymują zasłużone nagrody. Natomiast na dole ci, którzy mają przed sobą jeszcze 1/3 sezonu na odwrócenie swoich losów, nie są karani. Zamiast spadków – poszerzamy ligi. W Anglii mówi się nawet o 24 klubach w Premier League, podobnie poszerzona miałaby być Bundesliga. U nas nieco problemów stwarza baraż, ale tutaj też zaimprowizowane mogą zostać różne propozycje – włącznie z dodatkowym meczem ostatniego w tabeli ŁKS-u ze zwycięzcą baraży w I lidze. Zaplecze Ekstraklasy wówczas mogłoby być poszerzone – gdyby awansować całą strefę barażową, nawet do 24 drużyn. Można również zastosować patent analogiczny do powyższego i zwycięzcę baraży w II lidze sparować z ostatnim zespołem zaplecza, by utrzymać 18 drużyn.

Rozwiązanie nieco idylliczne, ale jak pokazują zagraniczne przykłady – brane pod uwagę również przez tych najbogatszych.

W tym wypadku jednak zamiast 5-6 pokrzywdzonych klubów, mamy tak naprawdę „krzywdy” rozłożone na całe ligi, bo kasę z kontraktu TV trzeba byłoby podzielić na zdecydowanie więcej części. O ile w Premier League jest czym dzielić i prawdopodobnie będzie czym dzielić nawet i za pół roku, o tyle w Ekstraklasie przyszłość to jedna wielka niewiadoma.

***
Na teraz pewne wydaje się jedno – decyzji nie podejmie PZPN czy Ekstraklasa SA, decyzji nie podejmie nawet UEFA z FIFA pod ramię. Decyzję podejmie za nas natura, a konkretnie sposób, w jaki rozprzestrzeni się wirus i czas, jaki zajmie walka z nim. W gruncie rzeczy nawet te najczarniejsze scenariusze zakładają, że piłka wróci najpóźniej po wakacjach, z początkiem sezonu 2020/21. I chyba słusznie.

Bo jeśli nie wróci, to cały futbolowy świat trzeba będzie zbudować od zera.

https://weszlo.com/2020/03/14/co-dalej- ... wariantow/
achter
 
Posty: 356
Dołączył(a): 2007-06-24, 4:09 pm
Lokalizacja: Sosnowiec - śródmieście

Re: Przegląd prasy

Postprzez RUDI 2020-03-16, 8:16 pm

Czy ktoś znający osobiście PANIĄ Paulinę Skórę mógłby podziękować jej za bardzo ciekawe artykuły na stronie ?(jakoś nie mogę się zalogować na głównej stronie :-( )
Ostatnio edytowano 2020-03-17, 11:28 am przez RUDI, łącznie edytowano 2 razy
> O KIBICOWANIU WIEM NIEWIELE <
Avatar użytkownika
RUDI
 
Posty: 1881
Dołączył(a): 2009-03-16, 9:23 am

Re: Przegląd prasy

Postprzez achter 2020-03-16, 8:50 pm

https://weszlo.com/2020/03/16/resovia-g ... ns-i-liga/

warto poczytać jakie rozstrzygnięcia są możliwe
achter
 
Posty: 356
Dołączył(a): 2007-06-24, 4:09 pm
Lokalizacja: Sosnowiec - śródmieście

Re: Przegląd prasy

Postprzez August 2020-03-18, 3:50 pm

I kolejny artykuł przede wszystkim o konsekwencjach obecnej sytuacji:

(...)
Nadchodzi zatem czas kryzysu i zaciskania pasa. Choć jeśli na samym zminimalizowaniu kosztów i zmniejszeniu budżetów się skończy, to ludzie polskiej piłki powinni być zadowoleni. Gorzej, jeśli kryzys doprowadzi niektóre kluby do bankructwa. Prezes Animucki przewiduje, że w niekorzystnym scenariuszu do takiej sytuacji może dojść. Bogusław Leśnodorski twierdzi z kolei, że przy mądrze poprowadzonej strukturze kosztów nie ma żadnego zagrożenia na upadek klubów, choć istnieje ryzyko, że będzie trzeba zwolnić część pracowników. Uszczuplenie budżetów jest jednak nieuniknione.

Całość: https://weszlo.com/2020/03/18/czeka-nas ... anie-pasa/
Divina favente clementia Romanorum imperator semper Augustus
August
 
Posty: 14656
Dołączył(a): 2005-04-19, 4:48 pm

Re: Przegląd prasy

Postprzez novack 2020-03-21, 1:28 pm

Jest taki skarb na dnie duszy polskiej zakopany, jak wierność sprawie z pozoru przegranej...
novack
 
Posty: 5685
Dołączył(a): 2006-08-06, 6:55 pm
Lokalizacja: Śródmieście

Re: Przegląd prasy

Postprzez novack 2020-03-22, 7:38 am

Jest taki skarb na dnie duszy polskiej zakopany, jak wierność sprawie z pozoru przegranej...
novack
 
Posty: 5685
Dołączył(a): 2006-08-06, 6:55 pm
Lokalizacja: Śródmieście

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Piłka nożna

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników