Moderatorzy: flex, turku, Landryn, Smazu, krzysiu, LucasUSA, swiezy52
novack napisał(a):Jeśli ktoś może wkleić całość, to uprzejmie uprasza się.
Zagłębie Sosnowiec doświadczyło tego samego co Wisła Kraków. Pomogły "krawaty"
- Nazwa "Zagłębie Sosnowiec" nie kojarzyła się nigdy tak źle jak w tamtych latach. Budynek klubowy był ruiną. Powybijane szyby. Wyrwane kaloryfery. Skradzione telefony... To był obraz nędzy i rozpaczy - mówi Leszek Baczyński, honorowy prezes klubu.
Wisła Kraków walczy o przetrwanie. Zadłużony, źle zarządzany klub może podzielić los innych wielkich sportowych marek, które zapłaciły za podobne grzechy wycofaniem z rozgrywek, a potem odbudową od niższych klas rozgrywkowych. W naszym regionie podobną drogę przeszły GKS Katowice oraz Piast Gliwice. Pierwsze było jednak Zagłębie Sosnowiec, które szybko zderzyło się z brutalną, wolnorynkową rzeczywistością, po długich latach spokoju i dobrobytu napędzanych przez górnicze pieniądze.
Sami zamknęli drzwi
Początek złego na Stadionie Ludowym to rok 1989. Zespół awansuje do ekstraklasy, ale zaczyna brakować na bieżącą działalność. Górnicze pieniądze kończą się na dobre w 1991 roku. Klub przestaje mieć wtedy wsparcie w miejscowej Kopalni Sosnowiec. Nie ma już górniczych etatów. Nie ma pieniędzy na wyjazdy, dożywianie i przede wszystkim na wynagrodzenia. – Pamiętam jedno ze spotkań w siedzibie klubu na Kresowej. Wiemy już, że kończy się pewna epoka, ale chyba nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, co nas teraz czeka. Pytamy o pieniądze dla trenerów. Zdzisław Sierka, który był wówczas dyrektorem, cedzi słowa... „Jakoś to będzie” – mówi po cichu. To „jakoś to będzie” oznaczało ucieczkę niemal wszystkich zawodników. Biedę i upadek, jakiego ten klub nigdy wcześniej nie zaznał – wspomina Leszek Baczyński, były szkoleniowiec, trener i prezes, który za upadek organizacyjny zapłacił zwolnieniem z funkcji pierwszego trenera. – Nie uciekłem jednak z klubu. Zacząłem pracę z młodzieżą – mówi.
Zagłębie przestało być wtedy GKS-em, czyli Górniczym Klubem Sportowym. Teraz o ligowe punkty walczył już Klub Sportowy Zagłębie. W 1992 roku zespół ze Stadionu Ludowego jest już jednak drugoligowcem.
"Złoty kurczak"
Klub starała się ratować garstka działaczy, którzy chcieli kontynuować działalność (co im się na krótki okres czasu udało) pod szyldem Stali Sosnowiec. Za tym projektem stał Krzysztof Kubowicz, lokalny przedsiębiorca, który dorobił się pieniędzy, m.in. handlując pieczonymi kurczakami. Kubowicz do dziś jest wspominany w Sosnowcu jako „Złoty Kurczak”. Stal przetrwała jednak tylko kilka miesięcy i po jednym sezonie spadła do trzeciej ligi. – Do dziś niektórzy kibice opowiadają, że to Marian Dziurowicz [prezes Śląskiego, a potem Polskiego Związku Piłki Nożnej – przyp. red.] nie chciał pozwolić na start Zagłębia w trzeciej lidze. To jednak nie jest prawda. Tego klubu już wtedy nie było. Śląski Związek Piłki Nożnej byłby ostatnim, który zamknąłby przed nami drzwi. Te drzwi zamknęliśmy sobie sami – mówi Baczyński. 15 sierpnia 1993 roku Sąd Rejonowy w Dąbrowie Górniczej ogłosił upadłość klubu i w konsekwencji jego likwidację.
A po co to komu?
W sezonie 1993/94, dzięki pomocy Urzędu Miasta oraz Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, drużyna przystąpiła do rozgrywek klasy okręgowej. Tyle że nie pod szyldem Zagłębia, a MOSiR-u. – Nazwa „Zagłębie Sosnowiec” nie kojarzyła się nigdy tak źle jak w tamtych latach. Budynek klubowy był ruiną. Powybijane szyby. Wyrwane kaloryfery. Skradzione telefony... To był obraz nędzy i rozpaczy – mówi Baczyński. Początkowo klubem kieruje – z ramienia MOSiR-u – jego dyrektor Maciej Opalski. – To był bardzo energiczny człowiek. Pomysłów nigdy mu nie brakowało – mówi Baczyński.
Mało kto wie, ale w latach 90. w jednym z pokoi w budynku klubowym działała... agencja towarzyska. Każdy pomysł na zarobienie pieniędzy był bowiem warty rozważenia.
W 1995 roku na piłkarską mapę Polski wraca Zagłębie, ale już z dodatkiem STS, czyli Sosnowieckie Towarzystwo Sportowe. – Przy okazji turnieju, jaki odbył się w hali w Milowicach, spotkało się około osiemdziesięciu osób, które chciały coś zrobić dla Zagłębia. Zaproponowałem na drugi dzień kolejne spotkanie. Tym razem w klubie. Przyszło piętnaście osób. Potem zostało może z siedem. Ale to już był ten dobry zaczyn. Wziąłem to na swoje barki. Do pomocy miałem Andrzeja Adamczyka, który został wiceprezesem. Zaczęliśmy działać. Wielu przedsiębiorców dostawało wtedy drgawek na nazwę „Zagłębie”. Klub kojarzył im się z długami i nierzetelnością. – Ale my jesteśmy nowe Zagłębie – tłumaczyłem. – A po co to komu? – słyszałem w odpowiedzi.
Pięć złotych za trening
Baczyński zaczął wtedy tworzyć swoje „krawaty”, czyli długie listy, na których zapisywał kolejnych darczyńców i sponsorów, którzy jednak chcieli wesprzeć jego projekt.
– Nowy zespół tworzyliśmy na bazie naszych wychowanków [z roczników 1976-80 – przyp. red.] i byłych zawodników. W 1996 roku trener Krzysiek Tochel poprowadził Zagłębie do pierwszego awansu, do czwartej ligi. Przyszedł potem do mnie z taką propozycją. „To może moglibyśmy teraz zacząć płacić pięć złotych za trening”. – Co?! Myślałem, że go uduszę – śmieje się Baczyński. Pieniądze się znalazły, a piłkarze z chęcią zaczęli trenować zamiast trzy, pięć razy w tygodniu.
– W 2000 roku byliśmy już w drugiej lidze [dzisiaj to liga pierwsza – przyp. red.]. W kadrze miałem samych wychowanków. Zero kosztów za dodatkowe mieszkania, samochody, dojazdy. Szukaliśmy finansowego wsparcia, a i tak nie było chętnych. Nikt nie chciał Zagłębia. Udało się dopiero w 2001 roku, gdy klub przejęli Włosi. Znowu było dostatnio, ale już beze mnie. Podziękowano mi za pracę – kończy Baczyński, który potem jeszcze dwa razy wracał, żeby wyciągać klub z finansowych tarapatów.
Adam1906 napisał(a):novack napisał(a):Jeśli ktoś może wkleić całość, to uprzejmie uprasza się.
Proszę uprzejmie (...)
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników