Moderatorzy: flex, turku, Landryn, Smazu, krzysiu, LucasUSA, swiezy52
August napisał(a):Tę przewrotkę Ryśka na 2-2 z Lechem pamiętam do dziś. Stadiony świata.
novack napisał(a):http://sosnowiec.wyborcza.pl/sosnowiec/7,93867,24351669,przyjechal-jawa-380-i-oczarowal-kibicow-zaglebia-sosnowiec.html#s=BoxLoSoMT&a=183&c=110
Adam jest sprawa, trzeba to... "rozkodować" z góry dzięki.
Przyjechał jawą 380 i oczarował kibiców Zagłębia Sosnowiec. Pamiętny debiut
To był jeden z najbardziej pamiętnych debiutów w barwach Zagłębia Sosnowiec. Trzy pierwsze mecze, trzy gole. Ostatni w 90. minucie meczu z Lechem Poznań. Na remis, przewrotką. Tak przywitał się z ligą Ryszard Czerwiec, późniejszy czterokrotny mistrz Polski i reprezentant kraju.
– Gdy przyszedłem do Zagłębia, to mówili „młody, utalentowany”. Tymczasem dziś powiedzieliby pewnie „zawodnik do gry”. Teraz w lidze debiutują nastolatki, ale na początku lat 90. zdarzało się to bardzo rzadko. Mając 21 lat na karku, uchodziłem więc za młodziaka – uśmiecha się.
Czerwiec trafił do Zagłębia Sosnowiec z Victorii Jaworzno. Wcześniej taką samą drogę pokonał Jan Urban, więc nic dziwnego, że oczekiwania były podobne. – Chrapkę miał też wtedy na mnie Hutnik Kraków. Zagłębie już się wtedy mocno chwiało, ale to jednak była pierwsza liga. Byłem jej bardzo ciekawy. Hutnik grał o klasę niżej. To zadecydowało – wspomina.
Biegamy z palców
Czerwiec grał wcześniej tylko w czwartej lidze, ale do rywalizacji z najlepszymi był przygotowany. – W Victorii wiele dla mnie znaczył trener Mirosław Gajdek. Mieszkaliśmy na jednym osiedlu, więc miał na mnie oko. Nie tylko podczas treningów. Zwracał mi uwagę na wiele rzeczy. Chociażby na to, żeby biegając nie odbijać się z pięt, tylko z palców. Kiedyś dorwał mnie pod blokiem, gdy jeździłem na rowerze. I też zaczął mówić, że na pedały mam stawiać palce, a nie pięty. Dobry człowiek. Już w tamtych czasach wiele mówił o diecie. O tym, żeby się zdrowo prowadzić. Nigdy nie oszczędzałem się na treningach, a najbardziej ceniłem sobie zajęcia indywidualne. Wiadomo, jak to jest. Gdy trening zespołu trwa godzinę, to przynajmniej połowa tego czasu, to oczekiwanie na wykonanie jakiegoś ćwiczenia. Gdy pracujesz przez godzinę sam, to zasuwasz przez godzinę – opowiada.
W 1989 roku Zagłębie wracało w szeregi najlepszych. W drużynie trenera Józefa Gałeczki prym wiedli doświadczeni Marek Bęben, Karol Kordysz czy Janusz Gałuszka. – W lidze grali wtedy niemal wszyscy reprezentanci Polski. Zżerała mnie ciekawość, jak to będzie? Jak wypadnę na ich tle. Trener Gałeczka postawił na mnie z marszu. Od pierwszego meczu. To był wymarzony początek. Pierwszy mecz i pierwszy gol, który dał nam remis w meczu z Jagiellonią Białystok (1:1). Potem przyszła wygrana z Wisłą Kraków (2:1) i moje drugie trafienie. W trzeciej kolejce na Ludowy przyjechał Lech Poznań. Przegrywaliśmy już 0:2. Kontaktową bramkę strzelił Tomek Kulawik, a w 90. minucie doprowadziłem do wyrównania. To był pamiętny gol. Jeden z najważniejszych w mojej karierze. Trafiłem wtedy po uderzeniu przewrotką. Kibice oszaleli z radości – uśmiecha się.
Autobusy i tramwaje
Czerwca można było wtedy spotkać w sosnowieckich tramwajach i autobusach. – Początkowo dojeżdżałem do Sosnowca autobusem linii 301, który jechał z Chrzanowa. Pod dworcem PKP przesiadka na tramwaj i jazda pod stadion. Potem dojeżdżałem motorem – Jawą 380. A na koniec pobytu w Sosnowcu miałem już pomarańczowego malucha. Teraz na stadionowych parkingach można zobaczyć naprawdę niezłe auta. Przed laty jednak i mały fiat był powodem do domu. Ile osób w moim wieku miało wtedy samochód? – pyta.
W pierwszym sezonie po awansie Zagłębie z trudem, ale jednak obroniło miejsce w elicie. Sosnowiczanie finiszowali tuż nad kreską. Spadły Widzew Łódź i Jagiellonia. – To był czas przełomu, który nie oszczędził też Zagłębia. Gdy przychodziłem do Sosnowca, to w klubie były jeszcze górnicze etaty. Szybko jednak odcięto nas od tych pieniędzy. Nastała nowa rzeczywistość. Pieniądze trzeba było pozyskać w inny sposób. Zaczęły się transfery zawodników. Osłabianie zespołu. W kolejnym sezonie byliśmy już tylko chłopcem do bicia. W 30 meczach zdobyliśmy tylko dziesięć punktów. Byliśmy ostatni. Spadlibyśmy z hukiem, gdyby nie reorganizacja rozgrywek. PZPN powiększył ligę do 18 drużyn. Spadł nam z nieba baraż z Jagiellonią – wspomina.
Niewiarygodny mecz
To był pamiętny dwumecz. Zagłębie po porażce na własnym stadionie (0:2) jechało na rewanż jak na ścięcie. Zdarzył się jednak piłkarski cud. – Dużo meczów rozegrałem. Dużo pamiętam, ale ten był absolutnie wyjątkowy. Pierwszy mecz nam totalnie nie wyszedł. Zmarnowałem wtedy znakomitą okazję. Szedłem z piłką od połowy. Minąłem ze czterech rywali. Na koniec jednak okazję zmarnowałem. Jagiellonia, którą wtedy prowadził trener Janusz Wójcik, pewnie nas wypunktowała. Na rewanż jechaliśmy jak na stracenie. Daleka droga, więc był czas, żeby się do końca zdołować... Strzeliliśmy jednak gola. Po przerwie dołożyliśmy drugiego. Wstąpiły w nas wiara i nowe siły. A piłkarze z Białegostoku zaczęli się bać. Dogrywka była nerwowa i dramatyczna. Po czerwonej kartce boisko opuścił Piotrek Mandrysz, a potem straciliśmy jeszcze z powodu kontuzji Rafała Wencka. Kończyliśmy więc w dziewiątkę. Podszedłem do pierwszego karnego. Wpadło! Rywale zaczęli się mylić, a my trafialiśmy wszystko. Niewiarygodna historia. To był ogromny sukces tamtej drużyny – mówi.
Kolejny sezon Zagłębie zaczęło obiecująco. Drużynie pomógł transfer Marka Koniarka. Dobry sezon rozgrywał filigranowy pomocnik Adam Kucz. – Zdążyliśmy ograć 4:1 Lecha Poznań, który był wówczas mistrzem Polski i... wszystko się posypało. Pieniędzy brakowało już na wszystko – dodaje Czerwiec.
Widzew przebił GKS
Pomocnik dograł sezon do końca. Zagłębie spadło z ligi, a Czerwiec zaczął się zastanawiać nad swoją przyszłością. – Żadnego menedżera wtedy nie miałem. Kluby natomiast miały ludzi do agitowania zawodników. Pewnego dnia do moich drzwi zapukał człowiek z ofertą Widzewa Łódź. Byłem zdziwiony, ale co mi szkodziło porozmawiać. Potem pojawiła się jeszcze oferta z GKS-u Katowice. Byłem na rozmowie z Marianem Dziurowiczem. Ostatecznie wybrałem jednak na Widzew. Pewnie także za sprawą Marka Koniarka, bo to on namawiał działaczy Widzewa, żeby na mnie postawili – podkreśla.
W Łodzi Czerwiec świętował dwa tytuły mistrza Polski. Dwa kolejne dołożył w barwach Wisły Kraków. Rozegrał 28 meczów w reprezentacji Polski. O Zagłębiu nie zapomina. – Jak jest czas, to zaglądam na Stadion Ludowy. Grywam też w drużynie oldbojów. Na przyszłość pierwszej drużyny patrzę z nadzieją. Jesienią uciekło im trochę punktów na własne życzenie. Powinni wygrać ze Śląskiem Wrocław, Górnikiem Zabrze... Kilka punktów więcej i zima byłaby łatwiejsza. Zespół czułby się mocniejszy psychicznie. Walka o utrzymanie na pewno nie jest jeszcze przegrana. Ten region potrzebuje drużyny w ekstraklasie – kończy.
Piotrek34 napisał(a):https://sport.interia.pl/pietrzak-o-biezacej-sytuacji-w-wisle-krakow-i-swoim-kontrakc-video,vId,2631252
August napisał(a):Pamiętam, że początek był jeszcze całkiem niezły. I z perspektywy czasu paka była nienajgorsza choć zdaje się po awansie odszedł od nas Grzesiek Waliczek. Jeszcze w ramach nagrody za awans kopalnie sfinansowały dla piłkarzy chyba po magnetowidzie i samochodzie. No, ale pod koniec roku zaczęły się przemiany.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników