Fragmenty z książki Reissa dotyczące Smudy:
(...)Smuda miał swoją ulubioną strategię. Przywiązał się do systemu gry jednym napastnikiem, rozbijającym się ze środkowymi obrońcami rywali i robiącym miejsce dla wchodzących z drugiej linii pomocników (np. Lewandowskiego, Stilicia, Peszki czy Murawskiego). Na polskie podwórko taka taktyka nawet wystarczała, choć młodzi trenerzy, z bardzo dobrym przygotowaniem taktycznym (np. Probierz, Płatek, Skorża czy również Michniewicz), zaczęli stosować ustawienia skutecznie niwelujące ulubioną „układankę” boiskową trenera Smudy (stąd też być może taka liczba remisów w drugiej części sezonu 2008/2009). Nawet w grupie Pucharu UEFA wersja systemu 4-5-1 według „Franza” była wystarczająca do uzyskiwania ciekawych rezultatów, by rywale najwyraźniej nas przed meczem lekceważyli, nie poświęcając dosyć czasu na rozpracowanie naszej taktyki. Ale Udinese – mając jeden mecz doświadczenia więcej – tak nas taktycznie „nakryło czapką” w drugiej połowie rewanżowego meczu we Włoszech, że w tych 45 minutach straciliśmy nie tylko 2 bramki. My po prostu nie istnieliśmy, a co gorsza – według mnie – trener nie miał pomysłu na zmianę strategii gry Lecha. Zresztą, jak tutaj coś zmieniać, skoro nie ma się żadnych dobrze przetrenowanych alternatyw taktycznych. (…)
(...)Nie przypominam sobie, bym słyszał z ust „Franza” jakąkolwiek pochwałę w kierunku współpracowników. Zawsze uważał, że tylko on wie, jak pracować z zespołem, więc nawet badania medyczne miał zamiar programować według własnej wizji, co oznaczało w praktyce… że badań medycznych nie będzie lub nikt ich nie będzie czytał. Blisko dwa lata wysokiej klasy specjaliści przekonywali go do analiz i sposobu badań oraz znaczenia odpowiedniej diety. Gdyby trener wcześniej przekonać się do współczesnych metod szkoleniowych, prawdopodobnie Lech jeszcze szybciej zdobyłby wytrzymałościową i motoryczną przewagę, którą miażdżył swoich polskich przeciwników w 90. minutach spotkania.We współczesnym futbolu jest coraz mniej miejsca dla trenerów, którzy wiedzą wszystko lepiej od sztabu fachowców. Wszystkowiedzący trener to chyba jeden z reliktów chorej polskiej piłki lat 90. Dzisiaj trzeba mieć współpracowników, którzy na międzynarodowych konferencjach szkolą się i podpatrują specjalistów z najlepszych klubów na świecie.(...)
(...)Oto „Franz” przed innym ważnym mecze z zespołem Wisły Kraków zadecydował, że robi gierkę „na Maksa”, czyli mówiąc w żargonie piłkarskim „totalna kosa”. I tak kolejno z powodu kontuzji boisko opuścił Wojtkowiak, a następnie ciężko sfaulowany został Lewandowski. Ivan Turina, który obserwował gierkę z perspektywy bramkarza, wyraził głośno swoje oburzenie, by na dwa dni przed ważnym meczem tak nawzajem się wykańczać. Specyficznie zrozumiał to Smuda, którego decyzja była jasna – chłopiec pyskuje, więc już nie zagrał! Skąd wzięła się informacja do mediów o grypie Turiny – tego doprawdy nie jestem w stanie pojąć. Może faktycznie zakaszlał parę razy w klubowym budynku? Tym bardziej zadać należy pytanie: czy „totalna kosa” pomogła nam w meczu z Wisłą, który u siebie zremisowaliśmy 1:1, goniąc przez większą część meczu wynik? (…)
(...)Nie byłbym jednak uczciwy, gdybym nie doceniał potencjału Franciszka Smudy na stanowisku tzw. selekcjonera. Niezależnie od tego, co spotkało mnie w Lechu za jego „rządów”, twierdzę, że to jeden z najlepszych dziś kandydatów na objęcie schedy po Leo Beenhakkerze i prowadzenie reprezentacji Polski. „Franz” ma bowiem naprawdę niezłe wyczucie w kwestii doboru gwiazd, co uważam za najważniejszą cechę selekcjonera reprezentacji. Pozówlny mu dobierać spośród setek dobrych polskich piłkarzy. Tych najlepszych dwudziestu. Smuda sobie poradzi, bo ma „nosa” i cecha ta na tym stanowisku wydaje się nawet ważniejsza niż warsztat trenerski. I gdyby to ode mnie zależało, schedę po Leo Beenhakkerze oddałbym właśnie w ręce Franciszka Smudy (tak, tak, powtarzam: Smudy) (...)
Warto przeczytać całość artykułu: http://www.weszlo.com/news/3935